Wśród wprowadzanych w zeszłym roku w niebywałym pośpiechu zmian do konstytucji Federacji Rosyjskiej znalazł się zapis o obowiązku przedstawiania Dumie Państwowej dorocznych sprawozdań z działalności rządu. W zamyśle autorów pomysłu miało to być świadectwo otwartości władzy wykonawczej i kontrolnych funkcji sprawowanych nad władzą wykonawczą przez władzę ustawodawczą.
Wczoraj w gmachu na ulicy Ochotnyj Riad w Moskwie (siedzibie niższej izby parlamentu) zjawił się z pierwszym takim – historycznym – sprawozdaniem premier Władimir Putin. Przemawiał do zgromadzonych tłumnie deputowanych przez godzinę: wyliczał, przedstawiał, wymieniał. „W sprawozdaniu premiera wzrosło wszystko, co tylko miało najmniejszą szansę wzrosnąć” – napisała na temat cytowanych przez Putina niezliczonych wskaźników jedna z moskiewskich gazet. Premier uprzedził, że obecny rok będzie trudny (choć na podstawie zaprezentowanych deputowanym chwalebnych statystyk minionego roku trudno byłoby do takiego wniosku dojść) – cóż, „wyprodukowany” przez zagranicznych kapitalistów kryzys dotknął również Rosji.
Z ważnych deklaracji dotyczących czasów kryzysu premier złożył obietnicę, że rząd – mimo deficytowego budżetu na ten rok – nie zapomni o emerytach i będzie podwyższał emerytury, by najstarsi wiekiem obywatele nie stracili przez inflację itp., wystąpił w obronie bankierów („to nie są tłuste koty, jak zwykło się uważać” – orzekł), pochwalił system bankowy za to, że się nie rozpadł, a dzięki roztropności rządu przetrwał zawieruchę; ponadto Putin zapowiedział, że nie odstąpi od podatku liniowego (jedno z pierwszych udanych liberalnych posunięć prezydenta Putina na początku dekady). „Tego cały świat nam zazdrości. Wiem, co mówię” – zapewnił zadowolone audytorium, które często nagradzało Władimira Władimirowicza oklaskami.
Potem był znacznie ciekawszy niż oficjalne sprawozdanie dialog z deputowanymi. To znaczy, oczywiście podobnie jak seanse łączności premiera ze społeczeństwem transmitowane raz do roku przez wszystkie kanały telewizji, tak i seans łączności z „dumcami” był zawczasu starannie wyreżyserowany i zaplanowany. Pytania z sali były uzgodnione i nie zawierały – poza płomiennym przemówieniem lidera komunistów, który wzywał do wymiany części ministrów na okoliczność kryzysu – krytyki pod adresem rządu. Niewygodne i trudne pytania ze strony członków parlamentu nie padły. Żadna rysa na nieskazitelnym wizerunku premiera nie miała prawa się pojawić.
Pewne ożywienie na sali powstało, gdy jeden z zafrasowanych koniecznością wprowadzania kryzysowych oszczędności deputowany zapytał, dlaczego na klatkach schodowych w rosyjskich domach żarówki palą się cały czas, podczas gdy na Zachodzie od lat – jeszcze kudy przed kryzysem – żarówka na schodach zapala się tylko wtedy, kiedy ktoś ją włączy, a po minucie się automatycznie wyłącza. Premier z analogicznym ożywieniem odpowiedział: „Też mieszkałem przez kilka lat w Niemczech i tam już wtedy światło na schodach włączało się na krótko, a potem gasło. Ale wiem, że wprowadzenie tego systemu wymaga nakładów”. Skoro tak – to deputowani z niechęcią odstąpili od rewolucyjnych zmian w systemie oświetlania klatek schodowych.
Dyskusji nad przyczynami głębokich skutków światowego kryzysu w Rosji nie było (jeszcze raz potwierdziło się twierdzenie przewodniczącego Dumy, że parlament to nie jest miejsce do prowadzenia dyskusji). Premier nie wyjaśnił na przykład, na jakiej zasadzie rząd wspiera jednych, a nie wspiera innych. Nikt go zresztą w tej sprawie za język nie ciągnął. Ogólniki upstrzone wskaźnikami przyjęto za dobrą monetę. Diagnozy nie sformułowano. Czy w takim razie terapia w postaci ogólnikowych AKM (antikrizisnyje miery – środki antykryzysowe) zaradzi postępującemu kryzysowi? Czy takie fasadowe sprawozdania w ogóle mają sens?
Nikt się nie spodziewał, że deputowani przeciągną premiera po dywanie za fatalne decyzje (decyzje premiera, jak żona cezara, są w Rosji poza podejrzeniem), ale zamiast wykazać śladową choćby dociekliwość, parlamentarzyści prześcigali się w lojalności wobec szefa rządu. Kiedy zaczęto w Rosji mówić o kryzysie (to znaczy, kiedy hulał on już w najlepsze i nie dało się ukryć jego pazurów pod pianą propagandy sukcesu), wyrażano nieśmiałe nadzieje, że trudności zmuszą władze do poszerzenia kręgu aktorów wewnętrznej sceny politycznej. Wczoraj po raz kolejny zaświadczono jednak dobitnie, że o poszerzeniu spektrum nie ma mowy, że – wręcz przeciwnie – gdy kryzys-wróg u wrót, ma nastąpić konsolidacja szeregów, obowiązuje bezwzględna lojalność i wazeliniarska akceptacja poczynań rządu. Bez dyskusji.
Dziwne,że po wydarzeniach z sierpnia nie zrozumieli,kto nad Nimi faktycznie pieczę(„13”)sprawuje,co 3 dni kontrofensywy wystarczyło Im(Izrael miesiąc z Hezbollahem „męczył” się)…Miłych i Wesołych Świąt życzę