Nic bez nas

Rosja z przyjemnością ogląda najnowszy prezent od prezydenta Baracka Obamy – rezygnację z rozmieszczenia elementów amerykańskiej tarczy przeciwrakietowej w Europie Środkowo-Wschodniej. Zadowolenie (w wykonaniu niektórych rosyjskich polityków i komentatorów – wręcz triumf) miesza się jednak z pewną taką ostrożnością czy nawet zakłopotaniem.

Nowy pomysł Obamy postrzega się w Moskwie jako prestiżowy sukces rosyjskiej dyplomacji typu „niet” – oto światowy hegemon ugina się pod naporem Rosji, co świadczy o skuteczności takiego kursu. A więc jest powód, by dąć w trąby zwycięstwa. Ale teraz powstaje sytuacja, w której to Rosja powinna zademonstrować dobrą wolę i wyjść na przeciw oczekiwaniom Waszyngtonu. Piłeczka znalazła się po stronie miłującego pokój Kremla. I należałoby to umiłowanie pokoju zaprezentować. Jak?

Pierwszy sprawdzian to kwestia Iranu i przeciwdziałania irańskiemu programowi atomowemu. Czy Rosja jest gotowa okazać pomoc w tej kluczowej dla Obamy kwestii? Stąd właśnie wynika pierwszy z powodów pewnego zakłopotania. Bo czy Rosja może (i kolejne pytanie – czy chce) pomóc? Niejasności towarzyszą nie tylko udziałowi Rosji w projekcie jądrowym Iranu (dostawy paliwa nuklearnego dla wybudowanej przez Rosjan elektrowni w Bushehr), ale transakcji na dostarczenie systemów S-300. Jak twierdzi zajadły krytyk Kremla Andriej Piontkowski, pieniądze za te systemy – razem z „otkatem” (dolą) – Moskwa zapewne już dawno zainkasowała. Czy właśnie tym drażliwym tematom poświęcona była ostatnia tajemnicza i utajniona wizyta premiera Izraela w Rosji? 24 września ma być głosowanie w Radzie Bezpieczeństwa nad rezolucją w sprawie Iranu. Jak zachowa się rosyjska delegacja? Przedtem jeszcze odbędzie się spotkanie Obama–Miedwiediew, zapewne temat tarczy i Iranu, a także nowego układu o obustronnej redukcji zbrojeń będą na tapecie.

Wycofanie się z projektu „Bushowskiej” tarczy zdjęło z porządku dnia jeden z naczelnych alergenów na linii Moskwa-Waszyngton. To znaczy – zdjęło szyld, zasłaniający faktyczne przyczyny niepokoju i niezadowolenia Rosji. Umieszczenie dziesięciu systemów w Polsce czy radaru w Czechach nie stanowiłoby zagrożenia dla bezpieczeństwa narodowego Rosji, co Moskwa wysuwała oficjalnie jako naczelny powód niezgody, chodziło przecież o niezadowolenie z obecności Amerykanów w pobliżu granic. Jeszcze w sobotę wiceminister obrony Rosji zapewniał, że skoro tarczy nie będzie, to nie będzie również Iskanderów w obwodzie kaliningradzkim. Ale już dzisiaj szef sztabu wojsk strategicznych Nikołaj Makarow oznajmił, że kwestia rezygnacji z rozmieszczenia Iskanderów w Kaliningradzie jest dyskutowana i w tej sprawie zostanie podjęta „polityczna decyzja”. Jednym słowem, prezent Obamy prezentem – fantastycznie, głupio byłoby nie przyjąć – ale Rosja nie ma zamiaru robić prezentów Obamie i nadal może potrząsać Iskanderami przed nosem Europy (plan rozmieszczenia Iskanderów w kaliningradzkiej eksklawie istnieje już od dawna niezależnie od amerykańskiej tarczy). To było w pierwszych słowach listu, a w drugich słowach listu generał Makarow oznajmił, że Rosja będzie przeciwna nie tylko „Bushowskiej” wersji tarczy (to znaczy takiej, jakiej Obama już nie chce budować w Polsce i Czechach), ale w ogóle wszelakiej tarczy amerykańskiej bez udziału Rosji. Czy możliwe jest budowanie wspólnego systemu z Rosją? Czy konieczna (możliwa, pożądana) będzie wymiana informacji, a – co szczególnie wydaje się interesować Moskwę – wysokich technologii pomiędzy krajami, które nie zawarły porozumień sojuszniczych? Czy ewentualny rosyjsko-amerykański sojusz byłby skierowany przeciwko komuś? Komu? Korei Północnej? Iranowi? Czy Amerykanie naprawdę potrzebują rosyjskich stacji w Armawirze czy Gabali (te obiekty śledzą przecież obiekty amerykańskie)? A Chiny? Czy nie poczułyby się zagrożone? Może zatem włączyć do globalnego systemu i kolegów z Pekinu? Kiedy dwa lata temu Władimir Putin zaproponował prezydentowi Bushowi wykorzystanie Armawiru i Gabali, ChRL były tym bardzo zaniepokojone.

Jest jeszcze kilka ważnych elementów tych politycznych szachów. Moskwa spodziewa się, że teraz rozsądna, pragmatyczna (ten przymiotnik jest w cenie) Ameryka Obamy zredukuje swoje rozbudzone przez Busha ambicje na obszarze WNP.

Rosja kilka dni temu wsparła swojego przyjaciela z Wenezueli Hugo Chaveza gigantycznym kredytem na zakup pokojowo nastawionych czołgów (Chavez 16 września wezwał wszystkich mieszkańców Ameryki Łacińskiej, by byli gotowi do wojny z Kolumbią i USA). Na terytorium Białorusi trwają ćwiczenia antynatowskie „Zachód 2009”. A dzień przed tym, jak Obama oznajmił o rezygnacji z „tarczy a la Bush”, szef National Intelligence (dyrektor ds. wywiadu) Dennis Blair opublikował raport o strategii na najbliższe cztery lata, w którym Rosję umieszczono na liście potencjalnych zagrożeń dla bezpieczeństwa narodowego Stanów Zjednoczonych.

Jak widać, poszczególne klocuszki politycznego rosyjsko-amerykańskiego puzzle’a na razie trudno ze sobą połączyć w spójną całość.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *