Jeszcze niedawno był panem życia i śmierci. Jego jowialna twarz pod daszkiem swojskiej „kiepki” wrosła w polityczny pejzaż Rosji, wydawało się, że jest nie do ruszenia, że będzie wiecznie rządził Moskwą i jej gigantycznymi zasobami. Latem tego roku mer Moskwy Jurij Łużkow miał jednak nieostrożność narazić się tym, których portrety zdobią ważne gabinety jak Rosja długa i szeroka. Podjął nawet walkę, rzucił rękawicę, no, może rękawiczkę. Ale przegrał z kretesem. Utracił stanowisko, a wraz z nim „kryszę” i wpływy.
Jego dwór, ci, którzy nieledwie kilka miesięcy temu sławili jego geniusz, rozpierzchli się w poszukiwaniu nowych gwarancji szczęścia. Łużkow został na arenie sam. Jak donosiły rosyjskie media, Łużkow opuścił swą rezydencję pod Moskwą: „Mer nie chce już dłużej mieszkać w posiadłości Mołodienowo, gdyż z całego ogromnego terytorium państwowej rezydencji władze Moskwy wydzieliły eksmerowi tylko jeden pawilon i pasiekę”. (Mała dygresja: mer był zawsze bardzo dumny ze swej pasieki, dla niej wrócił podczas morderczych upałów w Moskwie latem ub.r.; potem o tej akcji z przenoszeniem uli w bezpieczne, niezadymione miejsce było bardzo głośno, mówiono nawet, że właśnie to stało się kroplą, która przelała puchar cierpliwości władz zwierzchnich: oto Łużkow zamiast troszczyć się o miasto i jego mieszkańców, wietrzy się w austriackich Alpach, a wraca tylko po to, by ratować swoje ukochane pszczoły, tego za wiele!).
Przez ostatnie lata w rezydencji Mołodienowo mieszkał tylko Łużkow z rodziną, choć formalnie to obiekt do użytku również innych wysokich urzędników. W Mołodienowo są korty tenisowe, stajnia, cieplarnie, ptaszarnia, gospodarstwo pomocnicze, warsztaty, pracownie i laboratoria. Mianem „Nowyje Łużki” nazywano jeszcze jedną posiadłość mera położoną w obwodzie kałuskim: fermę o powierzchni, bagatelka, 12 tys. hektarów z wzorcową hodowlą krów. Mer prowadził tam eksperymenty w zakresie upraw kukurydzy. No i również tam hodował pszczoły. Idealny gospodarz. Pod jego ręką wszystkie te hodowle kwitły. Ale nowy mer Moskwy postanowił, że miasta nie stać na utrzymywanie obiektów poza granicami administracyjnymi i całe gospodarstwo przekazał bezpłatnie… obwodowi kałuskiemu.
Kilka dni temu zaczął się wokół b. mera dziwny ping pong. Najpierw Łużkow oświadczył, że nie opuści Rosji, chyba że ta się od niego odwróci. Po czym zaczęły napływać informacje o jego staraniach o pobyt stały na Łotwie. Aby móc ubiegać się o status rezydenta, Łużkow musiał wpłacić kilkaset tysięcy „zielonych” do kas łotewskich banków. Wpłacił. Ale władze Łotwy przypomniały sobie nieprzyjazne akty i wypowiedzi Łużkowa z czasów, kiedy z wielkoruskim przytupem krytykował on Łotwę. Okazało się, że za okrągłą sumkę zdeponowaną w łotewskim banku nie da się jednak kupić nowego statusu. Pani minister spraw wewnętrznych Łotwy zareagowała natychmiast: nazwisko Łużkowa zostało wpisane na listę osób niepożądanych na Łotwie. Zezwolenie na pobyt stały w kraju UE pozwalałoby Łużkowowi na swobodne przemieszczanie się po krajach strefy Schengen. W rozlicznych komentarzach prasowych podnoszono, że zapewne Łużkow chce się ukryć za granicą przed karzącą ręką rosyjskiej sprawiedliwości, która jaka jest, każdy widzi. To tylko denuncjacje prasowe, o ściganiu Łużkowa Temida na razie milczy (autor raportu „Łużkow. Itogi” Borys Niemcow twierdzi, że Łużkow powinien być z mety pociągnięty do odpowiedzialności za korupcję).
Tymczasem Łużkow nadal bada możliwości wyjazdu z Rosji. Dzisiaj z kolei austriacka prasa pisała, że jeśli Łużkow zechce się osiedlić w Austrii, to spotka go to samo, co na Łotwie.
Może zatem Anglia? Też problematycznie. Jakiś czas temu pojawiły się wzmianki, że żona Łużkowa, Jelena Baturina, najbogatsza kobieta Rosji, nabyła luksusową posiadłość w Londynie. Kiedy mer znalazł się jesienią w opresji, komentatorzy domniemywali, że rodzina Łużkowów przeniesie się do Zjednoczonego Królestwa. A Baturina procesowała się z gazetami, które pisały o jej posiadłości (ona twierdziła, że niczego nie kupowała). Po głośnej dymisji Łużkowa do Londynu przeniosły się dwie jego córki. Jakoby na naukę. A pod koniec roku na londyńskim lotnisku pani Baturina został poddana drobiazgowej kontroli, według komentatorów to był wyraźny sygnał, że brytyjskie władze nie życzą sobie na swoim terenie osób o wątpliwej reputacji z wątpliwymi kapitałami.
Wróble w rosyjskim internecie od dawna ćwierkają, że po upadku potężnego mera teraz szybko upadnie potęga biznesowa jego żony. Tym bardziej że chętnych do przejęcia intratnych biznesów budowlanych nie brakuje. Na razie Baturinej „różni ludzie” składają propozycje odstąpienia należącej do niej firmy Inteko za pieniądze nieadekwatnie niskie w stosunku do realnej kapitalizacji przedsiębiorstwa. Baturina miała odrzucić propozycje. Co dalej? Bardzo ciekawe.
Jeszcze ciekawsze jest to, że człowiek, który jeszcze do niedawna nie tylko sławił, ale i własnymi rękami budował system polityczno-gospodarczy w Rosji, teraz, po strąceniu z piedestału, stara się temu systemowi wymknąć.
„… że zapewne Łużkow chce się ukryć za granicą przed każącą ręką rosyjskiej sprawiedliwości,..”.Jaka,jaka ręka?
Bardzo dziękuję. Już poprawiam.Pozdrawiam
Komentując można tylko sparafrazować tytuł Remarque’a książki” Na zachodzie bez zmian” na, ” na wschodzie bez zmian”.Od setek lat władca dawał i władca odbierał.I nawet nie musiał wyjaśniać dlaczego.Kilku kamratom udało i wywieźli część majątku za granicę.Kilku zostało wyeliminowanych na „stałe”z gry.Kilku siedzi na Syberii w obozach pracy.Taka była i jest Rosja.Z jednej strony niezwykle hojna dla pupilków ,ale i niezwykle surowa dla niepokornych.
Znajomość historii nakazuje,a KATYŃ I to dobitnie potwierdził,że prowadząc pojazd państwo polskie trzeba mieć ograniczone zaufanie na wybranej drodze w teatrze polityki.Polska doświadczyła to KATYNIEM II.
W „Polityce” jest artykul „Byl sobie Polak i Rusek” autorstwa Bucharina ( fragment ksiazki wydanej przez Polski Instytut Spraw Miedzynarodowych). Bardzo ciekawa lektura. Moze i Pani „pioro” moglby zajac sie tematyka rosyjska w podobny sposob? Naprawde wiecej analizy a mniej plotek tylko doda wagi i przyciagnie czytelnikow.Pozdrawiam