Igrzyska w Vancouver jeszcze się nie skończyły, ale goryczy rosyjskich kibiców nic już nie osłodzi – jadąca jeśli nie po zwycięstwo, to w każdym razie po dobry wynik w pierwszej trójce-piątce w ogólnej klasyfikacji medalowej kadra Federacji Rosyjskiej wraca na tarczy. Przed wyjazdem w rosyjskiej telewizji urządzono partyjno-państwowe show: olimpijczycy spotkali się z premierem Putinem, który z uśmiechem dobrego ojca wyprawiał sportowców po zwycięstwa. Rytuał odprowadzania olimpijczyków „w put’-dorogu” dopełniła bezprecedensowa uroczystość quasi-religijna: w głównej świątyni Rosji – Chramie Chrystusa Zbawiciela w Moskwie patriarcha Cyryl udzielił błogosławieństwa zawodnikom w narodowych dresach (komentator rozgłośni „Echo Moskwy” porównał tę ceremonię do rytuałów wysp Polinezji). Jednym słowem – rosyjscy olimpijczycy zostali wysłani do Vancouver zaopatrzeni i przez władzę świecką, i przez władzę duchowną. Mieli po pierwsze pokazać klasę reszcie świata, po drugie zapowiedzieć, że w Soczi (gdzie mają odbyć się kolejne zimowe igrzyska) to dopiero pokażą klasę. Zorganizowanie igrzysk w Soczi jest oczkiem w głowie pana Putina, stąd osobiste zaangażowanie w sprawy sportów zimowych.
Tymczasem kolejne dni igrzysk przynosiły rosyjskiej reprezentacji kolejne rozczarowania. Oczekiwane medale wymykały się rosyjskim sportowcom z rąk. Kulminacją rozczarowania była przegrana drużyny hokejowej z Kanadą w ćwierćfinale turnieju – przecież rosyjscy hokeiści po ostatnich zwycięstwach w mistrzostwach świata byli uważani za żelaznych kandydatów do medalu z najszlachetniejszego kruszcu. Trener sbornej Anatolij Bykow ogłuszony krytyką i dochodzącymi zewsząd szlochami powiedział, że teraz należy na placu Czerwonym ustawić gilotyny i ściąć po kolei głowy zawodnikom i trenerom.
Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów rosyjska biegaczka nie zdobyła złotego medalu w narciarskich biegach. Apetyty medalowe musieli też poskromić łyżwiarze figurowi przez dziesięciolecia nokautujący rywali na tafli. Na dodatek na niesportowe komentarze pozwolił sobie po przegranej solista Jewgienij Pluszczenko, sugerujący odmienną orientację seksualną zwycięzcy – amerykańskiego łyżwiarza – jako główny powód jego ładnej jazdy, co rzekomo bardziej spodobało się sędziom niż „męskie” skoki Rosjanina. Pluszczenko był typowany na złotego medalistę, jako jedyny w konkursie wykonał skok poczwórny, ale sędziowie wyżej ocenili program Amerykanina Lysacka (wykonał więcej potrójnych skoków w drugiej fazie programu, co jest wyżej punktowane). Jewgienij miał już zakończyć karierę – zresztą znakomitą karierę z medalami olimpijskimi i mistrzostw świata i Europy – ale na zasadzie „ojczyzna w potrzebie” powrócił z politycznych (był deputowanym petersburskiego parlamentu) i towarzyskich ścieżek (życie osobiste łyżwiarza, jego małżeństwa-rozwody i in. było jednym z ulubionych tematów „glamouru”). „Jaki tam potrójny aksel-smaksel! Pluszczenko od dawna już nie jest łyżwiarzem, jest jednym z symboli naftowej Rosji epoki sto czterdzieści dolarów za baryłkę, Rosji, która wstaje z kolan i zaczyna wydawać gniewne pomruki” – napisał satyryk Wiktor Szenderowicz w felietonie „Pluszczenko jako symbol”.
Kiedy opada gorzka piana na piwie porażek, czas na refleksję. Działacze sportowi – dobrze wykarmiona kasta „nietykalnych” – ewidentnie wpadli w panikę. Znać przecież, że najwyżsi decydenci będą musieli wyciągnąć wnioski. Zapowiedział to wyraźnie wczoraj premier Putin podczas uroczystego otwarcia centrum dżudo w Tiumeniu. Prezydent Miedwiediew miał jechać do Vancouver – początkowo zapowiadano jego wizytę na 26, potem 27 lutego, potem mówiono o przybyciu na zamknięcie igrzysk. W końcu prezydencka kancelaria wydała komunikat, że prezydent nigdzie nie leci i w ogóle nigdzie się nie wybierał.
Rozgrzane do czerwoności odgórne sygnalizatory mobilizacji patriotycznej wyższości trzeba teraz gwałtownie studzić.
Specjaliści od sportu będą musieli gruntownie przeanalizować błędy w szkoleniu zawodników. W jednym z talk-show rosyjskiej telewizji próbowano postawić diagnozę – skąd tak wyraźny spadek formy rosyjskich sportowców, nadmuchanych do niemożliwości przez rodzimą propagandę sukcesu. Jednym z gości programu (za pośrednictwem telemostu) był panczenista Iwan Skobriew, zdobywca srebrnego i brązowego medalu w Vancouver. Pytany o program przygotowań, który przyniósł mu olimpijskie medale, Skobriew prostolinijnie odpowiedział: „Pojechałem trenować do Włoch, jestem bardzo wdzięczny moim włoskim trenerom, którzy nauczyli mnie pracy. Bo droga do sukcesu prowadzi przez wytężoną pracę. Włosi nauczyli mnie, jak pracować bez wytchnienia”. Dociekliwa dziennikarka próbowała dowiedzieć się, czy sukcesy Skobriew zawdzięcza właśnie temu, że trenował poza „rosyjskim systemem”. Jej pytanie pozostało bez odpowiedzi.
Przytoczone przez panią za „Echem Moskwy” rytuały , niekoniecznie musiały przedstawiać rytuały wysp Polinezji, jak chce komentator tegoż „Echa Moskwy”.Tych nie znam.Natomiast przypominają mnie rytuały niemieckie z roku 1936.Wypowiedzi boharerów również.Przecież tak przygotowana ekipa nie mogła ponieść porażki.Na pewno winni są homoseksualiści , masoni, kapitalizm i… Soros.Biedna Rosja , upokorzona i pokonana.Nawet nie zdaje sobie sprawy z upływu czasu.Ze inni mają inne metody treningu, tego już zapatrzona w siebie Rosja nie widzi.Rosji wydaje się , że jest w centrum świata , nie zauważa , że świat posunął się do przodu , że czas pozmieniał wiele uwarunkowań , które kiedyś były na czasie , w tej chwili są przestarzałe.Rosja zamknięta i odizolowana powoli traci kontakt z czołówką.
Aneczko ;daję tak krótkie komentarze ponieważ te artykuły przez panią pisane nie zawierają całkowicie żadnej merytorycznej treści związanej z tym krajem.A uważam że jako pracownik OSW opinie powinne być wyważone i uczciwe a nie żeby w każdym zdaniu czuć było rusofobię,złośliwość oraz nadętą niby mądrość Polki nie zwracając uwagi na swój idiotyzm.W tym ostatnim artykule poruszono tule spraw z tymi igrzyskami i wyjazdem Rosjan. A mi wydaje się że tu trzeba tylko zmienić nazwiska na Polskich organizatorów naszej ekipy i przebiliśmy Rosjan w naszej głupocie.Naszą ekipę zabezpieczało w Kanadzie dwoje kapelanów Kościoła katolickiego.J to chyba dzięki nim i ich modlitwom ten ewangelik Adam Małysz zdobył te 2 srebrniki.Zgadzam się że w tych komentarzach słownictwo jest ubogie ale czy tak jak pani pisze dużo i bez sensu to jest bogactwo??? Staram się w kilku krótkich słowach streścić zawartość pani bloga. Czasem ostrymi słowami, ponieważ inaczej na głupotę nie można użyć innych słów.Tą nienawiść do Rosjan prawdopodobnie osiągnęła pani przez wcześniejsze lata młodości chwaląc ten system a póżniej odwracając kota ogonem o 100%.Pozdrowienia i więcej mądrości, ponieważ zawsze na pani blogu będzie ukazywał się tylko mój komentarz najczęściej z cenzurą.