Kondolencje od prezydenta

25 sierpnia. „Prigożyna znałem od dawna, jeszcze z lat 90., to był człowiek o skomplikowanym losie” – tak Władimir Putin zaczął krótką notę wspomnieniową poświęconą głównemu hersztowi Grupy Wagnera. Jewgienij Prigożyn (najprawdopodobniej) zginął w dziwnej katastrofie lotniczej pod Twerem 23 sierpnia. Opisałam ten wypadek w Rosyjskiej ruletce: https://www.tygodnikpowszechny.pl/prigozyn-zostal-wyeliminowany-z-gry-184419?overridden_route_name=entity.node.canonical&base_route_name=entity.node.canonical&page_manager_page=node_view&page_manager_page_variant=node_view-panels_variant-0&page_manager_page_variant_weight=-10


Putin poruszył temat, który odbił się szerokim echem w Rosji i na świecie, dopiero po upływie doby. I wybrał półoficjalną okazję: rozmowę z Denysem Puszylinem z tzw. Donieckiej Republiki Ludowej. Podczas spotkania obecne były kamery telewizyjne, które zarejestrowały wypowiedź prezydenta. Złożył on kondolencje rodzinom ofiar katastrofy: „To zawsze tragedia”. Wypowiedź została skonstruowana zgodnie z zasadami prawdy hybrydowej. Putin nie powiedział wprost, że Prigożyn nie żyje, że zginął w tej katastrofie, ale mówił o nim wyłącznie w czasie przeszłym: „Popełniał w życiu wiele poważnych błędów, ale i osiągał założone cele. I dla siebie, i wtedy, gdy prosiłem go o to dla wspólnej sprawy, jak to było w ostatnich miesiącach”. To był utalentowany biznesmen, który pracował poza granicami Rosji.

„Jeżeli na pokładzie znajdowali się dowódcy Grupy Wagnera – a wstępne dane o tym mówią – to chciałem zaznaczyć, że to ludzie, którzy wnieśli istotny wkład w naszą wspólną sprawę walki z neonazistowskim reżimem na Ukrainie. Pamiętamy o tym i nie zapomnimy” – kontynuował wywód Putin i zakończył stwierdzeniem, że śledztwo na pewno wyjaśni wszystkie okoliczności katastrofy. No tak, na pewno.

Wczorajsze deklaracje o braterstwie broni z wagnerowcami nie pasują do słów, jakie Putin wypowiedział pod ich adresem dwa miesiące wcześniej. W wystąpieniu telewizyjnym nazwał ich wtedy zdrajcami. Jak mówi popularne rosyjskie powiedzonko: „słów w piosenki nie wyrzucisz”. Co zostało powiedziane, tym bardziej przed kamerą, pozostaje w archiwach.

Gdy samolot Prigożyna spadł na ziemię, prezydent bawił (i bawił się) na imprezie w Kursku z okazji 80.rocznicy bitwy na Łuku Kurskim: (https://www.youtube.com/watch?v=Uq3Mp2EhOQo). Przemawiał i wręczał nagrody i odznaczenia „nowym bohaterom”, czyli uczestnikom specjalnej operacji w Ukrainie. Nie mogłam się opędzić od narzucającego się skojarzenia, może wręcz zbyt oczywistego, z finałową sekwencją filmu „Ojciec chrzestny”: Michael Corleone przed ołtarzem wyrzeka się ducha złego, trzymając do chrztu swego siostrzeńca, a w tym czasie jego siepacze rozprawiają się z wrogami (zdrajcami, którzy sprzeniewierzyli się mafii).

Media społecznościowe przypomniały też w tym kontekście fragment wywiadu Putina (z 2018 r.), w którym na pytanie dziennikarza: – Czy potrafi pan wybaczać? – Władimir Władimirowicz odpowiada: – Tak, ale nie wszystko. – A czego pan nie wybacza? – Zdrady.
Mafijny kodeks dyktatora za zdradę przewiduje karę. Nie ma przebaczenia. Może być tylko zwłoka (proszę wybaczyć ten kalambur).

Politolożka Tatiana Stanowaja w Telegramie przytacza słowa Aleksieja Diumina (gubernator obwodu tulskiego, niegdyś osobisty goryl Putina, przez wielu obserwatorów lansowany na następcę, w czasie buntu Prigożyna odegrał najprawdopodobniej zakulisową rolę negocjatora): „Można wybaczyć błędy, a nawet tchórzostwo, ale zdrady – nigdy. Zdrajcami oni nie byli”. Stanowaja komentuje: „Dziwne i wewnętrznie sprzeczne oświadczenie. Może być bardziej zrozumiałe, jeżeli popatrzeć na to jak na taki zaoczny spór z prezydentem, a nawet jak na apel do niego. Diumin jak gdyby zgadza się, że tak: zdrajcom należy się śmierć, ale jednocześnie zaprzecza, że Prigożyn był zdrajcą. To rzecz subiektywna. Ale odczucia takich ludzi jak Diumin można zrozumieć: oni uważają, że takie postaci jak Prigożyn, pomimo błędów, nie zasługują na taką śmierć”. Zacytuję jeszcze jeden komentarz Stanowej, wydaje mi się ciekawy, łączący kilka istotnych wątków: „Niezależnie od tego, jakie były przyczyny katastrofy samolotu, wszyscy będą widzieć w tym akt zemsty. A Kreml nie będzie temu specjalnie przeszkadzać [tak na marginesie – rzecznik Putina cały w pąsach zaprzeczał dziś, że Kreml miał cokolwiek wspólnego z katastrofą – AŁ]. Z punktu widzenia Putina, a także wielu siłowików, śmierć Prigożyna powinna być lekcją dla potencjalnych chętnych do wzniecania buntów. Prigożyn przestał być Putinowi potrzebny po buncie. Chodziło tylko o to, czy Prigożyn przeżyje. Po buncie przestał być partnerem władzy i w żadnych okolicznościach nie miał szans, by przywrócić sobie ten status. Również nie zostało mu wybaczone. Był potrzebny jeszcze przez jakiś czas, aby bezboleśnie zakończyć demontaż Wagnera w Rosji i wyprowadzić resztki na Białoruś pod nowe dowództwo. […] Żywy, pełen werwy, radości i nowych pomysłów Prigożyn był zagrożeniem dla władzy i ucieleśnieniem politycznego upokorzenia Putina. Dla znacznej części konserwatywnej społeczności Prigożyn zasłużył na śmierć. Nawet ci, którzy z nim sympatyzowali, bunt potępili, uważając, że to osłabia władzę w warunkach wojny”.

Sic transit gloria russkij mundi.

Ciąg dalszy nastąpi.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *