Archiwa tagu: Stalin

Laleczka wudu i muzeum strażników GUŁagu

5 marca. Magiczne rytuały dalekiego Haiti zawędrowały na Ural. Tamtejsi aktywiści ruchu Antymajdan, mającego strzec Kreml przed kolorowymi rewolucjami, wystąpili ze szlachetną inicjatywą: będą sprzedawać laleczki po tysiąc rubli, a zebrane pieniądze przekażą na przedszkola Doniecka. Piękny gest, nieprawdaż? Przy bliższym zaznajomieniu się z akcją okazuje się wszelako, że nie są to zwyczajne laleczki, a laleczki magiczne, na dodatek odpowiednio uświadomione politycznie. Laleczki wudu są rozprowadzane przez Antymajdan w komplecie z igłami i naklejkami. Naklejki to twarze amerykańskich i ukraińskich liderów, którzy – jak twierdzi Antymajdan – doprowadzili do zmiany władzy w Kijowie.

Antymajdanowcy mają usta pełne prawosławnej pobożności, ciekawe, jak to zamierzają pogodzić z pogańskimi rytuałami magicznymi? W kulcie wudu nakłuwanie igłami woskowych laleczek to groźny zabieg magiczny, mający przyczynić szkodę wrogowi lub wręcz go uśmiercić. Cerkiew na razie nie zajęła stanowiska w sprawie koncepcji zwalczania wrogów poprzez praktyki czarnej magii.

Kierownictwo Antymajdanu zwołało dziś konferencję prasową, na której kategorycznie wyparło się jakichkolwiek związków z zamordowaniem Borysa Niemcowa. O tym, że sprawcami mogą być antymajdanowcy, pisał m.in. w ostrym tekście na blogu Aleksiej Nawalny: „Jak mówili klasycy teatru, jeśli w pierwszym akcie na scenie wiszą bandyci z Antymajdanu albo brodaci basmacze, to w trzecim akcie powinni zacząć strzelać”. Jeden z ideologów Antymajdanu, Nikołaj Starikow, stwierdził, że taką samą odpowiedzialność za rozpalanie atmosfery nienawiści ponoszą opozycjoniści, którzy są nietolerancyjni wobec ludzi o innych poglądach i ponadto są rusofobami. Jego zdaniem, Niemcow był pierwszą ofiarą Majdanu w Rosji (zauważmy, Majdanu, a nie Antymajdanu) i został zabity po to, by rozkołysać sytuację. Krótko mówiąc, jego zabójstwo to antyrosyjska prowokacja. Inny prowodyr antymajdanowców, motocyklista z Sewastopola, Aleksandr Załdostanow bez zbędnych wstępów ogłosił, że zamach na Niemcowa zorganizowały zachodnie służby specjalne.

A teraz coś z nieco innej beczki. A właściwie to jednak tej samej. Sześćdziesiąt dwa lata temu przestało bić wielkie serce towarzysza Stalina. W każdym razie oficjalnie za datę jego śmierci, wokół której ciągle pozostaje niemało zagadek, uznaje się 5 marca. Serce bić przestało, ale truchło wodza raz po raz wypada to z jednej, to z drugiej szafy, a jednocześnie uwzniośla miliony, odmraża marzenia o złudnych dokonaniach jego epoki kosztem milionów istnień zmielonych w żarnach machiny represji. Jeden z komentatorów dyskusji z okazji rocznicy napisał: „Ludzie wysławiający Stalina, darzący go szacunkiem, są jeszcze bardziej niebezpieczni niż sam Stalin, przecież to oni pisali donosy, rozstrzeliwali. Stalina łatwo jest pochować, wyleczyć naród – o wiele trudniej”. Na fali restauracji stalinizmu dokonano rzeczy niezwykłej: przeistoczenia muzeum poświęconego pamięci represjonowanych w muzeum pamięci… strażników GUŁagu. Jeśli Państwo nie wierzą w to, co przeczytali, to proszę przetrzeć oczy i przeczytać to zdanie jeszcze raz. Nie, to nie pomyłka.

Niedaleko miasta Perm istniał w czasach stalinowskich i późniejszych jeden z największych łagrów, Perm-36. Siedzieli w nim tzw. polityczni, m.in. obywatele radzieccy, którzy chcieli zbiec na Zachód, po wojnie – członkowie ugrupowań walczących z reżimem sowieckim na Ukrainie, Litwie, Łotwie, Estonii, jeszcze w latach osiemdziesiątych osadzano tu dysydentów (siedzieli tu m.in. Władimir Bukowski, Wasyl Strus, Siergiej Kowalow). W 1996 roku na terenie byłej kolonii karnej otwarto muzeum historii represji politycznych Perm-36. Odtworzono baraki z czasów, gdy przetrzymywano tu więźniów, organizowano wystawy poświęcone losowi zeków. W 2014 r. komuniści zorganizowali w Permie demonstrację pod hasłem „Perm-36 to plucie w twarz naszym weteranom”, podkreślano, że nie godzi się upamiętniać „banderowców, gdy trwa wojna na Ukrainie”. Pretensje mieli nie tylko komuniści, ale ogarnięci quasi-patriotycznym amokiem #Krymnasz zwolennicy ostrej polityki wobec Ukrainy i wewnętrznej „piątej kolumny”. 3 marca muzeum Perm-36 zostało zamknięte. To znaczy zostało zlikwidowane w tej postaci, w jakiej trwało od 1996 r. Bo oto muzeum łapie drugi oddech i drugie życie: z ekspozycji zostaną usunięte wszelkie wzmianki o politycznych represjach i więźniach, a placówka będzie obecnie troszczyć się o pamięć tych, którzy byli w GUŁagu strażnikami. Pierwsza wystawa poświęcona będzie: metodom ochrony, technicznym sposobom przetrzymywania nacjonalistów, faszystów, zdrajców ojczyzny. Reżyser Aleksiej German junior napisał: „W Permie likwidują muzeum represji politycznych Perm-36. Planują urządzić tu Muzeum systemu penitencjarnego. To zadziwiający, cyniczny, niesłychany fakt. Takie jest nasze życie. Gdyby w Auschwitz otwarto muzeum dokonań SS, to byłoby mniej więcej to samo. Ludzie, którzy niszczą to muzeum, są pozbawieni wstydu i sumienia”.

W toczącej się intensywnie dyskusji po śmierci Niemcowa, ktoś napisał, że obecnie mamy w Rosji do czynienia ze sporem/konfliktem wnuków ofiar i wnuków tych, którzy tworzyli aparat represji. Jak widać na przykładzie „Permu-36”, wnukowie katów górą. Gorzko.

Niech stanie się Stalingrad

Na spotkaniu z weteranami podczas uroczystości 70-lecia lądowania w Normandii prezydent Władimir Putin oświadczył, że nie ma nic przeciwko przemianowaniu Wołgogradu w Stalingrad. Należy tylko przeprowadzić referendum, a „jak powiedzą mieszkańcy, tak zrobimy”.

Niektórzy mieszkańcy Wołgogradu już od dawna rwali się, by zmienić nazwę miasta. Na czas obchodów rocznicy bitwy stalingradzkiej na sześć dni w roku przywraca się nazwę związaną z nazwiskiem umiłowanego wodza, który z miłością wymordował kilkadziesiąt milionów obywateli. Nieokiełznany neopatriota Nikołaj Starikow, który w związku z Krymem przeżywa kolejny Sturm und Drang Periode, zbierał podpisy pod petycją w sprawie przywrócenia miastu imienia Stalina.  

A wokół przywrócenia kultu samego wodza władze Rosji chodzą już od dawna, oswajając postać, dopatrując się pozytywów w ponurej epoce ponurego tyrana. Do podręczników została wpisana sławetna formuła, że Stalin był efektywnym menedżerem. Relatywizacja zła wyrządzonego przez krwawego satrapę i stworzony przezeń morderczy system wlewała się do świadomości społecznej przez kroplówki medialne.

A zatem Wołgograd stanie się zapewne niebawem znów Stalingradem. Czy to oznacza, że i sam Stalin powróci na puste cokoły? Bułat Okudżawa śpiewał: „A przecież mi żal, że nad naszym zwycięstwem niejednym górują cokoły, na których nie stoi już nikt”. Czy Putin utuli ten żal poety? Nowi bardowie śpiewają inne pieśni, pieśń o Putinie i Stalingradzie jest już gotowa od kilku lat. „A w czystym polu systemy Grad, za nami Putin i Stalingrad”:

http://www.youtube.com/watch?v=sHB_C2eqrrE

A o innych ciekawych aspektach wizyty Putina w Normandii – następnym razem.

Nocne wilki w Stalingradzie

Fontanna „Dziecięcy korowód” ocalała podczas nalotów niemieckiego lotnictwa na Stalingrad 23 sierpnia 1942 roku. Wielkie wrażenie nadal robią zdjęcia wykonane przez korespondenta wojennego Emmanuiła Jewzierichina: płonący budynek dworca, totalne zniszczenie wokół, a białe figurki dzieci tańczą beztrosko w wojennej zawierusze. Fontanna była jednym z symboli bitwy stalingradzkiej. Po wojnie wpierw została odrestaurowana, a potem w latach pięćdziesiątych zdemontowana. W 71. rocznicę nalotów replikę słynnej fontanny podarował Wołgogradowie, który na jeden dzień znów stał się Stalingradem, w obecności prezydenta Putina przywódca moto braci „Nocne wilki”, Aleksandr Załdostanow, zwany Chirurgiem.
„Nocne wilki” to ulubiony klub Putina, z bajkerami Chirurga prezydent kilkakrotnie jeździł na ich fantastycznych maszynach, Załdostanow został w tym roku odznaczony Medalem Honoru za zasługi w dziele patriotycznego wychowania młodzieży i poszukiwań miejsc pochówku żołnierzy Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Był też mężem zaufania Putina podczas marcowych wyborów prezydenckich.
Teraz zorganizował w Wołgogradzie wielkie patriotyczne show „Stalingrad”. Kulminacyjnym momentem obchodów rocznicy nalotów i wielkiego zlotu bajkerów z tej okazji był wieczorny koncert. Na estradzie wystąpiła m.in. ulubiona grupa Putina „Lube”, grająca tak zwanego patriotycznego rocka, opartego na ludowych rosyjskich motywach. Występy obejrzało 250 tysięcy widzów. I w obecności tych 250 tysięcy widzów ze sceny padły patriotyczne słowa Chirurga, który porównał Stalingrad z Jerozolimą, a zwycięstwo w bitwie stalingradzkiej – z drugim nadejściem Chrystusa w postaci radzieckiego żołnierza. Z głośników popłynął czytany przez lektora tekst przypisywany Stalinowi: „Wiele dokonań naszej partii i narodu zostanie wypaczonych i oplutych przede wszystkim za granicą, ale także i w naszym kraju. Będą się na nas okrutnie mścić za nasze sukcesy. I moje imię też stanie się łupem oszczerców. Zostanie mi przypisanych mnóstwo zbrodni” (z tego cytatu pochodzącego ze wspomnień Aleksandry Kołłontaj, usunięto wzmiankę o „syjonizmie, rwącym się do rządzenia światem”). A dalej już sam Załdostanow „poleciał Stalinem”. W wywiadzie dla telewizji Dożd’ rozwinął temat: „Moja mama nie lubiła komunistów, ale Stalina kochała. Na pytanie, że o nim mówią to i owo, zawsze odpowiadała: bzdury. To mi pozostało w głowie. Widzę, że Stalin to prorok. Dzisiaj rozbrzmiały słowa, które znalazłem w jego spuściźnie. Bo długo się zastanawiałem, jaki tekst pasowałby do Stalingradu, co powiedzieć w Stalingradzie”.
Jak podaje Radio Swoboda, inicjatywa zorganizowania wielkiego show bajkerów, pokazów fajerwerków, koncertu w rocznicę nalotu, który kosztował życie 40 tysięcy cywilów, wywołała spory. Wskazywano, że zabawa w dniu tak tragicznej rocznicy to cynizm. „Gdyby urządzono podobną uroczystość w rocznicę zwycięstwa w bitwie – to co innego” – podkreśliła kulturolog Galina Szypiłowa. Ale Załdostanow od dawna zapowiadał, że show przeznaczone jest dla młodzieży: „młodzi ludzie powinni zrozumieć skalę i ogrom bitwy nad Wołgą. I właśnie taka forma patriotycznego wychowania jest niezbędna”. Ze Stalinem na czele, jak się okazało. Załdostanowa blogosfera okrzyknęła „prawosławnym stalinistą”.

Józek Słoneczko umiera?

Od sześćdziesięciu lat Rosja zmaga się z cieniem tyrana. 5 marca 1953 roku Józef Wissarionowicz Stalin upadł na podłogę w pokoju na daczy w Kuncewie, przeleżał porażony wylewem kilka godzin i nie odzyskawszy zmysłów zmarł. Na jego pogrzebie szloch wstrząsał nie tylko najbliższą rodziną – płakały w poczuciu osierocenia tłumy ludzi, wierzących w jego boskość i wątpiących w to, czy bez niego w ogóle możliwe jest życie na ziemi, a w każdym razie w wielkim kraju, którym rządził prawie trzydzieści lat.
Następcy nie wiedzieli, czy naśladować, kontynuować, czy potępiać, odwracać, wygładzać. Wszystkiego było więc po trochu: i odchodzenie od kultu jednostki, i przemilczanie istnienia Stalina, i ostrożne rehabilitowanie jego ofiar, otwarte mówienie o zbrodniach, potępianie ich i wreszcie obserwowane w ostatnich latach niejednoznaczne kontredanse: to potępianie zbrodni stworzonego przezeń systemu, to docenianie osiągnięć „zdolnego menedżera”, relatywizacja wyrządzonego zła i ocieplanie wizerunku potwora poprzez przypisywanie mu ludzkich cech, a także usprawiedliwianie zbrodniczych decyzji. Jazda po muldach trwa, przynosząc od czasu do czasu zaskakujące owoce. Ale na jednoznaczne rozliczenie zbrodniczego systemu i jego paranoicznego twórcy Rosja się nie zdobyła.
W sześćdziesiątą rocznicę śmierci Stalina czołowe ośrodki socjologiczne przeprowadziły badania, jak dziś Rosjanie oceniają rolę Stalina w rosyjskiej historii. Respondenci Ośrodka Lewady: „raczej pozytywnie” rolę Stalina oceniło 40 procent, „bezwarunkowo pozytywnie” – 9%; „raczej negatywnie” – 22%, „bezwarunkowo negatywnie” – 10%.
W badaniu ośrodka WCIOM 36% badanych przyznało, że pozytywnie odnosi się do Stalina, w tym „z szacunkiem” – 27%, „z zachwytem” – 3%, „z sympatią” – 6%. Druga strona: 14% – „z rozdrażnieniem”, 5% przyznało, że odczuwa strach przez krwawym tyranem, 6% zadeklarowało „nienawiść i wstręt”, łącznie 25%. Aż 30% odpowiedziało, że odnosi się do Stalina obojętnie. A 8% nie potrafiło udzielić odpowiedzi. 45% pytanych orzekło, że Stalin uczynił dla kraju mniej więcej tyle samo złego, co dobrego.
Ciekawy komentarz wygłosił szef WCIOM Walerij Fiodorow: „Stalin stał się [w powszechnym odbiorze] lokatorem panteonu walki i sprzeciwu. Coś jak Che Guevara. Czcić Stalina oznacza dziś trochę być partyzantem, płynąć pod prąd, kontestować. Z realną postacią historyczną nie ma to nic wspólnego”. Zdaniem Aleksieja Makarkina z Centrum Technologii Politycznych: „U nas podejście do Stalina jest zróżnicowane. Są liberałowie, dla których Stalin jest masowym zabójcą. Są ludzie, którym Stalin jest obojętny. To są głównie zwolennicy władz, którzy jednak również obojętnie odnoszą się do polityki. A są ludzie, którzy częściowo wpisują się w konserwatywną falę, dla nich Stalin jest symbolem nieskorumpowanej, efektywnej, choć i okrutnej władzy. W latach siedemdziesiątych kierowcy tirów wieszali sobie za przednią szybą portrety Stalina – to był wyraz protestu przeciwko korupcji epoki Breżniewa. Teraz ta grupa pod hasłem „Stalina na was nie ma” w swoich sympatiach przechyliła się na stronę władzy, przeciwko propagandzie gejowskiej i Pussy Riot, bezczeszczących świątynię. To dla władzy pewne wyzwanie: skoro ludzie oczekują od władz walki z korupcją, to korupcję trzeba zwalczać”.
Na ryzyko związane z lansowaniem przez władzę wersji „Stalin light” wskazuje inny moskiewski politolog, Jewgienij Minczenko: „Kiedy w propagandzie państwowej stosunek dobrego i złego w stalinizmie ocenia się jak 80 do 20%, to jest to zielone światło dla powrotu stalinowskich praktyk, między innymi sądzenia i skazywania bez sądu”.
Cień wąsatego górala nadal nie pozwala czuć pod stopami ziemi.

Stalinobus czerwony przez ulice miast mknie

Wołgogradzka duma miejska w specjalnym postanowieniu zdecydowała o zmianie nazwy miasta Wołgograd na Stalingrad. Nie na stałe jednak, a tylko na sześć dni w roku. Dni, związanych z wielkimi datami historii XX wieku. Wyliczankę zaczyna 2 lutego – to rocznica zakończenia bitwy stalingradzkiej, potem 9 maja – Dzień Zwycięstwa, 22 czerwca – dzień napaści Niemiec hitlerowskich na ZSRR, 23 sierpnia – dzień pamięci ofiar masowych bombardowań miasta przez niemieckie lotnictwo, 2 września – rocznica zakończenia II wojny światowej (świętowanie tej rocznicy to taka nowa świecka tradycja w Rosji, zapoczątkowana przez Dmitrija Miedwiediewa, naówczas prezydenta, żeby przypomnieć Japonii, że Rosja walczyła i na tamtym froncie, na Dalekim Wschodzie i Pacyfiku o swoje, np. o Kuryle, i że walki zakończyły się dopiero 2 września, długo po kapitulacji Niemiec i że dopiero dobicie ich japońskiego sprzymierzeńca położyło kres wojnie) i last but not least 19 listopada – w dniu rozpoczęcie bitwy stalingradzkiej.
Prezydent Putin, który dzisiaj przybył do… no, właśnie, dokąd? Chyba należałoby powiedzieć: do Wołgogradu, który w dniu rocznicy stał się znowu Stalingradem. „Stalingrad uczynił Rosję niezwyciężoną” – powiedział w uroczystym przemówieniu. W mieście odbyła się parada wojskowa z udziałem żołnierzy przebranych w mundury czasów wojny – dań złożona weteranom. W godzinach wieczornych natomiast – salut. „Prawdziwy, artyleryjski, a nie jakieś chińskie sztuczne ognie” – zachwalał wicepremier Dmitrij Rogozin.
W rosyjskiej telewizji od rana okolicznościowe programy i filmy, poświęcone siedemdziesiątej rocznicy zwycięstwa w jednej z najważniejszych bitew II wojny (największa bitwa na lądzie, trwała dwieście dni; co do liczby ofiar – ciągle nie ma pewnych danych). Bitwy, która odwróciła bieg wojny. A po ulicach kilku rosyjskich miast jeździły dziś mikrobusy z podobizną Józefa Stalina, patrona miasta nad Wołgą. Pojazdy nazwano już w narodzie stalinobusami. W mieście, które od jutra znów będzie Wołgogradem, pięć stalinobusów ma jeździć do 9 maja. Właścicielami mikrobusów są firmy prywatne, ich wynajem organizacje wspierane przez komunistów i związki weteranów opłaciły z dobrowolnych datków ludności. Zwolennicy zmiany nazwy Wołgogradu na Stalingrad podczas dzisiejszych obchodów usilnie zbierali podpisy pod wnioskiem (pisałam o tej akcji w blogu: http://labuszewska.blog.onet.pl/2012/10/18/mundial-w-stalingradzie/). Przedstawiciel opozycyjnej partii Jabłoko skrytykował ideę stalinobusów: „Stalin podczepił się pod to zwycięstwo. Wojny może by w ogóle nie było, gdyby nie jego idiotyczna polityka i przyjaźń z Hitlerem, przez którą przegapił napaść na Związek Radziecki”. „Dlaczego na mikrobusach nie umieszczono podobizny jakiegoś symbolicznego szeregowca, który walczył w Stalingradzie, a twarz Stalina? Szeregowca byśmy poparli, Stalina – nie” – zapewniał z kolei polityk z Jednej Rosji.
Pisałam o tym wiele razy, choćby niedawno, opisując spektakl „Akt drugi. Wnuki”, powtórzę jeszcze raz: w Rosji nie rozliczono zbrodni stalinowskich, nie potępiono jednoznacznie Stalina. Władze tańczą „leninowskie tango” – krok naprzód, dwa kroki wstecz. W przekazie medialnym i nie tylko relatywizuje się wyrządzone wtedy zło, zbrodniczość systemu, szuka usprawiedliwienia zbrodniczych decyzji tyrana. Historyk Borys Sokołow, krytykujący politykę historyczną Putina, mówił wczoraj w audycji Radia Swoboda: „Rosyjska władza ma dwoiste podejście zarówno do Stalina, jak i do jego dziedzictwa. Władza najchętniej by gdzieś zamiotła represje stalinowskie, fakty mówiące o zlikwidowaniu wielu tysięcy ludzi, w tym również z sowieckiej nomenklatury. Ale zostawiłaby sobie z tego dziedzictwa mocarstwowość – to, że Stalin uczynił z ZSRR supermocarstwo, które kontrolowało bez mała jedną trzecią kuli ziemskiej. Nostalgia za przeszłością ciągle jeszcze jest dla wielu osób żywa. Sądzę, że ze czterdzieści procent rosyjskiego społeczeństwa autentycznie kocha Stalina, bo tęskni za imperium. […] Co do nazwy miasta: przywrócenie nazwy Stalingrad przez zwolenników Stalina zostanie odczytane jak jego rehabilitacja”. I dalej: w Rosji „bitwa stalingradzka uważana jest za bitwę dobra i zła. Tak naprawdę jedno zło [stalinizm] walczyło z drugim [hitleryzm]. Jedno z nich, stalinizm, było sprzymierzone z relatywnym dobrem, jeżeli za takowe uznać zachodnie demokracje, przy wszystkich ich niedostatkach, jakie ujawniły się w czasie II wojny światowej. Ale u nas tego [że stalinizm był takim samym złem jak hitleryzm], jeszcze nie są gotowi przyznać. Uważa się, że to niepatriotyczne. Tych, którzy nie utożsamiają się z sowieckim reżimem, uważa się za antypatriotów”. Zdaniem Sokołowa, w niedawno zrealizowanej ekranizacji wielkiej powieści Wasilija Grossmana „Życie i los” zatarto główne przesłanie książki: Grossman utożsamiał stalinizm i hitleryzm, uważał je za tak samo zbrodnicze systemy. Tezę tę zatarto, zdaniem Sokołowa, właśnie dlatego, że postawienie znaku równości pomiędzy stalinizmem i hitleryzmem to dla rosyjskich władz rubież, której ciagle jeszcze nie jest gotowa przekroczyć.

Mundial w Stalingradzie?

Zbliża się okrągła rocznica związana z historycznym zwycięstwem Armii Czerwonej pod Stalingradem – w lutym przyszłego roku minie 70 lat od zakończenia bitwy, która zmieniła bieg II wojny światowej. Prezydent Putin już podpisał dekret o przygotowaniach do obchodów siedemdziesięciolecia „rozgromienia przez wojska radzieckie niemiecko-faszystowskich wojsk w bitwie stalingradzkiej”. Obchody można zacząć w zasadzie już 19 listopada, jako że tego dnia w 1942 r. wojska niemieckie znalazły się w okrążeniu, którego nie zdołały przerwać i 2 lutego 1943 r. poddały się.
Po rosyjskich mediach koczuje sugestia, że dojrzewa idea przywrócenia nazwy Stalingrad miastu, które przez ostatnie pięćdziesiąt lat nazywało się – i nazywa nadal – Wołgograd. Miasto najpierw nazywało się Carycyn, w latach ZSRR przemianowano je na Stalingrad na fali wiernopoddańczych hołdów pod adresem umiłowanego przywódcy. A gdy przywódca zamknął oczy, wymyślono neutralną nazwę – miasto nad Wołgą, a więc Wołgograd. Niemniej jeżeli o tym mieście wspominano w podręcznikach historii, to wspominano je właśnie pod nazwą z okresu wojny, a więc Stalingrad.
Pisarz Nikołaj Starikow z Petersburga już kilka dni po prezydenckim dekrecie w liście otwartym do prezydenta wystąpił z prośbą, by przywrócić „miastu-bohaterowi nad Wołgą nazwę Stalingrad”. Starikow nie kryje swojej fascynacji patronem zwycięskiego miasta. Właśnie wydał książkę „Stalin. Wspominamy razem”. Organizacja o dziwnej nazwie „Związek Zawodowy Obywateli Rosji” zbiera na ulicach Petersburga podpisy pod petycją o zmianę nazwy. Podpis można złożyć również na specjalnej stronie internetowej „Za Stalingrad!” (obok ankiety, którą powinni wypełnić uczestnicy głosowania, zamieszczono wiersz autorstwa szesnastoletniego Józefa Dżugaszwili, wzruszenie, nie ma co, chwyta za gardło nawet najtwardszych czytelników).
Zdaniem Starikowa i jego współpracowników, nadanie historycznej nazwy Stalingradowi byłoby najwspanialszym podarunkiem dla narodu rosyjskiego. Ponadto pozwoli ono „przywrócić sprawiedliwość historyczną w odniesieniu do naszego narodu-wyzwoliciela”, „posłuży sprawie umocnienia pozycji Rosji na arenie zewnętrznej”, a także stanie się „sygnałem dla wszystkich, że my, współcześni, jesteśmy godni swoich przodków i nikomu nie pozwolimy pozbawić nas naszej, tak ciężko zdobytej, niepodległości”. Odpowiedzi prezydenta na list nie znamy – może jeszcze jej nie było, może jej w ogóle nie będzie.
Ale sprawa jest. Półtora roku temu Putin – jeszcze jako premier – był w Wołgogradzie, gdzie uczestniczył w zjeździe swojego Ogólnorosyjskiego Frontu Narodowego. Do dziś w mieście powtarzane jest z upodobaniem jedno zdanie z tego wystąpienia: „Jak mamy zwyciężać bez Stalingradu?”. Zdanie zostało wyrwane z kontekstu – Putin mówił wtedy o perspektywach uczestnictwa Wołgogradu w mistrzostwach świata w piłce nożnej, które mają odbyć się w Rosji w 2018 roku. Uroczystość przyznawania organizacji pretendującym miastom odbyła się 29 września i, faktycznie, Wołgograd znalazł się na liście rosyjskich miast, które przyjmą drużyny piłkarskie i kibiców za sześć lat. Jak w tym kontekście rozumieć słowa Władimira Putina, że bez Stalingradu nie da się wygrywać? Hm, może to znaczy, że sam prezydent by chciał, iżby powrócono do nazwy miasta, która znana jest na całym świecie w przeciwieństwie do nazwy Wołgograd, która tak opromieniona sławą nie jest.
Czy chodzi tylko o kojarzącą się ze zwycięstwem nazwę, która miałaby zagrzewać do boju piłkarzy i kibiców? Im zapewne jest wszystko jedno, jak nazywa się miasto, w którym odbywać się będą mecze. To bardzo ciekawy moment. Dwadzieścia lat temu w całej Rosji masowo przywracano historyczne nazwy miastom przemianowanym w okresie ZSRR na nazwy czczące wodzów rewolucji. Nazwy związane ze Stalinem zniknęły z map na ogół w drugiej połowie lat pięćdziesiątych czy na początku sześćdziesiątych na fali żegnania się z kultem jednostki (wtedy „była faza” na wytuszowanie Stalina ze świadomości). Czy teraz dojdzie do przywrócenia nazwy, której patronuje kat narodów? Władze ciągle nie mogą się zdecydować, jak się ze spuścizną Stalina ułożyć. Kilka lat temu napisałam, że dla Kremla Stalin jest jak walizka bez rączki – nieść ciężko i nieporęcznie, ale i wyrzucić szkoda. Przez okres prezydentury Miedwiediewa wznosząca się za drugiej kadencji Putina fala rehabilitacji Józefa Wissarionowicza uległa wyhamowaniu. Niemniej wypowiadane przez Miedwiediewa słowa potępienia zbrodni stalinowskich zaraz były równoważone przez inne gadające głowy wskazaniem osiągnięć okresu stalinowskiego, przypisywanych osobiście towarzyszowi Stalinowi w duchu dawnego hołdownictwa. Dzieci w szkołach uczy się z podręcznika, w którym Stalin nazywany jest „efektywnym menedżerem”. W wielu środowiskach dąży się do zrelatywizowania ogromu i znaczenia zbrodni okrutnego reżimu. A wspominany powyżej autor Nikołaj Starikow, który nie jest w swych zapędach odosobniony, towarzysza Stalina wielbi.
„Wpisanie w aktualną polityczną toponimiczną i mitologiczną przestrzeń nazwy Stalingrad miałoby być świadectwem transformacji koncepcji suwerennej demokracji w państwową doktrynę suwerennego patriotyzmu – sugeruje w dzienniku „Niezawisimaja Gazieta” Andriej Sierienko. – Nowy suwerenny patriotyzm zyska dzięki temu prostemu zabiegowi odcień globalizacji – wszakże Stalingrad jest międzynarodowym symbolem zwycięstwa nad faszyzmem, który na dodatek nie podlega dewaluacji w odróżnieniu na przykład od pomników żołnierzy radzieckich poza granicami Rosji”.
Zobaczymy, jak sprawy potoczą się dalej. W ostatnią niedzielę pod wnioskiem o zmianę nazwy Wołgogradu na Stalingrad w Petersburgu zebrano zaledwie dziewięćset podpisów.