Kilka lat temu dowiedzieliśmy się od ówczesnego prezydenta Rosji, Władimira Putina, że rozpad ZSRR był największą geopolityczną katastrofą XX wieku. Dziś mija dwudziesta rocznica spotkania trzech „słowiańskich żubrów” w Puszczy Białowieskiej – Jelcyna, Krawczuka i Szuszkiewicza – którzy ową katastrofę przypieczętowali. Zresztą wcale nie uważali jej za katastrofę, a za zwieńczenie pewnego łańcucha wydarzeń – ogólnego kryzysu niewydolnego systemu i parady suwerenności wszystkich republik związkowych po kolei. Podpisane w Wiskulach porozumienie białowieskie, konstatujące, że ZSRR przestał istnieć, zostało cztery dni później ratyfikowane przez Radę Najwyższą Rosyjskiej Federacyjnej Republiki Radzieckiej (wtedy jeszcze tak się nazywała późniejsza Federacja Rosyjska).
I gdzie tu katastrofa? ZSRR, który podczas swego trwania ugrobił miliony, dziesiątki milionów ludzi, rozpadł się łagodnie. Z trzaskiem, ale bez hekatomby ofiar.
Rodacy Władimira Putina odnoszą się do niedawnej historii niejednoznacznie. Żal po ZSRR odczuwa 53% Rosjan (dwa lata temu – 60%), przeciwnego zdania jest 32% (dwa lata temu 28%). To wyniki badania Centrum Lewady. Wśród powodów żalu respondenci wymienili: rozpad wspólnych więzi ekonomicznych (48%), utratę poczucia przynależności do wielkiego mocarstwa (45%), wzrost wzajemnej nieufności (41%). Przywrócenia ZSRR w dawnym wcieleniu chciałoby 14%.
Cytat z parlamentarnego wystąpienia Władimira Putina z 2005 roku o „największej geopolitycznej katastrofie” znowu gęsto przytaczano kilka tygodni temu, kiedy Moskwa ogłosiła nową inicjatywę integracyjną, Unię Euroazjatycką. Na razie z Białorusią i Kazachstanem, wkrótce Kirgizją i Tadżykistanem, a potem – kto wie, kto wie…
Po dwudziestu latach płacz nad rozlanym radzieckim mlekiem jest anachronizmem. Choć nostalgia w wielu środowiskach nadal jest żywa. Ale dziś nie okrągła rocznica rozpadu sowieckiego kolosa jest tematem numer jeden, a ciągle trwające w wielkich miastach Rosji protesty przeciwko naruszeniom i fałszerstwom wyborczym.
Przedstawiciele władz tłumaczą się mętnie. Brną w zaparte: wybory były uczciwe, wątpliwości wokół naruszeń trzeba wyjaśnić i tyle. W odpowiedzi na wiec protestujących zwoływany jest wiec zwolenników władz, którzy biją w bębny, by nikt nie słyszał okrzyków „Rosja bez Putina” (dzisiaj internetowe media podały, że część przywiezionych z prowincji na wiece w Moskwie aktywistów prokremlowskich młodzieżówek przyłączyła się do protestujących). W areszcie na 15 dni zamknięto kilku aktywnych uczestników protestów, m.in. znanego blogera Aleksieja Nawalnego.
Sekretarz stanu USA Hillary Clinton powiedziała dziś w Wilnie, że rosyjskie wybory nie były ani wolne, ani uczciwe. Jej rosyjski kolega Siergiej Ławrow natychmiast się na nią za to obraził. Premier Putin jakby na takie stwierdzenie Amerykanów tylko czekał, zaraz oznajmił, że USA prowokują protesty w Moskwie, i że na to, by zdezorganizować wybory w Rosji, zagranica wybecelowała „setki milionów dolarów”. Wiadomo, wszyscy tylko knują, żeby dosolić Rosji i osobiście premierowi Putinowi.
Tymczasem na wzmiankowanym wileńskim spotkaniu ministrów spraw zagranicznych krajów OBWE rosyjska delegacja zablokowała przyjęcie rezolucji o wolności w Internecie. Znamienne.
Środowiska politologiczne w Rosji zainteresowały się scenariuszem nakreślonym przez byłego przewodniczącego partii Prawoje Dieło, Michaiła Prochorowa: w sytuacji protestów Miedwiediew składa urząd prezydenta, zostaje przewodniczącym Dumy Państwowej, a premier Putin zostaje, zgodnie z konstytucją, p.o. prezydentem; nowe wybory prezydenckie powinny zostać ponownie rozpisane, według nowych reguł (m.in. z obniżonym pułapem liczby podpisów, wymaganej do rejestracji kandydata). Zdaniem Prochorowa, takie rozwiązanie może powstrzymać rewolucję.
Czy Putin skorzysta z podpowiedzi miliardera Prochorowa (który sam nie doczekał startu w wyborach, bo kilka miesięcy temu wszedł w lekką kolizję z kremlowskimi inżynierami dusz i został z kampanii wyślizgany)? Na razie premier Putin zaniósł wczoraj wszystkie papiery do komisji wyborczej, by zarejestrować się w charakterze kandydata przez marcowymi wyborami Putina. Papiery zostały przyjęte.
W sobotę na placu Rewolucji w Moskwie ma się odbyć trzydziestotysięczny wiec protestacyjny.
Gwoli scislosci na Placu Rewolucji odbedzie sie 100-tysieczny wiec protestacyjny.Tak podali na facebooku wiec ani chybi prawda.
Szanowny Panie!Dziękuję za komentarz. Co do lokalizacji i liczebności sobotnich demonstracji sytuacja jest nadal dyskutowana. Część (np. Eduard Limonow) chce demonstrować na placu Rewolucji. Władze miasta zezwoliły na wiec z udziałem trzystu osób. Plac Rewolucji jest położony w ścisłym centrum Moskwy, tuż obok siedziby Dumy. Druga część (np. Borys Niemcow, część publicystów „The New Times”, „Echa Moskwy”) zgadza się na przeniesienie protestu na plac Błotny. Władze dały sankcję na 30 tys. Plac Błotny znajduje się też w centrum Moskwy, ale nie tak blisko Dumy i Kremla, jak plac Rewolucji – z drugiej strony rzeki. O dyskusjach o miejscu protestu więcej tu: http://www.grani.ru/Politics/Russia/activism/m.193847.htmlPozdrawiam
„I gdzie tu katastrofa? „Jest fascynujacym jak machnieciem reki „rozwiazujemy” dosyc istotne wydarzenia najnowszej historii. Ciekawym jest, ze wielu publicystow i hitorykow zachodnich pisze jednak o upadku ZSRR jako katastrofie spolecznej. Zwazywszy, ze najczescie nie sa milosnikami ani poprzedniego ani obecnego panstwa, cos w tym musi byc. Zreszta przytoczone przez Pania wyniki badan opinii spoleczne daja czesciowa odpowiedz na postawione przez Pania pytanie. Nie ma to nic wspolnego z obiektywna ocena porzedniego ani obecnego systemu. Jest to w sumie cena(?)/efekt(?) transformacji. Przeciez podobnie jest w Polsce, gdzie przemiany byly o wiele bardziej lagodne a spora czesc spoleczenstwa ( 20 lat pozniej)czujac sie porzucona, oszukana i skazana na marginalizacje teskni za dawnymi czasami – stad biora sie rzady roznych „ciekawych” koalicji i partii, ktore sprytnie wykorzystuja owe nastroje. Wraz ze zmiana pokoleniowa owa nostalgia powoli zbedzie ginac, gdyz kolejne pokolenia beda znaly tylko „obecna” rzeczywistosc. Mozna jednoczesnie zapytac, 20 lat po dramatycznych przemianach – czy obecna rzeczywistosc jest autentycznie lepsza? Dla kogo, tak a dla kogo, nie? Czy rzeczywiscie zyjemy w bardziej bezpiecznym i sprawiedliwym swiecie? I jak to wszytko ma sie do wizji, jakie mielismy, gdy przemiany nastepowaly? No tak ale najlatwiej jest machnac reka i napisac „I gdzie tu katastrofa?”. Szczegolnie, gdy cene wydarzen placi ktos inny.Wypowiedzi politykow USA zostawilbym w spokoju. Jest to stary „numer”, jesli przeciwnikowi mozna dokopac, robi sie to z cala przyjemnoscia i niezaleznie od zabarwienia politycznego. Spoleczenstwo rosyjskie bedzie musialo samo uporac sie z istotnym problemem. Lepiej niech nie licza na przyjaciol, gdyz zle na tym wyjda.Pozdrawiam
Szanowny Panie!Dziękuję za komentarz. Rozpad ZSRR w grudniu 1991, jak napisałam, był końcowym akordem procesu i wyrazem kryzysu systemu. I nie był katastrofą. Katastrofą byłby rozlew krwi, zdemolowanie całego kraju, Europy albo i świata. Nastąpiło jednak na szczęście łagodne przejście – mimo wstrząsów.Zawsze mnie zastanawiało, dlaczego akurat Władimir Putin tak żałuje imperium. Za czasów ZSRR nie osiągnął zbyt wiele. To dopiero nowe, postradzieckie otwarcie dało mu nowe możliwości – biznesowe i polityczne. To jego stwierdzenie o katastrofie odnosiło się zapewne do sfery sentymentalnej, a nie pragmatycznej.Pozdrawiam
„Katastrofą byłby rozlew krwi, zdemolowanie całego kraju,”Ma pani ciekawe podejscie do pojecia katatstrofy. Nie rozwodzac sie za bardzo, nalezy zauwazyc, iz zdemolowanie kraju nastapilo.”Oxford Illustrated Dictionary” podaje jedna z definicji katastrofy, ktora jak ulal pauje do dykutowanych zdarzen: „event subverting order or system of things”. Rozlew krwi nie jest tutaj wymieniany jako warunek konieczny. W swietle przytoczonej definicji rozpad ZSRR mozna by uznac za katastrofe na wielu plaszczyznach. Pozdrawiam
Należałoby napisać”Nic nowego”,ale nie w kontekście blogu a w kontekście przemian w Rosji.Dążenie jest jedno:Powrót do silnej ważnej i decydującej na arenie m/narodowej Rosji.A do tego potrzebny silny i „sprawdzony” poza granicami przywódca – Któż może być lepszym kandydatem niż człowiek znający od podszewki struktury siłowe(w tym dzisiejsze ekonomiczne)Rosji ?I tu Putin jest niezawodny wraz ze swoimi rządami silnej ręki,również geniuszu politycznego mu nie brakuje co dobitnie poświadczają stosunki z Niemcami.Dlaczego?Proste:To czego nie wypada Angeli Merkel z racji paru choćby tytularnie piastowanych przez nią funkcji spokojnie wykona Putin i jego partia zorganizowana i posiadająca struktury nie gorsze niż przysłowiowa cosa nostra.Oczywiście tajemnicą poliszynela jest to że ciekawscy dociekający prawdziwych „politycznych rodowodów” wielu rosyjskich polityków częstokroć giną w wyniku „zatrucia śledziem”.Specyfika”protestów” zaś jest prawie bliźniaczo podobna polskiej,sprowadzającej się do podzialu na „tych którzy nie widzą poza własną miskę” i tych którzy „widzą i wiedzą co zyskają”tyle że tych drugich jest zdecydowanie mniej…