Najgłośniejszy przedstawiciel patriotycznego nurtu piosenki pop-rockowej w Rosji – grupa Lube obchodzi dwudziestolecie.
23 lutego, w Dniu Obrońcy Ojczyzny (d. święto Armii Radzieckiej) w Pałacu Kremlowskim odbył się jubileuszowy koncert grupy. Lube wykonało wszystkie swoje koronne hity: „Bat’ka Machno”, „My pojdiom s koniom”, „Nie walaj duraka, Amierika” (klip tej piosenki otrzymał nagrodę na festiwalu filmów reklamowych w Cannes; naprawdę świetny – można obejrzeć na Youtube). No i oczywiście bodaj największy przebój: „Dawaj za”. „Dawaj za nas, dawaj za was…, […] za ordery, za desant, za specnaz, za życie, za tych, którzy czekają, za tych, którzy z nami byli, za Kaukaz, za Syberię”.
4 marca 2008 roku w rytm tej piosenki, rozbrzmiewającej nad placem Czerwonym z wielkiej estrady, na której odbywał się koncert wyborczy, w stronę sceny maszerowało pewnym krokiem dwóch zadowolonych z siebie polityków – tandem Putin–Miedwiediew. Politycy weszli na scenę. Wokalista kapeli Nikołaj Rastorgujew urwał w pół słowa, odstąpił mikrofon politykom. Pieśń i przemówienie do mas były jak jeden głos, idealny sojusz gitarowych strun, słów pieśni i słów zachłystującego się zwycięstwem polityka.
Grupa powstała w 1989 roku w położonej pod Moskwą miejscowości Lubercy. Za radą Ałły Pugaczowej lider grupy, który sam nigdy nie służył w armii, założył charakterystyczną pasiastą koszulkę, wojskową gimnastiorkę. To ubranie-przebranie okazało się znakomicie trafioną kreacją, idealnie pasowało do charakteru wykonywanych piosenek: rzewnych ballad, trafiających do tęskniącego za ciepłym domem wiecznego żołnierza, przyprawionych ostrym brzmieniem elektrycznej gitary. Zagrane ostro, na rockowo, a czasem z cygańską nutą, romantycznie rozciągnięte piosenki Lube koiły w latach 90. skołatane serca tych, którzy nie mogli uwierzyć, że wielkie imperium rozpadło się. Dla nich szumiały rosyjskie brzozy, od których oderwał się listek. Gitara, czasem akustyczna, czasem elektryczna, perkusja, czasem akordeon, trochę folku, trochę nostalgii, trochę dumy z oręża, trochę imperialnego etosu wielkiej i niepokonanej armii, rozsnute dymy Wielkiej Rosji. Ich muzyka inkrustowała kilka seriali telewizyjnych poświęconych wojnie. Piosenki grupy Lube towarzyszyły kampanii wyborczej partii „Rodina” (odwołującej się do idei Wielkiej Rosji), potem – różnym przedsięwzięciom putinowskiej partii „Jedinaja Rossija” i jej młodzieżówki.
Z uwagi na dobre stosunki muzyków grupy Lube z politycznym establishmentem powszechnie oczekiwano, że na jubileuszowy koncert do kremlowskiego pałacu przybędą przedstawiciele najwyższych władz. Prezydent Miedwiediew w obchodach jubileuszu kultowej grupy udziału raczej nie planował (sam deklaruje sympatię do zgoła innych rytmów, m.in. grupy Deep Purple). Jako zwierzchnik sił zbrojnych – w których, podobnie jak lider grupy Lube, nigdy nie służył – Miedwiediew spotkał się tego dnia z weteranami, młodzieżą i wojskowymi w moskiewskim Teatrze Armii na bombastycznej uroczystości ze sztandarami, hymnem i przemówieniem, w którym podkreślił zasługi bojowe tych, którzy latem ub.r. odparli agresora w Osetii Południowej. Wojskowy chór zaśpiewał trzy zwrotki hymnu – znanej melodii, do której niewiele osób potrafi podłożyć zutylizowany tekst Siergieja Michałkowa. Sztandary wprowadzono i wyprowadzono.
Natomiast premier Władimir Putin głośno przyznaje się do tego, że lubi Lube. Niemniej koncertu jubilatów nie zaszczycił. Rastorgujew nie musiał tym razem odstępować żadnemu politykowi mikrofonu. Wraz z przyjaciółmi artystami i oficerami grupy „Alfa” bawił gości koncertu wyłącznie pieśnią.
Nie rozumiem dlaczego Ministerstwo Kultury dofinansuwuje „OSW” tą organizację zatrudniającą tylu rusofobów mówiących że oni są analitykami????Z moich podatków opłacane są chorobliwe wynaturzenia osób takich jak pani Anna pisząca na tym blogu