Zwycięstwo kremlowskiego pomazańca Dmitrija Miedwiediewa w plebiscycie 2 marca było z góry wiadome. Nikogo nie zaskoczył wynik – 70 procent poparcia. Na Kremlu już dawno policzono, że tak będzie najlepiej.
Przedstawienie propagandowe, które z uporem godnym lepszej sprawy nazywano wyborami prezydenta Rosji, zostało odegrane. Ale wartość techniczna i poziom artystyczny tego marnego spektaklu pozostawia wiele do życzenia. Centralna Komisja Wyborcza i jej naburmuszony przewodniczący Czurow (zwany Chottabyczem nie tylko ze względu na fizyczne podobieństwo do tego dżina z bajki) przez cały wczorajszy wieczór i dzisiejszy poranek przenosili dziennikarzy z realu do matriksu, prezentując oficjalne wyniki, dziwnie podobne do rezultatów przedwyborczych sondaży.
I w matriksie Chottabycza wszystko się zgadzało. Gorzej w realu. Zdaniem obserwatorów i niezależnych komentatorów dosypano 15, może 20 procent głosów. Sfałszowano dane o frekwencji. Na przykład Inguszetia stawiła się – wedle oficjalnych danych – w 90 procentach. Wedle nieoficjalnych w głosowaniu wzięło udział 3,5 proc. Trochę się nie zgadza, ale Chottabycz nie przyjmuje do wiadomości zarzutów i poważnie traktuje sprawozdania lokalnych władz. Dane o frekwencji potężnie rozjechały się Centralnej Komisji Wyborczej już podczas grudniowego głosowania na deputowanych do Dumy Państwowej. Oficjalne wyniki uwierzytelnione przez Chottabycza wskazywały na niezwykłą aktywność Inguszy: 98 procent! Tymczasem Ingusze stwierdzili, że tego kalibru kłamstwa nie są w stanie znieść i zorganizowali akcję „Ja nie głosowałem”. Zaufani ludzie chodzili od wioski do wioski, od domu do domu i zbierali deklaracje. Na 168 tys. zarejestrowanych wyborców 87 tys. potwierdziło, że nie było na grudniowych „wyborach”. Wczoraj najwidoczniej doszli do wniosku, że w ogóle nie pójdą, bo to nie ma sensu. Mimo to w oficjalnych papierkach wykazano konsolidację narodu inguskiego wokół idei głosowania na Miedwiediewa. Proszę zwrócić uwagę na subtelną korektę nieprawdopodobnych 98 proc. z grudnia do 90 proc. z marca. Równie nieprawdopodobnych zresztą.
Inny sposób na dodanie głosów zaprezentował szef petersburskiego „Jabłoka” (partia opozycyjna, która nie wystawiła kandydata w wyborach, zawczasu obwołując ten quasi-wyborczy akt farsą) Maksim Rieznik obszedł kilka komisji wyborczych. W każdej mówił, że nie wziął z urzędu w swoim miejscu zamieszkania odpowiedniego zaświadczenia, ale bardzo chciałby zagłosować na Miedwiediewa. Zebrał w ten sposób siedem kart do głosowania, które zaprezentował w lokalnej telewizji. W nocy został zatrzymany. Podobne eksperymenty w Moskwie też dały niezłe żniwo – niemal wszędzie można było zagłosować na pałę. Ile kart do głosowania rozdano „na słowo honoru”? Ile razy można było zagłosować systemem „karuzeli”? Jak podwyższyło to frekwencję? Tego Chottabycz nie poda do publicznej wiadomości.
Przed lokalami wyborczymi milicja pilnie sprawdzała, czy ludzie nie wynoszą kart do głosowania. Wobec kilku śmiałków, którzy się na to poważyli, zastosowano metody bezpośredniej perswazji – wybito im takie numery z głowy pięścią albo i pałką. Odnotowano wiele przypadków publicznego darcia kart na znak protestu przeciwko fałszerstwom (milicja klasyfikowała takie wyczyny jako zakłócanie porządku publicznego). Obserwator, który próbował zapobiec dorzuceniu do urny 150 kart, został zatrzymany i odwieziony do prokuratury.
Władzom zależało, żeby frekwencja była duża, żeby legitymacja nowego prezydenta została przyozdobiona poparciem społecznym. Toteż namawiano wyborców i w taki sposób: pracownicy zakładów budżetowych mieli głosować w swoim miejscu pracy, a nie zamieszkania. Dyrektor miał dopilnować, by przyszli wszyscy. Jeśli chcesz tu popracować, to musisz zagłosować.
Prezydent Putin, który odchodzi, ale zostaje, prezentował wczoraj doskonały nastrój. Demokracja i inne przyjemne abstrakcyjne słówka lały się z jego uśmiechniętych ust szerokim strumieniem. Miedwiediew mu, ciągle jeszcze nieśmiało, wtórował.
Co dalej, Rosjo? Jaki będzie ten Miedwiediew? Czy stworzony przez ostatnie miesiące wizerunek liberała dbającego o zwykłe sprawy zwykłych ludzi, zwolennika wolności i swobód obywatelskich długo się utrzyma? Można w to wątpić. Ale z drugiej strony tak mało wiadomo o zakulisowych ustaleniach grona decyzyjnego na Kremlu. Nie wiem, jak umówili się Putin z Miedwiediewem. Nie wiem, jaki jest plan rządów tandemu. W realu wszędzie się zrobiło jakoś ślisko. Tylko w matriksie Chottabycza wszystko się zgadza.