Wydawało się, że wraz z zaordynowanym przez prezydenta Miedwiediewa zniesieniem „reżimu operacji antyterrorystycznej” w Czeczenii okrutna wojna na Kaukazie zakończyła się. Kto ją wygrał? Nie bardzo wiadomo. No i czy naprawdę się zakończyła? Czy zostali rozliczeni ci, którzy dopuścili się zbrodni? Temat niezabliźnionych ran powrócił w rosyjskich mediach ze zdwojoną siłą po śmierci Jurija Budanowa (pisałam o tym w poprzednim wpisie na blogu). Przeklęte pytania, na które nie udzielono odpowiedzi, powracają.
A zatem – czy wojna się skończyła? Co jakiś czas dochodzi przecież do zamachów terrorystycznych, także w Moskwie, giną niewinni ludzie. Dochodzi też do zabójstw na zamówienie, także w Moskwie, a nawet w Wiedniu czy Dubaju. W tych strzelaninach giną ludzie, którzy w taki czy inny sposób weszli w konflikt z udzielnym chanem Czeczenii Ramzanem Kadyrowem. Kadyrow ma jedną niezaprzeczalną w oczach Moskwy zasługę: choć Czeczenia cieszy się samodzielnością, o jakiej Dżocharowi Dudajewowi się nie śniło, Kadyrow mówi, że republika jest częścią Federacji Rosyjskiej (rosyjskie czołgi wjechały do Czeczenii w 1994 r., a potem w 1999 pod hasłem „przywracania porządku konstytucyjnego” i wybicia Czeczenom z głowy niepodległości). A poza tym, niejako nadprogramowo, z własnej inicjatywy, Kadyrow powtarza, że kocha premiera Putina.
Kaukaz, nie tylko Czeczenia Kadyrowa, rozsadza Federację Rosyjską od środka – rządzi się własnymi prawami (prawo tradycyjne, prawo szariatu ważniejsze niż konstytucja Rosji), inkasuje subsydia z budżetu (którymi dysponują znajdujące się u władzy klany), ale nie likwiduje podstawowych problemów tych biednych regionów, stwarza problemy w dziedzinie bezpieczeństwa, hoduje radykalne podziemie islamskie, eksportuje niepokój. Powstaje coraz głębszy rów, dzielący metropolię i „kaukaską kolonię”. Węzeł kaukaski zaciska się coraz bardziej. Powstaje mentalny podział na obywateli pierwszej i drugiej kategorii. Obie kategorie żywią wobec siebie pogardę i niechęć, a nawet nienawiść. Rosyjscy nacjonaliści wzywają do wyrzucenia wszystkich „czarnych”, jak lekceważąco mówi się o mieszkańcach Kaukazu, z rdzennej ziemi rosyjskiej. Rdzenni Rosjanie z Kaukazu już dawno powyjeżdżali. Kiedy dochodzi do bójek na tle rasowym, zwłaszcza gdy w bójce ktoś ginie, następnym etapem jest już spora uliczna wojna, z rwaniem bruku, biciem, przekleństwami. Widzieliśmy to w Moskwie w grudniu, gdy po zabójstwie kibica moskiewskiego klubu przez człowieka z Kaukazu podniosła się fala antykaukaska i doszło do zamieszek w centrum miasta. Każdy zatarg urasta do rangi wielkiego problemu. Niektórzy komentatorzy zwracają uwagę, że istnieją pewne grupy interesu, które chętnie wróciłyby na czołgach do Czeczenii, aby dokończyć tę niedokończoną wojnę.
Wróćmy jeszcze do zabójstwa Budanowa, antybohatera wojny czeczeńskiej. To znaczy dla jednych antybohatera, bo poprzez zachowanie niegodne rosyjskiego oficera splamił honor, dla innych bohatera, niesłusznie zakutego w kajdany przez uzurpatorską władzę, która wpierw wysłała go na tę wojnę, a potem nie chciała bronić. Ramzan Kadyrow powiedział w 2009 roku, gdy Budanow wychodził przed terminem na wolność, że pułkownik jest wrogiem narodu czeczeńskiego, domagał się dla niego dożywotniego więzienia. Większość obserwatorów wskazuje „czeczeński ślad” zabójstwa.
13 czerwca w podmoskiewskich Chimkach odbył się pogrzeb Budanowa, z orkiestrą ministerstwa obrony, salwami honorowymi – jednym słowem z honorami, należnymi oficerom, choć Budanow został pozbawiony stopnia oficerskiego i zgodnie z prawem takie przywileje mu się nie należały. Na miejscu, gdzie został zastrzelony, jego zwolennicy składają kwiaty. Słychać wezwania do odwetu, „wiadomo na kim”.
Dlaczego i kto zdecydował się na oddawanie honorów człowiekowi, pozbawionemu stopnia, skazanemu za gwałt i zabójstwo? Aleksandr Golc, komentator internetowej gazety „Jeżedniewnyj Żurnał” przedstawia taką wersję: „ Władza zezwoliła na taki pogrzeb, bo zagubiła się, nie wie, co robić z podnoszącą się nacjonalistyczną falą. Ta fala to naturalna reakcja na putinowską politykę uspokajania Czeczenii. Początkowo przypuszczano, że Moskwa płaci gigantyczną kontrybucję Ramzanowi Kadyrowowi za to, że czeczeńskie problemy są załatwiane na miejscu. Ale czeczeńskie porachunki załatwiane są również na moskiewskich ulicach. Jednak Putin nie może mieć pretensji do gospodarza Czeczenii, gdyż sam go stworzył. Jedyne, co pozostaje, to pochować Budanowa z honorami w bezsensownej nadziei na zbicie fali rozdrażnienia, które ogarnęło tak ważny segment elektoratu Putina. Żyrinowski już domaga się, aby nazwiskiem Budanowa nazywać ulice rosyjskich miast”.
Dziś miało miejsce jeszcze jedno wydarzenie związane z Czeczenią. Po zabójstwie w 2009 roku obrończyni praw człowieka, czeczeńskiej dziennikarki Natalii Estemirowej Oleg Orłow z ośrodka Memoriał powiedział publicznie, że odpowiedzialność za jej śmierć ponosi Kadyrow. Kadyrow złożył pozew, oskarżając Orłowa o oszczerstwo, „Nie zabiłem jej” – zapewniał. Rozprawa toczyła się w Moskwie. Sędzia Morozowa uznała Orłowa za niewinnego: „Orłow tylko konstatował znane mu fakty” – powiedziała sędzia. Uznała zgromadzony przez oskarżenie materiał dowodowy za niewystarczający. Warto zacytować fragment mowy oskarżonego Orłowa, wygłoszonej 9 czerwca w sądzie: „Nie jestem oszczercą, nie mówię o tym, co się dzieje w Czeczenii, by ją oczernić. Z radością konstatuję, że ludzie nie giną tam teraz w bombardowaniach i ostrzałach. Mieszkańcy Czeczenii odbudowali zniszczone miasta. W 2007 i 2008 roku liczba porwań ludzi znacznie się zmniejszyła. To zasługa władz republiki. Jednak ta sytuacja nie trwała zbyt długo. Znowu dochodzi do porwań, demonstracyjnego wymierzania kar. Wypowiadanie własnego zdania stało się niebezpieczne. W Czeczenii można wypowiadać poglądy, tożsame z poglądami tylko jednej osoby – przywódcy republiki. W Czeczenii powstał reżim absolutnej władzy jednego człowieka”.
Uniewinnienie Orłowa jest promykiem w ciemnym carstwie. Ale to jeszcze nie koniec sądowej epopei Orłowa: przedstawiciel Kadyrowa zapowiedział apelację.
a co tam slychac u twoich kolegow z cia ???
Powiedziala, co wiedziala.
Ja także kocham premiera Putina. Mocno i czule.
W dłuższej perspektywie czasu Rosja presji nie wytrzyma.Są to siły odśrodkowe wewnętrzne jak i zewnętrzne.Całe azjatyckie południe Rosji to wielka niewiadoma , o zupełnie odrębnej kulturze.Na wschodzie Rosji Chiny i Japonia ,która wnosi swoje pretensje terytorialne.Na szczęście północ to obszar wodny i z tej strony nic chyba Rosji nie grozi.Na zachodzie Rosji jest Polska Litwa Łotwa i Estonia .które będą przekonywaąy Ukrainę i Białoruś dołączenia do Europy. Trzy fronty .Historia uczy ,aby nie walczyć więcej jak na jednym froncie.