Mane tekel hacker

27 lipca. Na Kremlu wyraźnie panuje atmosfera oczekiwania na zmianę za oceanem. Obecnego lokatora Białego Domu, prezydenta Obamy się tu nie lubi. Już dawno, dawno temu po jego stwierdzeniu, że Rosja nie jest mocarstwem globalnym, tylko regionalnym, temperatura uczuć spadła poniżej zera. Kreml uznał to za obrazę majestatu.

Kremlowscy inżynierowie dusz od wielu miesięcy tłumaczą ludności, że w ogóle wszystkiemu na świecie jest winien Departament Stanu. To on sprawił, że w Kijowie – na złość Moskwie – władzę objęła „postmajdanutaja junta”, to on jest winien niesprawiedliwej izolacji Rosji na arenie międzynarodowej po – jakże słusznej ze wszech miar – aneksji Krymu, to on stoi za zastopowaniem mocno zdopingowanych rosyjskich sportowców, on demoluje rosyjskie drogi, on upiera się niepotrzebnie przy usunięciu Asada w Syrii, sztucznie obniża ceny ropy itd., itp. Lista tych przewin jest długa.

Ale oto na horyzoncie majaczy nadzieja: prezydentura ekscentrycznego Donalda Trumpa. O tym, jak bardzo byłaby to pożądana dla Rosji zmiana, w rosyjskich mediach mówi się głośno od ładnych paru tygodni (pisałam o tym na początku maja: http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2016/05/02/amerykanski-prezydent-rosjan/).

Teraz, gdy Trump ma już nominację na kandydata z ramienia Republikanów, rosyjskie wątki związane z jego osobą nabierają większej wagi. A i mnożą się jak króliki.

Oto w zeszłym tygodniu WikiLeaks ujawniła, że komitet Partii Demokratów (DNC) nie był obiektywny wobec swoich kandydatów i promował Hillary Clinton kosztem jej adwersarza Berniego Sandersa. Maile najwyższych władz partyjnych wyciekły na skutek udanego ataku hackerskiego na serwery DNC. Szumu było co niemiara. Wprowadzenie zamieszania w szeregach Demokratów, a jeszcze lepiej rozłam to znakomity prezent dla kandydata partii przeciwnej, Donalda Trumpa. Według ostatnich sondaży, Clinton spada, Trumpowi rośnie.

Amerykańskie służby, jak napisał dziś „The New York Times”, przeprowadziły dochodzenie i doszły do wniosku, że za włamaniem do poczty Demokratów stali hackerzy na usługach rosyjskich władz. Hacker posługujący się ksywką Guccifer 2.0 miałby pracować dla wywiadu wojskowego GRU. Według specjalistów ds. służb specjalnych i bezpieczeństwa cyfrowego, ażeby dokonać takiego ataku, potrzeba na pewno grupy hackerów, jeden samotny biały żagiel nie byłby w stanie sforsować przemyślnych „ścian ognia”, jakie mają serwery czołowych amerykańskich partii.

Nadal jednak nie wiadomo, dlaczego doszło do ataku: czy był to zwyczajny cyber-rympał czy chodziło o zmanipulowanie procesu wyborczego w USA. Ku temu drugiemu przypuszczeniu skłania się Barack Obama, który w wywiadzie dla NBC dopuścił, że Rosja będzie próbowała wpływać na przebieg wyborów za oceanem. Trump wzruszył na te supozycje Obamy ramionami i nazwał je szaleństwem.

Ale o krokach w to szaleństwo rozpisują się i inne gazety. Niemiecka „Handelsblatt” sugeruje, że Trumpa łączą z Rosją powiązania finansowe. Oligarcha Aleksandr Maszkiewicz zainwestował, jak twierdzi gazeta, sporą sumkę w firmę Trump Soho w Nowym Jorku. Kolejnym łącznikiem jest Paul Manafort, szef sztabu wyborczego Trumpa, który w przeszłości był doradcą Wiktora Janukowycza i zawierał wielomilionowe transakcje z rosyjskimi przedsiębiorcami. Jeden z rosyjskich ekspertów stwierdził jednak na marginesie, że osoba Manaforta była w czasach, gdy pracował on dla Kijowa, nieustającym alergenem dla Kremla – podejrzewano go mianowicie o budowanie amerykańskich wpływów na Ukrainie i nie dowierzano na całej linii.

Na domysły zachodniej prasy, że Kreml macza nie tylko palce, ale i ręce do łokcia w amerykańskiej kampanii wyborczej, oficjalne rosyjskie czynniki reagują dyżurnym stwierdzeniem: My? W życiu: Moskwa nigdy nie miesza się w zagraniczne wybory.

Autorem kolejnej rewelacji był sam Trump. Zapowiedział, że jeśli zostanie prezydentem, to gotów będzie rozpatrzyć kwestię uznania prawomocności przyłączenia Krymu do Rosji. No i wtedy sankcje okażą się niepotrzebne. „Tak, gotów jestem to rozpatrzyć”, powiedział wieloznacznie. Czyż na Kremlu takie zapowiedzi nie wzbudzają dobrych nadziei?

Na koniec ciekawostka, o której napisała lokalna gazeta na Florydzie. Rzecz dotyczy willi Trumpa w kurorcie Palm Beach, którą jakiś czas temu odkupił od niego rosyjski miliarder Dmitrij Rybołowlew. Teraz rosyjski krezus chce rozebrać dom, fontannę i inne obiekty należące do posiadłości. Dlaczego? Z powodu pleśni mianowicie. Niezła metafora.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *