Kilka lat temu podczas jednej z przymiarek do ułożenia stosunków w ramach Państwa Związkowego Białorusi i Rosji Władimir Putin, któremu od początku nie podobało się firmowe kluczenie prezydenta Łukaszenki, zaproponował jasne określenie zasad. „Kotlety otdielno, muchi otdielno”. Co innego interesy, a co innego piękne słówka, przejdźmy do konkretów. Przywiózł wtedy w teczce propozycję włączenia Białorusi jako oddzielnego okręgu federalnego do Federacji Rosyjskiej. Łukaszenka był dotknięty do żywego. Gra w przeciąganie liny, wieczne to łączenie, to rozdzielanie much i kotletów trwa nadal. Nie znaleziono złotego środka. Kilka dni temu pisałam, że przyjaźń Rosji i Białorusi na poligonie krzepnie, wspólne ćwiczenia na zachodnich rubieżach wypadły znakomicie, sojusznicy są gotowi nie tylko dać odpór umownemu przeciwnikowi na Zachodzie, ale nawet wspólnie przygotować dywersje, sabotaże i prowadzić przeciwko wspólnym wrogom wojnę partyzancką. Łukaszenka ściskał prezydenta Miedwiediewa jak starego druha, bez którego nie potrafi żyć, zapewnienia o najgłębszej przyjaźni i współpracy krasiły każde zdanie wypowiedziane z obu stron.
I nagle coś się zepsuło. 2 października podczas spotkania z rosyjskimi dziennikarzami Łukaszenka nagle zaczął w ostrych słowach oskarżać premiera Władimira Putina o wszystkie najcięższe grzechy: o czynienie przeszkód we współpracy wojskowej dwóch krajów, o zerwanie procesu integracyjnego w łonie Państwa Związkowego, o rozpętanie kilku wojen handlowych. Jednocześnie nie powiedział pół złego słowa o swoim przyjacielu z poligonu, Dmitriju Miedwiediewie (doprowadzony do szewskiej pasji Łukaszenka stara się zresztą przy każdej nadarzającej się okazji podkreślać, że jak równy z równym to on może rozmawiać z prezydentem, a premier – choćby był nim sam Putin – to dla niego nie para).
Pętla kryzysu zaciska się na szyi białoruskiego prezydenta. Niewydolna gospodarka, podtrzymywana życiodajną kroplówką tanich rosyjskich nośników energii, potrzebuje środków. A tych brak. W dobie kryzysu chętnych do udzielania kredytów nie ma zbyt wielu, a kredyty też trzeba będzie kiedyś spłacić. Rosja obiecała dać 2 mld dolarów w kilku transzach, a właśnie minister finansów Rosji oznajmił, że Rosja nie zamierza przekazać Mińskowi ostatniej 500-milionowej transzy, dając do zrozumienia, że skoro Zachód otworzył ostatnio furteczkę Białorusi, to niech Białoruś stara się o kasę na Zachodzie, a Rosja ją w tych staraniach chętnie poprze. Ta linia kredytowa miała być przekazana „w rozliczeniu” za uznanie przez Mińsk niepodległości Abchazji i Osetii Południowej, na czym Moskwie wydaje się szczególnie zależeć. Ale jeśli Białoruś uzna niepodległość moskiewskich podopiecznych na Kaukazie, to furteczka na Zachód znowu się zamknie. I będzie jeszcze trudniej, a muchy porzucą kotlety, a może być i gorzej: kotlety odlecą, a muchy zostaną.
Dziś w Moskwie odbywają się rozmowy premierów Rosji i Białorusi. Co z nich wyniknie? Kolejna wojna handlowa? Pole manewru wydaje się dość ograniczone.
A swoją drogą – skoro stosunki z najlepszym i najbliższym sojusznikiem Moskwy tak wyglądają, to jakie perspektywy mają stosunki z państwami, które nie mają ambicji, by być z Rosją tak blisko?
Polityką ani ekonomią się nie interesuję, ale ładna dziewczyna na zdjęciu za to 🙂