Dawno już nie było w Rosji tak płomiennego sporu. Pierwyj Kanał – najpopularniejsza stacja rosyjskiej telewizji państwowej rozpoczęła emisję serialu „Szkoła” reżyserki młodego pokolenia Walerii Gaj Germaniki (o jej nagrodzonym w Cannes filmie „Wszyscy umrą, a ja zostanę” pisałam w blogu jesienią 2008 roku). Już po wyświetleniu dwóch odcinków „Szkoły” w prasie i blogosferze podniosła się ożywiona dyskusja, a w Dumie Państwowej zirytowani członkowie frakcji komunistów głośno domagali się zakazu emisji. Deputowani zarzucali filmowi pokazywanie negatywnych wzorców dla młodzieży, propagowanie deprawacji, „czernuchy” itd. Wczoraj po emisji kolejnego odcinka odbyła się w telewizji burzliwa dyskusja z udziałem polityków, nauczycieli, dziennikarzy, pisarzy. Wszyscy krzyczeli, przerywali sobie wzajemnie, widać było, że emocje biorą górę nawet w opanowanych na ogół ludziach, a tych z większym temperamentem po prostu wyrzucało na jakieś pozaziemskie orbity.
Serial Walerii Gaj Germaniki pokazuje uczniów dziewiątej klasy, czternasto-piętnastolatków, a więc młodych ludzi w okresie burzy i naporu, przełomu, mozolnego przechodzenia od dzieciństwa do dorosłości. Pokazuje ich budzącą się seksualność, brutalność relacji, bunt, narkotyki, patologie w ich rodzinach, beznadziejnych nauczycieli, korupcję, samotność, ubogi język (Ty czo? A ty czo? Niczo, blin – to najczęściej pojawiające się elementy dialogu), a więc to szkoła z bliska, od środka, zobaczona raczej oczami nastolatka niż dorosłego. Maniera serialu zbliżona jest do dokumentu (Gaj Germanika zaczynała swoją drogę artystyczną od dokumentów o problemach młodego pokolenia), przez co jest niezwykle sugestywna, postaci serialu są żywe, ich problemy – prawdziwe, nie ma w nim tej porcji mydła, do której przyzwyczaili widzów producenci telewizyjnych seriali niby to o życiu. Dlatego film dotyka do żywego, powoduje gwałtowne reakcje.
Rok 2010 jest w Rosji Rokiem Nauczyciela. Może również dlatego wrzawa wokół serialu jest tak głośna. Pojawiają się głosy, że to „antyprezent” dla milionowej armii nauczycieli, którzy za żałosne pensyjki pracują z pełnym oddaniem (portrety nauczycieli w serialu faktycznie nie nastrajają pozytywnie). Jednym z głównych powodów wysokiej temperatury sporu jest to, że temat dotyczy WSZYSTKICH. Wszyscy kiedyś uczyli się w szkole, a teraz uczą się ich dzieci, wnuki, sami byli nauczycielami albo dziećmi nauczycieli. O szkole, medycynie i rządzeniu wszyscy mają coś do powiedzenia, to wiadomo nie od dziś.
A zatem serial dotyka problemu WAŻNEGO dla całego społeczeństwa. We wczorajszej dyskusji telewizyjnej padło wiele stwierdzeń, które warto przytoczyć (z konieczności w dużym skrócie). Serial odegrał pozytywną rolę: zwrócił uwagę społeczeństwa na problemy szkoły (i nie należy dyskusją o poziomie artystycznym filmu zakrzyczeć dyskusję o samej istocie problemu w realnej szkole). Czy to diagnoza czy dywersja? Pisarz Dmitrij Bykow jest przekonany, że to znakomicie, trafnie postawiona diagnoza: „W szkole jak w soczewce skupiają się wszelkie problemy społeczne. Jeśli w społeczeństwie panuje zakłamanie i podwójna moralność – w szkole zaczyna się rozkład wartości moralnych”. Inni dyskutanci podkreślali, że nastolatki oglądają ten film z zainteresowaniem. Zamiast wzniosłych acz dalekich od życia ideałów film pokazał im lustro. Dlatego wstrząsnęło to nimi. Nastoletni widzowie nie chcą naśladować tego, co zobaczyli w tym lustrze (krytycy projektu obawiają się, że zachowania pokazane w filmie nastolatki skopiują w realnym życiu), a przyjmuje przekaz krytycznie („A my tak robić nie będziemy”). Nauczyciel Siergiej Wołkow, odwołując się do swoich doświadczeń pedagogicznych, stwierdził, że – w przeciwieństwie do tego, co pokazuje serial (bohaterowie lekcje i wiedzę mają za nic) – w szkole jest liczne grono uczniów, którzy poważnie się uczą, zdobywają wiedzę, bo zdają sobie, że bez tego nie zrobią kariery zawodowej. Na problemy społeczne z żarem zwracał uwagę szef rozgłośni Echo Moskwy, Aleksiej Wieniediktow (w przeszłości nauczyciel z dwudziestoletnim stażem): „Krzyczą przede wszystkim ci, którzy rozpoznali siebie w bohaterach serialu: niezroztropni rodzice, niewydarzeni nauczyciele itd. To, co widzą na ekranie telewizora, jest bolesne. W rosyjskich szkołach jest cztery miliony narkomanów wśród uczniów – to nie są zatem odosobnione przypadki, serial pokazuje prawdę, kolejny problem – małoletnie matki, w takim obwodzie woroneskim co siódme dziecko to dziecko małoletniej matki, 27% podrostków nałogowo pali papierosy”. Deputowana Jelena Drapieko z niepokojem zwróciła uwagę, że w ustawie o oświacie nie ma zapisu o tym, że szkoła jest zobowiązana wychowywać (ma tylko uczyć). Deputowany Andriej Isajew wskazywał, że w Rosji szkoły są różne – są takie, jak w serialu, są lepsze, ale są i gorsze. Prawda czasu, prawda ekranu.
I jeszcze zacytuję głos z Radia Swoboda: „Ma się rozumieć, uczniowie w mojej klasie w tym wieku też interesowali się seksem, dziewczyny dokonywały wczesnych aborcji. Było jak w filmie Germaniki. Dążąc do „absolutnej prawdy” reżyserka czyni głównym bohaterem przeciętność. Postaci z jej serialu nie potrzebują się uczyć – ani fizyki czy matematyki, ani rzeczy najbardziej podstawowej i oczywistej: jak przeżywać pozytywne emocje. Jej bohaterowie nie potrzebują się uczyć szacunku, miłości, zrozumienia, współczucia, wystarczy, że są agresywni, ograniczeni. Realizm doszedł do absurdu. Bohaterowie tego serialu jak bohaterowie reality show to ludzie, którzy stopniowo stają się prymitywnymi osobnikami, agresja zajmuje 90% ich emocji. Na ekranie nie mają żadnych innych potrzeb jak tylko „żłopnąć piwka” albo poznęcać się nad słabym „czurką”.
Co bardziej szokuje dyskutantów: język filmu czy sam problem szkoły? Temat wieczny, zawsze wywołujący emocje. Zaplanowano, że serial będzie miał sześćdziesiąt odcinków (nakręcono dotychczas czterdzieści, wyemitowano zaledwie cztery), może jeszcze pojawi się w nim jakieś jasne pasmo, które pozwoli z nadzieją spojrzeć na dorastające pokolenie.