Coraz więcej relacji, spostrzeżeń, pomysłów i komentarzy po sobotnich demonstracjach w rosyjskich miastach. Socjolodzy konstatują, że na moskiewskim wiecu na placu Błotnym 10 grudnia ciekawsze niż mówcy na trybunie były szeregi protestujących. Z trybuny przemawiało wielu tych polityków pozasystemowej opozycji, którzy na ogół byli aktywni podczas demonstracji „31” lub innych. Natomiast na ulicy spotkała się na placu nowa „tusowka”. Przyszli ludzie, którzy do tej pory nie brali udziału w protestach ulicznych – biznesmeni, studenteria, przedstawiciele wolnych zawodów. „To nie był tłum – napisał publicysta Andriej Kolesnikow – to był zbiór indywidualności. To, co stawiano jako zarzut – brak lidera – można byłoby odczytać jako plus. Ci ludzie nie szli za wodzami, nie zamierzali robić rewolucji. Głównym motywem było wypowiedzenie opinii, próba samopoznania. […] To, co odbywało się ‘w parterze’ demonstracji, było raczej podobne do konferencji, na której wymienia się poglądy, niż do wiecu. […] Na placu Błotnym spotkali się ludzie, których wartości być może będą dominować za jakieś pięć lat. Tym bardziej jeśli wybory zostaną zniesione”.
No a teraz najciekawsze pytanie brzmi: co dalej? Na 24 grudnia zwołana ma być kolejna demonstracja, jeśli władze nie uchylą rezultatów wyborów, nie zmienią Centralnej Komisji Wyborczej i nie rozpiszą nowych wyborów. Nic nie wskazuje na to, by władze miały ulec postulatom protestujących.
Wczoraj na placu Maneżowym w Moskwie odbyła się manifestacja zwolenników sfałszowanych wyborów. Full spontan a rebours. Oglądałam reportaż z tej manifestacji w telewizji rosyjskiej, a potem jeszcze poczytałam i pooglądałam relacje w Internecie. Sytuacja jak z piosenki Młynarskiego „przyszło mało, a pokazać trzeba dużo” (znowu nie można się było doliczyć uczestników, tylko tym razem w przeciwieństwie do sobotniego wiecu policja podawała znacznie wyższe liczby niż komentatorzy prasowi, którzy doliczyli się zaledwie pięciu tysięcy wobec deklarowanych przez władze 25 tys.). To po pierwsze. Po drugie, Internet bezlitośnie pokazał kuchnię tego radosnego spotkania. W „rolikach” wywieszonych w sieci widać było na przykład, jak uczestnicy wiecu otrzymują zapłatę za udział. A kto wziął udział? Tadżyccy gastarbeiterzy mieli dużą reprezentację, z tego, co mówili, wynikało, że ich administracja kazała im przyjść. Po „Maneżce” przechadzały się też przywiezione ewidentnie spoza Moskwy damy ze złotymi zębami od ucha do ucha. Elegancki jegomość z zadbaną bródką a la Lenin miał w jednym z „rolików” interesujący monolog, sławiący Putina.
Na razie nadal wszystko idzie utartym torem. Władze Moskwy wykręcają się jak mogą od ustalenia z organizatorami „wigilijnego” protestu miejsca, gdzie wiec miałby się odbyć. Wszystkie miejsca, gdzie mogłoby się zebrać kilkanaście tysięcy ludzi, okazuje się, już dawno są zaklepane na jakieś inne imprezy. Internetowa gazeta „Grani” cytuje natomiast wypowiedź sekretarza Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej, byłego dyrektora Federalnej Służby Bezpieczeństwa Nikołaja Patruszewa dla jednego z tygodników: „W Internecie trzeba wprowadzić rozumne regulacje. Tak jak to się odbywa w USA, Chinach i innych krajach. Próby ograniczania komunikacji ludzi są kontrproduktywne i amoralne. Jednak nie wolno ignorować korzystania z Internetu przez przestępców i grupy terrorystyczne” – oznajmił Patruszew. Gazeta przypomina, że w Chinach zakazane są portale społecznościowe, Facebook, Twitter, LiveJournal, Youtube.
W zeszłym tygodniu odnotowano kilka poważnych ataków hackerskich na strony opozycji. Dziś na przykład przez cały dzień niedostępny był bardzo krytyczny wobec Kremla „Jeżedniewnyj Żurnał”.
” jeśli władze nie uchylą rezultatów wyborów, nie zmienią Centralnej Komisji Wyborczej i nie rozpiszą nowych wyborów”Niby na jakiej podstawie maja uchylic rezultaty wyborow? Moze zamiast demonstrowac, nalezaloby zebrac troche tegich glow opozycyjnych, zebrac fakty i zlozyc rzeczy w sadzie. Wtedy skonczy sie gdybanie czy cos bylo sfalszowane i w jakiej skali – fakty beda mowic same za siebie. Ddemonstracje moga lub nie zmusic wladze do kosmetycznych ustepstw ale sedno sprawy, czyli flaszerstwo lub owego falszerstwa brak, pozostanie w sferze „ludowych przypowiesci”. Dowody ujawnione w sadzie staja sie wartoscia publiczna a sad musi sie do nich ustosunkowac.Wiem, co Pani napisze. Sady w Rosji nie sa niezawisle. Calkiem mozliwe. W takim Zimbabwe, sady od dawna sa przedluzeniem wladzy politycznej a jednak opozycje ( traktowana „1000 gorzej” niz to ma miejsce w Rosji) odwoluje sie do owych sadow z wyzej wymienionych powodow. Jest jeszcze jeden, w sumie rownie istotny, unika sie oskarzenia o dzialalnosc poza prawem.I jeszcze w odniesieniu do Pani wpisu w poprzedniej dyskusji. Nie poczulem sie urazony. Drobna i na dodatek zartobliwie sympatyczna uszczypliwosc nikomu jeszcze nie zaszkodzila. Pozdrawiam