Prezydent Dmitrij Miedwiediew coraz aktywniej włącza się do walki o zapewnienie Rosji gazowego panowania nad światem i okolicami. Do tej pory w roli gazowego komiwojażera widzieliśmy premiera (przedtem prezydenta) Putina. Wczorajsza blitz-wizyta Miedwiediewa w Baku świadczy o tym, że rosyjskie gazowe biuro polityczne na Kremlu postawiło sobie za cel uniemożliwienie zbudowania gazociągu Nabucco wszelkimi sposobami. Gazprom nie ukrywa, że pragnie kupować od Azerbejdżanu cały gaz przeznaczony na eksport, teraz i – zwłaszcza – potem, kiedy uruchomione zostanie całe złoże Szah Deniz. Z tak zwanej pierwszej fazy tego złoża Gazprom ma od przyszłego roku kupować 500 mln metrów sześciennych gazu, z drugiej fazy chce wykupić wszystko na pniu i nie szczędzi zapewnień o sowitej za ten gaz zapłacie, w prasie pojawiły się nawet przecieki o konkretnej cenie proponowanej ponoć przez Gazprom, jak na dzisiejsze warunki niewąskiej: 350 dolarów na tysiąc metrów sześciennych. Na gaz z Szah Deniz-2 mają nadzieję autorzy projektu Nabucco, który miałby być w zamyśle UE alternatywą dla monopolistycznych zapędów Gazpromu wobec Europy i dałby możliwość zdywersyfikowania dostaw.
Na razie Miedwiediewowi nie udało się skłonić azerskich partnerów do przysięgi, że cały gaz sprzedadzą chętnie Gazpromowi, a z Europejczykami gadać nie będą (azerski minister energetyki powiedział, że Baku nie prowadziło jeszcze żadnych rozmów na temat sprzedaży zasobów Szah Deniz-2 z kimkolwiek). Piłka nadal jest zatem w grze. Zainteresowanie Europy azerskimi złożami gazu wzmacnia pozycję Baku w rozmowach z Moskwą na wszystkie inne polityczne i gospodarcze tematy.
Prezydent Rosji na wspólnej konferencji prasowej zapewniał, że zawarte porozumienia mają stricte komercyjny charakter i polityki nie ma w nich ani grama (jeśli ktokolwiek wierzy w to, że Gazprom jest wyłącznie komercyjnym koncernem, nie ma żadnych powiązań z Kremlem i nie realizuje politycznych celów Rosji, to mógł uwierzyć również w apolityczne zapewnienia przebywającego z apolityczną wizytą apolitycznego prezydenta Rosji).
Po co Rosji azerski gaz? Nie ma własnego?
Jak starał się wytłumaczyć cel swej wizyty Dmitrij Miedwiediew, podpisana umowa z Azerbejdżanem to część rosyjskiej koncepcji bezpieczeństwa energetycznego. A ta koncepcja, jak widać, to monopol zawsze i wszędzie oraz storpedowanie alternatywnych projektów. Czy to się uda? Ano, zobaczymy. Na razie Rosja tłucze po głowie nieposłuszną Turkmenię, która też chce zdywersyfikować kierunki dostaw (w tym do Europy), choć na razie jest w pełni uzależniona w tym względzie od Rosji. Nieznani sprawcy na początku kwietnia spowodowali awarię na gazociągu tłoczącym turkmeński gaz do Rosji, potem się okazało, że awaria nastąpiła, gdyż Gazprom w dobie kryzysowego spadku zapotrzebowania na gaz się rozmyślił i po prostu przestał odbierać błekitne paliwo od turkmeńskiego odbiorcy, rura „walnęła”, Aszchabad traci 1 mld dolarów miesięcznie w związku z przestojem, prosi Rosję o wznowienie odbioru gazu i na wszelki wypadek nerwowo rozgląda się za alternatywą. Europa się pręży, ale znacznie ważniejsze jest to, że do gry weszli w Turkmenii Chińczycy. Obiecali Aszchabadowi kredyt w wysokości 4 mld dolarów, a w zamian chcą rurociąg do siebie. Ale to temat na oddzielny rozdział gazowo-politycznego thrillera.