Zdolny menedżer, lobbujący rosyjskie interesy gazowe i naftowe, wicepremier Igor Sieczin podczas rozmów z delegacją UE w Moskwie ostrzegł, że i tej zimy mieszkańcy krajów Europy Środkowo-Wschodniej mogą marznąć na skutek przerw w dostawach rosyjskich nośników energii.
Powtórką gazowej wojny z Ukrainą rosyjskie władze grożą już od dawna. Nasilenie akcji zastraszania następuje na ogół po burzliwych rozmowach delegacji rosyjskiej z delegacją ukraińską na temat współpracy gazowej; szczególnie wysoką falę wywołały nieoczekiwanie ostatnie porozumienia Kijowa i Brukseli w sprawie finansowania modernizacji ukraińskiego systemu gazociągowego.
Tym razem jednak wicepremier Sieczin mówił nie tylko o przykręcaniu gazowych kurków, ale także o możliwym niedostarczeniu odbiorcom europejskim ropy naftowej. To nowy ton.
Jak oznajmił rosyjski wicepremier, winowajcą będzie ten, kto uruchomi trasę Odessa-Brody. To znaczy rurociąg ten działa od dawna, tyle że w stronę odwrotną od pierwotnie zamierzonej (tzw. rewers) płynie nim od kilku lat rosyjska ropa do portów czarnomorskich. W kwietniu zapowiedziano, że wreszcie ruszy zapowiadany od niepamiętnych czasów projekt przesyłu ropy azerbejdżańskiej z gruzińskiego portu Supsa drogą morską do Odessy, a stamtąd ropociągiem do Polski. Uruchomienie szlaku będzie przełamaniem dotychczasowego monopolu Rosji na dostawy ropy z regionu kaspijskiego (choć należy dodać, że w globalnym systemie rosyjskich dostaw i dostaw przez terytorium Rosji nie będzie to miało wielkiego znaczenia, chodzi bardziej o wymiar symboliczny). Rosyjskie władze reagują na wszelkie próby podważania jej monopolu na obszarze „kanonicznym” (za jaki Moskwa uznaje WNP) alergicznie i coraz bardziej histerycznie. Igor Sieczin ostrzegł: „Uruchomienie rurociągu Odessa-Brody oznaczać będzie niemożność dostarczenia rosyjskiej ropy na Słowację, Czechy i Węgry”.
Jednym ze skutków styczniowej wojny gazowej z Ukrainą, a także szerzej – agresywnej polityki energetycznej prowadzonej ostatnimi laty przez Putina i spółkę – było to, że odbiorcy europejscy stracili zaufanie do Rosji jako pewnego dostawcy nośników energii. A to sfera nader delikatna. Przyciśnięta przez rosyjską dyplomację gazową do ściany Europa zintensyfikowała więc poszukiwanie alternatyw – inna sprawa, na ile ta akcja „Liść dębu” okaże się skuteczna. Rosja natomiast przybrała jeszcze bardziej gniewną maskę. Wszelkie rozmowy idą jak po grudzie.
Moskwa odrzuciła przyjęcie europejskiej karty energetycznej, a 20 kwietnia przedstawiła własną koncepcję zasad, które miałyby regulować relacje pomiędzy dostawcami a odbiorcami ropy i gazu. Nacisk w rosyjskim dokumencie położono głównie na kwestie tranzytu. O co chodzi w koncepcji? W pewnym uproszczeniu: o zmuszenie krajów tranzytowych do bezwzględnego przestrzegania umów tranzytowych. Rosja domaga się gwarancji dla producentów, że kraje tranzytowe będą transportować nośniki bez żadnych warunków i zastrzeżeń, płacić kary umowne wynikające z niedotrzymania dostaw itp. Nietrudno odczytać, że powyższe „zasady” miałyby dotyczyć przede wszystkim krnąbrnej Ukrainy. Ciekawe jest to, że Rosja też jest przecież krajem tranzytowym, tyle że się najwidoczniej za takowy nie uważa. Gazprom kupuje środkowoazjatycki gaz na rosyjskiej granicy i sprzedaje go na własnych warunkach, między innymi Ukrainie zresztą. Teoretycznie – gdyby zastosować się do warunków rosyjskiej koncepcji – Turkmenia miałaby słuszne prawo domagać się od Rosji bezproblemowego dostarczenia turkmeńskiego gazu przez rosyjskie terytorium do Europy. Prawo Kalego trzyma się mocno.
Aniu zajmij się lepiej odmawianiem różańca a nie polityką i rusofobią .Jesteś mocno chora co i tak każdy twój komentarz pogarsza twój stan psychiczny.
widać rosyjska ambasada ruszyła do pracy, to jednej z najlepszych komentarzy jakie znam, a ich autorka jest znakomitym znawcą tematu, być może to właśnie celnośc jej uwag tak boli
Swiezy blog fanów doroty rabczewskiej.www.dodapiekna.blog.onet.pl