Archiwa tagu: Putin

Mięsień patriarchy

1 września. Ta sprawa ciągle powraca w hiszpańskich doniesieniach prasowych: ludzie Putina, jego bliscy współpracownicy, być może on sam, przez długie lata utrzymywali nieformalne kontakty z rosyjskimi mafiosami, którzy zakotwiczyli w Hiszpanii. Mafia miała obsługiwać polityków, kupować im nieruchomości, prać brudną kasę, zakładać konta itd. Teraz do tych ciągle niewyjaśnionych powiązań powraca „The Times”. Według brytyjskiej gazety, Władimir Putin próbował zakupić nieruchomość na Costa del Sol za pośrednictwem bossa mafii tambowskiej (jednej z najważniejszych rosyjskich grup mafijnych) Giennadija Pietrowa. Notatka, z której hiszpańscy śledczy dowiedzieli się o planach zakupowych Putina, pochodzi z 2001 roku. Czy do transakcji doszło? Tego nie udało się ustalić. „The Times” zwracała się z prośbą o wyjaśnienia do sekretarza prasowego prezydenta, ale Dmitrij Pieskow zapytania zignorował. (O zapytaniach redakcji zachodnich gazet dotyczących przeszłości Putina szeroko pisano pod koniec maja br.: http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2015/05/23/niewinni-czarodzieje-w-petersburga/).

Pietrow został w 2008 roku zatrzymany na Majorce, podejrzewany o zabójstwo, kontrabandę broni i narkotyków, oszustwa. Trzy lata temu hiszpańskie władze zezwoliły mu na leczenie w Rosji, wyjechał, nie powrócił. Jak twierdzi gazeta, Pietrow w przeszłości służył w KGB, stąd znał Putina, miały ich łączyć jakieś stosunki towarzyskie, nie tylko służbowe. W styczniu tego roku inna brytyjska gazeta „The Daily Mirror” donosiła, że Putin ma dziesięciopokojową willę koło Malagi. Służba prasowa Kremla oczywiście jak zwykle nie potwierdziła rewelacji prasowych.

Temat kolejnych domniemanych zagranicznych rezydencji Putina nie wzbudza już większych emocji, o jego dziwnych interesach w okresie petersburskim wróble od czasu do czasu ćwierkają, a potem wszystko przycicha. Wszelkie świadectwa ciemnych sprawek biznesowych, lewych geszeftów, podejrzanych powiązań wypływają, są publikowane przez zachodnią prasę i zawisają gdzieś w przestrzeni medialnej, na ogół kwitowane przez Kreml wzruszeniem ramion albo niekwitowane wcale. Zagadka złotego pociągu pod Wałbrzychem to – w porównaniu z zagadką hiszpańskich powiązań wysokich urzędników Kremla – jasna i prosta bajeczka dla miłośników historii.

Ale co tam mafia, co tam wille na śródziemnomorskim wybrzeżu – wszystko to przeminęło z wiatrem od Krymu. Oczy całego świata skierowane są dziś na małą skromną salkę gimnastyczną w oficjalnej rezydencji głowy rosyjskiego państwa Boczarow Ruczej koło Soczi. Temat spotkania, jakie odbyło się w tej salce, nie schodzi z pierwszych stron rosyjskich gazet i innych mediów. Gospodarz obiektu Władimir Putin w sobotę zaprosił na poranną gimnastykę premiera Dmitrija Miedwiediewa. Panowie zaprezentowali się w bajeranckich dresikach i firmowych butach sportowych (Miedwiediew podobno nosi specjalne obuwie sportowe na wysokich koturnach, które pozwala mu dodać parę centymetrów do nikczemnego wzrostu; rzeczywiście na kronice https://www.youtube.com/watch?v=f-It3dPiLjI widać, że nie jest tak dużo niższy od Putina, jak mówią oficjalne dane o wzroście obu polityków). Uważni obserwatorzy już podliczyli, że to, co Putin miał na sobie, kosztowało co najmniej trzy tysiące dolarów.

Na tarasie rezydencji widzowie mieli okazję zobaczyć full wypas siłownię: mnóstwo profesjonalnych przyrządów do znęcania się nad całym ciałem i poszczególnymi partiami mięśni. Putin, dobry w te klocki, instruował mniej doświadczonego kolegę, jak rozciągać sprężyny i podciągać się na drążku. Poćwiczyli, a następnie usiedli do śniadania. Wpierw sami dłubali przy sprzęcie z wrażym napisem BBQ, na którym grzał się smakowity wołowy stek. Przy okrągłym stoliku raczyli się herbatką i nawet stuknęli się filiżankami, wznosząc toasty. Atmosfera była świetna, panowie wyluzowani jak kaczki po pekińsku.

Po co ten spektakl? W dobie ostentacyjnego palenia zachodniego jadła objętego rosyjskimi antysankcjami (omal nie napisałam antyrosyjskimi sankcjami, hm, freudowska pomyłka), coraz mocniej dającego się we znaki kryzysu, rosnących cen, malejących wskaźników – takie drogie przedstawienie z bogatym wystrojem wnętrza i wspaniałymi kostiumami głównych aktorów. Na „siłce” ani jednego przyrządu produkcji rosyjskiej, na zawodnikach – ani jednej rzeczy wyprodukowanej w Iwanowie.

Kolejny rytuał? Niedawno Putin już rytualnie zanurzał się w morzu. Po co następny taki występ? Putin zaprezentował, że ma bicepsy i tricepsy na miejscu i w dużej objętości, klatę wyklepaną, a mięśnie skośne brzucha zahartowane. Zatem wszelkie rozważania o nadszarpniętym zdrowiu, które od czasu do czasu obiegają światowe media, są psu na budę – Putin jest krzepki i pełen werwy. Twarz miał znowu zrobioną, podciągniętą tak dalece, że aż zdeformowaną.

Może spotkanie w Soczi miało być sygnałem, że Miedwiediew jeszcze żyje i być może ma jakieś zadanie do wykonania. Od dawna pan premier nie ma dobrej prasy. Praca rządu, na którego czele stoi, jest krytykowana od rana do wieczora. Co rusz publicyści zastanawiają się, kiedy Putin zdymisjonuje Miedwiediewa za całokształt, zrobi z niego głównego winowajcę kryzysu. W mediach internetowych Miedwiediew pojawia się właściwie wyłącznie jako bohater niewybrednych memów, ogrywających to, że podczas oficjalnych ceremonii „Dimon” na ogół usypia. Pojawienie się premiera u boku prezydenta, demonstracja dobrego nastroju, bliskości (środowiska gejowskie znowu miały o czym rozprawiać) na pewno winduje słabe akcje Miedwiediewa w oczach społeczeństwa. Tylko po co?

Reanimacja tandemu? Może i tak. Jakieś scenariusze na trudną jesień i jakieś „potem” trzeba napisać.

GTO – reaktywacja

Wczoraj na Kremlu znowu strzelały korki od szampana – tym razem powodem nie była inkorporacja kolejnej zdobyczy terytorialnej, a wręczenie nagród państwowych za igrzyska w Soczi. Ordery na wstążkach i bez wstążek otrzymali zasłużeni dla przygotowania święta zimowych sportów – m.in. Dmitrij Kozak (wicepremier, zaufany człowiek Putina, po skandalu wyjawiającym kolosalne nadużycia przy budowie obiektów olimpijskich nadzorował przygotowania do igrzysk; obecnie rzucony na odcinek krymski), Konstantin Ernst (szef stacji telewizyjnej Pierwyj Kanał, autor i realizator scenariuszy uroczystości otwarcia i zamknięcia igrzysk, wieloletni pilny uczeń w szkole pielenia grządek wolnomyślicielstwa) czy Władimir Łukin (szef komitetu paraolimpijskiego, były ombudsman, człowiek wysłany przez Putina do Kijowa, który nie podpisał 21 lutego porozumienia pomiędzy Janukowyczem a opozycją, tymczasem Rosja domaga się przestrzegania postanowień tego niepodpisanego przez Łukina dokumentu).

Podczas uroczystości odnotowano niebywały sukces rosyjskiej ekipy: pierwsze miejsce w nieoficjalnej klasyfikacji medalowej, robiące wrażenie szczególnie po niezbyt udanych występach na poprzednich igrzyskach. W utrzymaniu czołowej pozycji w sporcie ma pomóc reanimacja sowieckiego programu GTO. Odpowiedni dekret już został przez prezydenta podpisany.
GTO – Gotow k trudu i oboronie (gotów do pracy i obrony). Program, zgodnie z którym każdy obywatel w wieku 6-60 lat miał obowiązek zdawać tak zwane normy. Każdy przedział wiekowy musiał wykazać się odpowiednią liczbą podciągnięć na drążku i pompek, wymaganym czasem w biegu i pływaniu, odległością w skokach, ale najważniejsze były rzuty. Mali adepci rzucali piłeczką palantową, a od 16 roku życia trenowano rzut granatem. Nie chodziło wszakże o sportową formę (to przy okazji), ale o przygotowanie do obrony, jak głosiła nazwa systemu, który zmarł razem z ZSRR. „Sama idea popierania [przez władze] masowego sportu jest świetna – napisał jeden z komentatorów. – Ale nie przez wskrzeszanie GTO. System powinien być gruntownie zmieniony, z uwzględnieniem nowych zadań. Koncepcja GTO polegała na fizycznym przygotowaniu rekrutów do wykonania prostej funkcji – mieli jak najszybciej dobiec do linii rzutu granatem i wykonać rzut w przeciwnika. To, co dalej, nie było już takie ważne”.

Zgodnie z prezydenckim dekretem zdawanie norm obowiązywać zacznie od września br. Ludność zostanie podzielona na jedenaście kategorii wiekowych, poczynając od szóstego roku życia. Rząd ma rokrocznie przedstawiać raport o stanie fizycznej gotowości ludności do ciskania granatów we wroga. Dobre wyniki testów sprawnościowych będą zaliczane jako dodatkowe punkty przy ubieganiu się o indeksy wyższych uczelni.

Szybko, coraz szybciej władze nawracają do umiłowanej radzieckiej przeszłości. „To nie Rosja wstaje z kolan, to Związek Radziecki wyłazi z trumienki” – spuentował pomysł odrodzenia norm GTO pewien dowcipny komentator na stronie „Echa Moskwy”.

Cerkiew na rozdrożu

Na wczorajszej uroczystości wcielania Krymu do Rosji nie było jednej ważnej osoby. Tym wielkim nieobecnym był patriarcha Moskwy i całej Rusi Cyryl. Wśród siedzących w pierwszych rzędach hierarchów reprezentujących różne wyznania prawosławie reprezentował metropolita kruticki Juwenaliusz. Ale metropolita to nie patriarcha.

„Patriarchy Cyryla nie było podczas odczytywania orędzia przez Władimira Putina. To wszystko, co mogę powiedzieć” – oznajmił Wsiewołod Czaplin, najbardziej medialny człowiek Patriarchatu Moskiewskiego, odpowiadający w Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej za kontakty ze społeczeństwem.
Nieobecność patriarchy na Kremlu została zauważona i momentalnie wywołała komentarze, a wobec braku jakichkolwiek oficjalnych wyjaśnień – masę domysłów. Zdrowie? Dzień wcześniej patriarcha sprawował liturgię, spotykał się z riazańskim gubernatorem i otworzył posiedzenie Świętego Synodu. Nic nie wskazywało, by czuł się gorzej. Więc raczej nie stan zdrowia był powodem absencji.

2 marca patriarcha zabrał głos w sprawie wydarzeń na Ukrainie: „Wszystkim członkom społeczeństwa należy zagwarantować prawa i swobody, włączając w to prawo do udziału w ważnych decyzjach. Ci, w czyich rękach spoczywa władza, zobowiązani są do tego, by nie dopuścić do przemocy i bezprawia. Naród ukraiński powinien sam, bez ingerencji z zewnątrz określić swoją przyszłość”. Być może, jak wskazuje część komentatorów, patriarcha nie przybył na Kreml, by nie popadać w konflikt z wiernymi Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej Patriarchatu Moskiewskiego (UCP PM). To największy, najliczniejszy Kościół na Ukrainie – 13 tysięcy parafii (dzięki przynależności ukraińskich eparchii Rosyjska Cerkiew Prawosławna jest najliczniejszym Kościołem prawosławnym na świecie). Konkurent UCP PM – niekanoniczna Ukraińska Cerkiew Prawosławna Patriarchatu Kijowskiego – liczy niespełna pięć tysięcy parafii. Ale czy w świetle ostatnich wydarzeń na Ukrainie to się nie zmieni?

Znawca tematyki cerkiewnej Nikołaj Mitrochin w portalu Grani.ru napisał, że patriarcha Cyryl próbował wpływać na Putina. „Ale nic nie wskórał. Moskiewski Patriarchat doświadczył na sobie brutalności życia w złotej klatce. W telewizji duchowni mogą sobie smęcić na tematy religijne, ale kiedy rzecz dotyczy spraw wagi państwowej, to interesy państwa w rozumieniu Putina i jego ekipy rozchodzą się z interesami Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej (RCP). Nikt nie zamierza wychodzić Cerkwi naprzeciw.

Zdaniem cerkiewnego dysydenta, protodiakona Andrieja Kurajewa: „W całej sytuacji wokół Krymu Rosyjska Cerkiew Prawosławna ponosi straty. Nie zyskuje nic nowego – Krym i tak był eparchią RCP. Natomiast straty mogą być dotkliwe. Na Ukrainie ludzie oburzeni postępowaniem Rosji mogą zacząć masowo trzaskać drzwiami i przenosić się do konkurencji [Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej Patriarchatu Kijowskiego]”. Mitrochin też o tym mówi: „Cyryl stanął oko w oko z wielkim realnym zagrożeniem, największym w ciągu ostatniego półwiecza: perspektywą utraty swojej ukraińskiej części”. I chodzi nie tylko o konkurencję z Patriarchatem Kijowskim.
Zdaniem eksperta, po pomarańczowej rewolucji struktury Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej Patriarchatu Moskiewskiego zostały zasilone przez młodych biskupów, którzy „nie marzą o odbudowie ZSRR czy Imperium Rosyjskiego, natomiast przemyśliwują nad przeprowadzeniem cywilizowanego rozwodu z Rosyjską Cerkwią Prawosławną, czyli otrzymaniem pełnej kanonicznej autokefalii. Te dążenia wspierają zarówno duchowni, jak świeccy. […] Uzyskanie autokefalii ułatwiłoby rozmowy z Ukraińską Cerkwią Prawosławną Patriarchatu Kijowskiego i innymi pomniejszymi wspólnotami prawosławnymi, co otworzyłoby drogę do przywrócenia utraconej jedności ukraińskiego prawosławia”.

Cyryl od początku swego urzędowania udzielał ukraińskiej Cerkwi ogromnie wiele uwagi, często przyjeżdżał w pielgrzymką do Kijowa i do innych ukraińskich miast. Część dokumentów Synodu była na polecenie Cyryla tłumaczona na ukraiński.
W czasie kryzysu politycznego na Ukrainie, część duchowieństwa udzieliła poparcia Janukowyczowi, natomiast druga – większa – część hierarchów sympatyzowała z protestującymi. Strażnik patriarszego tronu (obecny patriarcha kijowski z powodu złego stanu zdrowia nie jest w stanie pełnić funkcji), metropolita Onufry sprawnie „zarządzał kryzysem” – m.in. nie dopuścił do przejęcia świątyń przez konkurencyjny patriarchat. A wraz z rozpoczęciem agresywnych działań Rosji wobec Ukrainy wielokrotnie zwracał się do Cyryla i do Putina, by nie dopuścili do wojny.

Jak dalej potoczą się losy Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej Patriarchatu Moskiewskiego? Wiele zależy od tego, kto zostanie nowym patriarchą Kijowa. I od tego, jak będą się rozwijać wydarzenia polityczne. Wczorajsza nieobecność patriarchy na Kremlu jest bardzo wymowna.

Chodorkowski ułaskawiony?

Doroczny rytuał w stylu bizantyjskim: spotkanie Władimira Putina z dziennikarzami krajowymi i zagranicznymi odbywa się zwykle pod koniec grudnia i jest swoistym podsumowaniem roku w polityce. Dzisiejsza konferencja prasowa trwała ponad cztery godziny. Pan prezydent był w stanie odpowiedzieć na każdy temat – od stanu użytków rolnych w obwodzie kurgańskim, przez Iskandery nad Bałtykiem po szyty właśnie w prokuraturze „trzeci proces” Michaiła Chodorkowskiego. W związku z ogłoszoną kilka dni temu amnestią temat zwolnienia „zeka numer jeden” znów w Rosji powrócił – odpowiednie sformułowanie zapisów ustawy amnestyjnej pozwoliłoby wypuścić Chodorkowskiego na wolność bez dodatkowych procedur. Zamiast tego jednak pojawiły się doniesienia prokuratury o przygotowywaniu kolejnego procesu, w którym Chodorkowski miałby być oskarżony o wypranie 10 mld dolarów za granicą. Na pytanie dziennikarki opozycyjnej gazety na temat tego możliwego „trzeciego procesu” prezydent odpowiedział wymijająco: „Nie wnikam w szczegóły. Jako człowiek patrzący na to z zewnątrz, bez zagłębiania się, nie widzę specjalnych perspektyw dla tej sprawy. Nie rozumiem, na czym miałoby to polegać. Żadnego zagrożenia nie dostrzegam”. To była świetna okazja, żeby rozwinąć temat Chodorkowskiego, więzionego od dziesięciu lat. Prezydent wszelako ograniczył się tylko do takich ogólnikowych sformułowań. Bombę odpalił dopiero po konferencji.
„Co do Chodorkowskiego, to już mówiłem, że Michaił Borysowicz powinien był zgodnie z prawem napisać odpowiedni papier [prośbę o ułaskawienie]. On tego nie robił, ale teraz całkiem niedawno napisał taki papier i zwrócił się do mnie z prośbą o ułaskawienie. Spędził w koloniach karnych ponad dziesięć lat, to poważna kara. On powołuje się na okoliczności o charakterze humanitarnym, ma chorą matkę i ja uważam, że można podjąć decyzję i w najbliższym czasie zostanie podpisany dekret o ułaskawieniu” – powiedział już po zakończeniu konferencji prezydent Putin.
Sekretarz prasowy prezydenta Dmitrij Pieskow potwierdził tę informację. Powiedział, że Chodorkowski, składając wniosek, przyznał się do winy, jeśli chodzi o inkryminowane mu przestępstwa – informuje portal Slon. Ale dokumentu nie pokazał i nie zapowiedział, że pokaże.
Co ciekawe, adwokaci Chodorkowskiego i jego oficjalny przedstawiciel nic nie wiedzieli o wniosku o ułaskawienie i nie słyszeli, by ich klient miał taki zamiar. Żona Inna Chodorkowska ani mama Marina Chodorkowska też o wniosku nic nie wiedziały. Później oznajmiono, że wszelkie komentarze adwokatów do czasu ich spotkania z Chodorkowskim są nieważne, usunięto je ze strony internetowej. Jeden z adwokatów Wadim Kluwgant podkreślił, że głowa państwa może ułaskawić danego więźnia bez wniosku z jego strony. Zgodnie z procedurą, wniosek o ułaskawienie więzień może skierować również bez pośrednictwa adwokatów – za pośrednictwem służby więziennej do komisji ds. ułaskawień jednostki administracyjnej, w której znajduje się kolonia karna (w tym wypadku – komisja Republiki Karelii). Ale przedstawiciel komisji w Karelii powiedział, że o ułaskawieniu dowiedział się z telewizji.
Po tych wątpliwościach, czy wniosek faktycznie został napisany przez Chodorkowskiego, głos zabrał sekretarz Pieskow, który zapewnił, że na Kremlu jest wniosek z jego [Chodorkowskiego] podpisem. A prezydent podpisze go niebawem.
Zadziwiająca rzecz. Pomiędzy pytaniem o „trzeci proces” Chodorkowskiego a niespodziewanym oświadczeniem Putina, że ma w ręku wniosek o ułaskawienie od Michaiła Borysowicza i że zamierza go wkrótce podpisać, minęło może piętnaście, może dwadzieścia minut. Przez ten czas otrzymaliśmy dwa diametralnie różne komunikaty w sprawie przyszłości Chodorkowskiego. Prezydent zmienił zdanie? Nagle podjął decyzję? Sam? A Chodorkowski napisał wniosek? Nie napisał? O co chodzi?
Partner Chodorkowskiego, Płaton Lebiediew, który też został skazany w dwóch procesach razem z Chodorkowskim, wniosku w sprawie swojego zwolnienia nie składał. Potwierdził to dziś jego adwokat. Chodorkowski przez dziesięć lat, jakie spędził za kratami, wielokrotnie komunikował, że nie wystąpi o ułaskawienie, bo to oznaczałoby przyznanie się do winy, a on czuje się niewinnie prześladowany.
Władimir Putin najwidoczniej przed igrzyskami w Soczi chce poprawić swój wizerunek w świecie. Zwolnienie Chodorkowskiego byłoby zdecydowanym plusem. W setkach, tysiącach komentarzy, jakie leją się teraz szerokim strumieniem przez agencje i media internetowe, większość wyraża wielką radość z powodu zwolnienia Chodorkowskiego. Dmitrij Miedwiediew będąc prezydentem, powiedział, że wolność jest lepsza niż brak wolności. Na pewno tak.
Wyrok orzeczony w drugim procesie Chodorkowskiego dobiegnie końca w sierpniu 2014 roku.

Putin na Mons Vaticanus

„Zachód nie jest już chrześcijański” – powiedział w wywiadzie dla tygodnika „Ogoniok” drugi człowiek w Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej, metropolita Hilarion. Hilarion odwiedził w pierwszej połowie listopada Watykan, gdzie został przyjęty przez papieża Franciszka. W rozmowie poruszono kwestie sytuacji chrześcijan na Bliskim Wschodzie (Hilarion wizytował Liban i podzielił się z Ojcem Świętym wnioskami).
I właśnie sytuacja chrześcijan na Bliskim Wschodzie – i w ogóle sytuacja w tym regionie świata – była jednym z tematów wczorajszej rozmowy podczas audiencji, jakiej Papież udzielił prezydentowi Władimirowi Putinowi. Skąpe komunikaty oficjalne po rozmowie świadczą o tym, że Rosja starała się zyskać poparcie Watykanu dla swojej polityki w kwestii syryjskiej. Papież Franciszek w czasie wrześniowego szczytu G20 w Petersburgu, na którym decydowały się sprawy interwencji w Syrii, wystosował do Putina list z wezwaniem do działania na rzecz pokojowego rozwiązania i uniknięcia krwawej rzezi. Wczorajsza rozmowa była nawiązaniem do tamtego gestu.
To czwarta wizyta Putina w Watykanie. Żaden z papieży, z którymi się spotykał rosyjski lider, nie doczekał się dotychczas zaproszenia do Rosji. Zwierzchnik Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej patriarcha Cyryl (a wcześnie patriarcha Aleksy) ciągle nie jest gotowy, by gościć na swym terytorium kanonicznym głowę Kościoła zachodniego. A Putin za każdym razem powtarza, że zaproszenie dla papieża z pominięciem patriarchy byłoby niefortunne.
Wróćmy na chwilę do znamiennych słów z wywiadu Hilariona: „Zachód nie jest już chrześcijański”. Moskwa od momentu, gdy Putin powrócił na Kreml, obrała kurs na konserwatyzm. Jednym z kluczowych filarów tej konserwatywnej budowli jest wskrzeszenie (nienowej) idei „Moskwa – Trzeci Rzym”. W myśl tej koncepcji, jedynym nosicielem prawdziwych wartości chrześcijańskich jest święta Rosja; Zachód od dawna przeżera zgnilizna moralna, a więc w górę chorągwie prawosławia, ostoi wiary. W propagandowym ujęciu Kremla należy przeciwstawić się nihilizmowi Zachodu, występującemu w obronie gejów, transseksualistów, małżeństw osób tej samej płci itd.
Oddzielną sprawą jest to, jak ten ideologiczny towar, ubrany w szaty wyglądające na religijne, zostanie kupiony przez rosyjskie społeczeństwo. Społeczeństwo zlaicyzowane. Kryzys rodziny, wielka liczba rozwodów, wielka liczba aborcji, patologie wyrosłe na tle alkoholizmu – wiele jest tych grzechów. Aspirowanie do roli nauczyciela moralności dla upadającego pod brzemieniem zepsucia Zachodu wydaje się cokolwiek wątpliwe. Ale to temat na oddzielną rozprawę. I to obszerną.
A teraz jeszcze słów kilka o kulisach wizyty. Niedawno pisałam o tym, że prezydent Putin ma taki firmowy charme: spóźnia się na umówione spotkania, czy to prywatne, czy to służbowe. Wczoraj na audiencję u Papieża też się spóźnił. Pięćdziesiąt minut. Papież czekał. Zacytuję blogera Andrieja Malgina, który zestawił informacje o wczorajszej wizycie z różnych źródeł. „Sekretarz prasowy Putina Dmitrij Pieskow wskazał, że spotkanie Władimira Putina z Papieżem Franciszkiem w formacie sam na sam trwało dwa razy dłużej, niż zaplanowano. Po 35-minutowej rozmowie prezydent przedstawił Pontifexowi członków delegacji. Pieskow nie wychodzi z roli. Jeszcze wczoraj wszystkie, absolutnie wszystkie oficjalne źródła informowały, że spotkanie ma potrwać godzinę. Nawet po tym, jak samolot prezydenta wylądował z opóźnieniem w Rzymie, Pierwyj Kanał i Głos Rosji nadal mówiły, że spotkanie potrwa godzinę. Wszystkie włoskie media podały, że Putin spóźnił się na spotkanie z Papieżem 50 minut. […] A spóźnił się nie dlatego, że samolot przyleciał pół godziny później, a dlatego że z lotniska Putin nie pomknął prosto do Watykanu, a wpierw utknął w hotelu The St. Regis Rome. I nie wychodził z niego, dopóki policja nie rozegnała zgromadzonej u wejścia demonstracji z plakatami „Wolność dla Pussy Riot!”. Na marginesie, to po drodze do Watykanu [prezydent] miał okazję zobaczyć taki sam napis na wywieszce przy bazylice św. Wawrzyńca. […] Tak czy inaczej Putin się spóźnił. Papież miał zatem dla niego nie godzinę, a pół. I po tym wszystkim wychodzi Pieskow i mówi, że spotkanie trwało dłużej, niż planowano. Że to niby Papież nie mógł się rozstać z takim przyjemnym i rozumnym rozmówcą. Ciekawe też, dlaczego Pieskow, opowiadając o serdecznym przyjęciu przez Papieża, nie dodaje, że do spotkania doszło na skutek usilnych próśb strony rosyjskiej”.
I jeszcze jedna ciekawostka z pobytu Putina w Rzymie. Włoska prasa spekuluje, że „drug Silvio” Berlusconi zostanie przez „druga Wołodię” Putina mianowany ambasadorem Federacji Rosyjskiej przy Stolicy Apostolskiej. Immunitet dyplomatyczny pomógłby Berlusconiemu uniknąć kar orzeczonych w procesach o deprawowanie nieletnich i unikanie płacenia podatków. Przyjaciele Silvio i Wołodia spotkali się nieformalnie (Putin zajechał do Berlusconiego do domu), żadnego komunikatu jednak na razie nie wydano.

Dynastia – odcinek 2013

Nie ma spokoju pod oliwkami. Ledwie ostygły dalekopisy dostarczające obfite wieści o domniemanym ślubie Władimira Putina z Aliną Kabajewą w klasztorze na Wałdaju, a już wałkowany jest nowy weselny projekt prezydenta. A właściwie – dla prezydenta. W prezencie urodzinowym.
Z okazji zbliżających się 61. urodzin Władimira Władimirowicza organizacja społeczna Narodowy Komitet +60 wystąpiła do patriarchy Wszechrusi Cyryla z prośbą o wyrażenie zgody na zawarcie związku małżeńskiego rozwiedzionego Putina i „odpowiedniej” kandydatki na żonę. To zbożne dzieło – argumentują wnioskodawcy. „Naszym zdaniem, nastał czas, by wreszcie zakończyć złośliwe dociekania – [Putin powinien] idąc za przykładem wielkich przodków (świętego Włodzimierza, Jarosława Mądrego, Ioanna III i innych) zawrzeć dynastyczne małżeństwo dla dobra Wielkiej Rosji!”. A z kim, z kim? No jak to, z kim – z głową Domu Panującego Romanowów, Marią Władimirowną Romanową. Młodzi znają się od dwudziestu lat – podkreślają dobrze poinformowani wazeliniarze z komitetu. Ich plany na tym pokoleniu odrodzonej dynastii się nie kończą: Maria Władimirowna ma dorosłego syna, Jerzego, kawalera, a Putin ma niezamężną dorosłą córkę – wymarzony układ. Ślub dynastyczny miałby się odbyć, a jakże, w Soborze Zaśnięcia Marii Panny na moskiewskim Kremlu w obecności monarchów i hierarchów wszystkich Cerkwi prawosławnych. Podpowiedzmy Komitetowi, że pannę młodą mógłby poprowadzić do ołtarza sam Blake Carrington, jak szaleć to szaleć. Putin pewnie jeszcze nic o tym nie wie, podobnie jak Maria Romanowa, ale gorliwi pomysłodawcy już nawet zobaczyli oczyma duszy nową pierwszą damę na inauguracji zimowych igrzysk w Soczi. Na marginesie, jakiś czas temu popędliwy komitet proponował, żeby usportowiony prezydent został kapitanem olimpijskiej sbornej. Znaczy kapitan. Ale to nie wszystko.
Komitet, który został powołany w Petersburgu w zeszłym roku dla zorganizowania obchodów 60-lecia Putina przez aktywistów społecznych z byłym deputowanym petersburskiej legislatywy Władimirem Kuczerienką na czele, niezrażony licznymi porażkami najwyraźniej nabiera wiatru w żagle. Widać, że potrzeba oddawania czci pierwszej osobie w państwie rośnie w niektórych środowiskach jak na drożdżach. Jedną z inicjatyw Komitetu jest wzniesienie pomnika Putina dłuta Zuraba Ceretelego (istnieje taka rzeźba: Putin jako rycerz w zbroi) w Petersburgu na wzgórzach Duderhofskich. Ponadto skoro już na górkach stanie nietuzinkowy pomnik herosa, to należałoby też zmienić nazwę wzgórz na „Rosyjski Olimp” – to z okazji wzmiankowanych igrzysk. Na razie i ta inicjatywa pozostaje w ambitnych planach organizacji.
A tymczasem powstają nowe idee. Do szefa banku centralnego komitet zwrócił się z wnioskiem o umieszczeniu na banknotach o nominale 10 000 rubli podobizny W.W. Putina. W ulicę Putina miał być przemianowany Baskow pierieułok w Petersburgu. Ale na razie nie jest. Za to na ubiegłoroczne urodziny komitet przekazał w prezencie jubilatowi wyjątkową mapę: toponimika Putina. Miejsca, które – nie tylko w Rosji, ale za jej granicami – noszą imię patrona lub miejsca, gdzie powstały inicjatywy przemianowania miast, gór, ulic, potoków na miasta, góry, ulice, potoki Putina. Na liście są i kołchozy imienia Putina, i wódka Putinka, i zakłady mięsne, i placyk zabaw. Na tym ostatnim komitet powinien urządzać sobie zjazdy.

Wałdaj nasz powszedni

Władimir Władimirowicz prezentuje świetny humor. Na dziesiątej jubileuszowej sesji dyskusyjnego forum „Wałdaj” był niekwestionowaną gwiazdą numer jeden. Sypał dowcipami, pouczał zachodnie gnijące w niemoralności demokracje, podał łaskawie dwa palce wybranym opozycjonistom. Po batalii w sprawie Syrii, wygranej przez rosyjską dyplomację, prezydent ewidentnie nabrał wiatru w żagle.
Doroczne spotkania na Wałdaju na początku miały służyć przekonaniu wybranych zachodnich publicystów i politologów, że Władimir Putin jest oświeconym władcą. W wąskim kręgu wybrańców siadano przy stole i rozmawiano. Goście mogli zadać Putinowi pytanie. Czasem niewygodne. Część rozmów była jawna, część – zamknięta dla prasy.
Tym razem format spotkania został znacznie rozszerzony – przyjechali nie tylko zagraniczni eksperci, ale także politycy oraz rodzimi dziennikarze, urzędnicy, opozycjoniści. Ponadto to, co się działo na Wałdaju, nie tylko było w całości jawne, ale transmitowane przez telewizję. Bo też tym razem chodziło o coś więcej – nie tylko o przekonanie zachodniej publiki, że Putin jest fajny, ale o uwierzytelnienie triumfu Putina (stwierdzenie dobrze poinformowanego politologa Gleba Pawłowskiego, który swego czasu obmyślał dla Putina propagandowe grepsy).
Triumfu na polu dyplomatycznym (powstrzymanie interwencji w Syrii, utrzymanie u władzy Asada, protekcjonalny, wręcz lekceważący USA artykuł Putina opublikowany w amerykańskiej prasie) i na polu wewnętrznym (okiełznanie ulicznych manifestacji, dająca nadzieję na dialog rozmowa z najbardziej umiarkowanymi przedstawicielami ruchu niezadowolonych). Przekaz był jasny: już się was nie boję, to ja wygrałem i teraz to wy mnie słuchajcie. Wy, bezzębna Ameryko i wy, bezsilna opozycjo.
No i słuchali. O upadku Zachodu, który się wyparł swoich chrześcijańskich korzeni. „Odrzucane są zasady moralne i jakakolwiek tradycyjna tożsamość – narodowa, kulturowa, religijna, a nawet płciowa… Prowadzona jest polityka, stawiająca na jednym poziomie wielodzietną rodzinę i partnerskie związki osób tej samej płci, wiarę w Boga i wiarę w szatana… Poważnie mówi się o rejestracji partii, stawiających sobie za cel propagandę pedofilii. Ludzie w wielu europejskich krajach wstydzą się i boją mówią o swojej przynależności religijnej… Znoszone są święta [religijne]… Taką ideologię agresywnie narzuca się całemu światu… A my uważamy, że naturalnym jest bronić tych wartości”. O tym, jak „drug Silvio” [Berlusconi] cierpi z powodu męskości. „Berlusconiego sądzą teraz za to, że żyje z kobietami. Oczywiście, jeśli byłby homoseksualistą, to nikt by go palcem nie tknął”. O tym, że Ukraina powinna się jeszcze zastanowić nad podpisywaniem umowy stowarzyszeniowej z UE. Zdaniem Putina, lepiej byłoby, gdyby Ukraina dołączyła do Unii Celnej Rosji, Białorusi i Kazachstanu, wtenczas byłaby większa szansa na wspólne wynegocjowanie dobrych warunków handlu z Europą. Uprzedził też Kijów, że Rosja będzie bronić swego rynku przed napływem tanich towarów z Ukrainy po utworzeniu strefy wolnego handlu Ukrainy z UE. Przypomniał, że w Rosji i na Ukrainie w istocie rzeczy mieszka jeden naród. Przy czym oczywiście nie ma mowy o żadnych naciskach ze strony Moskwy, Ukraina jest niepodległym państwem i może sama decydować. „My tylko otwarcie mówimy, jak będzie”.
A jak będzie z opozycją? Ci, których podczas spotkania z Putinem dopuszczono do głosu (Aleksieja Nawalnego nie było), zwrócili uwagę na ciągnące się miesiącami i kończące się wysokimi wyrokami procesy uczestników demonstracji 6 maja 2012 roku. Putin „nie wykluczył” amnestii dla poszczególnych osób. Coś więcej? Według ostatniego pomysłu zastępcy szefa prezydenckiej administracji Wiaczesława Wołodina, pozasystemowa opozycja może próbować swych sił w wyborach regionalnych, najlepiej municypalnych. Taki eksperyment. Zacytuję jeszcze raz Gleba Pawłowskiego: opozycji wyznaczono „wąski korytarz. Z jednej strony jedna ściana – państwowe media, z drugiej strony druga ściana – Komitet Śledczy. Szanse na pojawienie się w mediach będą miały pojedyncze osoby od czasu do czasu. Generalnie media będą totalnie indoktrynowane w niewiarygodnym stopniu niewiarygodną fantasmagorią islamo-prawosławnego patriotyzmu”.
I jeszcze jedna rzecz: na pytanie byłego francuskiego premiera, czy będzie startować w wyborach prezydenckich w 2018 roku, Putin odparł: „Nie wykluczam”. Agencje poniosły tę szczęsną wieść w świat. Sensacja! Putin będzie startował w wyborach. Następnego dnia rzecznik prasowy Putina wyjaśniał, że pytanie było nie na czasie, przedwczesne itd. Rzecznik ma rację. Też mi sensacja. Albo będzie startował, albo nie będzie. Albo w 2018 roku będzie już dożywotnim carem i chanem w jednej osobie. I na dwudziestym „Wałdaju” będzie przyjmował procesję z darami od zachwyconych jak zwykle gości forum.

Nocne wilki w Stalingradzie

Fontanna „Dziecięcy korowód” ocalała podczas nalotów niemieckiego lotnictwa na Stalingrad 23 sierpnia 1942 roku. Wielkie wrażenie nadal robią zdjęcia wykonane przez korespondenta wojennego Emmanuiła Jewzierichina: płonący budynek dworca, totalne zniszczenie wokół, a białe figurki dzieci tańczą beztrosko w wojennej zawierusze. Fontanna była jednym z symboli bitwy stalingradzkiej. Po wojnie wpierw została odrestaurowana, a potem w latach pięćdziesiątych zdemontowana. W 71. rocznicę nalotów replikę słynnej fontanny podarował Wołgogradowie, który na jeden dzień znów stał się Stalingradem, w obecności prezydenta Putina przywódca moto braci „Nocne wilki”, Aleksandr Załdostanow, zwany Chirurgiem.
„Nocne wilki” to ulubiony klub Putina, z bajkerami Chirurga prezydent kilkakrotnie jeździł na ich fantastycznych maszynach, Załdostanow został w tym roku odznaczony Medalem Honoru za zasługi w dziele patriotycznego wychowania młodzieży i poszukiwań miejsc pochówku żołnierzy Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Był też mężem zaufania Putina podczas marcowych wyborów prezydenckich.
Teraz zorganizował w Wołgogradzie wielkie patriotyczne show „Stalingrad”. Kulminacyjnym momentem obchodów rocznicy nalotów i wielkiego zlotu bajkerów z tej okazji był wieczorny koncert. Na estradzie wystąpiła m.in. ulubiona grupa Putina „Lube”, grająca tak zwanego patriotycznego rocka, opartego na ludowych rosyjskich motywach. Występy obejrzało 250 tysięcy widzów. I w obecności tych 250 tysięcy widzów ze sceny padły patriotyczne słowa Chirurga, który porównał Stalingrad z Jerozolimą, a zwycięstwo w bitwie stalingradzkiej – z drugim nadejściem Chrystusa w postaci radzieckiego żołnierza. Z głośników popłynął czytany przez lektora tekst przypisywany Stalinowi: „Wiele dokonań naszej partii i narodu zostanie wypaczonych i oplutych przede wszystkim za granicą, ale także i w naszym kraju. Będą się na nas okrutnie mścić za nasze sukcesy. I moje imię też stanie się łupem oszczerców. Zostanie mi przypisanych mnóstwo zbrodni” (z tego cytatu pochodzącego ze wspomnień Aleksandry Kołłontaj, usunięto wzmiankę o „syjonizmie, rwącym się do rządzenia światem”). A dalej już sam Załdostanow „poleciał Stalinem”. W wywiadzie dla telewizji Dożd’ rozwinął temat: „Moja mama nie lubiła komunistów, ale Stalina kochała. Na pytanie, że o nim mówią to i owo, zawsze odpowiadała: bzdury. To mi pozostało w głowie. Widzę, że Stalin to prorok. Dzisiaj rozbrzmiały słowa, które znalazłem w jego spuściźnie. Bo długo się zastanawiałem, jaki tekst pasowałby do Stalingradu, co powiedzieć w Stalingradzie”.
Jak podaje Radio Swoboda, inicjatywa zorganizowania wielkiego show bajkerów, pokazów fajerwerków, koncertu w rocznicę nalotu, który kosztował życie 40 tysięcy cywilów, wywołała spory. Wskazywano, że zabawa w dniu tak tragicznej rocznicy to cynizm. „Gdyby urządzono podobną uroczystość w rocznicę zwycięstwa w bitwie – to co innego” – podkreśliła kulturolog Galina Szypiłowa. Ale Załdostanow od dawna zapowiadał, że show przeznaczone jest dla młodzieży: „młodzi ludzie powinni zrozumieć skalę i ogrom bitwy nad Wołgą. I właśnie taka forma patriotycznego wychowania jest niezbędna”. Ze Stalinem na czele, jak się okazało. Załdostanowa blogosfera okrzyknęła „prawosławnym stalinistą”.

Łowca szczupaków – reaktywacja

Rosyjscy blogerzy od kilku dni intensywnie oddają się dochodzeniu, ile ważył szczupak złowiony przez prezydenta Putina w Tuwie i kiedy miało miejsce to udane polowanie. Dorodny prezydencki szczupak przesłonił wszystko: i energicznie zabiegającego o głosy wyborców Aleksieja Nawalnego, i pompatyczną acz niezbyt owocną wizytę prezydenta Putina na Ukrainie w związku z obchodami 1025-lecia chrztu Rusi, i Edwarda Snowdena siedzącego smętnie na Szeriemietjewie, i orzeczenie europejskiego sądu w sprawie Chodorkowskiego, i wielkie ćwiczenia rosyjskiej armii.
Co się takiego stało, że w szczycie sezonu ogórkowego rutynowa wazeliniarska relacja telewizyjna o wypoczynku Putina trafiła nagle na czołówki i stała się ulubionym tematem niezliczonych komentarzy? Bo, jak w piosence Wojciecha Młynarskiego, klocki nie pasują do obrazka.
Służba prasowa prezydenta opublikowała kilka zdjęć z wypoczynku głowy państwa w pięknych okolicznościach przyrody Chakasji i Tuwy, a telewizja państwowa nadała krótki filmik, na którym kamerzysta zarejestrował podniosły moment podbierania wielkiego, 21-kilogramowego szczupaka złapanego przez prezydenta na wędkę. W części wycieczki towarzyszył Putinowi Dmitrij Miedwiediew, który fotografował malownicze plenery. Obaj panowie obserwowali z pokładu łodzi porośnięte lasem brzegi syberyjskiej rzeki. Nic się nie działo jak w polskim filmie (to znaczy – może się i coś istotnego działo pomiędzy Putinem i wyciszonym ostatnio do minimum premierem Miedwiediewem, ale z tych obrazków nic konkretnego nie wynikało, może dowiemy się niebawem o jakichś nowych roszadach kadrowych na szczytach władzy).
Coś się jednak w tym pięknym obrazku rozjechało, co natychmiast podchwycili i rozjechali blogerzy. Zrobili listę pytań i wątpliwości. Zacznijmy od szczupaka – czy na pewno ważył 21 kg? Owszem, był wielki, zasłużył nawet na buziaka od prezydenta, ale czy ważył aż tyle? Na licznych blogach momentalnie pojawiły się zdjęcia analogicznie wielkich szczupaków, które wedle opisu ważyły połowę mniej niż putinowska car-ryba. Dalej – Putin ubrany był w takie same spodnie, w taką samą koszulkę i miał na ręku taki sam zegarek jak kilka lat temu podczas słynnej fotosesji, kiedy pozował z gołym torsem. Zdaniem wielu komentatorów, obecnie prezydent jest w znacznie gorszej kondycji fizycznej niż wtedy, a reanimacja wizerunku sprzed lat ma dziś pomóc w utrzymaniu pozycji samca alfa. Podejrzenia wywołał też tryb informowania o wydarzeniu – zwykle anonsuje się o wyjazdach prezydenta wcześniej, a tym razem – rzecz trafiła do mediów kilka dni później. I właściwie nie wiadomo, kiedy dokładnie to wszystko się działo. Co więcej, wiadomości o „rybałce” pojawiły się po tym, jak Moskwę obiegła plotka, że ze zdrowiem Putina znowu jest coś nie tak. Zawsze w podróżach towarzyszą Putinowi dziennikarze z kremlowskiej ekipy (choćby jeden zwykle znajduje się u boku prezydenta na wypadek, gdyby okazało się, że szef ma coś ważnego do powiedzenia) – podczas łowów na szczupaka nie było nikogo z dziennikarskiej braci.
Nie wiadomo, czy była to zamierzona prowokacja służby prasowej czy przypadkowe potknięcie, dość że Putin skoncentrował na sobie uwagę mediów i internetowego światka komentatorów. Putin zdrowy, sprawny, pogromca fauny i flory. Plotkę o pogorszeniu się stanu zdrowia wyciszono.
A do tych innych tematów, które rondem swego zawadiackiego kapelusza prezydent przysłonił, jeszcze wrócimy.

Front frontem do Putina

Życie polityczne Rosji buzuje. Nawet w święto – Dzień Rosji, 12 czerwca – prezydent i jego zwolennicy pracowali w pocie czoła, przekształcając założony dwa lata temu Ogólnorosyjski Front Narodowy w ruch społeczny: Front Narodowy – Za Rosję! Obecny Front, podobnie jak poprzedni Front, na całej połaci ma wspierać poczynania lidera. Tyle że teraz już ze statutem, manifestem i kierownictwem (właściwie – sztabem, zgodnie z militarystyczną nazwą organizacji), których wcześniej jako ponadpartyjna platforma „sił, którym leży na sercu dobro kraju”, nie miał. Rwą się do niego na wyprzódki wierni deputowani i szeregowi członkowie Jednej Rosji (partia władzy, nazywana powszechnie „partią oszustów i złodziei”), która najwyraźniej przestała być Putinowi potrzebna. Teraz w cenie jest już nie wierność biurokratów, bo ci co rusz kompromitują idola, a entuzjazm szerokich mas. Naturalny, szczery i otwarty.
W sposób naturalny, szczery i otwarty uczestnicy zjazdu Frontu poparli wszystko jak leci. Przez aklamację. Gdy do moskiewskiego Maneżu (tego, który się spalił, gdy Putin wybierał się na drugą kadencję i wszyscy mówili, że to zła wróżba) przybył sam lider, na zastygłych w niekłamanej euforii twarzach delegatów nawet pojawił się cień zainteresowania tym, co się dzieje wokół. Nie na długo – dobrotliwe przemówienie lidera nie ożywiło atmosfery. Ochrona zbierała tymczasem muchy, które masowo padały z nudów w locie.
Gdy senna euforia sięgała zenitu, na scenę wyszedł opalony Stanisław Goworuchin, niegdyś reżyser filmowy, dziś piewca Putina. Żeby nie tracić czasu na zbędną zjazdową mitręgę i móc czym prędzej powrócić do przerwanej partii bilardu, postanowił przyspieszyć bieg historii. „A teraz zadam najbardziej idiotyczne pytanie: kogo frontowcy wybiorą na lidera?”. Niektórzy frontowcy, i owszem, nadążyli za chybką myślą Goworuchina i udzielili odpowiedzi. W sali rozległy się okrzyki: „Putin, Putin!”. I rzeczywiście – to Putin stanął na czele Frontu. Wybrany bez biurokratycznych procedur, w słusznym porywie kolektywu zebranego w udekorowanym na niebiesko Maneżu. Uśmiechnął się, podziękował skromnie i zachwycił twarzami, które widzi wokół: „Jakie jasne, jakie pełne entuzjazmu twarze! Życzę nam sukcesów!”.
Komentatorzy próbowali się dopatrzeć w przyjętych dokumentach i dosłuchać w oracjach, czym właściwie Front ma się zajmować. Ogólnie – wiadomo, wszyscy mają wspierać, podtrzymywać, budować. „Celem naszego frontu jest dać każdemu możliwość tworzyć, tworzyć wielki kraj, wielką Rosję” – powiedział Putin. Wcześniej, na uroczystości wręczania nagród państwowych powiedział coś bardziej konkretnego: „Jeśli nie my, to nas”. To chyba lepiej oddaje istotę powołania tego dziwnego bytu, jak jawi się Front Narodowy – Za Rosję niż okrągłe zdania o solidarności wszystkich ze wszystkimi.
Front ma być imitacją dialogu społecznego, imitacją kontroli społeczeństwa nad władzą. To z jednej strony. A z drugiej, jak ujawniło anonimowe źródło w administracji prezydenta, Front ma być w zamyśle prezydenta tym instrumentem, dzięki któremu masy będą naciskać na aparat urzędniczy, nie dość sumiennie wykonujący prezydenckie polecenia. Czy tak?
„Starannie omijając kluczowy problem nieefektywnych organów państwa i skupiając uwagę na krytyce wybranych urzędników i ich niepopularnych decyzji, Front pozwala Władimirowi Władimirowiczowi zademonstrować troskę o prostych ludzi i podkreślić swoją rolę lidera narodu. Jednocześnie ogłaszając jako zadanie Frontu umocnienie ogólnonarodowej solidarności, wzywając do przyłączenia się do frontu wszystkich, którzy są za Rosją, wszystkich, którzy ją kochają, proputinowski ruch wypycha tych, którzy nie zgadzają się z polityką prezydenta, na obrzeża, przyczepiając im łatkę sił antynarodowych”. „Jeśli nie my, to nas”.
I jeszcze jeden głos: „Władza wybrała model zarządzania, charakterystyczny dla połowy ubiegłego wieku. Taki polityczny retromobil raczej nie zapewni rezultatów. Takim pojazdem nie zajedziemy w przyszłość. Natomiast w przeszłość cofnąć się – o, tak – do tego retromobil się nadaje” – napisał Andriej Kolesnikow na łamach „Nowej Gaziety”.
Przedstawiciel Cerkwi Wsiewołod Czaplin, obserwujący zjazd Frontu, spojrzał na wydarzenia z innej perspektywy. Na pytanie dziennikarki portalu Slon.ru, dlaczego zjazd miał taki patriarchalny styl, odpowiedział: „To styl przyszłości. Każde silne państwo ma spersonifikowaną władzę centralną. Tym się cechuje ludzka społeczność”. Retromobil włącza wsteczny bieg.
O innych burzliwych wydarzeniach w ostatnich dniach w Rosji – przyjęciu ustawy antygejowskiej, ustawy o ochronie uczuć religijnych, wyborach mera Moskwy, demonstracji w obronie więźniów politycznych – w następnych odcinkach.