Rosyjskie elity zastygłe w trwaniu na nieopuszczalnych swych stanowiskach i pozycjach wysłały w świat komunikat: będziemy trwać tu nadal, ale żeby trwać, potrzebujemy zachodnich inwestycji i nowoczesnych technologii.
Do tego okrągłego i niezbyt odkrywczego zdania można sprowadzić długą, wielce uczoną i wypełnioną po brzegi słusznością mowę prezydenta Dmitrija Miedwiediewa na tytularnym spędzie w Jarosławiu „Współczesne państwo” oraz opublikowany przezeń w Internecie tekst programowy „Naprzód, Rosjo!”.
W Jarosławiu prezydent ponownie wypowiedział kilka sakramentalnych zdań, zdań-fundamentów: o wyższości demokracji nad wszystkim innym na świecie, o konieczności prowadzenia otwartych dyskusji o żywotnie najważniejszych problemach kraju, o niezbywalnym prawie do krytykowania tych, których postępowanie na arenie międzynarodowej jest paskudne i szkodliwe.
Już te zdania gdzieś padły – w innych niewątpliwie słusznych wystąpieniach członków rosyjskich najwyższych władz partyjnych i państwowych. Padły i w artykule, który postępowy prezydent lubiący komputery i Internet zamieścił na „łamach” opozycyjnej internetowej „Gaziety.ru”. W tekście pod zagrzewającym do boju tytułem „Naprzód, Rosjo!” Miedwiediew diagnozował liczne mankamenty państwa (korupcja, dominacja sektorów surowcowych w gospodarce, destabilizacja na Kaukazie, na poły sowiecki system socjalny), na czele którego formalnie stoi nie od dziś, a dla podkreślenia uczoności cytował Konfucjusza i Puszkina. Wyrażał też wiarę w nieuchronność postępu w Rosji, rozwoju społeczeństwa obywatelskiego, modernizacji państwa (ciekawe jest to przywołanie owego słowa-klucza „modernizacja”, z którym wyruszał w bój o nową Rosję początkujący prezydent Putin; po dziesięciu latach słówko okazuje się jak nowe). Szczególnie wiele planów modernizacyjnych miałoby – wedle słów prezydenta – dotyczyć gospodarki, zacofanej i wymagającej unowocześnienia. Same surowce nie wystarczą, by być światowym mocarstwem. „Potrzebujemy pieniędzy i technologii krajów Europy, Ameryki, Azji […] Jesteśmy zainteresowani we wzajemnym przenikaniu się naszych kultur i gospodarek”.
A zapóźnienie wobec wiecznie uciekającego do przodu Zachodu jest spore i ciągle się powiększa. Kryzys bezlitośnie pokazał, że pozasurowcowe sektory rosyjskiej gospodarki nie są, poza nielicznymi wyjątkami, ani konkurencyjne, ani rentowne.
Wielu komentatorów ze wszystkich szerokości geograficznych dostrzegło w programowych wystąpieniach prezydenta Miedwiediewa, w jego wzmożonej w ostatnich dniach aktywności chęć „wybicia się na niepodległość”, uwolnienia od patronatu Putina. W tekście pada wszak wiele gorzkich słów krytyki. Nie po raz pierwszy. Nie od dziś każde westchnienie Miedwiediewa jest przez liczne zastępy interpretatorów postrzegane jako zapowiedź zburzenia konstrukcji putinizmu. Ale miesiące płyną, a tandem pod światłym przewodnictwem premiera Putina jedzie razem.
Pośrednio odpowiedzi na wątpliwości dręczące środowisko kremlinologów udzielił sam Władimir Putin. Podczas spotkania z klubem „Wałdaj” powiedział, że w sprawie ewentualnych prezydenckich wyborów przypadających na rok 2012 siądą z Dmitrijem Anatoljewiczem i porozmawiają, co dalej: „My ludi odnoj krowi” (Jesteśmy ludźmi tej samej krwi). Zdanie to oddaje istotę – o tym, kto, w jakim trybie, w jakich dekoracjach zostanie prezydentem zdecyduje dwóch (może kilku) panów w intymnej rozmowie, a nie walka politycznych programów czy sympatie wyborców w otwartej, demokratycznej rywalizacji. A właściwie Putin zakomunikował, że to on przede wszystkim zdecyduje, co się będzie działo w kolejnej odsłonie operacji „Następca”, bo to on nadal ma i mieć będzie status lidera.