21 sierpnia. Podczas wielkich międzynarodowych zlotów uwagę przykuwają głównie wystąpienia, seminaria i dyskusje z udziałem najważniejszych osób z politycznego świecznika. Kamery telewizyjne nie zawsze zaglądają za kulisy, a tam można zobaczyć czasem niespodzianki. Tak było i podczas drugiego forum Rosja-Afryka. I choć od jego zamknięcia minęło już sporo czasu, warto wrócić do niektórych kuluarowych wątków.
Czujne oko dziennikarzy śledczych z grupy Bellingcat spoczęło na ciekawym uczestniku rozmów delegacji Rosji i Mali. Okazał się nim generał major Andriej Awierjanow, wysoko postawiony funkcjonariusz GRU (wywiad wojskowy), mocno zakonspirowany. Jego nazwisko pojawiało się kilka lat temu w związku ze sprawą otrucia Siergieja i Julii Skripalów, bułgarskiego biznesmena Emiliana Gebrewa oraz tajemniczymi eksplozjami w magazynach wojskowych w Czechach (pisałam o tych wypadkach na blogu http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2018/09/13/dwoch-panow-w-jednym-lozku-patrzy-na-katedre-w-salisbury/; http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2019/05/25/pulkownik-zawsze-dzwoni-dwa-razy/; http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2021/06/11/trucizna-trucizna-jeszcze-wiecej-trucizny/; http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2020/08/29/nawalny-stan-ciezki-stabilny/). Dziennikarze Bellingcat przyglądali się aktywności Awierjanowa nie od dziś. „Generał jest szefem oddziału odpowiedzialnego za tajne agresywne operacje GRU (otrucia nowiczokiem, zabójstwa, eksplozje). Jestem pewien, że afrykańscy liderzy docenią jego nowy kierunek działalności” – napisał Christo Grozew. W swoim wpisie w mediach społecznościowych zasugerował, że Awierjanow musiał pójść w górę, skoro za swe wątpliwe usługi został nagrodzony pojawieniem się u boku samego Putina.
Rządzone przez juntę Mali znalazło się w sferze podwyższonego zainteresowania Rosji w związku z niedawnymi wydarzeniami: wycofaniem misji pokojowej ONZ i oddziałów francuskich i rozpostarciem nad stolicą tego kraju parasola ochronnego przez Grupę Wagnera.
No właśnie, Grupa Wagnera. Od zadziwiającego jednodniowego puczu i „marszu sprawiedliwości” minęły dwa miesiące. Zamiast (choćby symbolicznej) gilotyny za wzniecenie buntu, zestrzelenie samolotów i śmigłowców oraz wystawienie rachunków Putinowi Prigożyn i jego zbrojna ferajna otrzymali nowe zadania. Pod koniec czerwca podczas spotkania na Kremlu dwaj panowie P. coś ustalili (nie do końca wiadomo, co mianowicie), potem napływały sprzeczne informacje co do tego, jakie ustalenia pozostają w sile (https://www.tygodnikpowszechny.pl/zakrety-i-poslizgi-prigozyna-co-dalej-z-szefem-grupy-wagnera-183987).
Na początku forsowano informacje, że wagnerowcy zostaną przeniesieni na Białoruś. Być może część się tam chwilowo rozlokowała, już nawet chcieli maszerować na Rzeszów, jak zapowiadał uzurpator Łukaszenka, mający własne chytre rachuby związane z najemnikami. Można przypuszczać, że niewiele udało mu się ugrać (np. zapewne nie wyciągnął od Putina kaski na utrzymanie formacji), bo po krótkim okresie euforii białoruski dyktator przestał się publicznie podniecać tematem.
Spekulacji na temat dalszych losów Grupy było co niemiara. Czy Grupa została de facto rozformowana czy przechodzi tylko przez ucho igielne w poszukiwaniu nowych źródeł finansowania i nowych zadań specjalnych? W „Nowej Gazecie. Europa” można było przeczytać reportaż o bazie Molkino w Kraju Krasnodarskim, która przez wiele lat służyła „wagnerom” jako ośrodek szkoleniowy, a teraz stoi pusta. Wywieziono z niej ludzi i sprzęt (https://novayagazeta.ru/articles/2023/07/27/otlet-valkirii). Pojechali do Afryki? Do Syrii? Do Libii? Na wczasy? Podobno co najmniej połowa poszła na urlop, żeby się bez potrzeby nie plątać pod nogami, gdy zapadają ważne decyzje.
A co z Prigożynem? Podczas forum Rosja-Afryka w mediach społecznościowych pojawiło się zdjęcie herszta rzezimieszków z Grupy Wagnera, ściskającego dłoń przedstawiciela Republiki Środkowoafrykańskiej (https://t.me/fontankaspb/42938). Petersburska gazeta „Fontanka” twierdziła, że fotkę cyknięto w hotelu Gresini, należącym do rodzinki Prigożyna. To zdjęcie skradło show Putinowi, który przyjechał na forum do Petersburga, aby pokazać światu, że to on rozdaje karty w Afryce, tymczasem większym zainteresowaniem mediów i publiczności cieszył się zbuntowany bandzior.
W Telegramie w tym czasie kolportowano wiadomości, że firma CzWK Wagner (której to wedle słów Putina już rzekomo nie ma) rozpoczęła nabór chętnych na wyjazd do Afryki. Pięćset osób ma zostać wysłanych do Libii. Oferowane wynagrodzenie – 190 tys. rubli miesięcznie.
A więc jednak Afryka.
Na potwierdzenie dzisiaj Jewgienij Prigożyn zamieścił w mediach społecznościowych krótkie nagranie. Mówi, że jest w Afryce, gdzie Grupa Wagnera „wzmacnia obecność”: „Pracujemy. Temperatura plus pięćdziesiąt stopni. To jest to, co lubimy najbardziej. Grupa Wagnera prowadzi rozpoznanie. Czyni Rosję jeszcze bardziej potężną na wszystkich kontynentach! A Afrykę bardziej wolną. Sprawiedliwość i szczęście dla afrykańskich narodów. Dla Państwa Islamskiego, Al-Kaidy i innych bandytów nastały gorące dni, damy im popalić. Werbujemy prawdziwych mocarzy i nadal wykonujemy zadania, które zostały przed nami postawione i co do których obiecaliśmy, że je wykonamy” (https://t.me/grey_zone/20134). Czysta poezja.