Archiwum autora: annalabuszewska

Putin i mongolscy szamani

16 września 2024. Po co Putin poleciał na początku września do Mongolii? Głównie po to, aby zagrać na nosie międzynarodowym instytucjom stojącym na straży ładu prawnego na świecie. Ale nie tylko…

Oficjalną stronę wizyty opisałam w komentarzu, jaki ukazał się na stronie „Tygodnika Powszechnego” (https://www.tygodnikpowszechny.pl/putin-polecial-do-mongolii-w-konkretnym-celu-i-go-osiagnal-188216): „Ostentacyjna wizyta w państwie, które jest sygnatariuszem statutu rzymskiego, a więc zobowiązało się do stosowania postanowień Międzynarodowego Trybunału Karnego (MTK) – a takim właśnie krajem jest Mongolia – miała pokazać światu, że dyktator jest bezkarny i żadne nakazy aresztowania go nie dotyczą. Jeżeli kremlowscy urzędnicy mieli za zadanie zademonstrować, że ich prezydent, ścigany przez Międzynarodowy Trybunał Karny, ma za nic zachodnie instytucje i zasady międzynarodowego prawa, to idealnie wybrali miejsce na zorganizowanie takiego spektaklu”.

To była ważna wizyta, pozwoliła Putinowi przełknąć upokorzenie, jakim było w sierpniu 2023 r. odwołanie podróży na szczyt państw grupy BRICS w Republice Południowej Afryki. Władze RPA nie udzieliły Putinowi stuprocentowej gwarancji, że pozostanie nietknięty. I Putin nie pojechał wtedy na szczyt.

Okazuje się jednak, że nie tylko aspekty dyplomatyczne pognały Putina do Ułan Bator. W tekście dla „Der Spiegel” rosyjski dziennikarz (od lat na emigracji) Michaił Zygar’ napisał, że równie ważnym – jeśli nie głównym – celem podróży do Mongolii było dla Putina spotkanie z mongolskimi szamanami. Są oni uważani za mających wielkie moce, być może to najpotężniejsi szamani na świecie. Podobnie jak szamani w Tuwie – republice należącej do Federacji Rosyjskiej (przed wizytą w Mongolii Putin na krótko tam zajechał). Z Tuwy wywodzi się eksminister obrony Siergiej Szojgu, który wielokrotnie przywoził Putina w swe ojczyste strony, organizując spotkania z szamanami. W raporcie dziennikarzy Proekt.media opisane zostały przedziwne rytuały, których zasmakował Putin podczas podróży w tamte okolice, jak kąpiele w krwi zwierząt, zalecane jako odmładzające skórę i poprawiające krążenie (https://www.proekt.media/investigation/chem-boleet-putin/). A Putin dba nie tylko swoje zdrowie, ale bada nieustannie sposoby osiągania długowieczności, a nawet nieśmiertelności. Pisałam o tym przed laty w cyklu „Putin i nieśmiertelność” (https://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2013/04/30/putin-i-niesmiertelnosc-czesc-druga/ i pozostałe trzy części tetralogii).

Jeśli umieścić rewelacje „Der Spiegel” w tym kontekście, to nie wydają się one tak absurdalne – owszem, Putin mógł spotkać się z mongolskimi szamanami, aby skonsultować metody przedłużania żywota. Niemniej Zygar’ twierdzi, że tym razem chodziło nie tylko o reinkarnację i nieśmiertelność, ale jeszcze i o politykę. Przed podjęciem decyzji o agresji na Ukrainę Putin miał się konsultować z mistykami i prawosławnymi kapłanami, cieszącymi się wielkim autorytetem. Putin wierzy w swoją gwiazdę, uwierzył być może też zapewnieniom osób, które potrafią przewidywać przyszłość (a przynajmniej tak utrzymują), że Kijów można wziąć w trzy dni. Ale coś z tymi przepowiedniami nie wypaliło i Putin do tej pory do Kijowa nie doszedł. Ciągle potyka się o własne nogi, wymyślając nowe usprawiedliwienia dla swoich nieudanych działań. Ale brnie dalej. Zygar’ powtarza krążące po Moskwie słuchy, że podczas spotkania z szamanami w Mongolii Putin miał poprosić o błogosławieństwo dla użycia broni jądrowej, „broni bogów”. Czy mongolscy szamani udzielili moskiewskiemu carowi zgody – nie wiadomo. Wiadomo natomiast, że przygotowaniem spotkania w Mongolii zajmował się Michaił Kowalczuk. To jeden z najbliższych ludzi Putina, mający wpływ na podejmowane przezeń decyzje. Wieść gminna niesie, że to Michaił Kowalczuk, mieniący się wielkim uczonym (jest szefem Instytutu Kurczatowa) podczas pandemii spotykał się z Putinem w jego szczelnym bunkrze i przedstawiał mu opowieści różnej treści z zakresu historii XX wieku. Z nauką miało to niewiele wspólnego, ale Putin łykał te konfabulacje i na ich podstawie tworzył własną wersję historii przydatną w uprawianiu karczemnej polityki (https://t.me/abbasgallyamovpolitics/6021).

Do barwnych wynurzeń o komitywie Putina z mongolskimi szamanami dodałabym jeszcze wspomnienie o dobrym szamanie z Jakucji, Aleksandrze Gabyszewie (https://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2021/07/27/psychuszka-dla-szamana/). Jakut rozgryzł Putina i nazwał go po imieniu: opętany przez demony zła. Chciał iść na Kreml, aby wygnać stamtąd złe duchy. Ale Putin tak bardzo się go przestraszył, że aż kazał go zamknąć w psychuszce. Gabyszew do tej pory przebywa na przymusowym leczeniu, które ma osłabić jego moce.

Kto wywróży śmierć Putina?

8 września 2024. Magia, horoskopy, przepowiednie, wróżby, astrologia, chiromancja, ezoteryka, talizmany, zaklęcia od złego uroku, seanse spirytystyczne. Rosja zawsze uwielbiała te zabawy ze światami równoległymi. Dla jednych był to czysty biznes, dla innych – wyrocznia i drogowskaz. Wraz ze wzrostem niepewności jutra po rozpętaniu przez Putina wojny zapotrzebowanie na ten rodzaj usług i przeżyć zauważalnie się zwiększyło. „Ludzie chcą wiedzieć, kiedy skończy się wojna i kiedy umrze Putin” – mówi lektor programu TV Currentime, zapowiadając krótki materiał na temat fascynacji praktykami magicznymi.

Tarocistka Anżelika ma czarne włosy starannie ułożone we fryzurę a la Mireille Mathieu, ostro podkreślone czarną kredką oczy i pociągnięte ciemnobordową szminką usta. Uprawiany zawód wymaga odpowiednio tajemniczego wyglądu. Anżelika specjalizuje się w układaniu kart tarota – wyczytuje z nich przyszłość w najważniejszych dziedzinach życia klientów. Zauważyła, że ostatnio większość wśród zgłaszających się po wróżbę stanowią kobiety, zatroskane o los swoich synów, mężów, braci, którzy poszli na wojnę albo którzy mogą tam trafić. Kobiety chcą wiedzieć, jak uchronić dziecko (męża, brata) przed złym losem. Kolega Anżeliki po fachu twierdzi, że wśród jego klientek kobiety, pragnące poznać los bliskiego mężczyzny wysłanego na front, stanowią ponad połowę ogółu klientów.

Klientami osób zajmujących się ezoteryką i wróżeniem są nie tylko osoby prywatne. Jak wyznał w wywiadzie indyjski mistyk i jogin Jaggi Vasudev, bardziej znany jako Sadhguru, o jego przepowiednie zabiegał szef Rosyjskiego Banku Centralnego German Gref. „Chciał ode mnie usłyszeć coś rozsądnego” – powiedział Sadhguru. No pewnie, kto by nie chciał.

Wyszukiwarka Yandex.ru odnotowuje w ostatnich miesiącach znaczny wzrost liczby zapytań w rodzaju „kiedy zakończy się specjalna operacja wojskowa (tak nazywana jest oficjalnie w Rosji wojna z Ukrainą)?”, „co karty tarota mówią o końcu wojny?”. W rosyjskim segmencie internetu można znaleźć dziesiątki ogłoszeń zawierających reklamę usług z zakresu wróżbiarstwa, specjalna oferta kierowana jest do rodzin żołnierzy: można się od jasnowidzących „dowiedzieć” o stanie zdrowia walczącego krewnego.

Zdaniem psychologów, na których powołuje się TV Currentime (https://www.currenttime.tv/a/tarologi-ekstrasensy-rossii-voyny-rastet-interes-misticheskomu-propaganda/33104527.html), wizyta w gabinecie wróżki to sposób na rozładowanie stresu. Zamiast na kielicha, można wpaść na tarota. Psycholożka Jelena Oster w programie Radia Swoboda, mówi: „Taka wróżba, zwłaszcza jeśli niesie nadzieję na pozytywne rozwiązanie, jest rodzajem tabletki uspokajającej. (…) Magia daje poczucie sprawowania kontroli nad światem zewnętrznym, nawet jeśli dzieje się to dzięki symbolicznym rytuałom. Ludzie poszukują w ten sposób odpowiedzi na swoje wątpliwości w okresie niepokoju” (https://www.severreal.org/a/zachem-zheny-mobilizovannyh-hodyat-k-gadalkam/32671847.html).

Rosyjska telewizja nadaje kilka programów poświęconych magii, cieszą się one od wielu lat niesłabnącym powodzeniem. Nowi adepci ezoteryki stosują te same, sprawdzone metody, co np. Anatolij Kaszpirowski – „odin, dwa, tri” i tak dalej. Wmawiają, hipnotyzują, zapewniają, że uśmierzają ból.

W ukraińskim segmencie internetu można znaleźć wiele wypowiedzi wszelkiej maści prorokiń i jasnowidzących, które widzą w swoich szklanych kulach śmierć Putina. Niebawem. Zaraz. W przyszłym miesiącu. A może w przyszłym roku. Odessa, wiadomo, reaguje na takie zjawiska społeczne firmowym dowcipem. „Przychodzi Putin do wróżki, aby dowiedzieć się, kiedy umrze. – Na największe święto – odpowiada wróżka. – A kiedy wypada to święto? – Jak umrzesz, to będzie największe święto”.

Starszy brat pisze algorytmy

3 września 2024. Wrzawa wokół aresztowania we Francji założyciela komunikatora Telegram Pawła Durowa nieco przycichła – po wpłaceniu kaucji wyszedł on z aresztu i pozostaje pod nadzorem sądowym (https://www.tygodnikpowszechny.pl/zatrzymanie-durowa-rosyjscy-propagandysci-oszaleli-188147; https://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2024/08/30/pawel-durow-superstar/). Francuski wymiar sprawiedliwości ma pytania nie tylko do Pawła, ale także do jego starszego brata, Nikołaja.

Kim jest Nikołaj Durow? Urodził się cztery lata wcześniej niż Paweł. Od najmłodszych lat wykazywał wielkie zainteresowanie matematyką. Jak Paweł opowiadał Tuckerowi Carlsonowi w wywiadzie, jako kilkuletni dzieciak Nikołaj występował we włoskiej telewizji (rodzina Durowów mieszkała wówczas w Turynie) – rozwiązywał w programach na żywo trudne równania. Jako uczeń osiągał sukcesy w olimpiadach matematycznych i informatycznych. Pogłębiał wiedzę na uniwersytecie w Petersburgu, potem także w Bonn, uzyskał tytuł doktorski. Swoje umiejętności wykorzystał przy pisaniu oprogramowania dla sieci Vkontakte – pierwszego poważnego projektu Pawła Durowa. Nikołaj brał udział w pracach nad stroną internetową projektu, został dyrektorem ds. technicznych.

Jak twierdzi autor książki „Kod Durowa” Nikołaj Kononow, „Nikołaj Durow był magnesem, który przyciągał do projektu najbardziej kompetentnych programistów. Trener rosyjskiej ekipy programistów, startującej w międzynarodowych konkursach, Andriej Łopatin, był jedną z takich osób”. Kononow pisze też o tym, jakim człowiekiem był Nikołaj – w pełni zagłębiony we własne myśli, skupiony na programowaniu, zagadkach matematycznych. Nie lubił wystąpień publicznych – jedyną ich formą, jaką akceptował, były wykłady, podczas których stał przy tablicy i kredą zapisywał równania, ciągi i modele matematyczne.

Paweł rozkręcał projekt biznesowo, a Nikołaj zapewniał odpowiedni wsad informatyczny – zawsze oryginalny. Jego autorskie rozwiązania zapewniły sukces najpierw Vkontakte, a potem Telegramowi (np. dzięki jego modelom szyfrowania). Nikołaj był głównym motorem powstania sieci Telegram Open Network, która służyć miała do obsługi własnej kryptowaluty Gram. W trakcie wdrażania projektu coś poszło jednak niezgodnie z zamierzeniami, USA u siebie zablokowały Gram, Telegram zapłacił karę i zwinął ten projekt.

Nie wszystko w życiu Nikołaja zawsze płynęło miodem i modelem matematycznym. Jak pisał portal Meduza, w 2017 r. były menedżer Vkontakte, niejaki Anton Rozenberg wytoczył się do sądu przeciwko braciom Durowom (https://meduza.io/feature/2017/09/18/byvshiy-top-menedzher-vkontakte-suditsya-s-bratyami-durovymi). Zażądał wysokich odszkodowań za pozbawienie go pracy, a przy okazji wylał do przestrzeni publicznej sporo szczegółów dotyczących bebechów sieci Vkontakte. Niemniej nie potyczki zawodowe stały się przyczyną rozbratu. Rozenberg: „Nadal przyjaźniłem się z Nikołajem Durowem – razem podróżowaliśmy, chodziliśmy do kina, graliśmy w planszówki. A potem, w styczniu 2017 r., dowiedziałem się, że Nikołaj mnie nienawidzi i jest zakochany w mojej narzeczonej. Przyjaźń skończyła się w tym momencie jak nożem uciął”. Paweł Durow w rozmowie z mediami wyjaśniał, że Rozenberg ma problemy psychiczne, że wiele z tego, co napisał i opublikował, to jakieś mity (m.in. to, że był administratorem Telegrama), a rzekomy związek miłosny Nikołaja z dziewczyną Rozenberga Paweł skwitował znakiem zapytania i wykrzyknikiem.

Nikołaj nadal pozostaje pracownikiem naukowym Instytutu Matematyki Rosyjskiej Akademii Nauk – w każdym razie takie informacje można znaleźć na stronie internetowej instytutu. Zapewne nadal mieszka w Petersburgu (choć, jak sugerują media, ma nie tylko rosyjskie obywatelstwo, ale także łotewskie i – podobnie jak Paweł – karaibskiego państwa wyspiarskiego Saint Kitts i Nevis). Politico twierdzi (https://www.politico.eu/article/exclusive-telegram-ceo-brother-nikolai-durov-wanted-france-authorities-pavel-durov/), że francuska prokuratura rozesłała list gończy nie tylko za Pawłem, ale także za Nikołajem. Nie wiadomo, jakie zarzuty na nim ciążą.

Paweł Durow superstar

30 sierpnia 2024. Zatrzymanie założyciela komunikatora Telegram Pawła Durowa wywołało burzę. We Francji, gdzie został zatrzymany 24 sierpnia na lotnisku Le Bourget. W całej Europie, gdzie podniosła się dyskusja o granicach wolności słowa i granicach wolności właścicieli globalnych sieci społecznościowych. I w Rosji, gdzie Durow od 2014 r. nie mieszka. Rosyjscy architekci dławienia wszelkich wolności, w tym wolności słowa, rzucili się w obronie Durowa, zarzucając Francji (której Durow jest obywatelem), że chce mu odebrać prawa obywatelskie.

Okoliczności zatrzymania Durowa opisałam wczoraj w „Rosyjskiej ruletce”: „Zatrzymanie Durowa i przedstawione mu zarzuty, związane z niedostateczną kontrolą i stworzeniem możliwości prowadzenia działalności przestępczej za pośrednictwem jego komunikatora (terroryzm, pranie brudnych pieniędzy, pedofilia, handel narkotykami), wywołały szeroką dyskusję o granicach wolności w internecie, mechanizmach kontroli przepływu informacji i odpowiedzialności właściciela za podawane przez komunikator treści. I o wykorzystaniu informacyjnego instrumentarium przez Rosję. Durow wyszedł po kilku dniach z aresztu, wpłacając kaucję w wysokości 5 mln euro, ale musi pozostać pod nadzorem sądowym, meldować się na policji i nie może też opuszczać terytorium Francji”. (Cały tekst dostępny na stronie „Tygodnika Powszechnego” – https://www.tygodnikpowszechny.pl/zatrzymanie-durowa-rosyjscy-propagandysci-oszaleli-188147). Dziś uzupełnienie – o pozapolitycznych aspektach życia Pawła Durowa.

Paweł Durow dba o swój wizerunek. Nie tylko biznesowy. Deklaruje się jako wegetarianin, który świadomie zrezygnował z różnych używek i przyjemności życia, aby zapewnić sobie dobrą kondycję. W mediach społecznościowych prezentuje swoją wypielęgnowaną klatę na tle pięknych krajobrazów, zanurza się w wannie wypełnionej lodem albo medytuje na macie do uprawiania jogi. Kolorowe czasopisma zastanawiają się, czy zrobił przeszczep włosów i operacje plastyczne, a „Forbes” – czy ze swoją charyzmą nadaje się na politycznego lidera.

Zainteresowanie wzbudza także niekonwencjonalne życie osobiste miliardera. Tygodnik „Argumienty i Fakty” porwał się nawet na wykonanie zestawienia żon i partnerek Durowa (jeśli lubicie Państwo obfite sztuczne biusty i doklejane rzęsy, to zapraszam do obejrzenia materiału: https://aif.ru/society/people/krasivye-i-ne-tolko-vse-zhenshchiny-pavla-durova). Wśród wybranek aktualnych i nieaktualnych zwraca uwagę niejaka Irina Bolgar. Właśnie rozkręciła aferę wokół siebie i trojga swoich dzieci, które powiła kilka lat temu ze związku z Durowem. Dziwnym trafem akurat teraz nagłośniła nieporozumienia na linii rodzinnej – według Iriny, Durow miał bić jednego z synów (przez co, jak twierdzi troskliwa matka, został pozbawiony praw rodzicielskich), zmuszał ją, aby przeniosła się ze Szwajcarii (no bo przecież nie spod Omska) do Zjednoczonych Emiratów Arabskich, a ona nie chciała.

Durow nie może się doliczyć dzieci, które przyszły na świat dzięki jego materiałowi biologicznemu. Na swoim koncie w Telegramie Durow wyznał, że ma ponad stu biologicznych potomków (https://t.me/durov/339) – od piętnastu lat jest dawcą spermy, pomógł bezpłodnym parom w piętnastu krajach w dochowaniu się dzieci. Zastanawiał się, czy ujawnić swój kod biologiczny, aby w przyszłości spłodzone z jego spermy dzieciaki mogły się znaleźć w świecie szerokim. W mediach społecznościowych znaleziono dowcipne wyjaśnienie dla tej ekstrawagancji Durowa: „on po prostu robi przyszłych użytkowników Telegrama”.

A jeśli o związkach rodzinnych mowa, to warto kilka słów poświęcić bratu Pawła, Nikołajowi Durowowi. Ale to w następnym odcinku.

Od „Kurska” do Kurska – klamra Putina

11 sierpnia 2024. Cóż za koincydencja: na początku swoich rządów nieznany światu ani swoim współobywatelom Władimir Putin zaprezentował w pełni diapazon osobistego cynizmu, grając losem załogi okrętu podwodnego „Kursk”. Dwadzieścia cztery lata później ten sam człowiek, doskonale już wszystkim znany z imperialnych zapędów, okrucieństwa i agresji, znów wpada na rafę, która nazywa się Kursk.

Wielbiciele zjawisk nadprzyrodzonych w sierpniu 2000 r. podawali z ust do ust rzekomą wizję Wangi – bułgarskiej jasnowidzącej, cieszącej się ogromną popularnością w Rosji: Kursk znajdzie się pod wodą, dojdzie do tragedii, zginie wiele osób. Miasto Kursk żyło wtedy spokojnym życiem, nie było powodzi, nikt nie ucierpiał. Gdy nadeszły pierwsze wiadomości o tragedii „Kurska” na Morzu Barentsa, interpretatorzy przepowiedni uznali, że Wanga się nie pomyliła: w jej wizji zabrakło tylko cudzysłowu przy nazwie Kursk. Dziś można nawiązać do tej przepowiedni – tym razem w centrum uwagi znalazł się Kursk bez cudzysłowu.

Siły Zbrojne Ukrainy 6 sierpnia weszły na terytorium Rosji i posuwają się w głąb obwodu kurskiego i dwóch innych graniczących z Ukrainą. Operacja sił ukraińskich była pełnym zaskoczeniem. Również dla Putina, który wpadł w stupor. To firmowy styl – jak najdalej trzymać się od wszelkich nieszczęść (żeby nikomu postać wodza nie skojarzyła się z niepowodzeniami), wstrzymać oddech, ewentualnie wypowiedzieć kilka okrągłych lub agresywnych formułek. 9 sierpnia Putin zwołał Radę Bezpieczeństwa FR i nakazał ogłoszenie w obwodzie kurskim… operacji antyterrorystycznej.

Politolog Aleksandr Morozow podsumował tę dziwną decyzję Putina następująco: „Okazało się, że Putin nie może ogłosić wojny [dla przypomnienia i uściślenia: od 24 lutego 2022 r. jak pijany płotu trzyma się formułki „specjalna operacja wojskowa”, unikając w odniesieniu do agresji na Ukrainę słowa wojna i ścigając tych, którzy tego określenia używają]. Ogłosił KTO, czyli operację antyterrorystyczną. I to w sytuacji, gdy obca armia jest już na terytorium Federacji Rosyjskiej. To znaczy, że Putin nie będzie w stanie ogłosić stanu wojny”.

Jeszcze jedna ciekawa uwaga Morozowa na temat skłębionych wydarzeń na pograniczu rosyjsko-ukraińskim: „Okazało się, że aby obronić obwód kurski, trzeba wycofać wagnerowców z Afryki. I jeszcze okazało się, że poszczególni dowódcy – czy to wagnerowców, czy to Czeczenów – mogli sobie pozwolić na samodzielne publiczne wypowiedzi, niezależne od sztabu generalnego”. A szef sztabu generalnego Walerij Gierasimow na naradzie z Putinem z niewzruszonym wyrazem twarzy łgał jak najęty.

Nad wydarzeniami w obwodzie kurskim unosi się wiele znaków zapytania, sytuacja szybko się zmienia. Już w pierwszym dniu walk można było postawić pytanie o stan rosyjskiego wywiadu. Bo czyżby wychwalany rosyjski wywiad przegapił przygotowania ukraińskiej armii do uderzenia? Może rosyjska agentura w Ukrainie została skutecznie uciszona/wytępiona/ogłuszona?

Rosyjska propaganda w sytuacji zaskoczenia atakiem potyka się o własne nogi. Kapłanka propagandy Margarita Simonjan napisała w Twitterze bezradnie: „Modlimy się, wszyscy się modlimy”. Jeden z uczestników telewizyjnego talk show, deputowany Dumy Państwowej, Oleg Matwiejczew w nerwach powiedział: „Ukraina (wkraczając do obwodu kurskiego) zachowała się niesportowo i podle”. Co innego Rosja, nieprawdaż? Kodeks honorowy w sporcie i na wojnie.

Zdezorientowani mieszkańcy obwodu kurskiego ślą do Putina czołobitne apele o pomoc. W mediach społecznościowych, które pełne są sprzecznych doniesień o sytuacji, obserwatorzy próbują trzeźwo odnieść się do tych oczekiwań ludności: „Przecież Putin nie korzysta z mediów społecznościowych i tych waszych nagrań i próśb nawet nie zobaczy. On tylko wertuje zawartość swojej słynnej czerwonej teczki, którą mu kładą na biurku”; „Putin ma w nosie mieszkańców obwodu kurskiego, obiecał 10 tys. rubli na twarz dla tych, co musieli uciekać i uważa, że to załatwia sprawę”. W 2000 r. po spotkaniu z żonami członków załogi okrętu „Kursk”, które na spotkaniu w Widiajewie płakały, krzyczały i miotały oskarżenia, Putin zadzwonił do kierownictwa telewizji Pierwyj Kanał (która prowadziła rzetelne relacje z wydarzeń) i oskarżył dziennikarzy, że wynajęli „za 10 dolarów dziwki”, żeby mu zepsuły wizerunek i zaszkodziły jego władzy.

Prowokacja błogosławiona, czyli jak zastawiać sidła na obcych dziennikarzy

5 sierpnia 2024. Kapłanka kremlowskiej propagandy Margarita Simonjan, szefowa agencji (dez)informacyjnej RT, na fali wzmożenia po „wielkiej wymianie” (http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2024/08/03/putin-caluje-krasikowa-czyli-wielka-wymiana) opublikowała materiały wideo i audio z zatrzymania amerykańskiego dziennikarza Evana Gershkovicha w kwietniu 2023 r. Warto dokładniej przeanalizować tę publikację.

Na pokazanym nagraniu Evan Gershkovich, korespondent „The Wall Street Journal” w Rosji, doświadczony dziennikarz, siedzi w restauracji w Niżnym Tagile (lub – według innych źródeł – Jekaterynburgu). Przyjechał do obwodu swierdłowskiego, gdzie znajdują się zakłady Urałwagonzawod (produkujące m.in. sprzęt wojskowy), aby zebrać materiał o nastrojach wśród ludzi (o okolicznościach zatrzymania pisałam na blogu: http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2023/04/02/kaganiec-na-dziennikarstwo/).

Do siedzącego przy stoliku Amerykanina podchodzi mężczyzna (jego twarz na nagraniu jest zamazana), siada obok. Obaj pochylają się nad leżącym na stole dokumentem, Gershkovich coś notuje. Następnie do lokalu wchodzą funkcjonariusze służb w cywilu, biorą Gershkovicha w obroty, kładą twarzą w dół, skuwają. Jego rozmówca też zostaje zatrzymany, ale nie tak brutalnie (https://www.youtube.com/watch?v=qznAQ2fssCA&t=115s). Zdaniem portalu „Meduza”, materiał zaprezentowany jako zatrzymanie Gershkovicha to kompilacja kilku nagrań dokonanych przez FSB. Uzupełnieniem jest oddzielnie opublikowane nagranie audio, to najprawdopodobniej fragmenty rozmowy Gershkovicha i jego tajemniczego informatora. RT twierdzi w komentarzu, że treść rozmowy potwierdza oskarżenie dziennikarza o to, że ewidentnie poszukiwał i wszedł w posiadanie „informacji objętych tajemnicą” (https://meduza.io/feature/2024/08/05/fsb-rasprostranila-cherez-propagandistov-video-kak-byli-zaderzhany-evan-gershkovich-i-pol-uilan). Twórczo rozwija tę myśl REN TV w oparciu o wersję FSB: zdaniem propagandystów, Gershkovich przyjechał do Jekaterynburga i zwrócił się do pracownika zakładów Urałwagonzawod z prośbą o dostarczenie informacji o działalności przedsiębiorstwa. Pracownik przeczytał pytania i zadanie redakcyjne i uznał, że pole zainteresowania Amerykanina może dotyczyć sfery bezpieczeństwa państwa. Zdaniem FSB, Gershkovich chciał dotrzeć do utajnionych informacji. – Jak widać na filmiku, został zatrzymany z dowodami swej winy – twierdzi FSB.

Wspomniana wyżej rozmowa dwóch mężczyzn – zapewne Gershkovicha i prowokatora, który podawał się za informatora – została nagrana w miejscu publicznym (na co wskazuje tło dźwiękowe). Zdaniem ekspertów, cytowanych przez emigracyjny portal, to zwyczajna rozmowa dziennikarza z informatorem, nie ma to nic wspólnego ze szpiegostwem.

W czasie śledztwa i procesu Evan Gershkovich (skazany w lipcu br. przez rosyjski sąd na 16 lat za szpiegostwo) konsekwentnie twierdził, że w żadnym razie nie był zainteresowany zbieraniem tajnych informacji, chciał tylko porozmawiać z kimś, kto orientuje się w sytuacji, prosił swojego informatora, aby ten na spotkanie nie przynosił żadnych dokumentów.

Tuba propagandowa RT opublikowała także nagrania z zatrzymania w listopadzie 2018 r. innego Amerykanina, wymienionego w akcji „wielkiej wymiany”, Paula Wheelana (skazany w 2022 r. na 16 lat łagru za szpiegostwo). Na zaprezentowanych nagraniach widać, jak Wheelan bierze od jakiegoś mężczyzny mały przedmiot, zapewne pendrive. Oskarżenie twierdziło, że na tym urządzeniu znajdowały się pliki zawierające tajne informacje, obrona Wheelana odpowiadała, że Wheelan był przekonany, że to informacje turystyczne (przyjechał do Rosji na ślub kolegi).

Dzisiejsze publikacje kanałów propagandowych to część operacji (dez)informacyjnej Kremla i jego tub propagandowych, mającej pokazać wydanych obywateli Stanów Zjednoczonych jako szpiegów, działających na szkodę Rosji.

Trafnie podsumował akcję rosyjskich goebbelsów dziennikarz Ilja Szepielin (https://echofm.online/opinions/rasha-tudej-vsyo-taki-opublikovala-dokazuhu-po-shpionazhu-evana-gershkovicha): „Ale jazda! Russia Today opublikowała dokazuchę (rzekomy materiał dowodowy) na szpiegostwo Evana Gershkovicha. Nagranie z knajpy. Do Evana podchodzi jakiś facet i powiada: – Oto tajne dokumenty. Na to Gershkovich odpowiada: – Jakie dokumenty? Prosiłem, żeby nie brać żadnych dokumentów na spotkanie, bo zależy mi wyłącznie na rozmowie. To, co zostanie powiedziane, opublikujemy jako informacje pozyskane od anonimowego źródła. Następnie do knajpy wpadają funkcjonariusze FSB i skuwają Gershkovicha. Naprawdę! Nie żartuję. RT po prostu opublikowała wideo o tym, jak pracuje prowokator FSB, który specjalnie przychodzi na rozmowę z rzekomo tajnymi materiałami, aby dziennikarza wsadzili za szpiegostwo. Zrobione! Obywatel USA trafia do aresztu, a właściwie do stajni zakładników, których będzie można wymienić na autentycznego kilera FSB. Dziękujemy, szanowna redakcjo RT, za taką szczerość. Przecież ci spece mogli inaczej spreparować filmik, aby choć w minimalnym stopniu przypominał szpiegostwo. Co ciekawe, wobec Gershkovicha zastosowano dokładnie taki sam model prowokacji jak 38 lat temu wobec innego amerykańskiego dziennikarza Nicholasa Daniloffa (https://en.wikipedia.org/wiki/Nicholas_Daniloff)”.

Widocznie dzisiejsi kagiebiści nie są kreatywni – idą po linii najmniejszego oporu i tępo kopiują sowieckie wzorce.

Putin całuje Krasikowa, czyli wielka wymiana

3 sierpnia 2024. To największa wymiana więźniów od czasu zakończenia zimnej wojny – krzyczą od dwóch dni wielkie tytuły na pierwszych stronach zachodnich gazet. Na lotnisku w Ankarze wymieniono 26 osób: 10 rosyjskich agentów w zamian za 16 osób więzionych przez putinowski reżim.

Rosja uwolniła i przekazała krajom zachodnim amerykańskich obywateli oraz rosyjskich opozycyjnych polityków, a Zachód oddał Rosji płatnego zabójcę z FSB, zdemaskowanych szpiegów i hakerów. Putin przesłał sygnał swojej uplasowanej na Zachodzie agenturze: śpijcie spokojnie, wykonujcie powierzone zadania, w razie wpadki wydostaniemy was.

Targi trwały od dawna. Kreml zabiegał o uwolnienie z niemieckiego więzienia Wadima Krasikowa (o nim bardziej szczegółowo – w dalszej części tekstu), rosyjskie służby tymczasem łowiły w sieci cudzoziemców, tworząc pulę „do wymiany”. Jedną z najważniejszych osób, schwytanych w czeluści machiny putinowskiego „prawodawstwa”, był dziennikarz „The Wall Street Journal” Evan Gershkovich, spędził w areszcie śledczym ponad rok, w lipcu br. został skazany na karę 16 lat łagru za szpiegostwo. „Szpiegostwem” w rozumieniu putinowskiego wymiaru niesprawiedliwości była zawodowa działalność Gershkovicha – dziennikarstwo, zbieranie informacji i rzetelne pisanie. O jego uwolnienie od samego początku strona amerykańska upominała się i zabiegała na najwyższym szczeblu (https://www.tygodnikpowszechny.pl/kaganiec-na-dziennikarstwo-dlaczego-rosjanie-aresztowali-amerykanskiego-korespondenta-182933).

Po śmierci Aleksieja Nawalnego 16 lutego br. jego współpracownica Maria Piewczich ujawniła, że w przeddzień otrzymała potwierdzenie, iż negocjacje w sprawie wymiany Nawalnego znajdują się na finiszu. Współpracownicy Nawalnego zaraz po tym, jak zaczęła się wojna w Ukrainie, zaczęli prowadzić rozmowy o możliwości wymiany Aleksieja i innych więźniów politycznych na złapanych na Zachodzie rosyjskich agentów. Według słów Marii Piewczich, Putinowi dano do zrozumienia, że jedyny sposób, aby Krasikow mógł wrócić do Rosji, to wymiana na Nawalnego. „Ale Putin zinterpretował sprawę inaczej – mówiła współpracowniczka Nawalnego – skoro Zachód zasadniczo jest gotowy na wydanie Krasikowa Rosji, to może on być wymieniony na kogoś innego, a Nawalnego trzeba sprzątnąć”. Dziennikarz Siergiej Parchomienko rozważał: „Putin jest opętanym maniakiem zabójcą i nie ma żadnych podstaw, by uznać, że w danym wypadku porzucił swoją zwykłą manierę męczenia i zabijania ludzi, których uważa za swoich wrogów lub którzy – jak sądzi – zagrażają mu. […] Jasne jest, że Putin mógł wydać polecenie zabicia Aleksieja Nawalnego, aby raz na zawsze pozbyć się nawet iluzorycznej idei jego uwolnienia, aby nawet teoretycznie nie można było myśleć o jego wymianie. To zwierzęcy instynkt zabójcy”.

Sprawa zabójstwa Nawalnego w łagrze za kręgiem polarnym powróciła w kontekście obecnej wymiany. „Gdyby władze Rosji nie postanowiły, że Nawalny jest im bardziej potrzebny martwy w łagrze niż żywy na Zachodzie, może Aleksiej by żył” – powiedział naczelny „Nowej Gazety. Europa” Kiriłł Martynow. A Władimir Pastuchow z University College London napisał: „Jeżeli potwierdzi się, że przeniesienia Nawalnego do łagru w Charpie dokonano po spotkaniu przedstawiciela Putina ze specjalnymi przedstawicielami USA w Izraelu i jeśli podczas tego spotkania doszło do złożenia przez stronę amerykańską propozycji, aby wymienić Krasikowa na Nawalnego, to sens przeniesienia Nawalnego do Charpu jednoznacznie należy odczytać jako wykonanie wyroku śmierci”.

Polowanie na obywateli państw zachodnich prowadzono na różne sposoby. Na przykład „na rodzinę”. Jedną z uwięzionych (a teraz wymienionych) przez Putina osób była dziennikarka Radia Swoboda, Ałsu Kurmaszewa, mająca podwójne: rosyjskie i amerykańskie obywatelstwo. Przyjechała do umierającej matki. W czerwcu 2023 r. została zatrzymana na lotnisku w Kazaniu, odebrano jej paszporty, w lipcu br. została skazana na krę 6,5 roku łagru za niestosowanie się do przepisów ustawy o „agentach zagranicznych”.

Z piekła łagrów zostali wydostani i wymienieni także liderzy opozycji Władimir Kara-Murza (http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2023/04/17/putin-zjada-kolejnego-opozycjoniste/), Ilja Jaszyn (https://www.tygodnikpowszechny.pl/rosyjski-wymiar-niesprawiedliwosci-183414), Andriej Piwowarow (https://www.tygodnikpowszechny.pl/terror-niewielki-167737, https://www.tygodnikpowszechny.pl/tato-nie-poddawaj-sie-o-wiezniach-politycznych-w-rosji-184131), Lilia Czanyszewa (https://www.tygodnikpowszechny.pl/kierunek-dyktatura-169833). Uwolniono działacza Memoriału, Olega Orłowa (http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2024/02/27/skazany-oleg-orlow/).

Uwolnieni byli witani w Niemczech i USA na najwyższym szczeblu politycznym. „Nie wolno nam zapominać o innych więźniach sumienia w Rosji” – powiedział Evan Gershkovich. Według szacunków, w Rosji z powodów politycznych skazano na karę łagru co najmniej siedemset osób, na Białorusi – ok. 1400.

*
Teraz przyjrzyjmy się tym, których odzyskał Putin. Numer jeden to wspominany wyżej Wadim Krasikow, zabójca wysłany w 2019 r. do Niemiec, by zlikwidować czeczeńskiego dowódcę polowego Zelimchana Changoszwilego, poszukiwanego przez rosyjskie służby (pisałam o nim w „Rosyjskiej ruletce” https://www.tygodnikpowszechny.pl/zabojstwo-na-zamowienie-i-zemsta-putina-170125). Krasikow dostał za to zabójstwo karę dożywotniego więzienia.
Putin osobiście powitał Krasikowa i innych „odzyskanych” na lotnisku Wnukowo-2. Czule objął bandziora i powiedział: „Świetnie”. Jak napisał emigracyjny dziennikarz Andriej Malgin, powołując się na niemiecki Bild: „Wadim Krasikow to znajomy Putina z dawnych lat z Petersburga. Wykonywał bandyckie zlecenia, mógł mieć związek z zabójstwem Sobczaka”. Bardzo ciekawie plączą się i rozplątują nitki życia.

Ciekawy jest kazus rodziny rosyjskich nielegałów Anny i Artioma Dulcewów. Pod koniec stycznia 2023 r. w Słowenii zostali oni zatrzymani z dużą ilością gotówki, która zapewne przeznaczona była na opłacenie usług rosyjskiej agentury na Bałkanach. Nielegałowie udawali urodzonych w Namibii obywateli Argentyny, którzy przyjechali do Słowenii prowadzić niewinne małe biznesy. Używali nazwisk Maria Mayer i Ludwig Gisch. Dzieci szpiegów Dulcewów dowiedziały się o tym, że są Rosjanami, dopiero w samolocie wiozącym ich do Rosji. Dzieci nie znają rosyjskiego.

*
To nie była równa wymiana – piszą niemieckie gazety, krytykując kanclerza Olafa Scholza za to, że uległ presji Kremla i wydał Putinowi Krasikowa.

Rzeczywiście, to nie była równa wymiana. W czasach zimnej wojny wymieniano szpiegów za szpiegów lub – jak w przypadku słynnej wymiany Władimira Bukowskiego za Luisa Corvalana – dysydenta za polityka. Tym razem mamy do czynienia z wymianą zdemaskowanych członków agentury Putina, wysłanych na Zachód z różnymi zadaniami (zabójstwo, oszustwa, szpiegostwo, hakerstwo, wojna informacyjna) na przeciwników politycznych reżimu i zagranicznych dziennikarzy, którzy wpadli w zastawione na nich sieci i stali się zakładnikami Putina w grze z Zachodem.

„Die Welt” zauważa: „Masowymi prześladowaniami opozycjonistów, w tym Aleksieja Nawalnego, który zmarł w łagrze, Putin stworzył dla Zachodu przesłanki do ustępstw. Kreml będzie teraz uważał, że Zachód jest słaby i podda się pod naciskiem”.
Wszelkie rozmowy na jakiekolwiek tematy (w tym temat zakończenia wojny w Ukrainie) mają się toczyć na warunkach Moskwy – taki jest sens i przekaz płynący z Kremla.

Putin tymczasem nie zamierza odstąpić od taktyki prześladowania swoich obywateli za przekonania. Dziś nadeszła wiadomość, że w areszcie śledczym w Birobidżanie zmarł pianista Paweł Kusznir, aresztowany pod sfingowanym zarzutem działalności terrorystycznej, w areszcie prowadził głodówkę.

MSZ Niemiec i Departament Stanu USA od dawna przestrzegają swoich obywateli przed wyjazdem do Rosji.

Kto się boi Kamali Harris?

22 lipca 2024. Zaraz po ogłoszeniu przez prezydenta USA Joe Bidena decyzji o rezygnacji z kandydowania w wyborach prezydenckich, w rosyjskich mediach wystartowała kampania dyskredytacji wiceprezydent Kamali Harris. Faworytem Kremla nadal pozostaje Donald Trump, choć nie ma pewności, że to właśnie on wygra ani też jego wygrana wcale nie oznacza, że nieobliczalny kandydat spełni „rosyjskie marzenie”. Nieodmiennym celem rosyjskich władz w odniesieniu do Stanów Zjednoczonych pozostaje podsycanie podziałów i chaosu, utrącenie niekorzystnych dla Moskwy projektów (przede wszystkim wsparcia dla Ukrainy) i wywołanie kryzysu wszędzie, gdzie tylko się da.

Gdy piszę te słowa, jeszcze nie wiadomo, czy wiceprezydent Kamala Harris będzie kandydowała w wyborach z ramienia Partii Demokratycznej. Wskazał ją Joe Biden jako osobę, która może godnie reprezentować demokratów w listopadowych wyborach. Rosyjska machina propagandowa jednak nie zwlekając, aż proceduralne młyny przemielą sprawę nominacji, natychmiast wykonała manewr oskrzydlający i zaczęła radośnie plwać w stronę kandydatki. Dotychczas propagandyści wypowiadający się na co dzień w programach telewizyjnych zgodnie wyśmiewali nieporadność Bidena, punktowali każde jego potknięcie, zacierali eksperckie łapki nad jego spodziewaną przez nich i pożądaną przegraną. Po nieudanej dla Bidena debacie prezydenckiej, w której wyraźnie uległ przeciwnikowi, w rosyjskich mediach przeważało otwarte wychwalanie Trumpa (którego jeszcze podczas pierwszej jego kampanii i kadencji grono komentatorów określało pieszczotliwym zdrobnieniem „nasz Trumpuszka”).

Oficjalne reakcje rosyjskich polityków na rezygnację Bidena były stonowane. „Nie byliśmy zdziwieni [decyzją Bidena]. W ostatnich latach nauczyliśmy się nie dziwić niczemu, co dzieje się w Stanach. Kreml z uwagą obserwuje sytuację w USA, podobnie jak w pozostałych wielkich krajach” – powiedział rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow. Moskwa oficjalnie twardo zapewnia przy każdej sposobności, że wybory są wewnętrzną sprawą USA i Rosja nie zamierza się do nich mieszać (aha).

Rzeczniczka MSZ Maria Zacharowa wykazała się wątpliwym dowcipem: „A czy Biden wie, że zrezygnował?”. Jej zdaniem, na razie brak potwierdzenia (Biden nie pojawił się osobiście przed kamerą, a jedynie ogłosił swą decyzję za pośrednictwem pisma rozpowszechnianego przez media społecznościowe). Wezwała także do wszczęcia postępowania wyjaśniającego, jak i dlaczego amerykańskie media i kręgi polityczne ukrywały „prawdziwy stan rzeczy, jeśli chodzi o zdolności umysłowe Bidena”. Wrzucone przez Zacharową wątki następnie ochoczo powielili w wypowiedziach i wpisach w social media liczni politycy drugiego i trzeciego szeregu.

Bawiący się od pewnego czasu w ostrego bojownika w szermierce słownej Dmitrij Miedwiediew napisał króciutko: „Biden finito. Życzymy mu zdrowia. A cele specjalnej operacji wojskowej zostaną osiągnięte”. Ciekawa deklaracja, Miedwiediew nie sprecyzował, o które tzw. cele chodzi, bo na przestrzeni wojny sformułowania, o co toczy się bój, wielokrotnie się zmieniały. Była denazyfikacja i demilitaryzacja Ukrainy, wzięcie Kijowa w trzy dni, wcielenie okupowanych ziem Ukrainy do Rosji, zjednoczenie Świętej Rusi, pokonanie satanistycznego Zachodu w świętej wojnie itd.

Dyżurne gadające głowy w telewizyjnych seansach nienawiści już w wieczornych wydaniach osiodłały falę i w grubiański sposób dały wyraz swojej pogardzie dla wiceprezydent, która zapewne zastąpi Bidena w wyborach. W programie „Wieczór z Sołowjowem” dano do zrozumienia, że poważnie traktuje się wypowiedziane niegdyś przez Trumpa słowa: „Kamala Harris jest stuknięta” i wałkowano temat jakości jej śmiechu, sugerując, że to świadectwo braku równowagi psychicznej. Ale zdecydowanie ponad te poziomy wyleciał myślą lotną ekspert Andriej Sidorow, dziekan wydziału polityki międzynarodowej MGU: „Kamala z guzikiem atomowym to gorzej niż małpa z granatem” – oświadczył. Tak, to słowa dziekana jednego z wydziałów moskiewskiego uniwersytetu. Bardzo elegancki pan, w garniturze, krawacie, łysy, w okularach, oblatany w sprawach światowej polityki. I w ten sposób sobie poczyna.

Kamala Harris nie ma w Moskwie dobrej prasy. W polityce wobec Ukrainy gra ściśle według linii wyznaczonej przez Bidena, wielokrotnie wspomagała go w podróżach dyplomatycznych na rzecz pomocy dla Ukrainy, wypowiadała się w tym samym co prezydent duchu. Poza tym: odpowiedzialnością za śmierć Aleksieja Nawalnego obarczyła władze Rosji (wystąpienie na konferencji bezpieczeństwa w Monachium), udzieliła poparcia Julii Nawalnej, spotkała się z nią, napisała o niej artykuł dla „Time”.

Piłka w grze. Jak powiedział Pieskow, do wyborów jeszcze cztery miesiące i wszystko może się zdarzyć, wiele może się zmienić. Urzędnicy Kremla zapewne wycierają teraz pot z czoła i przepisują koncepcje wobec rotacji na liście uczestników amerykańskich wyborów.

Kolor mózgu Jekatieriny Andriejewej

15 lipca 2024. W rosyjskich domach pojawia się wieczorem. Ustawionym profesjonalnie głosem czaruje widzów największej rosyjskiej telewizji Pierwyj Kanał w codziennym programie informacyjnym „Wriemia”.Przedstawia zestaw obowiązujących akurat tego dnia przekazów propagandowych. Jekatierina Andriejewa od lat jest filarem telewizyjnej machiny kremlowskiej propagandy. Ostatnio błysnęła w wywiadzie dla Swietłany Bondarczuk twierdzeniem, że Putin ma na ręce „znak władzy”, a jego twarz przechodzi „ze stulecia w stulecie”.

Andriejewa od lat dziewięćdziesiątych opowiada Rosjanom bajki na dobranoc w najpopularniejszej telewizji w najpopularniejszym dzienniku „Wriemia”. Jej twarz stanowi nieodłączny element ekranowego landszaftu. Zawsze gładko uczesana, zawsze ubrana w surowe marynary. Opanowana, dystyngowana, wyniosła. Dla rzesz widzów – obiekt uwielbienia. Wieść gminna niesie, że jest ulubioną prezenterką Papy (jak kremlowska obsługa za oczy tytułuje Putina). Kilka lat temu zniknęła z ekranów, w tle były jakieś niesnaski z kierownictwem kanału. Przywrócono ją ponoć na osobiste życzenie Putina. I tak oto nadal tkwi przed kamerą i czyta krzepiące rosyjską duszę wiadomości wzięte z propagandowego sufitu. Dała się też poznać jako krewka osóbka – w internecie znaleźć można scenę jej bójki w telewizyjnej charakteryzatorni z koleżanką po fachu.

Od dnia agresji Rosji na Ukrainę Andriejewa wspiera wojnę i zbrodniczą politykę swojego niecichego wielbiciela, odmierzonymi porcjami wlewając w mózgi widzów cykutę zapomnienia zmieszaną ze snami o potędze.

Andriejewa jest prezenterką telewizyjną, na ekranie prezentuje przygotowane teksty, mówi o wydarzeniach, o ludziach, ale nie o sobie. O sobie mówiła dotąd w kilku wywiadach. Ale w wywiadzie dla Swietłany Bondarczuk w cyklu „Swieta wokrug swieta” popłynęła „po połnoj programmie”, czyniąc wyznania na tematy polityczne i niepolityczne, historyczne i niehistoryczne, kosmetyczne i niekosmetyczne. I odsłaniając bezkresne połaci pustki. Wywiad trwa dwie godziny (sic!) (https://www.youtube.com/watch?v=OzNZdm7d8Ik&t=49sl), do tej pory obejrzało go ponad pół miliona widzów.

O tym, że Andriejewa poświęca swojej urodzie i kondycji fizycznej wiele uwagi, wiadomo było od dawna – spikerka mówi o tym chętnie, a nawet udziela zbawiennych rad Rosjankom, które też chcą zachować młody wygląd i sportową sylwetkę: uprawia jogę, co tydzień odwiedza kosmetyczkę itd. W rozmowie z Bondarczuk Andriejewa idzie dalej i ujawnia kolejne kręgi wtajemniczenia: otóż jej zdaniem siłą woli można zdziałać niemal wszystko. Na dowód przypomina przypadek, gdy prześladującego ją maniaka unieszkodliwiła „siłą myśli”. W rozmowie jest dużo o mistyce i ezoteryce (jak zauważa jeden z komentatorów, niemal cała obsługa kremlowskiego tyrana ma fisia na punkcie ezoteryki, jak zresztą i on sam). Andriejewa stara się stworzyć wrażenie świetnie zorientowanej w tajemnych stronach życia, dużo mówi o duszy, koncentracji energii itp. Jak gdyby od niechcenia formułuje opinie, których nie powstydziłby się żaden czarnoksiężnik z mroków średniowiecza. Na szczyt tej piramidy idiotyzmu Andriejewa prowadzi widzów powoli, z jakąś sadystyczną przyjemnością. Ci, którzy zdołali przedrzeć się przez gąszcz odkrywczych pseudoteorii, zostają uraczeni wyjątkowym wątkiem o niezwykłości Putina. To wisienka na torcie składającym się z wazeliny. „On ma na ręku symbol władzy – wywodzi Andriejewa. – Posiadanie takiego symbolu mówi, że ten człowiek ma wszelkie dane, aby zająć wysokie urzędy. Jeśli chodzi o niego [Putina], to tak właśnie się stało. Do tego jeszcze jego twarz wędruje w interesujący sposób ze stulecia w stulecie. Nie wiem, jak to traktować, ale weźmy portret małżonków Arnolfinich pędzla van Eycka, namalowany w 1400 którymś roku. Jeśli uważnie popatrzeć na ten obraz, to widać wyraźnie, że diuk Arnolfini jest szalenie podobny do naszego Władimira Władimirowicza. Czym się wsławił diuk Arnolfini? Zbieraniem ziem włoskich. W jakiś [tajemny] sposób z tamtych czasów do naszej współczesnej Rosji przekazane zostało przesłanie, dające do myślenia. Putin o tym wie, dlatego rozmawialiśmy o tym. Że zadanie, które on sam przed sobą postawił, jest słuszne: zachować, pomnożyć, przywrócić”.

Kilka słów wyjaśnienia: sportretowany przez Jana van Eycka Giovanni Arnolfini nie był ani przez chwilę diukiem. Był kupcem z Lukki, działającym w Brugii. O „zbieraniu ziem włoskich” [?!] zapewne nie miał pojęcia (https://www.newsweek.pl/historia/newsweek-historia-w-odwiedzinach-u-arnolfinich/e2bkd0r). Gdzie Andriejewa dopatrzyła się podobieństwa i jakie miałoby być to niezwykłe przesłanie dla współczesnej Rosji – pozostanie jej słodką tajemnicą.

Imaginacje Andriejewej to już kolejny głos dobiegający z czeluści piekielnych kremlowskiej czeladzi, mający świadczyć o niezwykłych predyspozycjach Putina do sprawowania władzy (pisałam o tym w tekście „Boskość Władimira Putina w świetle najnowszych badań” – https://www.tygodnikpowszechny.pl/boskosc-wladimira-putina-w-swietle-najnowszych-badan-187310). Jeszcze chwila i zacznie obowiązywać dogmat o nieomylności prezydenta, a w górach Ałtaju ktoś znajdzie wazę z papirusem egipskim, niezbicie świadczącym, że Putin jest przedłużeniem XIX dynastii, jest podobny do Ramzesa i dlatego może rządzić Rosją tak długo jak mu się chce, nawet jako mumia.

Putin zabija dzieci. Znów. Nieustannie

8 lipca 2024. W wyniku dzisiejszego zmasowanego rosyjskiego ataku rakietowego na Ukrainę zginęło co najmniej trzydzieści osób, ponad sto zostało rannych. Jednym z zaatakowanych obiektów był szpital dziecięcy w Kijowie. Putin zabija dzieci. Znów. Nieustannie. A psy łańcuchowe jego propagandy na okrągło opowiadają, że celem wyśmienitych precyzyjnych uderzeń rosyjskich fachowców w mundurach są wyłącznie obiekty wojskowe „banderowców”.

Rosja wystrzeliła dziś w stronę Ukrainy czterdzieści rakiet z samolotów operujących nad Morzem Kaspijskim oraz rakiety balistyczne. Rosyjskie pociski spadły na ukraińską stolicę, a także na Krzywy Róg, Dniepr, Pokrowsk, Słowiańsk i Kramatorsk.
„Ochmatdyt” to największy w Ukrainie szpital dziecięcy. Leczą się tu mali pacjenci z całego kraju, w tym dzieci chorujące na nowotwory. Istoty najbardziej bezbronne z bezbronnych. Putin wydał rozkaz pognębienia chorych dzieci, zabicia ich skrzydlatą rakietą Ch-101. Rakieta sięgnęła celu. Teraz małe chore główki posypane są popiołem z gruzów szpitala, gdzie miały szanse odzyskać zdrowie.

Ostatnio Putin kilkakrotnie ubierał się w piórka gołębia pokoju, powtarzał okrągłe formułki o gotowości do rozmów o uregulowaniu „sytuacji na Ukrainie”. Pomagał mu w tym dziarsko premier Węgier Viktor Orban, który pojechał na Kreml (nie wiadomo, w jakim charakterze i po co) i ściskał prawicę zbrodniarza Putina. Podsumowaniem rezultatów tych rzekomo pokojowych rozmów i rzekomo pokojowych zamiarów Rosji był dzisiejszy atak rakietowy na Ukrainę, w tym na dwa obiekty medyczne w Kijowie: szpital dziecięcy i szpital położniczy. Jeszcze dziś sekretarz prasowy Kremla, Dmitrij Pieskow opowiadał na konferencji prasowej (już po ataku rakietowym), że Putin jest zwolennikiem uregulowania konfliktu z Ukrainą na drodze rozmów. Niebywały cynizm agresora. I jeszcze jeden aspekt: 8 lipca w Rosji obchodzony jest Dzień Rodziny, Miłości i Wierności. Atak rakietowy na dziecięcy szpital w taki dzień jeszcze bardziej uwypukla cynizm zbrodniczego reżimu Putina. Sam prezydent świetnie bawi się dziś na spotkaniu z laureatami konkursu „To u nas rodzinne” (https://tass.ru/obschestvo/21304229). Czy „to u nich rodzinne”, aby zabijać dzieci?

Rosyjskie tuby propagandowe albo nic nie piszą o zaatakowaniu szpitali w Kijowie (np. agencja TASS podaje, że celem uderzeń w Kijowie były zakłady Artiom, które zostały z powodzeniem trafione i przynajmniej częściowo zniszczone; ani słowa o zabitych dzieciach https://tass.ru/proisshestviya/21303031) albo powielają komunikat ministerstwa obrony Rosji o tym, że nieprawdą jest, jakoby Rosja świadomie dokonała ataków na szpitale i inne obiekty cywilne (https://tass.ru/armiya-i-opk/21304797) . Po prostu chodząca szlachetność i niewinność. Rosja wystrzeliła te rakiety w celach wyłącznie pokojowych i nie ma sobie nic do zarzucenia.

Prezydent Wołodymyr Zełenski: „Rosja nie może nie wiedzieć, dokąd lecą jej rakiety. I musi odpowiedzieć za wszystkie swoje zbrodnie: przeciwko ludziom, przeciwko dzieciom, przeciwko ludzkości”. Na to kremlowska machina propagandowa ma nieodmiennie jedną i te samą odpowiedź: „Wszystkie te ataki histerii kijowskiego reżimu to fake”. Jeden z najwyższych kapłanów putinowskiej propagandy, Władimir Sołowjow już na swoim kanale w Telegramie ogrywa ten motyw (https://t.me/SolovievLive/268281). Ten sam mechanizm włączany jest za każdym razem, gdy Rosja dokonuje kolejnej strasznej zbrodni. Od zestrzelenia samolotu pasażerskiego Maleysia Airlines nad Donbasem (notabene za kilka dni okrągła rocznica tej zbrodni).

Politolog Siergiej Miedwiediew napisał: „Chciałbym, aby zdjęcia ze szpitala dziecięcego w Kijowie były prezentowane na monitorach, billboardach, ekranach telewizorów w barach w rozgrzanej upałem, sytej, bogatej Moskwie”. Ale nie będą. Rosyjska propaganda zadba o to, aby przemilczeć to niemiłe dla oka i ucha prawdziwych rosyjskich patriotów wydarzenie albo wykręcić kota ogonem i znaleźć jakieś usprawiedliwienie. Zresztą, nawet gdyby w ociekającej samozadowoleniem Moskwie na każdym rogu nadawano reportaże z gruzowiska w dziecięcym kijowskim szpitalu, czy to komuś dałoby do myślenia, popsuło humor podczas wesołej imprezki z przyjaciółmi, skłoniło do działania, może jakichś nacisków na władze, aby przerwały ten ponury dramat? Pytania z gatunku retorycznych.

Może pośrednią odpowiedzią na nie jest niedawny sondaż Centrum Lewady: ponad 1/3 Rosjan uznaje, że użycie broni jądrowej w wojnie w Ukrainie „może być uzasadnione”. W ciągu minionego roku liczba akceptujących zastosowanie broni jądrowej wzrosła o 5 punktów procentowych.