Archiwa tagu: Władimir Putin

Piórkiem i węglem

W Moskwie odbyła się wczoraj „Bitwa o Donbas” – demonstracja zwolenników Noworosji. Przyszło pięćset osób z flagami i hasłami typu: „Putin, rozgoń juntę w Kijowie, a my pomożemy rozgonić piątą kolumnę w Moskwie”. Zbierano pieniądze na pomoc dla Donbasu. Można było za pięć tysięcy rubli nabyć koszulkę z flagą Noworosji. Wśród uczestników dominowały nastroje bojowe, wzywano Putina, by uznał Noworosję i udzielił wsparcia tym, którzy walczą o niepodległość tego bytu. Jeszcze częściej niż apele do Putina rozbrzmiewało pytanie: „A gdzie jest Striełkow?”. Striełkow – były rekonstruktor historyczny, były <?> funkcjonariusz rosyjskich służb specjalnych, były komendant wojskowy Słowiańska, były samozwańczy minister obrony samozwańczej Donieckiej Republiki Ludowej – jest ikoną dla tych, którzy słowem i czynem zbrojnym walczą o Noworosję. Został odsunięty od sprawowania wysokich urzędów w samozwańczej donieckiej republice, co wywołało niezadowolenie w szeregach jego gorących zwolenników. O ikonach i o tym, co robi Striełkow, za chwilę.

A na razie o tym, co powiedział o Noworosji Putin w Mediolanie, gdzie spotkał się z prezydentem Petrem Poroszenką i Angelą Merkel. „[Porozumienia pokojowe z Mińska] nie są w pełni przestrzegane ani przez jedną, ani przez drugą stronę. Na przykład w niektórych miejscowościach, z których pospolite ruszenie powinno się wycofać, bojownicy nadal są. Okazało się, że oni po prostu pochodzą z tych miejscowości, tam mieszkają ich rodziny – żony, dzieci. To subiektywne okoliczności, ale bardzo poważne. Nie można nie brać tego pod uwagę. Postaramy się wpłynąć na tę sytuację, będziemy pośredniczyć, by znaleźć jakieś rozwiązania”. Postaramy się pośredniczyć – no, tak, przecież wszem wobec wiadomo, że Rosja nie jest stroną tego konfliktu, nie ma z nim nic wspólnego, jej żołnierze nie biorą udziału w działaniach zbrojnych. Lotnisko w Doniecku – jeśli kierować się logiką wywodu prezydenta Putina – chcą odebrać armii ukraińskiej stali mieszkańcy lotniska. Mający na wyposażeniu proce produkcji własnej.

Wróćmy do Striełkowa. Ostatnio głośno zrobiło się o pewnej karykaturze autorstwa Siergieja Zacharowa, nazywanego przez ukraińskie media „donieckim Banksym”. Zacharow nie popiera rebelii w Donbasie i dał temu wyraz artystyczny – stworzył karykaturę Striełkowa, na której idol trzyma pistolet przy skroni; pod karykaturą widnieje wezwanie: „Just do it” (tę i inne karykatury autorstwa Zacharowa można obejrzeć tu: http://www.svoboda.org/content/article/26640867.html). W wywiadzie dla Radia Swoboda Zacharow opowiedział, ile kosztowała go ta swoboda wypowiedzi: za stworzenie „antyikony” został zatrzymany przez separatystów, więziony, bity, torturowany; „trzy razy wyprowadzali mnie na egzekucję”.

Tymczasem żyjąca ikona Igor Girkin vel Striełkow – wbrew obawom swoich zwolenników – nie składa broni. Ostatnio zamieścił na swoim blogu obszerny list otwarty, będący polemiką z niedawnym przemówieniem Michaiła Chodorkowskiego wygłoszonym w siedzibie Freedom House w Waszyngtonie. Striełkow występuje pod hasłem „Za wiarę, cara i Ojczyznę” (to jego credo umieszczone w nagłówku bloga) i próbuje dowieść, że Putin przywraca Rosji nadzieję na odrodzenie, a Chodorkowski ze swoimi euroatlantyckimi wartościami nadaje się jedynie na śmietnik.  

Striełkow stara się, by o nim nie zapomniano. 14 października w Dzień Pokrowa (jedno z największych świat prawosławnych) odwiedził Kozaków na Krymie. Na ikonie św. Mikołaja pozostawił posłanie do Kozaków „z braterskimi objęciami i życzeniami wierności wobec ideału kozackiego honoru ku chwale Ojczyzny”. Striełkow czeka na bocznym torze. Najwidoczniej na tym etapie „bitwy o Donbas” nie jest Kremlowi potrzebny. W konflikcie zanosi się na dłuższe przymrozki.

Jedni widzą w Striełkowie ikonę w sensie przenośnym, a inni już od dawna podejrzewają, że Putin jest świętym w sensie jak najbardziej dosłownym. W sieci można znaleźć ikony z wizerunkiem Władimira Putina w aureoli świętości. Jedną część stanowią obrazy stworzone dla oddawania czci drogiemu przywódcy, jak kultowa ikona sekty matki Fotinii (http://omvesti.ru/wp-content/uploads/2012/01/putin_ikona_1.jpg; kilkakrotnie już pisałam o tej ciekawej sekcie: http://labuszewska.blog.onet.pl/2007/12/18/caluja-ikony-bija-mu-poklony/; http://labuszewska.blog.onet.pl/2011/05/29/wspolnota-apostola-putina-dni-nieskonczonych/; http://labuszewska.blog.onet.pl/2012/01/22/swiety-szawel-wladimirowicz/). Drugą grupę przedstawień Putina w aureoli stanowią obrazy satyryczne, wykorzystujące kanoniczne wzorce prawosławnych ikon. Na przykład na ikonie, którą można obejrzeć tu: http://ex-news.com/wp-content/uploads/2014/10/3832876.jpg, Putin został przedstawiony w kanonicznym obrazie Pantokratora; towarzyszą mu zapisane stylizowanymi literami skróty KGB i FSB.

Dwanaście prac Putina

Na sześćdziesiąte drugie urodziny prezydent od grupy swoich zwolenników dostanie nie lada prezent: wystawę wybitnych prac plastycznych „Dwanaście prac Putina” – donosi dziś „Gazeta.ru”. Sieć Zwolenników Władimira Putina (na FB można ich znaleźć tu – https://www.facebook.com/moiputin) poinformowała, że w sali wystawowej Krasnyj Oktiabr’ (Czerwony Październik) chętni będą mogli obejrzeć kolekcję poświęconą osiągnięciom jubilata.

Sukcesy Putina na politycznej niwie anonimowi autorzy pomysłu porównują do mitycznych prac Heraklesa. I tak: (1) zabicie lwa nemejskiego to w ujęciu pomysłodawców walka z terroryzmem [tego lwa Putin chciał dorwać nawet w kiblu, ale lew się co rusz z tego kibla wymyka]; (2) zgładzenie hydry lernejskiej – odpowiedź na sankcje [prezydent znajduje zawsze adekwatną odpowiedź na sankcje wstrętnego Zachodu: obkłada sankcjami swoich poddanych, tak było w przypadku wprowadzenia ustawy Dimy Jakowlewa, tak jest w przypadku ostatnich sankcji, ograniczających dostęp Rosjan do żywności z zagranicy]; (3) przepędzenie ptaków stymfalijskich – powstrzymanie bombardowania Syrii [to faktycznie był dyplomatyczny majstersztyk – akcja Putina pozwoliła utrzymać się przy władzy Asadowi, choć wojny i nieszczęść nie zakończyła]; (4) schwytanie łani kerynejskiej – olimpiada w Soczi [najdroższe igrzyska w dziejach; obiekty w Soczi stoją teraz puste];  (5) schwytanie dzika erymatejskiego – likwidacja oligarchii [o, tego dzika to faktycznie Putin pogonił na cztery wiatry, to znaczy jednych oligarchów wykurzył lub wsadził do więzienia, ale wyhodował sobie pokaźne stadko własnych dzików]; (6) oczyszczenie stajni Augiasza – walka z korupcją [stajnie pełne są uczciwych urzędników od dołu do góry tabeli rang]; (7) schwytanie byka kreteńskiego – Krym [na razie nie wiadomo, czy Putin go schwytał za rogi czy za ogon]; (8) schwytanie koni Diomedesa – kontrakt na Mistrale [zamówienie Mistrali to było świetnie posunięcie, teraz Putin czeka na ruch Francji w obliczu sankcji]; (9) zdobycie pasa Hipolity – South Stream [pas się nie dopina]; (10) uprowadzenie wołów Herionesa – kontrakt gazowy z ChRL [skórka za wyprawkę]; (11) zerwanie złotych jabłek w ogrodzie Hesperyd – wsparcie dla mińskiego rozejmu [wycofanie z Ukrainy części wojska, którego podobno nigdy tam nie było, utrzymanie kontroli nad pokaźnym odcinkiem granicy rosyjsko-ukraińskiej, przez który można wwozić wszystko, przymuszanie Kijowa do przyjęcia warunków Moskwy w sprawie umowy stowarzyszeniowej z UE itd., tu lista jest bardzo długa]; (12) poskromienie Cerbera – walka z USA [jaki Cerber, takie poskromienie].

Uff, Herakles chyba miał łatwiej.

Wiadomość o wystawie została momentalnie podchwycona przez media i rozwałkowana na cienkie placuszki. Komentatorzy zastanawiali się, czy to autentyczny wyraz podziwu dla nieulękłego wodza – który i amfory wyławia z dna mórz, i stadu żurawi w powietrzu przewodzi, nie bacząc na stan kręgosłupa, i na fortepianie zagra przed gwiazdami Hollywoodu – czy czysty żywy żart. Dziennik „Moskowskij Komsomolec” wprost poinformował, że wiadomość o wystawie to fake („Gazeta.ru” w chwili, gdy piszę te słowa, nie zdementowała wcześniejszych informacji).

Satyryczne portale internetowe od dawna prowadzą listę przebojów wyczynów Putina. „Redburda.ru” zrobił własne zestawienie (z 2008 roku), wśród bohaterskich dokonań wymienił m.in. „Putin nie pozostaje na trzecią kadencję prezydencką. W tym celu musiał pokonać piterską hydrę […]. Ale najtrudniejsza okazała się walka z samym sobą. Putin zamknął się na Kremlu i walczył, długo walczył, aż w końcu pokonał sam siebie” albo „Putin chwyta Connie, za którą pół godziny ganiała cała ochrona Kremla. Putin osobiście przeniósł Connie do Psiego Pałacu. Naród o tym wyczynie ułożył pieśń: Ale dostała mi się Connie narowista…”

Bardziej aktualną listę (wykorzystującą częściowo tę z „Redburda.ru”) prowadzi Lurkmore; wśród prac Putina a la Herakles są tam: oczyszczenie jukosowych stajni i wprowadzenie króla Chodora do Matrosskiego Królestwa [nawiązanie do przetrzymywania właściciela Jukosu Michaiła Chodorkowskiego w areszcie śledczych Matrosskaja Tiszyna]; Putin podbija Krym (dwie wersje); Putin zabija dzika breżniewowskiego.

Demotywatory też zrobiły swoje zestawienie: http://demotivation.me/6ha9x0yjyji0pic.html#.VDKCJRtxmic

Bezlitośnie przejechał się po liście wybitnych osiągnięć Putina jeden z internautów. Oto jego propozycje: (1) dolar po raz pierwszy w historii zanotował historyczne minimum – 40 rubli; (2) Putin uczynił Rosję liderem pod względem wszystkich negatywnych wskaźników ONZ; (3) Putin faszyzm uczynił lejtmotywem masowych nastrojów społecznych; (4) rozwalił sądownictwo; (5) Biesłan; (6) Nord Ost; (7) zestrzelony przez putinowskich najemników samolot Malezyjskich Linii Lotniczych; (8) z członków kooperatywy Oziero zrobił bogaczy; (9) zorganizował najdroższą w historii olimpiadę, z niesłychanym złodziejstwem środków na tle ubożenia społeczeństwa, podupadającej służby zdrowia, nierozwiniętej edukacji, mizernych emerytur; (10) z władzy ustawodawczej zrobił kieszonkowe zgromadzenie, mające za zadanie utrzymać go na tronie; (11) rozpętał wojnę z bratnim narodem; (12) zawrócił kraj ku średniowieczu, skompromitował państwo.

Jak widać, niektórzy potraktowali tę zabawę poważnie. Swoją drogą – taka kpina z przywódcy (jeżeli wiadomość o wystawie to rzeczywiście fake, a nie przykład wazeliny) z okazji urodzin to duży numer. Ale kpina to inteligentna, czerpiąca pełnymi garściami z kremlowskiej propagandy, która codziennie opowiada Rosjanom różne mity.

Wysadzić Rosję. 15 lat później

„Po tym, co się wtedy stało, tragiczne wydarzenia, które będą się z nami działy, nie będą już tak wstrząsające, zaimpregnujemy się. Przyzwyczaimy, że linia frontu jest tuż obok nas, chociaż wojna toczy się daleko stąd – w Czeczenii” – napisał w rocznicę zamachów na domy mieszkalne w Moskwie Anton Oriech. Właśnie mija piętnaście lat od tragedii, nadal do końca nie wyjaśnionej. „To był jeden z najgorszych koszmarów mojego życia. Nikt nie był gotowy na to, co się wydarzyło. […] Wszyscy się bali. Organizowaliśmy się w drużyny kontrolujące piwnice i strychy, skrzykiwaliśmy na dyżury, byliśmy czujni na każdy niepokojący znak. Zrozumieliśmy, że teraz wybuchnąć może wszystko i wszędzie, nie tylko na dalekim Kaukazie, ale także tutaj, na naszej ulicy”.

Seria zamachów zaczęła się w moskiewskim centrum handlowym przy placu Maneżowym (31 sierpnia 1999), potem był dom mieszkalny w Bujnacku na Kaukazie (4 września), dom mieszkalny w Moskwie przy ulicy Gurjanowa (w nocy z 8 na 9 września) i kolejny moskiewski blok – na Kaszyrce (13 września), w Wołgodońsku na południu Rosji. Zginęło kilkaset osób. Panika ogarnęła cały kraj.

Byłam w Moskwie wkrótce po tych zamachach, pamiętam rozmowy „na kuchnie”. Sąsiadka moich przyjaciół radziła im spać w ubraniu: „W razie czego, jak nas znajdą po wybuchu, to będziemy schludnie wyglądali”. Strach był rzeczywiście paraliżujący. Geografia zamachów – małe miasto na prowincji, duże miasto na prowincji, wielkie miasto w sercu kraju – wskazywała, że wybuch może nastąpić wszędzie, w każdym miejscu, w każdej chwili. To był diabelski plan. Po zamachach ludzie czuli się tak zatrwożeni, że gotowi byli schronić się pod skrzydła każdego, kto obiecałby im bezpieczeństwo. I taki rycerz się znalazł – świeżo upieczony premier, nikomu nieznany wcześniej urzędnik, a jeszcze wcześniej podpułkownik KGB, Władimir Putin powiedział stalowym głosem, że „dorwie terrorystów nawet w kiblu”. Rosja ruszyła na Czeczenię – rozsadnik terroryzmu. 30 września rozpoczęła się druga wojna czeczeńska – wielki projekt militarno-polityczny, który zapewnił Putinowi miejsce na Kremlu.

Wersja oficjalnego śledztwa wskazywała na „kaukaski ślad”. Złapano nawet dwóch Czeczenów, postawiono ich przed sądem, skazano na dożywocie, sprawstwo przywódcze przypisano Abu Umarowi i Al Chattabowi. Tyle wersja oficjalna. Ale znacznie bardziej znana i częściej wspominana jest wersja nieoficjalna. Mieszkający od wielu lat na Zachodzie Jurij Felsztyński, który do spółki z nieżyjącym już Aleksandrem Litwinienką napisał książkę „FSB wysadza Rosję w powietrze”, stawia tezę, że organizatorami zamachów były cyniczne władze. Chodziło o stworzenie pretekstu do rozpoczęcia wojny na Kaukazie i przeprowadzenia operacji „Następca”. W sondzie przeprowadzonej przez rozgłośnię Echo Moskwy na pytanie „czy oficjalna wersja śledztwa w sprawie przyczyn wybuchu domu na ulicy Gurjanowa jest prawdziwa?” twierdzącej odpowiedzi udzieliło zaledwie 8 procent uczestników, 79 procent uznało wersję oficjalną za niewiarygodną, 13 procent nie umiało udzielić odpowiedzi.

Na miejscu tragedii na ulicy Gurjanowa postawiono cerkiew pamięci tych, którzy zginęli pod gruzami wysadzonego domu. Sam dom zburzono w zeszłym roku.

Czy leci z nami pilot?

Niewypowiedziana wojna na wschodzie Ukrainy trwa. Siły separatystów, wspomagane przez „zabłąkanych” żołnierzy Putina podchodzą pod Mariupol. Prezydent Petro Poroszenko zabiega o wsparcie Europy w Brukseli. Prezydent Putin rozmawia z młodzieżą na reżimowym obozie Seliger 2014: „Nasi zachodni partnerzy z pomocą radykalnych nacjonalistycznych elementów dokonali przewrotu w Kijowie… [To, co się dzieje teraz na wschodzie Ukrainy,] przypomina mi to, co działo się podczas II wojny, kiedy niemiecko-faszystowskie wojska okrążały nasze miasta i strzelały do naszych obywateli. To katastrofa. Mogę zrozumieć pospolite ruszenie w Doniecku i Ługańsku […] Rosja to taki kraj, który nikogo się nie boi”.

Po raz drugi z rzędu prezydent Putin wygłosił też nocne orędzie telewizyjne, tym razem do „pospolitego ruszenia” Doniecka i Ługańska (też pewnie spali, jak reszta Rosjan, ale za to nie spał wtedy prezydent Obama, który właśnie zapowiadał nowe sankcje przeciwko Rosji). Putin wezwał do utworzenia korytarzy humanitarnych dla zamkniętych w okrążeniu ukraińskich żołnierzy.

Na „premiera” samozwańczej Donieckiej Republiki Ludowej Aleksandra Zacharczenkę dokonano nieudanego zamachu.

Pskowskiego polityka opozycji Lwa Szlosberga, który pisał w internecie o pogrzebach żołnierzy dywizji powietrznodesantowej poległych najprawdopodobniej na Ukrainie, dotkliwie pobito; sprawców na razie nie ujęto.

Jedna z rosyjskich pracowni socjologicznych, FOM opublikowała wyniki sondażu, zgodnie z którym tylko 5 procent Rosjan popiera wprowadzenie wojsk na Ukrainę. Czy Putin zostanie Bogiem? – tak duchowny protodiakon Andriej Kurajew zatytułował wykład, na który sprasza gości. Ekonomista Rusłan Grinberg uprzedza, że wymiana ciosów sankcje za sankcje pomiędzy Rosją i Zachodem zaowocuje wprowadzeniem kartek żywnościowych w Rosji. Drugi biały konwój trojański na wschód Ukrainy już prawie gotowy. Poprzedni wywiózł z Ługańska linie montażowe jednego z zakładów. Telewizja NTW szykuje ciąg dalszy filmu „13 przyjaciół junty”, poświęconego tym Rosjanom, którzy protestują przeciwko wojnie z Ukrainą, odsądzający ich od czci i wiary w tradycjach nagonki na „wrogów ludu” z okresu stalinowskiego. Rosyjski Bank Centralny skupuje na potęgę złoto, wyzbywa się rezerw dewizowych (fachowcy uważają, że to przygotowanie do „wojny bankowej” w kolejnej odsłonie sankcji). Komitet Matek Petersburga – społeczna organizacja żołnierskich matek, monitorująca sytuację w armii pod kątem przestrzegania praw człowieka – została przez ministerstwo sprawiedliwości wpisana na listę „zagranicznych agentów”.

To krótki przegląd ostatnich nowości spływających z informatorów. Trudno za tym wszystkim nadążyć.

Przytoczę jeszcze ciekawy głos Marata Gelmana, który streścił słowa Władimira Łukina (eksrzecznik praw obywatelskich, wysłannik Putina do Kijowa w lutym br. do podpisania porozumienia pomiędzy Janukowyczem a opozycją): „I Donieck, i Ługańsk pozostaną w składzie Ukrainy jako gwarancja, że Ukraina nie wstąpi do NATO. Kreml nie myśli teraz o [samozwańczych republikach] DRL i ŁRL, żadna Noworosja nie jest nikomu do niczego potrzebna. Do tego stopnia nie jest potrzebna, że Striełkowa i Borodaja [eksminister obrony i ekspremier, przysłani z Moskwy, a potem odwołani] zabrano stamtąd właśnie dlatego, że w pewnym momencie oni uwierzyli, że naprawdę istnieje możliwość oddzielenia od Ukrainy i zaczęli ruch w niepożądanym [dla Kremla] kierunku. Dostać Donbas i stracić Ukrainę – to byłaby dla Kremla klęska. To już lepiej było w ogóle nie zaczynać. Retoryka nikogo nie powinna zmylić. Tak oficjalnie to wojsk przecież nie wprowadzono. Zostanie wprowadzone tyle wojska, ile będzie trzeba, żeby Poroszenko to zrozumiał i wreszcie zasiadł do negocjacji z tymi, których Putin do tego wyznaczy. […] działania militarne są obliczone na to, by wykazać Poroszence, że on nie może wygrać. Nigdy. Idealnie byłoby przywrócić stan taki, jak za Janukowycza, ale już bez Janukowycza”.

Czy to tylko domysły Władimira Łukina, czy konstrukcja, opierająca się na znajomości stanu kremlowskich umysłów? Władimir Putin w swojej polityce czerpie z nauk wyniesionych ze szkoły KGB – działa w trybie „operacji specjalnej”, jest raczej taktykiem (zdolnym, sprytnym, stosującym niestandardowe metody) niż strategiem, porusza się „skokami i po bramach” – jak się uda, będziemy w niebie, jak się nie uda, to spróbujemy w następnej bramie. Wydaje się jednak, że w rozgrywce z Ukrainą – czy może raczej o Ukrainę – Putin przelicytował, gra bardzo wysoko, a nie ma tak dobrych kart. Chyba że trzyma asa w rękawie.

Bezimienne mogiły

W Mińsku na spotkaniu w formacie Unia Celna-Unia Europejska-Ukraina nie zapadły wczoraj żadne konkretne ustalenia. Za najważniejszy epizod uznano uścisk ręki prezydentów Poroszenki i Putina. Na zdjęciu, które dziś obiegło światowe media, reporter uchwycił na twarzy Władimira Władimirowicza firmowy uśmiech obłudnego smoka. Plan pokojowy dla Donbasu ma być przedmiotem kolejnych rozmów. Prezydent Putin nie przyjechał do Mińska, żeby nieść pokój wschodowi Ukrainy, lecz żeby zakomunikować zgromadzonym, jak wyobraża sobie nowy ład na starym kontynencie z własną osobą przy pulpicie dyrygenckim.

Prezydent Putin w swoim wystąpieniu przy ciężkim okrągłym stole ani razu nie użył słowa „wojna”. Moskwa nadal stoi na stanowisku, że to, co dzieje się na wschodzie Ukrainy, jest konfliktem wewnętrznym. Rosyjski prezydent mówił najwięcej o technicznych parametrach towarów, które tak mocno różnią się w Unii Celnej i Unii Europejskiej, że uniemożliwi to Ukrainie przy implementacji umowy stowarzyszeniowej z UE dostarczanie czegokolwiek do Rosji, która ma całkiem inne wymogi techniczne. No i Rosja będzie stratna – wyrwanie się Ukrainy z czułych objęć może kosztować Rosję nawet sto miliardów rubli (dlaczego akurat sto miliardów, a nie sto dwadzieścia trzy?). A Ukraina jest mocno zrośnięta wszystkimi więzami gospodarczymi z przestrzenią ekonomiczną WNP, a ta przestrzeń tworzyła się przez stulecia. I tak mówił i mówił, i martwił się i martwił, jak to wszystkim z tego powodu będzie źle, i tak się zamartwił, że w ogóle nie zauważył, że jego armia walczy na terytorium obcego państwa. I że to jest główny powód spotkania. Dostrzegł natomiast, że już są omijane sankcje, a towary europejskie płyną do Rosji przez Białoruś: – Zrywają etykietki albo naklejają nowe i wwożą towar jako białoruski, a jak się przyjrzeć, to proszę bardzo – oryginalna etykietka jest polska [tu wymownie spojrzał na gospodarza spotkania Alaksandra Łukaszenkę].

Jak ten wykład przetłumaczyć? Tezy nie są nowe: Ukraina jest elementem naszej postsowieckiej układanki i jej z naszej wyłącznej strefy wpływów nie wypuścimy po dobroci. „Kształtowana przez stulecia wspólnota” ma w całości należeć do unii organizowanej przez Moskwę. A w niej działają nie mechanizmy rynkowe i konkurencja, a zasady określone przez głównego decydenta. Jak Ukraina będzie nadal się urywać z łańcucha, to wprowadzimy wobec niej sankcje.

Po posiedzeniu w szerokim składzie odbyło się spotkanie dwustronne Putin-Poroszenko. Na konferencji prasowej po rozmowie prezydent Putin powiedział: „Omówiliśmy cały kompleks problemów w naszych stosunkach, przede wszystkim mówiliśmy o współpracy ekonomicznej […], ale nie mogliśmy pominąć sytuacji, jaka ukształtowała się na Ukrainie. Mówiliśmy o konieczności jak najszybszego przerwania rozlewu krwi i przejścia do politycznego uregulowania tych problemów, z którymi Ukraina zetknęła się na południowym wschodzie”.

Świetnie powiedziane: „problemy, z którymi Ukraina zetknęła się”. Poroszenko wyłożył na stół kartę, którą zbił to trucie Putina: pojmanie na wschodzie Ukrainy „zabłąkanych” rycerzy z pskowskiej dywizji powietrznodesantowej. Namacalny dowód na to, że Rosja jest stroną w tym konflikcie, „z którym Ukraina się zetknęła”. To kolejne świadectwo tego, że rozpalona i podsycana z Moskwy rebelia w Donbasie bez militarnego wsparcia Rosji nie byłaby w stanie stawiać czoła siłom operacji antyterrorystycznej. Mamy do czynienia z nowym etapem tej niewypowiedzianej wojny: Rosja udzieliła daleko idącego wsparcia separatystom w ludziach i sprzęcie, dzięki czemu mogli oni przejść do kontrnatarcia.

Zacytuję jeszcze tłumaczenie Putina na temat żołnierzy, którzy trafili w ręce Ukraińców. „Tak, Piotr Aleksiejewicz [Poroszenko] wspominał o tym. Ale przecież wiecie, że i na naszej stronie [granicy] znajdowali się ukraińscy żołnierze. I to nie 5-10, a dziesiątki. Ostatnio przeszło 450. Jeszcze nie mam raportu z ministerstwa obrony, ale pierwsza rzecz, jaką usłyszałem, to że oni kontrolowali granicę [komandosi z elitarnej jednostki?] i mogli się znaleźć na ukraińskim terytorium”. I jeszcze jeden fragment: „Zawieszenie broni? Szczerze mówiąc, nie możemy mówić o warunkach przerwania ognia, o możliwych porozumieniach pomiędzy Kijowem, Donieckiem i Ługańskiem. To nie nasza sprawa, to wewnętrzna sprawa samej Ukrainy”; zadeklarował, że Rosja może być pośrednikiem. Jak widać, wbrew temu, co mówił jeden z bohaterów „Rejsu”, można być jednocześnie twórcą i tworzywem. W tym wypadku – jednocześnie burzycielem, agresorem i rozjemcą. Nowe horyzonty.

Zatytułowałam ten wpis „Bezimienne mogiły”, bo dramatyczny dalszy ciąg ma sprawa, poruszona wczoraj przeze mnie – mowa o potajemnych pogrzebach żołnierzy pskowskiej dywizji powietrznodesantowej. Wczoraj po ukazaniu się materiałów na temat tych wstydliwych pochówków dokonano pobicia dziennikarzy, którzy przybyli na cmentarz w celu sprawdzenia tych danych. A dzisiaj zdjęte zostały z krzyży tabliczki z nazwiskami poległych żołnierzy.

W niedzielnym wydaniu programu (dez)informacyjnego pierwszego programu rosyjskiej telewizji „Woskriesnoje Wriemia” jeden z wątków poświęcono temu, jak kiepsko walczy armia ukraińska, m.in. komunikowano o tym, jak nieludzko traktuje swoich poległych. Jeden z separatystów mówił, że widział, jak zakopywano zwłoki w bezimiennym grobie. I skomentował, że „ukropy” nie mają żadnego szacunku dla ludzi w ogóle, w tym dla swoich żołnierzy. Tymczasem w mediach i w internecie mnożą się doniesienia o kolejnych sekretnych pogrzebach rosyjskich żołnierzy oraz o rosyjskich żołnierzach, którzy wyszli z domu i dotychczas nie powrócili, rodziny nie mają z nimi kontaktu.

Żołnierze niewypowiedzianej wojny

Tej wojny nie ma, nie została wypowiedziana, choć przecież jest, toczy się, po obu stronach giną na niej ludzie. Moskwa od początku trzyma się narracji, zgodnie z którą konflikt na wschodzie Ukrainy jest wewnętrznym konfliktem ukraińskim, a nie wojną ukraińsko-rosyjską. Narracja rozsypuje się stopniowo jak domek z kart. Rosja bierze udział w tym konflikcie – jej żołnierze strzelają z jej broni. Jej żołnierze giną na tej wojnie. Kijów też ze swej strony nie ogłosił stanu wojennego dla wschodnich obwodów, ukraińska armia działa w trybie operacji antyterrorystycznej.

Wariant z zastosowaniem dyskretnych zielonych ludzików z Krymu okazał się nieskuteczny w warunkach Donbasu. Pamiętacie Państwo skargę Igor Girkina vel Striełkowa (http://labuszewska.blog.onet.pl/2014/05/20/sieroca-grupa-rekonstrukcyjna/), który w opublikowanym w internecie apelu przyznawał, że miejscowa ludność jakoś nie chce chwycić za broń i zasilić jego oddziałów. Na marginesie – kilka słów o losach samego Girkina. Żadnych oficjalnych komunikatów od niego lub o nim nie ma od dawna. Po sieci krążą pogłoski. Podobno został ranny. Ale nie na polu chwały, a w awanturze z krewkim Zacharczenką (nowym „premierem” donieckich samozwańców), który miał mu odstrzelić palec i zrobić dziurę w nodze. Zacharczenko miał potem oznajmić, że Girkin wypełnił swoją misję w Donieckiej Republice Ludowej i „przeszedł do innej pracy”. Ciekawe, jaką misję wypełnił na Ukrainie historyczny rekonstruktor i do jakiej pracy przeszedł.

Zasileniem oddziałów walczących na wschodzie Ukrainy zajęli się inni. Od wczoraj w internecie trwa intensywna dyskusja, czy żołnierze (podlegającej bezpośrednio prezydentowi) pskowskiej dywizji powietrznodesantowej zginęli na wschodzie Ukrainy. Dowódca wojsk powietrznodesantowych generał Szamanow twierdzi, że w jednostce wszyscy są żywi i zdrowi, rzecznik prasowy ministerstwa obrony oznajmił, że podawane przez stronę ukraińską dane o poległych rosyjskich żołnierzach są fałszywką. Tymczasem w ciągu ostatnich dwóch dni na cmentarzu w Wybutach pod Pskowem przybyły nowe groby, m.in. dwóch żołnierzy jednostki (Ukraińcy podawali, że w ich ręce pod Ługańskiem trafił transporter opancerzony z dokumentami oraz żołnierze pskowskiej dywizji). Pogrzeb(y) odbywał(y) się pod ochroną żołnierzy, osób postronnych nie wpuszczono (reportaż m.in. w „Nowej Gazecie” http://www.novayagazeta.ru/society/64975.html i tu http://www.echo.msk.ru/blog/schlosberg_lev/1387492-echo/).

Dzisiaj Kijów przedstawił materiały dotyczące zatrzymania dziesięciu rosyjskich żołnierzy na obszarze objętym działaniami zbrojnymi w obwodzie donieckim. Anonimowy przedstawiciel ministerstwa obrony Rosji odparł, że żołnierze najprawdopodobniej zabłądzili i znaleźli się na Ukrainie przypadkiem. Przypadki chodzą po ludziach, nie od dziś wiadomo. Ale czy akurat po tych umundurowanych ludziach – to już inna sprawa. Reakcja blogerów była błyskawiczna. Jewgienij Lewkowicz: „Pytają Władimira Putina: – Co z rosyjskimi komandosami? – Oni zabłądzili – pada odpowiedź” (nawiązanie do słynnej odpowiedzi Putina na pytanie Larry Kinga: – Co się stało z Kurskiem? – On utonął). Blogerzy proponują też, by Ukraińcy przekazali zabłąkanych żołnierzy Putinowi dzisiaj w Mińsku – przed kamerami, żeby się nie mógł wykręcić.

A o samym mińskim spotkaniu – w następnym wpisie (gdy to piszę, spotkanie dopiero się zaczyna), a tymczasem jeszcze garść szczegółów o zabłąkanych zielonych owieczkach ze strony internetowej Radia Swoboda: „Ogłoszono ćwiczenia taktyczne w nocy z 23 na 24 sierpnia, grupa wyruszyła w stronę Ukrainy, bez utrzymywania łączności. Grupa przekroczyła granicę i udała się w kierunku Iłowajska. W skład grupy, według zeznań zatrzymanych rosyjskich żołnierzy, weszły dywizjon artylerii, kompania zwiadu i logistyka, ogółem 350-400 osób, 30 pojazdów desantowych i inne pojazdy, łącznie 60. W czasie marszu dwa pojazdy odbiły się od grupy, zostały okrążone przez wojsko ukraińskie. Zatrzymani byli ubrani w mundury bez znaków rozpoznawczych”. Dane żołnierzy i zapis ich zeznań można obejrzeć m.in. tutaj: http://www.svoboda.org/content/article/26550561.html

Minister spraw zagranicznych Rosji z wystudiowanym kamiennym wyrazem twarzy oznajmił, że takie wiadomości są efektem wojny informacyjnej. Minister zapowiedział ponadto, że Moskwa organizuje kolejny konwój z pomocą humanitarną dla Donbasu.

Pierwszy biały konwój nie mógł się doczekać na zgodę Kijowa i kontrolę Międzynarodowego Komitetu Czerwonego Krzyża i bez zezwoleń i kontroli wjechał na Ukrainę. Ile dokładnie kamazów przekroczyło granicę – nie wiadomo. Co wwiozły – też nie wiadomo. To było na odcinku granicy niekontrolowanym przez Ukraińców. Rosyjska telewizja pokazała, jak jakieś ciężarówki gdzieś rozładowują, może w Doniecku, może w Ługańsku, a może jeszcze gdzie indziej. W ciężarówkach były białe worki. Następnie po rozładunku ciężarówki ruszyły z powrotem do kraju. Strona rosyjska zapewnia, że puste. Strona ukraińska utrzymuje, że wywieziono w nich sprzęt, zdemontowane linie produkcyjne zakładów w Ługańsku. Może ciała zabitych rosyjskich żołnierzy. Może, może… Tak czy inaczej, na podstawie doniesień mediów trudno się zorientować, jak to z tym trojańskim konwojem było. Pierwszy konwój, który wjechał i wyjechał, stworzył ważny precedens: można jeździć, można wozić, co się chce. Rosjanie „woszli wo wkus” i zrobią teraz biały wahadłowiec, kursujący wedle uznania do Ługańska-Doniecka i z powrotem. O ile będzie to potrzebne. Zaczekajmy na wyniki rozmów w Mińsku.

Nieme kino w Jałcie

Jałta, Krym, lato. To powinno wywoływać pozytywne skojarzenia. W tym roku dobrych konotacji związanych z tym miejscem – jak na lekarstwo. Zaanektowane terytorium Ukrainy, dokąd wysyła się pokazowo rosyjskich turystów, stało się też wczoraj miejscem pokazowego zjazdu najważniejszych osób w rosyjskim państwie. To miała być demonstracja stanu nowego posiadania – takie zaklepanie Krymu. Na półwysep przybyli prezydent, rząd i obie izby parlamentu. Niektórzy deputowani po drodze mieli nieprzyjemność osobiście doświadczyć na sobie niedogodności, z jakimi na co dzień stykają się ludzie, przybywający od strony Rosji na Krym samochodami. Wszyscy stoją w wielogodzinnych kolejkach (średnio 24-36 godzin) w oczekiwaniu na prom przez Cieśninę Kerczeńską, a deputowany chciał z wesołymi kogucikiem na dachu przeskoczyć bez kolejki. Uprażeni w upale potencjalni wczasowicze nie wytrzymali i zrobili samochodowi deputowanego pokazowy „kirdyk”.

Wczorajszego wystąpienia Władimira Putina oczekiwano z niepokojem. Zwłaszcza że rosyjskie media grzały silniki na kilka dni naprzód, w tle jechał tajemniczy konwój wiozący grozę na wschodnią Ukrainę, rozbuchany harcownik Żyrinowski opowiadał w telewizji o zrównywaniu z ziemią państw bałtyckich i Polski. Jednym słowem – pokazowy (a może nie tylko pokazowy) „kirdyk” wisiał w powietrzu.

Atmosferę podgrzewało spóźnienie prezydenta – wystąpienie w sanatorium Mrija  (Marzenie) w Jałcie zapowiadano na dziesiątą rano, ostatecznie rozpoczęło się o czternastej. Miało być transmitowane bezpośrednio przez angielskojęzyczną telewizję kremlowską Russia Today. Z transmisji w ostatniej chwili zrezygnowano. W rezultacie żadna z rosyjskich stacji państwowych nie transmitowała wystąpienia. W programach informacyjnych podawano wiadomość o wystąpieniu, ale bez dźwięku. To bardzo dziwne, zwykle każde najmniejsze zająknięcie prezydenta powtarzane jest od rana do nocy we wszystkich programach, międlone i komentowane dzień i noc. A tu – pokaz niemego filmu [wystąpienie prezydenta udźwiękowiono dopiero następnego dnia]. Żadnych sensownych wyjaśnień takiego stanu rzeczy widownia nie otrzymała. Sekretarz prasowy prezydenta oznajmił rozbrajająco, że on przecież nie odpowiada za decyzje stacji telewizyjnych, co pokazywać, a co nie. Jasne jak słońce na niebie.

Z tego, co dotarło do publiczności za pośrednictwem agencji informacyjnych i dostępne jest stronie prezydenta Rosji (http://xn--d1abbgf6aiiy.xn--p1ai/%D0%BD%D0%BE%D0%B2%D0%BE%D1%81%D1%82%D0%B8/46451), udało się z wystąpienia wyłowić kilka ogólnych tez dotyczących polityki wewnętrznej i zagranicznej.

Po pierwsze, o przynależności państwowej Krymu nie dyskutujemy – #Krymnasz i kropka. „Żadnej aneksji Krymu nie było i nie ma, to wola ludu, wszystkie oskarżenia są bezpodstawne, po prostu śmieszne”. Na dodatek na Krymie stacjonować będzie specjalna jednostka wojskowa, a program rozwoju nowego podmiotu Federacji Rosyjskiej da taki impuls, że ho-ho.

Po drugie, Kreml uważnie śledzi, co dzieje się na Ukrainie, w Donbasie, chce jak najszybszego zakończenia wojny [wspaniale, wystarczy wydać odpowiednie dyspozycje, Władimirze Władimirowiczu; Girkin już się zresztą podał do dymisji i nie chce być „ministrem” obrony w Donieckiej Republice Ludowej]. Co ważniejsze, Putin nie powiedział nic o zamiarze wkraczania na Ukrainę z bratnią pomocą ani o bezpośrednim wsparciu dla zielonych ludzików w Donbasie.

Po trzecie, Rosja nie zamierza zamykać się na kontakty ze światem zewnętrznym, ale jednocześnie oświadczył, że nie można pozwolić, by Rosję ktokolwiek traktował lekceważąco. Polityka zagraniczna Rosji powinna być pokojowa, ale zaraz dodał, że program dozbrajania rosyjskich sił zbrojnych będzie zasilony dużym dodatkowym zastrzykiem finansowym (20 bln rubli), a w programie tym znajdą się nowe typy broni, „którymi inne armie świata nie dysponują”.

Po czwarte, prezydent pozostawił niedopowiedzenie nad pytaniem o uznanie zasady wyższości prawa międzynarodowego nad narodowym. Uznał „niektóre postanowienia trybunału w Hadze za motywowane politycznie”, ale to nie oznacza automatycznego wyjścia Rosji spod jurysdykcji międzynarodowych trybunałów [można to zinterpretować tak: jeszcze nie podjąłem decyzji, jak się odnieść do tych „olimpijskich” 50 mld zasądzonych na rzecz byłych właścicieli Jukosu].

Po piąte, sankcje. Oczywiście, sankcje europejskie i amerykańskie wobec Moskwy są „bezpodstawne i bezprawne”, mają na celu wypchnięcie Rosji z rynków europejskich. Natomiast rosyjskie wobec państw UE to tylko środek wsparcia dla krajowych producentów. Mimo to zapraszam szerokim gestem zagranicznych inwestorów do Rosji: „Musimy w Rosji stworzyć takie warunki, które inwestorom […] zawsze będą dawać jasny sygnał: w Rosji się nie oszukuje”.  Czy ktoś miał kiedykolwiek co do tego wątpliwości?

Po szóste, „rosyjskie społeczeństwo powinno się konsolidować i mobilizować, ale nie do prowadzenia wojen i konfliktów, nie do walki, a dla wytrwałej pracy na rzecz Rosji”.

Czy Putinowi udało się przekonać swoich współpracowników wewnątrz i partnerów na zewnątrz, że nadal jest przytomny i odpowiada za swoje czyny, że warto z nim rozmawiać i poszukiwać wspólnie wyjścia z trudnych sytuacji? Ano, zobaczymy. Kremlowskie jastrzębie ostrzące sobie dzioby na wydzieranie wątroby z sąsiadów chyba nie były zachwycone ugodowym tonem, pobrzmiewającym w przemówieniu. Ale taki Żyrinowski nic nie dał po sobie poznać. Jeszcze przedwczoraj marzycielsko obmywał żołdackie buciory w Bałtyku, a już dzień później wychwalał pokojowe inicjatywy towarzysza Breżniewa, przepraszam, Putina: Rosja powinna mieć armię taką, żeby „cały świat się bał. Militaryzacja, propaganda – to nasza droga. Gospodarka też powinna być zmilitaryzowana. Ale ja nie wzywam do wojny”. Jasne, w życiu. Dziarski pan Żyrinowski tak się rozentuzjazmował, że zaproponował przywrócenie Imperium, a Putinowi zapragnął przyznać tytuł Najwyższego Władcy. Ze swej strony podpowiem, że Władimir Wojnowicz w swojej świetnej antyutopii „Moskwa 2042” już dawno temu wymyślił doskonały tytuł dla władcy Rosji: genialissimus. Pasuje jak ulał, fantasmagorie polityczne z tej książki okazują się coraz bliższe rzeczywistości.

Złagodzenie retoryki Kremla w sprawie Ukrainy, wojny, sankcji może wskazywać na to, że Putin chce pozostawić sobie maksymalnie szerokie pole do gry (jak się komuś nie podoba zdolny do dialogu Putin, to mamy na zapleczu zdolnego do wszystkiego Żyrinowskiego, proszę wybierać). Choć Putin zrobił ostatnio tak wiele, by partnerzy stracili doń zaufanie. Czy ten dziwny zlot w Jałcie pomoże w odbudowie tego zaufania?

Biały konwój trojański

Do granicy rosyjsko-ukraińskiej zmierza konwój 280 ciężarówek kamaz, przemalowanych w trybie pilnym z zielonych barw ochronnych rosyjskiej armii w szlachetną biel (zdjęcia można obejrzeć m.in. tu: http://www.echo.msk.ru/blog/echomsk/1378478-echo/).

Ciężarówki wiozą… No właśnie, co właściwie wiozą te ciężarówki? Strona rosyjska twierdzi, że pomoc humanitarną dla mieszkańców Doniecka i Ługańska. Miasta zostały otoczone przez rządowe siły ukraińskie, na ulicach toczą się walki. Prądu i wody nie ma. Żywności też nie. Pomoc humanitarna faktycznie by się przydała.

Moskwa zagrała znaną partię polegającą na zastosowaniu jednocześnie dezinformacji i faktów dokonanych. Ustami swych wysokich przedstawicieli mówiła, że wszystko ma uzgodnione z Kijowem, Międzynarodowym Czerwonym Krzyżem i wszystkimi świętymi, po czym okazywało się, że druga strona o tych uzgodnieniach nic nie wie. Kijów oświadczył, że wwiezienie pomocy powinno się odbyć zgodnie z przewidywanymi procedurami (a zatem na odcinku granicy kontrolowanym przez ukraińskie służby, a nie na objętym walkami odcinku niekiedy kontrolowanym przez separatystów, przez który wsącza się z Rosji na Ukrainę Bóg wie co). Na granicy ładunki powinien przejąć Czerwony Krzyż. Niezastosowanie się przez Rosję do tych wymogów pociągnie za sobą nowe sankcje – stwierdził Barack Obama.

„Nawet jeżeli ciężarówki faktycznie wiozą cywilne ładunki, to jest w całej tej akcji niebywały cynizm. Jedną ręką Kreml eksportuje na Ukrainę śmierć, a drugą wysyła pomoc humanitarną – pisze Aleksandr Podrabinek na „Graniach”. – To perwersyjna zabawa: być jednocześnie tym, co burzy i stroić się w szaty zbawiciela. Nie można się dziwić, że Ukraina takiej pomocy nie chce. Jeśli chcecie pomagać, to przestańcie przysyłać bojownikom broń, instruktorów wojskowych i najemników. Szeroko rozpropagowana akcja humanitarna ma również zadanie propagandowe. Ma pokazać niesłychaną szczodrobliwość rosyjskiej duszy, szlachetnej, wybaczającej swoim wrogom. […] Obywatel gotów jest zalać się gorącymi łzami ze wzruszenia, a to pozwoli mu być jak najdalej od myśli, że Rosja jest agresorem”. A przecież jest. Najpierw podpalają, a potem oferują pomoc pogorzelcom. Zresztą wcale nie wiadomo, czy ta pomoc to faktycznie pomoc.

Zdaniem blogera Antona Oriecha Rosja powinna wysłać do Donbasu 280 PUSTYCH kamazów, aby załadować na nie sprzęt i broń, przysłane tu cichaczem w celu rozniecania wojny. A teraz tę wojnę należy zwinąć z powrotem i wywieźć do Rosji: „Przyczyna tej wojny leży nie w Kijowie i nie w Doniecku. Ta przyczyna znajduje się tam, skąd wyprawiono konwój. Ta wojna zaczęła się od wymyślonych faszystów i żydo-banderowców, od wymyślonego zagrożenia dla Rosjan na Krymie, od przeprowadzonego w ciągu tygodnia referendum i aneksji obcego terytorium pod przykryciem fantastycznego kłamstwa. Tak nam się to spodobało, że to samo chcieliśmy powtórzyć w Donbasie. Wymyśliliśmy marionetkowe republiki, wyposażyliśmy od stóp do głów armię separatystów pod komendą naszych obywateli i zaczęliśmy bić na alarm, dlaczegóż to Ukraina zamiast z wdzięcznością powitać bunt, zaczęła go dusić. Po tym zaczęła się wojna, w której nie możemy zwyciężyć bez bezpośredniej wojskowej interwencji. A bez poparcia Rosji „pospolite ruszenie” nie ma szans na dłuższy opór. Wspierając ich, wspieramy wojnę, a wspierając wojnę, sprawiamy, że cierpią zwyczajni ludzie, którzy stali się zakładnikami”.

Prezydent Putin prezentuje tymczasem firmową pewność siebie. Wczoraj zapowiedział, że konwój wyrusza i kropka. Jutro przybywa na Krym. A dzień później przeprowadza demonstracyjną konferencję w Jałcie. Na to spotkanie w szczycie sezonu ogórkowego, oderwani od letniego wypoczynku jadą w zachwycie deputowani, senatorowie i ministrowie, aby wysłuchać tego, co na aktualne tematy ma do powiedzenia prezydent.

Na Krym przybędzie też premier Miedwiediew. Na razie przebywa z odpowiedzialną misją na Kaukazie Północnym. Dziś odwiedził forum młodzieżowe Maszuk (coś podobnego jak Seliger dla patriotycznie nastrojonej na karierę młodzieży). Podczas przechadzki po obozie premier natknął się na narysowaną przez twórczą młodzież mapę Krymu, sam się też nie mógł powstrzymać od twórczości i nabazgrał na mapie „Krym Nasz”. A potem wezwał młodzież, by nie nosiła zagranicznych ciuchów z zachodnią symboliką, a odzież z rosyjską flagą. Premier miał na sobie skromną białą koszulę oraz dżinsy (ciekawe czy krajowe, czy zagraniczne, z symboliką czy bez; rosyjskiej flagi nie zauważyłam). Na Krymie dawali dzisiaj czadu harleyowcy z klubu Nocne Wilki (ciągle jeszcze jeżdżą na wrażych motocyklach, ale zapewne niebawem zostaną zmuszeni do dosiadania krajowej produkcji) – urządzili tu zlot oraz koncert, w którym udział wziął Steven Seagal, kochający nieśmiertelnego Putina.

Pożegnanie z półmiskiem

Gdzie ta chwila, gdy pospołu zasiadaliśmy do stołu twarzą w twarz – śpiewali melancholijni Starsi Panowie. I dalej wyliczali czary znakomitych potraw, wykwintnych trunków i wyrafinowanych deserów, z których odleciały róże. Róże odleciały dziś z tortów dwóch innych starszych panów, którzy postanowili, że ich naród ma zapomnieć o osobliwych zagranicznych smakach: prezydent Putin podpisał dekret o zakazie importu „wybranych” produktów spożywczych, a premier Miedwiediew już na jutro ma sporządzić detaliczną listę zagranicznej strawy, szkodzącej Rosjanom na wątrobę. Wiadomo ponad wszelką wątpliwość i bez tej listy pana premiera, że Rosjanom zaszkodzą wszystkie artykuły spożywcze z Ameryki. Już zapowiedziano, że mleko (niedawno wprowadzono w Rosji zakaz na wwóz ukraińskiego mleka i nabiału) będzie do Rosji przyjeżdżać z Brazylii. Mleko ma najszybszy transport, więc spokojnie dojedzie nieskwaszone z drugiej półkuli. Podobnie jak mięso.

Dekret Władimira Władimirowicza jest rosyjską odpowiedzią na sankcje nałożone przez Zachód na Rosję za nieprzyzwoite zachowanie się przy ukraińskim stole.

Już w marcu władze badały grunt, jak ludność odniesie się do przejścia na miejscową żywność. Okazało się, że 74% wyraziło przekonanie, że Rosja może wyżywić się sama, bez zagranicznej pomocy  (http://labuszewska.blog.onet.pl/2014/03/27/zywnosc-klamstwa-i-kasety-wideo/).

No i już – po kompocie…

http://www.youtube.com/watch?v=WCbcEx9GzQM

Magia liczb, magia ekranu

Na scenę polityczną wkroczyły nowe sankcje Unii Europejskiej i USA wobec Rosji w związku z jej agresywną polityką na Ukrainie. Rosja wzrusza ramionami i odpowiada na nie, jak to mówi, symetrycznie. Zaczyna pokaz chłosty od polskich jabłek, zżeranych jakoby od środka przez owocówki jabłkóweczki. Czy to symetryczna odpowiedź?

Tym razem zachodnie sankcje dotkną m.in. wrażliwego sektora bankowego. Na listę sankcji zostały wpisane wielkie rosyjskie banki ze Sbierbankiem na czele. Wpisanie na listę „oznacza, że rosyjskie banki nie mogą korzystać z europejskich rynków kapitału. To oznacza, że nie będą mogły emitować obligacji, nowych akcji ani pożyczać w europejskich bankach – tłumaczy w audycji Echo Moskwy ekonomista Siergiej Gurijew (obecnie mieszka we Francji, w obawie przed szykanami Putina).  – To nie katastrofa, dlatego że istnieją przecież inne rynki kapitałowe, w tym azjatyckie. […] Na razie nas na to stać, Rosyjski Bank Centralny jest w stanie to obsłużyć, a jeżeli sytuacja będzie się pogarszać, to zostanie uruchomiony Fundusz Dobrobytu Narodowego. W najbliższych miesiącach te sankcje nie pociągną za sobą jakichś katastrofalnych skutków. Ale to groźny precedens, bo jeżeli Europejczycy i USA wprowadzą wobec tych pięciu banków takie restrykcje, jak wobec Banku Rossija [objętego sankcjami w drugim rzucie], to będzie to poważny cios w stabilność rosyjskiego systemu państwowego”.

To czysto teoretyczny wywód, bez uwzględniania całokształtu zmian w stosunkach Rosji z resztą świata, w szczególności z Zachodem (zwłaszcza po zestrzeleniu malezyjskiego boeinga) i bez uwzględniania tego, że rosyjska gospodarka zaczęła odczuwać zadyszkę już w zeszłym roku, zanim Putin stał się Władimirem Władimirowiczem Taurydzkim (za wzięcie Krymu, Taurydy, tak prześmiewczo nazywany przez krytycznych blogerów) i zanim rzucił Striełkowa i spółkę na Donbas. To kolejny problem, z którym Rosja będzie musiała się zmierzyć. „Ekonomiści, którzy opowiadają o sankcjach, powinni policzyć, co przyczynia więcej strat: sankcje czy reżim Putina – pisze w blogu politolog Gieorgij Satarow. – A jeśli to podliczą, to będą się bali to ogłosić. […] Teraz Putin będzie zwalał skutki swoich rządów na sankcje”.

Na liście osób objętych sankcjami znaleźli się kolejni członkowie kręgu współpracowników Putina – m.in. Arkadij Rotenberg, Jurij Kowalczuk (nazywany księgowym Putina) i jego współpracownik Nikołaj Szamałow (pamiętacie Państwo historię z pałacem w Gielendżyku: http://labuszewska.blog.onet.pl/2011/01/06/kilkanascie-krzesel/). Z niewiadomych powodów bardzo się dziś zdenerwował Giennadij Timczenko (objęty sankcjami w pierwszym rzucie 28 kwietnia) – w wywiadzie dla agencji ITAR-TASS powiedział tajemniczo, że obawia się prowokacji ze strony amerykańskich służb specjalnych, odmówił wszelako ujawnienia szczegółów. Co może mu grozić w ojczyźnie? Czyżby pałace, w których mieszkają najbliżsi współpracownicy prezydenta, miały kiepską ochronę. Proszę popatrzeć, jak wyglądają: http://navalny.com/p/3705/

Po tej fali sankcji na pewno panowie z kooperatywy Oziero i przybudówek będą musieli pilnie wszystko obliczyć – również to, „co straciłem z własnej woli, a co przeciw sobie”, jak śpiewał kiedyś Janusz Laskowski.

Liczyć muszą od dzisiaj blogerzy. Weszła ustawa nakazująca zarejestrowanie się w Roskomnadzorze tym spośród nich, którzy odnotowują ponad 3000 odsłon dziennie. Trzytysięcznicy zostali zrównani w obowiązkach (bo nie w prawach) z mediami i podpadają pod ustawę medialną. Już dziś z prośbą o rejestrację zgłosiło się ponad osiemdziesięciu blogerów.

A jak do bieżących wydarzeń odnosi się przeciętny Iwanow? Na pytanie socjologów z Centrum Lewady: czy generalnie popiera pan/pani linię polityki Władimira Putina, 85 (osiemdziesiąt pięć) procent respondentów udzieliło pozytywnej odpowiedzi (http://www.levada.ru/24-07-2014/iyulskie-reitingi-odobreniya-i-doveriya), spadek w stosunku do notowań z czerwca o jeden punkt procentowy. I drugi: spośród tych, którzy słyszeli o katastrofie malezyjskiego samolotu pasażerskiego nad Donbasem, 82% twierdzi, że został on zestrzelony przez ukraińską armię (w tym 36% uważa, że przez lotnictwo, 46% – że przez wojska lądowe, w winę separatystów wierzy 3% badanych: http://www.levada.ru/30-07-2014/katastrofa-boinga-pod-donetskom). Co groźniejsze: owocówka jabłkóweczka czy owocówka mózgóweczka?

O tym, jak należy się odnosić do specyfiki rosyjskich badań socjologicznych, napisał Fiodor Kraszeninnikow: „Sondaże mają sens wtedy, kiedy ludzie otrzymują informacje z wielu różnych źródeł i mają możność wybierać. […] W Rosji stworzone zostało takie środowisko informacyjne, w którym człowiek otrzymuje wyłącznie informacje korzystne dla państwa [władz]. Wyboru prawie nie ma. Czy można się zatem dziwić, że pytany w sondażu Rosjanin odpowiada tak, jak mu to włożono do głowy? Nie należy załamywać rąk nad tym, że ludzie są tak podatni na brednie. Szeregowy obywatel nie ma obowiązku być wytrawnym analitykiem, może przecież myśleć: to niemożliwe, żeby wszyscy kłamali. Nawet jeśli telewizja rzeczywiście kłamie od rana do nocy. Obywatel zachowuje się normalnie, to państwo gra nieczysto. […] Publikowane w Rosji sondaże pokazują tylko jedno: propaganda pracuje doskonale”. Coś w tym jest.

Na koniec tej niewesołej wyliczanki jeszcze jedna liczba. Od 1 sierpnia wódka w Rosji drożeje o 21 rubli, teraz pół litra kosztować będzie 220 rubli. Według ostatnich badań Centrum Lewady dla 40% Rosjan alkohol jest podstawowym środkiem umożliwiającym odstresowanie, taki narodowy rodzaj psychoterapii. Koszty rosną.