Archiwa tagu: Doniecka Republika Ludowa

Pozwany Igor Girkin

16 lipca. Jutro smutna rocznica – rok temu samolot pasażerski Malezyjskich Linii Lotniczych lecący z Amsterdamu do Kuala Lumpur został zestrzelony nad Donbasem, na pokładzie znajdowało się 298 osób, nikt nie przeżył, ciał dwóch osób do tej pory nie udało się znaleźć. Samolot został (najprawdopodobniej, jak zastrzegają niemal wszystkie światowe media piszące o katastrofie) zestrzelony rakietą ziemia-powietrze, wystrzeloną z kompleksu Buk.

Śledztwo w sprawie wyjaśnienia przyczyn katastrofy prowadzi międzynarodowa komisja. Wczoraj telewizja CNN, powołując się na holenderskie źródła, podała, że w raporcie śledczych znalazło się sformułowanie o winie prorosyjskich separatystów.

Wokół katastrofy trwają gry polityczne. O rosyjskich pisałam w blogu wielokrotnie (ostatnio 27 czerwca http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2015/06/27/blogerzy-podniebnych-drog/ z kilkoma uzupełnieniami w komentarzach). Napięcie rośnie. Wniosek w sprawie powołania międzynarodowego trybunału złożony przez Holandię, Malezję, Australię, Belgię i Ukrainę w ONZ, który ma być rozpatrywany na najbliższym posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa NZ, doprowadził rosyjskich dyplomatów do białej gorączki. Dlaczego? Ich wyjaśnienia są mniej niż przekonujące: bo to inicjatywa kontrproduktywna. Bloger Andriej Malgin tak to skomentował: „Przez cały rok Rosja przekonywała nas, że są niepodważalne dowody, że zestrzeliła Ukraina. Gdyby takie dowody Rosja rzeczywiście miała, to powinna robić wszystko, by powołać taki trybunał. Ale nie, w zeszłym tygodniu przedstawiciel FR przy ONZ pan Czurkin, przedstawiając argumenty, dlaczego trybunał jest zbędny, wspomniał, że były i inne przypadki, kiedy wojskowi nienaumyślnie zestrzeliwali pasażerskie samoloty, przy czym nigdy żadnych międzynarodowych trybunałów nie powoływano, a czasami nawet nie dochodziło do rozpatrywania sprawy w sądzie. Oświadczenie Czurkina oznacza, że Rosja w tej sprawie wycofała się na z góry upatrzone pozycje i umacnia nową linię obrony. Ale ponieważ Federacja Rosyjska nigdy nie mówi prawdy, to znaczy, że sprawy mają się jeszcze gorzej: czyli że samolot nie został zestrzelony przypadkiem”.

Gorzej mają się sprawy Igora Girkina vel Striełkowa, który w zeszłym roku ostro mieszał w zaczynie „rosyjskiej wiosny” na Donbasie, potem pokornie zmył się do Rosji. W poszukiwaniu miejsca na scenie politycznej od czasu do czasu udziela mediom wywiadów, w których opowiada rzeczy odbiegające od oficjalnej kremlowskiej wersji wydarzeń (inna sprawa, że kremlowska linia propagandowa też się gnie i zmienia w zależności od okoliczności).

Wczoraj w dalekim Chicago do sądu wpłynął pozew w imieniu osiemnastu rodzin ofiar katastrofy Boeinga 777 przeciwko Igorowi Girkinowi. Byłemu ministrowi obrony samozwańczej Donieckiej Republiki Ludowej zarzuca się zorganizowanie ostrzału samolotu, co doprowadziło do śmierci 298 osób. Dlaczego przed obliczem amerykańskiego sądu? Bo Malezyjskie Linie Lotnicze mają przedstawicielstwo w USA i za pośrednictwem tego przedstawicielstwa niektórzy pasażerowie nabyli bilety na feralny lot.

Pozywający domagają się wypłaty rekompensaty w wysokości 900 mln dolarów. W tekście pozwu podkreśla się, że Girkin działał na Ukrainie „za zgodą Kremla” i wydał rozkaz/współdziałał/namawiał do popełnienia wzmiankowanego czynu osoby, które wystrzeliły fatalną rakietę. Wydał rozkaz, a więc ponosi winę. Jak pisze informująca o pozwie brytyjska gazeta „The Telegraph”, adwokat rodzin ofiar zapewnia, że nie chodzi o pieniądze, ale o to, by Girkin wyjaśnił okoliczności zestrzelenia i aby zmusić Rosję do podjęcia współpracy z międzynarodowym trybunałem.

Girkin vel Striełkow rok temu dowodził oddziałami tak zwanego pospolitego ruszenia w Donbasie. 17 lipca 2014 roku w Twitterze pochwalił się, że w rejonie miejscowości Torez jego podwładni zestrzelili An-26 [należący do ukraińskich sił zbrojnych]: „Uprzedzaliśmy, żeby nie latać po naszym niebie. Ptaszek spadł na terytorium bezludnym, cywile nie ucierpieli”. Wpis pojawił się w sieci o godzinie 16.50 czasu ukraińskiego, Boeing 777 zniknął z radarów o 16.20. Jakiś czas potem zniknął wpis Striełkowa.

Reakcja Girkina na pozew w amerykańskim sądzie na razie nie jest znana.

Igor Siergiejewicz zmienia zawód

9 czerwca. Klub przywódców światowych mocarstw znów spotkał się w dawnym formacie G7, bez Rosji, która przez kilka lat była ósemką w tym gronie, ósemką z wiecznym znakiem zapytania, ósemką na wyrost, na zachętę. Brak zaproszenia na szczyt w Bawarii to salonowy komunikat: Władimirze Władimirowiczu, nie kupujemy pańskich łgarstw, pan będzie łaskaw zrewidować swoją agresywną politykę wobec Ukrainy i w ogóle, oddać Krym, wycofać wojsko i sprzęt ze wschodnich prowincji Ukrainy, przestrzegać postanowień Mińska-2, a wtedy pogadamy. Pogadamy o zdjęciu sankcji, których nikt nie potrzebuje, pogadamy o szczęśliwym powrocie złotej zasady business as usual. Na razie gadać nie ma o czym, a Obama nawet wspomniał o ewentualności wprowadzenia nowych sankcji w razie ewentualnego zaostrzenia sytuacji.

Czy ten prztyczek w nos podziała wychowawczo? Można mieć wątpliwości. W sztandarowych programach publicystycznych w rosyjskiej telewizji jeden z naczelnych kapłanów propagandy Władimir Sołowjow z lekceważeniem wobec uczestników szczytu G7 dowodził, że to wydarzenie bez znaczenia, jako że bez Rosji nie może być rozwiązany żaden z problemów, o których rozmawiano w Bawarii. Hm, ciekawy aksjomat. Sama Rosja jest problemem i na pewno potrafi problemów dostarczać. Dysponuje rzeczywiście potężnym potencjałem destrukcji. Czy istnieje pozytywny potencjał?

W programach Sołowjowa i jego kolegi Dmitrija Kisielowa (łącznie bite cztery godziny w wieczornym niedzielnym programie) wielokrotnie padało sformułowanie „wojna jądrowa”, „uderzenie jądrowe” itd. Zgromadzeni w studiu politycy i analitycy rozpatrywali taki wariant jako możliwą odpowiedź Rosji na rozmieszczenie w Wielkiej Brytanii amerykańskich rakiet średniego zasięgu. W opublikowanych w połowie maja badaniach Centrum Lewady na pytanie: „Jak pan/pani myśli, czy w razie wojny z Zachodem Putin może wydać rozkaz rosyjskim wojskowym, by jako pierwsi użyli broni atomowej?” 32% odparło, że jest to „wysoce prawdopodobne” lub „prawdopodobne”, 13% uznało ten wariant za nieprawdopodobny, a 42% za mało prawdopodobny. 39% uczestników sondażu powiedziało, że perspektywa użycia broni nuklearnej nie wywołuje u nich strachu. Telewizyjne seanse nienawiści, w których zapowiada się zamienienie paskudnego, zgniłego Zachodu w kupkę radioaktywnego popiołu, przynoszą owoce. ZSRR miał broń atomową, dwa razy do roku na placu Czerwonym prezentował kluchowate rakiety, mogące przenosić ładunki jądrowe, ale jednocześnie zapewniał, że miłuje pokój. Społeczeństwo miało wdrukowane do głów, że wojna jądrowa to totalna zagłada ludzkości. Takich pytań jak te w badaniu Lewady nie zadawano by, gdyby w tamtych czasach istniały sondaże. Ponure to wszystko.

Tymczasem jednak eksperci dyskutują nad możliwością/prawdopodobieństwem wznowienia konfliktu konwencjonalnego. Na wschodzie Ukrainy. Zdaniem wielu ekspertów, formuła Mińska-2 wyczerpuje się, sytuacja jest patowa, Rosja zmierza ku wymuszeniu na Ukrainie i Zachodzie Mińska-3. Jednym ze środków wymuszania może być wznowienie ofensywy. Na Youtube można obejrzeć filmiki jak np. ten:  https://www.youtube.com/watch?v=BiAGMn4d7Ls Pociągi pancerne z czołgami, transporterami, haubicami jadą i jadą.

Tymczasem w tak zwanych Donieckiej i Ługańskiej Republikach Ludowych mamy nowe wzmożenie polityczne. Przedstawiciele samozwańczych władz obu nowotworów złożyli na ręce przedstawicieli OBWE propozycje odnośnie zmian w konstytucji Ukrainy: „niektóre regiony [Ukrainy] mające szczególny status są integralną częścią Ukrainy”. Zostało to powszechnie odczytane jako ustępstwo, przyznanie, że nie może być mowy o samodzielnym bycie „republik ludowych”. Gorący zwolennik rosyjskiej wiosny, rosyjskiego świata, projektu Noworosja, marszu na Kijów i generalnie mocnego uderzenia publicysta Jegor Chołmogorow nazwał te pomysły mocniej: „formułą kapitulacji”. W takim razie po co te czołgi przy granicy z Ukrainą?

Herosi zeszłorocznej rosyjskiej wiosny albo wycofali się na z góry upatrzone pozycje (zostali odwołani przez centralę w Moskwie do domu), albo zostali wyeliminowani strzałem w głowę, albo zostali wmontowani w quasi-państwowe struktury „republik ludowych” i są lansowani przez Rosję jako te siły, z którymi Kijów musi się dogadywać w sprawie statusu Donbasu.

Znowu sięgnę do badań Centrum Lewady. Tym razem badanie dotyczyło rozpoznawalności twarzy rosyjskiej wiosny oraz ich ewentualnego „zagospodarowania” w rosyjskiej polityce. 29% badanych powitałoby z radością aktywność tych person na rosyjskiej scenie politycznej (43% odnosi się do tego negatywnie).

Igor Siergiejewicz Girkin vel Striełkow jest najbardziej znaną postacią z orszaku watażków. Rozpoznaje go 27% Rosjan. Od zeszłego roku szuka zajęcia godnego własnych ambicji. Czasem udziela wywiadów, w których krytykuje politykę Kremla wobec Noworosji, czasem spotyka się z tymi, którzy chcą podsypać grosza na rzecz akcji wspomagających Noworosję, założył fundację, ożenił się. Jakie miejsce mógłby zająć na rosyjskiej scenie, zabetonowanej przez ekipę Putina? Czego oczekują od niego ci, którzy chcieliby go zobaczyć w rosyjskiej polityce? Podkręcenia amoku #Krymnasz i spółka? Rozpędzenia na cztery wiatry skorumpowanej i tracącej na atrakcyjności kliki rządzącej? Striełkow był częścią projektu Kremla, na razie trzyma się w ryzach, nie wzywa do wzięcia Kremla i przepędzenia stamtąd tchórzliwych zdrajców Noworosji. Bo też nadal nie on pisze kolejny rozdział swojej własnej historii.

Dzień Zwycięstwa. 2015. Dogrywka

10 maja. Dziesięć lat temu podczas obchodów 60. rocznicy zakończenia II wojny światowej trybuna na placu Czerwonym w Moskwie wyglądała inaczej. Przyjechali przywódcy krajów koalicji antyhitlerowskiej, przyjechał kanclerz Niemiec. Koło prezydenta Putina (z małżonką Ludmiłą) siedzieli prezydent Bush, prezydent Chirac, kanclerz Schroeder. Nikt im nie wpinał w klapy wstęgi św. Jerzego. O roli Chin, Mongolii i Indii w wojnie w przemówieniach nie było ani słowa.

Proszę popatrzeć na to zdjęcie: https://twitter.com/maryel2002/status/597086220703834113

Obiektyw nie objął jeszcze jednego ważnego gościa, który był na trybunie w Moskwie w 2005 roku: prezydenta Ukrainy. W tym roku w świątecznym przemówieniu prezydenta Putina nawet nie padło słowo Ukraina. W żadnym kontekście.

Analiza „zawartości” trybuny honorowej jest ciekawym przyczynkiem do charakterystyki dzisiejszej Rosji. Odmówiono zaproszeń wielu weteranom wojny, którzy chcieli przyjechać z różnych stron wielkiego kraju. „Plac Czerwony nie jest z gumy” – pouczył weteranów z waszecia sekretarz prasowy Putina, Dmitrij Pieskow.  Znalazło się natomiast miejsce dla szefa klubu motocyklowego Nocne wilki, Aleksandra Załdostanowa. Siedział w towarzystwie kogoś w mundurze obwieszonym licznymi orderami (https://www.facebook.com/photo.php?fbid=10204651575541721&set=a.1476998677356.2065138.1005390413&type=1&theater). Dmitrij Wrubel, autor słynnego graffiti na murze berlińskim z pocałunkiem Breżniewa i Honeckera „wzasos”, w swoim FB nazwał to zdjęcie „fotografią dnia”. Oficjalny podpis agencji TASS pod fotką brzmi „Lider motoklubu Nocne wilki i weteran w czasie defilady na placu Czerwonym”, okazuje się jednak, że weteran jest przebierańcem. To niejaki Władimir Koczetow, tytułujący się generałem wojsk kozackich, urodzony w 1935 roku, w 1945 miał dziesięć lat. Koczetow ma tytuł weterana, owszem, ale weterana pracy (ветеран труда). Okazało się to jednak wystarczającą legitymacją do pojawienia się na uroczystościach i pobrzękiwania fałszywymi odznaczeniami. Najważniejszy jest fake.

Na trybunę załapał się też wielki przyjaciel prezydenta Putina, Steven Seagal. Twitterowi żartownisie zaraz się ucieszyli, że uroczystość zakończyła się sukcesem, bo Seagal nikogo nie zabił ani nawet nie powalił ciosem karate.

Inne oficjalne zdjęcia z trybuny można obejrzeć na stronie TASS: http://tass.ru/obschestvo/1958788

Nie tylko w Moskwie świętowano Dzień Zwycięstwa. Oryginalnością błysnął prezydent Czeczenii, Ramzan Kadyrow: w Groznym wzięto Reichstag. Częścią obchodów była rekonstrukcja walk o Berlin ze szturmem Reichstagu,  zatknięciem tam sztandarów zwycięstwa na płonącej kopule i rzucaniem zdobytych niemieckich sztandarów pod nogi Ramzana Kadyrowa, ustrojonego w galowy mundur. Następnie ulicami czeczeńskiej stolicy przeszły kolumny „niemieckich jeńców”. Uroczystość Kadyrow relacjonował osobiście w mediach społecznościowych. Miejscowy oddział Federalnej Służby ds. Kontroli nad Obrotem Narkotyków poszedł w stronę sakralizacji uroczystości: zgodnie z nakazami islamu zostało złożone w rytualnej ofierze zwierzę. Obrzędem tym czeczeńscy bojownicy z „narkotą” chcieli oddać cześć wszystkim tym, którzy oddali życie w trudnych momentach dziejów narodu czeczeńskiego. Ta dedykacja zabrzmiała dwuznacznie, jeśli zważyć, że podczas Wielkiej Wojny Ojczyźnianej Czeczeni zostali przez Stalina deportowani (luty 1944) za kolaborację z Niemcami. Jaką treścią można napełnić Dzień Zwycięstwa w republice, która ucierpiała nie od okupanta, a od swoich?

Rosyjska telewizja od wielu dni grzała silniki, pokazując reportaże z ogarniętego radosną przedświąteczną podnietą Doniecka. Ludzie przychodzący na próbne przemarsze kolumn z wojskiem cieszyli się, że będą nareszcie obchodzić Dzień Zwycięstwa u siebie, po swojemu, klaskali czołgom i armatom, okrytym bojową sławą w boju z „faszystami”, czyli kijowską juntą. 9 maja ulicami miasta przedefilowało kilka czołgów, haubic, zestawów Grad. Ozdobą kolumny byli weterani wojny, nie, nie II wojny światowej, a wojny w Donbasie – Motorola i Giwi w zaskakujących mundurach, przy orderach (m.in. za wzięcie Krymu). Ludzie krzyczeli znane rosyjskie hasło „Спасибо деду за победу” (Dzięki dziadowi za zwycięstwo). Jakiemu dziadowi? Za jakie zwycięstwo?

Defiladę w Doniecku przyjmował Aleksandr Zacharczenko, tak zwany lider tak zwanej Donieckiej Republiki Ludowej w tak zwanym mundurze tak zwanego pułkownika. Niewątpliwym sukcesem Zacharczenki było to, że w stanie wskazującym na spożycie napojów wyskokowych w ilości niepomiernej wszelako nie spadł z trybuny (jego heroiczną walkę można obejrzeć na Youtube: https://www.youtube.com/watch?v=pIpXmlBCiSY).

Uznanie i szacunek

Politycznej stonodze poplątały się ostatnio nóżki. Przed tak zwanymi wyborami władz samozwańczych republik Donieckiej i Ługańskiej minister spraw zagranicznych Rosji mówił, że „oczywiście uznamy ich rezultaty”. Dziś wysoki przedstawiciel Kremla Jurij Uszakow powiedział natomiast, że Rosja „szanuje głos ludu wyrażony w głosowaniu”. „Oficjalne stanowisko Rosji wyrażone zostało w krótkim, acz wyrazistym oświadczeniu MSZ dotyczącym rezultatów wyborów. W dokumencie użyto słowa szanujemy” – wyznał ezopową mową Uszakow. A indagowany, czy można postawić znak równości pomiędzy „szacunkiem” i „uznaniem”, dodał: „To dwa różne słowa. Specjalnie dobraliśmy słowo ‘szanujemy’. Naszą zasadą jest szacunek dla woli głosujących”. Jak powiedzieliby w Odessie, szacunek i uznanie to w tym wypadku dwie wielkie różnice. Skąd ten nagły chłód Kremla wobec pupilków z Noworosji? Bo nie dość, że Uszakow nagle nabrał specyficznego szacunku, to jeszcze rzecznik Putina oznajmił, że jego szef nie zamierza się spotykać z wybrańcami separatystycznych tworów.

Może na lekką zmianę formuły (bo przecież nie na zasadniczą zmianę podejścia Kremla do awantury na wschodzie Ukrainy) wpływ miały zapowiedzi Unii Europejskiej, że wprowadzi nowe sankcje, jeśli Moskwa uzna te pożal się Boże wybory, naruszające porozumienia pokojowe z Mińska. Porozumienia przewidywały lokalne wybory w Donbasie według jurysdykcji Ukrainy, co dawałoby tym obwodom szanse na autonomię, ale w ramach państwa ukraińskiego; wybory 2 listopada to przekreśliły i wywróciły sytuację znów do góry nogami. Może jednak wbrew temu, co od rana do nocy trąbi kremlowska propaganda, śpiewająca hosannę izolacji i samowystarczalności Rosji, sankcje są dolegliwe i myśl o ich zaostrzeniu jest Kremlowi niemiła; więc po co się narażać oficjalnym uznaniem, skoro można pozostawić uchylone drzwi i wszystkim kierować zakulisowo. A może chodzi o to, że uznanie wyborów i wybranych w nich władz oznaczałoby dla Moskwy wzięcie na siebie gigantycznych zobowiązań finansowych wobec tych terytoriów (a wiele wskazuje na to, że Rosja musi oszczędzać raczej niż szastać forsą na prawo i lewo). A może to tylko kolejna operacja „przykrycia” – Kreml pokazuje światu twarz anioła pokoju, a z tyłu sklepu robi coś wręcz przeciwnego.

Tymczasem w samej krainie separatystów dzieją się rzeczy dziwne. Media Doniecka i Ługańska donoszą o pompatycznych uroczystościach zaprzysiężenia „premierów” i formowaniu parlamentów. Sieć pełna jest natomiast informacji o bandytyzmie i samowoli uzbrojonych zbirów, którzy de facto nikomu nie podlegają. Mimo zawieszenia broni ciągle dochodzi do walk.

Dzisiaj sensacyjną nowość zamieścił na Facebooku były doradca ukraińskiego ministra obrony Ołeksandr Daniluk: rosyjskie służby specjalne miały zabić jednego z watażków, Igora Bezlera, zwanego Biesem, jakoby za niepodporządkowanie się dowództwu. Podobno chciał się dogadywać z Kijowem. Przez cały dzień spływały dementi, ale żadne z nich nie było potwierdzone u źródła. Czym była zatem ta informacja? Fake za fake (takie nowe prawo Hammurabiego w wojnie informacyjnej)? Bezler pretendował do tego, by kontrolować jeden z najważniejszych ośrodków Donbasu, Gorłówkę (jego rodzinne miasto). Warto może przy okazji przypomnieć postać (postać-posiedzieć) tego ‘bohatera’ Donbasu. Jego życiorys to gotowy scenariusz powieści awanturniczo-kryminalnej. Po ukończeniu akademii wojskowej w Rosji służył w GRU (wywiad wojskowy), od 2002 r. – w rezerwie. Po zwolnieniu ze służby wrócił do Gorłówki i zatrudnił się w firmie pogrzebowej, skąd wyleciał dwa lata temu za kradzież nagrobków i wymuszanie haraczy od starszych ludzi za obietnicę miejsca na cmentarzu. Imał się różnych zajęć, m.in. ochraniał miejscowych kandydatów walczących o mandaty parlamentarne. A w 2014 roku przydał się Rosji na Krymie jako zielony człowieczek. W kwietniu podobną jak na Krymie operację przeprowadził w rodzinnym mieście, którym faktycznie rządził wedle swego widzimisię. Wsławił się tym, że inscenizował sceny egzekucji pojmanych wrogów, dezerterów, złodziei itd. , filmiki z tych ‘egzekucji’ trafiały do sieci jako autentyczne rejestracje kaźni. Jego przyboczni walczyli z innymi donieckimi watażkami, Bezler kilkakrotnie demonstracyjnie okazywał nieposłuszeństwo ‘władzom’ samozwańczych republik. Latem pojawiły się doniesienia, że uciekł do Rosji. Potem, że znów jest w Gorłówce, ale że został odwołany w przeddzień „wyborów”. A więc nadal nic nie wiadomo.

Ciekawe wygibasy uskutecznia też główny bohater „Noworosji” Igor Girkin vel Striełkow. Entuzjaści wcielania zajętych przez separatystów wschodnich prowincji Ukrainy do Rosji widzą w nim od dawna herosa „Russkiego Mira”, niektórzy zagalopowali się nawet tak daleko, że zobaczyli go na czele wstającej z kolan Rosji (a gdzie podziałby się w takim razie Putin?). Tymczasem Striełkow został odwołany z Donbasu przez centralę w Moskwie i odstawiony na boczny tor. I teraz szuka swego miejsca pod słońcem. Też o nim swego czasu mówiono, że został zabity/popełnił samobójstwo/został ranny itd.

Ostatnio Striełkow udzielił dwóch wywiadów. W jednym zapowiedział, że stanie na czele organizacji „Noworosja”, która będzie się zajmować zbieraniem środków, organizowaniem, wysyłaniem oraz dystrybucją pomocy (ciekawe, czy kompani, którzy mają pieczę nad tym złotodajnym biznesem, pozwolą mu się zbliżyć do tego interesu na odległość strzału). Drugi wywiad zawiera jeszcze bardziej zadziwiające stwierdzenia. „Doniecka i Ługańska republiki to wrzód, który zatruwa Rosję i Ukrainę, […] a sam konflikt jest korzystny dla Stanów Zjednoczonych”. W wywiadzie dla rozgłośni „Goworit Moskwa” Striełkow wielokrotnie podkreślał, że liczył na to, iż Noworosja to będzie drugi Krym – te same metody, ta sama euforia, ale się nie udało. Dlaczego? Bo Rosja prowadzi niekonsekwentną politykę, a trzeba wprowadzić wojska (oficjalnie). Przez ten brak konsekwencji Donbas stał się czymś w rodzaju terytoriów plemiennych. „Noworosja to był pierwszy krok do wyzwolenia Kijowa, zjednoczenia Rosji i Ukrainy w jedno państwo” – mówił. U sympatyków Majdanu wykrył chorobę psychiczną, którą trzeba leczyć.

Trzy dni temu w Rosji obchodzono Dzień Jedności Narodowej. Tradycyjne marsze organizowali nacjonaliści. Striełkow bez wątpienia byłby chlubą i ozdobą kolumn występujących pod hasłami „Za Noworosję”. Oczekiwano, że stanie na czele pochodu. Ale… nie przyszedł.

Piórkiem i węglem

W Moskwie odbyła się wczoraj „Bitwa o Donbas” – demonstracja zwolenników Noworosji. Przyszło pięćset osób z flagami i hasłami typu: „Putin, rozgoń juntę w Kijowie, a my pomożemy rozgonić piątą kolumnę w Moskwie”. Zbierano pieniądze na pomoc dla Donbasu. Można było za pięć tysięcy rubli nabyć koszulkę z flagą Noworosji. Wśród uczestników dominowały nastroje bojowe, wzywano Putina, by uznał Noworosję i udzielił wsparcia tym, którzy walczą o niepodległość tego bytu. Jeszcze częściej niż apele do Putina rozbrzmiewało pytanie: „A gdzie jest Striełkow?”. Striełkow – były rekonstruktor historyczny, były <?> funkcjonariusz rosyjskich służb specjalnych, były komendant wojskowy Słowiańska, były samozwańczy minister obrony samozwańczej Donieckiej Republiki Ludowej – jest ikoną dla tych, którzy słowem i czynem zbrojnym walczą o Noworosję. Został odsunięty od sprawowania wysokich urzędów w samozwańczej donieckiej republice, co wywołało niezadowolenie w szeregach jego gorących zwolenników. O ikonach i o tym, co robi Striełkow, za chwilę.

A na razie o tym, co powiedział o Noworosji Putin w Mediolanie, gdzie spotkał się z prezydentem Petrem Poroszenką i Angelą Merkel. „[Porozumienia pokojowe z Mińska] nie są w pełni przestrzegane ani przez jedną, ani przez drugą stronę. Na przykład w niektórych miejscowościach, z których pospolite ruszenie powinno się wycofać, bojownicy nadal są. Okazało się, że oni po prostu pochodzą z tych miejscowości, tam mieszkają ich rodziny – żony, dzieci. To subiektywne okoliczności, ale bardzo poważne. Nie można nie brać tego pod uwagę. Postaramy się wpłynąć na tę sytuację, będziemy pośredniczyć, by znaleźć jakieś rozwiązania”. Postaramy się pośredniczyć – no, tak, przecież wszem wobec wiadomo, że Rosja nie jest stroną tego konfliktu, nie ma z nim nic wspólnego, jej żołnierze nie biorą udziału w działaniach zbrojnych. Lotnisko w Doniecku – jeśli kierować się logiką wywodu prezydenta Putina – chcą odebrać armii ukraińskiej stali mieszkańcy lotniska. Mający na wyposażeniu proce produkcji własnej.

Wróćmy do Striełkowa. Ostatnio głośno zrobiło się o pewnej karykaturze autorstwa Siergieja Zacharowa, nazywanego przez ukraińskie media „donieckim Banksym”. Zacharow nie popiera rebelii w Donbasie i dał temu wyraz artystyczny – stworzył karykaturę Striełkowa, na której idol trzyma pistolet przy skroni; pod karykaturą widnieje wezwanie: „Just do it” (tę i inne karykatury autorstwa Zacharowa można obejrzeć tu: http://www.svoboda.org/content/article/26640867.html). W wywiadzie dla Radia Swoboda Zacharow opowiedział, ile kosztowała go ta swoboda wypowiedzi: za stworzenie „antyikony” został zatrzymany przez separatystów, więziony, bity, torturowany; „trzy razy wyprowadzali mnie na egzekucję”.

Tymczasem żyjąca ikona Igor Girkin vel Striełkow – wbrew obawom swoich zwolenników – nie składa broni. Ostatnio zamieścił na swoim blogu obszerny list otwarty, będący polemiką z niedawnym przemówieniem Michaiła Chodorkowskiego wygłoszonym w siedzibie Freedom House w Waszyngtonie. Striełkow występuje pod hasłem „Za wiarę, cara i Ojczyznę” (to jego credo umieszczone w nagłówku bloga) i próbuje dowieść, że Putin przywraca Rosji nadzieję na odrodzenie, a Chodorkowski ze swoimi euroatlantyckimi wartościami nadaje się jedynie na śmietnik.  

Striełkow stara się, by o nim nie zapomniano. 14 października w Dzień Pokrowa (jedno z największych świat prawosławnych) odwiedził Kozaków na Krymie. Na ikonie św. Mikołaja pozostawił posłanie do Kozaków „z braterskimi objęciami i życzeniami wierności wobec ideału kozackiego honoru ku chwale Ojczyzny”. Striełkow czeka na bocznym torze. Najwidoczniej na tym etapie „bitwy o Donbas” nie jest Kremlowi potrzebny. W konflikcie zanosi się na dłuższe przymrozki.

Jedni widzą w Striełkowie ikonę w sensie przenośnym, a inni już od dawna podejrzewają, że Putin jest świętym w sensie jak najbardziej dosłownym. W sieci można znaleźć ikony z wizerunkiem Władimira Putina w aureoli świętości. Jedną część stanowią obrazy stworzone dla oddawania czci drogiemu przywódcy, jak kultowa ikona sekty matki Fotinii (http://omvesti.ru/wp-content/uploads/2012/01/putin_ikona_1.jpg; kilkakrotnie już pisałam o tej ciekawej sekcie: http://labuszewska.blog.onet.pl/2007/12/18/caluja-ikony-bija-mu-poklony/; http://labuszewska.blog.onet.pl/2011/05/29/wspolnota-apostola-putina-dni-nieskonczonych/; http://labuszewska.blog.onet.pl/2012/01/22/swiety-szawel-wladimirowicz/). Drugą grupę przedstawień Putina w aureoli stanowią obrazy satyryczne, wykorzystujące kanoniczne wzorce prawosławnych ikon. Na przykład na ikonie, którą można obejrzeć tu: http://ex-news.com/wp-content/uploads/2014/10/3832876.jpg, Putin został przedstawiony w kanonicznym obrazie Pantokratora; towarzyszą mu zapisane stylizowanymi literami skróty KGB i FSB.

Kamazy i pustka

Sytuacja wokół rosyjskiego konwoju humanitarnego dla mieszkańców wschodu Ukrainy nadal nie jest jasna. Władze Ukrainy uznały, że konwój nie ma charakteru pomocy humanitarnej. Minister obrony Rosji Siergiej Szojgu zapewnił, że rosyjska armia nie ma nic wspólnego z konwojem. Międzynarodowy Czerwony Krzyż (MCK) wie tylko tyle, że prawie trzysta kamazów stoi w rosyjskim obwodzie rostowskim niedaleko miasta Kamiensk Szachtinski. Przedstawicielka organizacji oświadczyła, że MCK gotów jest wziąć kolumnę białych kamazów pod swoją jurysdykcję, ale by mogło do tego dojść, potrzebne jest porozumienie Ukrainy i Rosji. A takiego porozumienia brak. Rosyjski MSZ wydaje groźne pomruki niezadowolenia, Kijów odwzajemnia, wzywając, by Moskwa przekazała wreszcie spis ciężarówek i ich zawartości oraz trasę przejazdu. Odnośnych dokumentów brak. Tymczasem dziennikarze i blogerzy rozpowszechniają zdjęcia pustych lub ledwie napełnionych wielkich kamazów (można je obejrzeć m.in. tu: https://twitter.com/KSHN?original_referer=http%3A%2F%2Fwww.svoboda.org%2Fcontentlive%2Fliveblog%2F26532017.html&tw_i=500219240272891905&tw_p=tweetembed).

Przez sieci społecznościowe przewalił się szkwał komentarzy: „Dziennikarze twierdzą, że kamazy są do połowy puste, a rosyjskie ministerstwo ds. sytuacji nadzwyczajnych, że do połowy pełne”; „Osobiście nie ma pretensji do naszego ministerstwa ds. sytuacji nadzwyczajnych, samemu mi się zdarza zapomnieć wziąć coś z domu, a oni po prostu zapomnieli zabrać obiecanej pomocy humanitarnej”; „Już wiem – w kamazach wieźli rosyjskie powietrze, żeby wesprzeć siły [prorosyjskiego] pospolitego ruszenia. Powietrze i wiarę”.

Nie wszyscy jednak żartują z pustych czy pełnych ciężarówek. Mnożą się publikacje, w których wskazuje się, że konwój był zorganizowany „dla otwoda głaz”, czyli jako operacja przykrycia dla ważniejszej operacji czy dostawy. Może chodziło o dostarczenie pomocy dla separatystów. Sytuacja z wejściem na terytorium Ukrainy kolumny techniki wojskowej też nie jest jasna. Choć nowy „premier” Donieckiej Republiki Ludowej Zacharczenko powiedział, że dostali wsparcie. Jego wystąpienie można obejrzeć w youtube: https://www.youtube.com/watch?v=BjAvnUa1Wak

Oto Zacharczenko na sesji „parlamentu”, obraca w dłoni paczkę papierosów, opowiada, że armia „republiki” właśnie otrzymała uzupełnienia: 150 jednostek sprzętu, w tym 30 czołgów i 120 pojazdów opancerzonych oraz 1200 ludzi, którzy w ciągu czterech miesięcy przechodzili szkolenie na terytorium Federacji Rosyjskiej.

Szczyty władzy, że się tak patetycznie wyrażę, obu samozwańczych republik przechodzą reinkarnację. Pisałam już o tym, że Igor Girkin vel Striełkow przestał być „ministrem obrony” Donieckiej Republiki Ludowej, dostał <od kogo?> miesiąc urlopu, a po urlopie ma tworzyć nową armię republiki. Jego ministerialną tekę, że się tak patetycznie wyrażę, objął Władimir Kononow, noszący pseudonim Car. Chodziły słuchy, że Striełkow był ciężko ranny lub że był w ciężkim „zapoju” z powodu niefajnej sytuacji, teraz znów krążą słuchy, że jest w Rosji.

Wcześniej ze sprawowanych funkcji odeszli dwaj cywile, Aleksandr Borodaj i Denis Puszylin, a ostatnio jeszcze Walerij Bołotow – szef Ługańskiej Republiki Ludowej. Po co te zmiany w projekcie Noworosja?  Po co maskarada? Moskiewski politolog Aleksiej Makarkin z Centrum Technologii Politycznych uważa, że Bołotowa podali do dymisji, by jakoś w przestrzeni informacyjnej ukryć odejście Striełkowa. Zresztą to i tak nieważne, Striełkow ważniejszy. „Striełkow to postać charyzmatyczna – ciągnie Makarkin. – Pokazał się jako znakomity dowódca wojskowy. Ale powstały dwa problemy. Po pierwsze Striełkow stał się ważną postacią polityczną. I to nie w ramach Donieckiej Republiki Ludowej, a na polu ogólnorosyjskim. Stał się głównym bohaterem rosyjskich nacjonalistów. Władze przelękły się rosnącej popularności Striełkowa [przelękły się?To ciekawa opinia, przecież Striełkow jest całkowicie zależny od swego patrona na Kremlu – AŁ]. Drugi problem jest o wiele poważniejszy. Otóż, Striełkow nie może być osobą, która prowadzi jakiekolwiek rozmowy z Kijowem. Striełkow krytycznie odnosi się do operacji antyterrorystycznej, dla niego sama niepodległość Ukrainy to rzecz nienormalna. A teraz sytuacja jest trudna, walki toczą się już na przedmieściach Doniecka. Zapewne trzeba będzie się jakoś dogadać z Ukrainą. […] A Striełkow się do tego nie nadaje. Wszystko to rozważania czysto hipotetyczne. W łonie rosyjskiej elity politycznej nie ma konsensusu w sprawie Ukrainy, a i w ukraińskich kręgach rządowych jest silna frakcja wojenna”.

W grze jest zatem ciągle dużo kart, są i takie, których jeszcze nie znamy.

Słowa pieśni

Jest takie rosyjskie powiedzonko: Słów się z pieśni nie wyrzuci. To znaczy, trudno, trzeba powiedzieć, jak jest. Ale w informacyjnej wojnie, jaka toczy się obecnie pomiędzy Rosją a Ukrainą, nie takie rzeczy się wyrzucało i nie tylko z pieśni.

Dowódca batalionu „Wostok” (Wschód) walczącego pod komendą Igora Striełkowa, „ministra obrony” samozwańczej Donieckiej  Republiki Ludowej, wielce zasłużony Aleksandr Chodakowski udzielił wywiadu agencji Reuters. (Wywiadu można posłuchać na stronie Radia Swoboda: http://www.svoboda.org/content/article/25468682.html). Powiedział w nim m.in.: „wiedziałem, że zestaw Buk przybył z Ługańska, pod flagą Ługańskiej Republiki Ludowej […] Myślę, że go zawrócili, dlatego że dowiedziałem się o tym akurat w tym momencie, kiedy dowiedziałem się i o tym, że zdarzyła się ta tragedia. Najprawdopodobniej zawrócili go, żeby się pozbyć dowodów obecności”. Użycie rakiet przez separatystów zostało, wedle jego słów, sprowokowane przez intensywny ostrzał prowadzony przez ukraińskie siły rządowe. „Nawet jeśli Buk był i z niego wystrzelono, to Ukraina zrobiła wszystko, żeby samolot pasażerski został zestrzelony” – zawyrokował. Ten sposób rozumowania twórczo rozwinął w programie Sut’ wriemieni 22 lipca (http://eot.su/node/17460). Chodakowski opowiadał, że strona ukraińska miała informacje, że separatyści dysponują zestawami Buk i to już jest wystarczający dowód winy Kijowa, który wiedząc o Bukach w rękach separatystów, nie zakazał latać pasażerskim samolotom nad tym terytorium. Chodakowski zastrzegał się przy tym, że on sam nie przesądza, że separatyści faktycznie mieli zestawy, ale wina Kijowa i tak jest dowiedziona, bo oni tam w Kijowie wiedzieli, że separatyści mają Buki. Pokrętne? Nie – jest w tym żelazna logika. „Pytam ją: czyj to garnuszek, ona mi na to: Jak to czyj, wasz garnuszek. A ja jej: Jak to mój? Przecież ten jest zbity, a mój był cały. A ona do mnie: Po pierwsze zwróciłam wam cały garnuszek, po drugie jak go brałam, to już był zbity, a po trzecie, żadnego waszego garnuszka nie brałam”.

Wywiad dla Reutersa został opublikowany wczoraj, a już dziś Chodakowski w państwowych rosyjskich mediach stwierdził, że nie opowiadał agencji o zestawach Buk będących w posiadaniu separatystów. Żadnego waszego garnuszka nie brałam.

Swoją pieśń pełną słów, których nie da się wyrzucić, śpiewa też prezydent Putin. Ostatni wpis sprzed kilku dni zakończyłam znakiem zapytania nad powodami zwołania nadzwyczajnego posiedzenia Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej. Początek narady, którą Putin miał otworzyć krótkim programowym wystąpieniem, kilkakrotnie przesuwano. Powietrze gęstniało. W Internecie wrzało – jedni zapowiadali, że Putin ogłosi o wprowadzeniu wojsk na Ukrainę (hashtag #putinvvedivoiska nadal jest w grze), inni – że zapowie, jak dotkliwe sankcje wprowadzi w odpowiedzi na sankcje Zachodu. Wreszcie Putin przemówił.

Obiecał, że Rosja zrobi wszystko, aby wspomóc wyjaśnienie przyczyn katastrofy malezyjskiego samolotu. Do tego nie trzeba było zwoływać tak ostentacyjnie Rady Bezpieczeństwa. Wszyscy już wiedzą, że Rosja dołoży wszelkich starań, by wyjaśnienie było zgodne z wersją Kremla. Inna sprawa, czy się jej to uda. Ale na czasie zyskała. Zanim skrzynki zostaną rozszyfrowane…

Nie obiecał natomiast, że uszczelni granicę rosyjsko-ukraińską, przez którą napływa „bratnia pomoc” dla separatystów. Zacytujmy: „Rosji stawia się bez mała ultimata: albo pozwolicie nam część tej ludności, która i etnicznie, i kulturowo, i historycznie jest bliska Rosji, zlikwidować, albo wprowadzimy przeciwko wam jakieś sankcje”. Z ostatnich doniesień wynika, że faktycznie przez granicę nadal wszystko płynie, jak płynęło, a nawet się wzmogło. Ponadto Rosja zgromadziła większe siły przy granicy. I jeszcze dokonuje ostrzałów pozycji sił rządowych z własnego terytorium. „Przez całą noc waliliśmy po Ukrainie” – napisał w swoim profilu Vkontakte pewien szczery rosyjski żołnierz. Cytat wczoraj rozszedł się po sieci. Dzisiaj profil został już usunięty.

Podczas posiedzenia Rady Bezpieczeństwa Putin czytał z kartki, panowie towarzyszący mu przy stole mieli na twarzach wymalowane pytanie: czy to naprawdę takie ważne, czy po to zwołałeś nas tu, odrywając od przyjemnego basenu (rzeki, jeziora, morza – niepotrzebne skreślić)? „Żadnego dowcipu, żadnego bon mot, który później wszyscy powtarzają? Góra urodziła mysz” – utyskiwali komentatorzy.

Rzeczywiście bon motów nie było, styl wystąpienia przypominał „średniego” Breżniewa. Głównym przesłaniem było: Nie oddamy ani guzika, będziemy bronić integralności terytorialnej Federacji Rosyjskiej, w tym Krymu, który trzeba lepiej uzbroić. Ale zaraz Putin zastrzegł: „Bezpośredniego zagrożenia dla suwerenności Rosji nie ma”. Specjaliści między tymi wierszami przeczytali: Putin przypomina, że Rosja ma broń jądrową. No, nie wiem, czy to o to chodziło. Może temat w bardziej jasny sposób rozwinięto w tej części posiedzenia, które było już zamknięte dla prasy.

Prezydent stwierdził też, że wewnątrz kraju nie będzie „przykręcał jakichś tam śrub”. I że potrzebne mu jest społeczeństwo obywatelskie, na którym chce się oprzeć. Świetnie. I zaraz tego samego dnia podpisał kilka ustaw, które wprowadzają kolejne zaostrzenia. Jak głosi kremlowska plotka, prezydent bardziej niż zagrożenia z zewnątrz boi się zagrożenia od wewnątrz, dlatego wszelkie próby wyhodowania opozycji będą nadal wypalane żelazem. „Społeczeństwo obywatelskie” w ustach i pojęciu prezydenta Putina to skonsolidowana wokół wodza zbiorowość złożona z homo sovieticus. Takie społeczeństwo nie zorganizuje mu żadnej kolorowej rewolucji pod murami Kremla. Tych, którzy rok temu przed jego kolejną inauguracją protestowali na ulicach Moskwy, powsadzał demonstracyjnie do więzienia. Dziś sąd w Moskwie uznał za winnych kolejnych dwóch uczestników protestów z 6 maja. Kiedy piszę te słowa, wyroku jeszcze nie ogłoszono.

Pieśni rosyjskiej wiosny

Kolejny odcinek o patriotycznej oprawie muzycznej aktualnych wydarzeń (po nurcie neopatriotycznym http://labuszewska.blog.onet.pl/2014/05/07/piesni-do-uzytku-wewnetrznego/). Tym razem zapraszam do posłuchania i obejrzenia produkcji dywersantów działających w obwodach donieckim i ługańskim, gdzie deszcze niespokojne potargały sad. Separatyści chwycili nie tylko za karabiny i rusznice, ale także za gitary i perkusje, a także za kamery, by świat poznał ich dzieło. Wystarczy na chwilę zajrzeć do zasobu youtube, by wsłuchać się w słowa pieśni o ‘bohaterach Noworosji’. Noworosja to nieznane jeszcze niedawno pojęcie, użyte dwa miesiące temu przez prezydenta Putina na określenie południowo-wschodniej części Ukrainy. Wokół tego obszaru toczą się intensywne gry polityczno-wojskowe. Kreml oficjalnie odżegnuje się od inspirowania separatyzmu i wspomagania rzezimieszków, terroryzujących kilka miast i miejscowości wschodnich obwodów Ukrainy. Prezydent Putin strofował nawet to rzekome ‘pospolite ruszenie’, podpowiadał im publicznie, by chwaci nie spieszyli się z przeprowadzeniem referendum o oderwaniu od Ukrainy. Ojcowskie napomnienia na nic się nie zdały (o tych grach pisałam kilka dni temu; http://labuszewska.blog.onet.pl/2014/05/20/sieroca-grupa-rekonstrukcyjna/). Kreml strofował też Kijów, by nie ważył się prowadzić operacji antyterrorystycznej przeciwko separatystom (Moskwa nazywa tę operację ekspedycją karną). Wszelako operacja się toczy.

W ostatnich dniach na Ukrainę wjechało od wschodu kilka dobrze wyposażonych ciężarówek z zielonymi ludzikami. A internet zapełnił się materiałami propagandowymi (godny uwagi cykl ‘Bohaterowie Noworosji’, np. http://www.youtube.com/watch?v=GJXTMC7HllE, równie godne uwagi są komentarze pod filmikami) i produkcją muzyczną ku pokrzepieniu separatystycznych serc.

Zacznijmy przegląd od pieśni skomponowanej na urodziny Noworosji: http://www.youtube.com/watch?v=A4NRv0qEIyk

Brzmi to jak zespół prowincjonalnej jednostki wojskowej na pierwszej próbie, ale niesie ważne przesłanie: ‘symbol równowagi to rosyjska flaga trójkolorowa’, ‘Noworosja jest krajem wolnych ludzi, awangardą granic Rosji’.

Jeszcze bardziej pokiełbaszony jest wyraz artystyczny kolejnego anonimowego rapera, posługującego się dwoma klawiszami komputera i schrypniętym głosem: http://www.youtube.com/watch?v=S1jwHYDEZoA ‘Południowy wschód się nie poddaje. Ja nie chcę wojny, ja chcę żyć’. Konia z rzędem temu, kto zrozumie, co on tam jeszcze wykrzykuje.

Jako nowy hymn południowego wschodu rekomenduje się utwór: ‘Nie cofać się, nie poddawać się’; autorem jest Timur Priachin z Mińska http://www.youtube.com/watch?v=kQ06_CAHQZ0 optujący za braterstwem Ukrainy, Białorusi i Rosji.

Ryzykownym eksperymentem jest wykorzystanie słynnej pieśni Wiktora Coja o oczekiwaniu zmian (Coj, jak informował niedawno jeden z patriotycznych deputowanych Dumy Państwowej, napisał tę pieśń pod dyktando CIA w celu rozwalenia ZSRR). Partyzancką wersję pieśni Coja nagrał niejaki Siergiej Jałtan, miejscowy doniecki szansonista (uprzedzam, to nie jest utwór dla ludzi o słabych nerwach; owszem, wzmacnia mięśnie brzucha, ale można nie wytrzymać)

http://www.youtube.com/watch?v=SBWLUDQSUqs

Jeszcze bardziej ryzykowny jest projekt wykorzystania pieśni Bułata Okudżawy ‘Dziesiąty batalion’ z aktualnym tekstem o wycinaniu w pień banderowców (wykonawca nieznany). Bułat Szawłowicz nie może zaprotestować, a zęby bolą…

http://www.youtube.com/watch?v=qeenZbmZIWo

Monarchiści też mają swoje pieśni:

http://www.youtube.com/watch?v=TqqhsbF2vWY

Ta pieśń ewidentnie brzmi jak kawałek z zapitego dancingu, ale słowa i treści ma wzniosłe: ‘Bóg dał nam Rosjanom przykazanie: Rosja, wiara, rosyjski car! […] Precz z rewolucją! Donieck w okupacji, wolność dla narodu rosyjskiego […]’.

Inicjatywa oddolna z akordeonem też walczy w sprawie Noworosji:

http://www.youtube.com/watch?v=6d1gKyel9JI

Jako oficjalny hymn ‘Donieckiej Republiki Ludowej’ jest przedstawiony utwór w wykonaniu donieckiej grupy Dni Triffidów http://www.youtube.com/watch?v=HXgiyYxCJ0Y W refrenie powtarza się motyw: ‘Odrodzi się ojczyzna. Odrodzi się Donbas / Powróci na łono ojczyzny odrodzony Donbas’.

Największym przebojem gatunku pieśni noworosyjskiej – prawie dwieście tysięcy wyświetleń w ciągu pięciu dni – jest rap z automatem (nieznanej grupy przedstawionej jako ‘donieckie pospolite ruszenie’) pod tytułem ‘Russkaja prawosławnaja’ (niewykluczone, że to też nazwa grupy wykonawców, a może nazwa oddziału dywersantów) http://www.youtube.com/watch?v=WIi7cBloy60&feature=youtu.be

Proszę zwrócić uwagę na wykorzystanie automatu jako instrumentu perkusyjnego. Nowatorskie.

Sieroca grupa rekonstrukcyjna

Samozwańcza Doniecka Republika Ludowa proklamowana po lipnym „referendum” przez bliżej nieokreśloną grupę entuzjastów zadymy znalazła się w stanie podwieszenia. Panowie proklamujący doniecką państwowość powyznaczali się na wysokie funkcje, zgłosili akces do Organizacji Narodów Zjednoczonych, przyjęli konstytucję, zapowiedzieli, że razem z Ługańską Republiką Ludową będą się jednoczyć i stworzą nowe państwo – Noworosję. Noworosja natychmiast zachciała wstąpić w skład starej Rosji. Żadnej sprzeczności: być niepodległym państwem i wcielić się do Federacji Rosyjskiej – wszystko jest możliwe, ileż to roboty. Chociaż Federacja Rosyjska nie wykazuje wielkiego entuzjazmu, by przyłączać Noworosję. Zdestabilizować sytuację – tak, o to chodzi, ale na razie to tyle.

Prezydent Putin oficjalnie twierdzi, że nie wie nic o tym, skąd panowie grasujący po Donbasie z giwerami mają te giwery i po co. Próbował ich nawet publicznie odwieść od przeprowadzenia referendum, ale ideowi separatyści wykazali się nieposłuszeństwem. I dalej biegają z giwerami. I sławią Putina, który najwyraźniej tym razem nie ma ochoty usynowić zielonych ludzików, jak uczynił to po pomyślnym zakończeniu operacji „Krym”.

Separatyści blokują lokale komisji wyborczych. 25 maja wybory prezydenckie na Ukrainie. Donieccy separatyści ogłosili, że nie chcą tych wyborów. Do tego całego kipiszu wmieszał się Rinat Achmetow, który gra własne gry, głównie o stan swojego portfela. Wykonał kilka pokazowych dryblingów, prezentując gotowość do dogadywania się zarówno z Rosją, jak i Kijowem. A dzisiaj zaskoczył wszystkich jednoznaczną deklaracją, że nie życzy sobie w Doniecku separatystów, którzy sieją strach i kołyszą łódką. A on chce mieć u siebie na podwórku spokój. Achmetow jest największym pracodawcą w Donbasie, jego słowo się liczy. Ale nie dla separatystów, którzy od razu ogłosili, że jak Achmetow nadal będzie odprowadzał podatki do Kijowa, a nie wpłacał je do kasy Donieckiej Republiki Ludowej, to oni przystąpią do nacjonalizacji jego majątku.

Najważniejsze persony z samozwańczych władz Donieckiej Republiki Ludowej dochrapały się już swoich personalnych haseł w Wikipedii. Denis Puszylin, przewodniczący parlamentu samozwańczej republiki donieckiej, jest miejscowy, doniecki. Ukończył wydział ekonomiczny Akademii Donieckiej. Czym się zajmował przed kwietniem 2014 r. – nie za bardzo wiadomo. Pracował w firmach Słodkie życie i MMM. Ta ostatnia, należąca do hochsztaplera Siergieja Mawrodi, jest klasyczną piramidą finansową, cieszy się jak najgorszą sławą: nacięła na grube pieniądze miliony naiwnych klientów. Współpraca z taką firmą to świetna rekomendacja, nieprawdaż?

Hasło w Wikipedii ma również „premier” samozwańczego rządu Aleksandr Borodaj. Urodzony w 1972 r. w Moskwie, w rodzinie filozofa Jurija Borodaja. Aleksandr przez wiele lat pracował jako dziennikarz, zajmował się też consultingiem. Patriotyczny poryw serca kazał mu pojechać na Krym, a potem do obwodu donieckiego. Towarzyszem broni był mu Igor Striełkow vel Girkin. W Donieckiej Republice Ludowej minister obrony i głównodowodzący donieckiej armii, Rosjanin, według różnych danych albo funkcjonariusz GRU (wywiad wojskowy), albo Federalnej Służby Bezpieczeństwa, który po zakończeniu służby zatrudnił się jako szef służby bezpieczeństwa fundacji Marshall Capital, należącej do rosyjskiego przedsiębiorcy Konstantina Małofiejewa (u Małofiejewa pracował też Borodaj). Striełkow-Girkin najpierw wspierał zielone ludziki na Krymie, a potem przeniósł się na wschód Ukrainy z zadaniem roboty wywrotowej (dowodzona przez niego grupa jest podejrzewana o dokonanie zabójstwa deputowanego Wołodymyra Rybaka). Zanim trafił na Krym, z pasją udzielał się w grupach rekonstrukcyjnych. Specjalizował się w odtwarzaniu czynu zbrojnego Białej Gwardii.

Striełkow-Girkin dowodził grupami separatystów w Słowiańsku i Kramatorsku, gdy Kijów ogłosił operację antyterrorystyczną.

17 maja minister obrony Doniecka nieoczekiwanie wystąpił z łzawym apelem: https://www.youtube.com/watch?v=KIHdrSm6jrU. Do tej pory obejrzało go na youtube 1,1 mln użytkowników. Striełkow skarży się, że jego „mała grupa ochotników z Rosji i Ukrainy, która przybyła na pomoc wzywana przez liderów [Doniecka], stawia opór całej ukraińskiej armii”. Tymczasem miejscowa ludność jest pasywna i nie garnie się do jego armii. „Nie przypuszczałem, że na cały obwód nie znajdzie się nawet tysiąc mężczyzn, gotowych poświęcić życie”. Dlatego zamierza przyjmować w swe szeregi nawet kobiety.

A skoro o kobietach mowa, to tekę ministra kultury Doniecka objęła projektantka mody Natalia Woronina. Słynie z tego, że sama prezentuje zaprojektowane przez siebie modele. Jej zdjęcia są obecnie jednym z najchętniej oglądanych wizerunków „donieckiej rosyjskiej wiosny”. Drugą chętnie oglądaną przedstawicielką „władz” separatystów jest pani minister kultury Ługandy, jak w blogosferze nazywają Ługańską Republikę Ludową. Pani Irina Fiłatowa nie ma żadnych tajemnic – ani w słońcu, ani w deszczu: http://podrobnosti.ua/analytics/2014/05/16/976318.html. Pełna kultura. Brawo.