Na weneckiej wyspie San Michele, Wyspie Cmentarnej, w kwaterze na cmentarzu greckim (spoczywają tu ludzie pochowani w obrządku prawosławnym), znajduje się grób Siergieja Diagilewa, znakomitego impresaria, teoretyka baletu, sybaryty, dandysa i znawcy wyszukanych smaków życia. Wśród baletmistrzów, choreografów, tancerzy istnieje tradycja, by na grobie Diagilewa zostawić baletki. Tradycja jest żywa do dziś (zob. zdjęcie w galerii).
Dziełem jego życia były Rosyjskie Balety (Les Ballets Russes) – założona w 1909 roku, działająca w Paryżu i Monte Carlo niezrównana trupa baletowa prezentująca napisane specjalnie dla niej utwory baletowe, skupiająca najwybitniejszych rosyjskich tancerzy tamtych czasów (Niżyński, Krzesińska, Pawłowa, Fokin, Balanchine, Lifar). Z inspiracji Diagilewa pisali dla Baletów wspaniali kompozytorzy – Debussy, Ravel, Prokofjew, Poulenc, scenografię i kostiumy tworzyli Bakst, Benoit, Picasso, Braque.
Według Sjenga Scheijena, holenderskiego historyka sztuki, badacza życia Diagilewa, autora książki „Diaghilev. The Life”, „Diagilew kontrolował cały proces powstawania spektaklu baletowego, inspirował kompozytorów, librecistów, scenografów, tancerzy, czuwał nad wszystkimi aspektami dzieła; ogniskował uwagę, przyciągał bogatych sponsorów […] Był jednocześnie demiurgiem i tyranem, którego woli podporządkowane było w zespole wszystko”. Po mistrzowsku inspirował, Debussy miał powiedzieć kiedyś, że Diagilew byłby w stanie ożywić nawet kamień.
Diagilew uwielbiał Wenecję, od młodości często ją odwiedzał, wiecznie zauroczony jej pięknem. Fascynowało go to, że Wenecji nie zeszpecono nowoczesnym budownictwem, że zachowała swój niepowtarzalny dawny charakter, była prawdziwa, a jednocześnie tak przypominała dekoracje teatralne. W jednym z napisanych na początku XX wieku listów wspomniał, że tak ukochał Wenecję, że chciałby tu umrzeć. Czy rzeczywiście miał zamiar umierać, kiedy w 1929 roku przyjechał do Wenecji, by odpocząć po wyczerpującym roku pracy i równie wyczerpującym związku z najnowszą fascynacją swego życia – kompozytorem Igorem Markiewiczem? Według świadków, Diagilew do ostatniej chwili snuł plany na przyszłość. Badacze twierdzą, że był przesądny i bardzo przejął się przepowiednią pewnej wróżki, która wieszczyła mu „śmierć na wodzie”, bał się więc pływać. Widocznie miłość do Wenecji – miasta położonego „na wodzie” – była w nim silniejsza niż strach przed wywróżoną lokalizacją śmierci. Wiedział, że jest chory, cukrzyca siała spustoszenie w jego organizmie. Diagilew pono obsesyjnie bał się zastrzyków i stanowczo odmawiał zabiegów łączących się z kłuciem, nie pozwalał więc na podawanie insuliny. Różni badacze wskazują też na inne przyczyny śmierci Diagilewa – cukrzyca jest głównym „podejrzanym”, niektórzy podają jednak, że bezpośrednią przyczyną zgonu było zakażenie krwi lub udar, jeszcze inni, że mógł to być AIDS. Diagilew przez ostatnie dni życia silnie gorączkował, lekarze rozkładali ręce, nie potrafili rozpoznać przyczyny tego stanu. W ostatnich chwilach, spędzonych w Grand Hotelu na Lido z zachwycającym widokiem na morze, towarzyszyli mu najbliżsi przyjaciele: Serge Lifar (tancerz, wielka miłość Diagilewa), Borys Kochno (sekretarz, wielka miłość Diagilewa), Misia Sert („jedyna kobieta, którą mógłbym poślubić”, jak mawiał Diagilew). To ona sfinansowała zakup kwatery na prawosławnym cmentarzu na weneckiej Wyspie Umarłych.
Obok pochowano wielkiego rosyjskiego kompozytora Igora Strawińskiego – jednego z tych, który tak wiele zawdzięcza impresaryjnym talentom Siergieja Diagilewa.
W protestanckiej części cmentarza spoczywa noblista, wielki poeta, Josif Brodski (zmarł w Nowym Jorku, ale kazał pochować się w Wenecji – mieście, które kochał, które odwiedział od początku lat siedemdziesiątych każdej zimy, któremu poświęcił znakomity „Znak wodny”). Na jego skromnym grobie umieszczona jest skrzynka na listy. A na odwrocie tablicy sentencja: „Śmierć nie wszystko kończy”.
Debussy??? Przecież tuż obok jest blog niejakiego Bogatki, a on raczej nie za bardzo wie, kto to jest Debussy.
Wspomniany Borys Kochno był wcześniej wielką (i wyjątkowo inspirującą) miłością Karola Szymanowskiego – Artur Rubinstein w dramatycznych słowach opisuje w swych „Pamiętnikach” spotkanie w Paryżu, podczas którego Szymanowski musiał udawać przed Diagilewem, iż widzi Borysa pierwszy raz na oczy, by nie wywołać ataku zazdrości i wielkiego skandalu… Według niektórych ta okoliczność przekreśliła szansę współpracy polskiego kompozytora z Diagilewem, co mogło stać się dla Szymanowskiego przepustką do światowej kariery, znacznie większej, niż ta, która stała się jego udziałem. Zapewne jednak przyczyny zaniechania współpracy były natury raczej artystycznej i organizacyjnej. W każdym razie na pewno warto odwiedzić niesamowitą nekropolię na wyspie San Michele i wśród grobów wielkich postaci wsłuchać się w echa ich osobliwych namiętności, których świadkiem było też przedziwne miasto na lagunach…
Bardzo dziękuję za ten ciekawy, poszerzający horyzonty komentarz. Szczególnie za „rozszerzenie” o wątek polski. Zresztą wątków polskich wokół Diagilewa było zdecydowanie więcej. Wielką miłością i wielką inspiracją impresaria był Wacław Niżyński – genialny tancerz. W Ballets Russes udzielała się też znakomita diwa Matylda Krzesińska.A przechadzka po Wyspie Cmentarnej faktycznie skłania do zadumy i snucia niesamowitych opowieści, których twórcami (i tworzywem) byli spoczywający tam ludzie.Serdecznie pozdrawiam