To cytat z wypowiedzi Władisława Surkowa, do niedawna szarej eminencji Kremla, uważanego za autora ideologii państwowej putinowskiej Rosji („suwerenna demokracja” elit, bez udziału społeczeństwa), menedżera sprawnie zawiadującego zakulisowymi grami politycznymi. Surkow został poproszony o odsunięcie się od toru – opuścił prestiżową posadę zastępcy szefa prezydenckiej administracji i został przesunięty do „sekcji gimnastycznej” przy Radzie Ministrów, gdzie ma odpowiadać za modernizację.
Media spekulują, że powodem wyjęcia Surkowa z Kremla jest niezadowolenie Putina z przebiegu kampanii wyborczej i głosowania 4 grudnia w wyborach parlamentarnych, a potem także z wypowiedzi Surkowa na temat protestów powyborczych. Surkow powiedział m.in., że na placu Błotnym w Moskwie (10 grudnia) zgromadziła się „najlepsza, najbardziej produktywna część społeczeństwa”.
Przesunięcie Surkowa nie jest jedyną kadrową nowością z wysokich półek obozu rządzącego – przetasowania przed marcowymi wyborami Putina mają ograniczyć ryzyko przykrej niespodzianki. Stanowisko szefa prezydenckiej kancelarii opuścił Siergiej Naryszkin, któremu powierzono stołek przewodniczącego Dumy po Borysie Gryzłowie (autora aforyzmu: „Parlament to nie jest miejsce do dyskusji”). Naryszkin był swego czasu typowany jako możliwy „priejemnik (następca) 2008”, kiedy Putin łamał sobie głowę nad rozwiązaniem problemu sukcesji. Mówi się o nim, że jest sprawnym aparatczykiem, także negocjatorem, nie dał się natomiast poznać w sferze publicznej, nigdy nie porwał umiejętnościami oratorskimi. Mierny, ale wierny. Dziś wystąpił z oświadczeniem, że nie ma żadnych podstaw, by podważać wynik wyborów do Dumy, Duma została wybrana na pięć lat i przez te pięć lat będzie pracować. Duma rzeczywiście przystąpiła do fedrowania na przodku – wybrano wiceprzewodniczących (z ramienia partii Żyrinowskiego tym razem wice nie został sam wódz, a jego przybrany syn – Igor Lebiediew, niech się młodzież uczy) i szefów komisji (komitetów). Szefem komisji spraw międzynarodowych został dziennikarz telewizyjny Aleksiej Puszkow, znany amerykaninożerca, wyznawca spiskowej teorii dziejów i teorii oblężonej twierdzy.
Miejsce Naryszkina na Kremlu zajął wicepremier ds. przemysłu zbrojeniowego Siergiej Iwanow (w 2008 r. numer jeden na liście możliwych „priejemników”, w ostatniej chwili wyprzedzony przez Miedwiediewa), wierny druh Putina jeszcze z czasów KGB, potem z pracy w merostwie Petersburga. Powierzenie mu funkcji szefa kremlowskiej administracji już teraz, na kilka miesięcy przed spodziewanym powrotem Putina na Kreml, odczytano jako sygnał świadczący o przyspieszeniu operacji „Powrót”.
Miejsce Iwanowa w rządzie (nadążacie państwo za tą karuzelą?) zajął z kolei Dmitrij Rogozin, ambitny, złotousty polityk, reprezentujący przez ostatnie lata Rosję przy kwaterze głównej NATO. Placówka w Brukseli była dla niego „honorowym zesłaniem” po poprzednich wyborach parlamentarnych, na których firmowany przez Rogozina nacjonalistyczny projekt partyjny Rodina zdobył na wysokiej fali ksenofobii tak dużo głosów, że Kreml postanowił uśmierzyć ambicje Rogozina na wewnętrznej scenie politycznej i wysłał go w przestrzeń międzyplanetarną. Pod koniec września Rogozin przyjechał do Rosji i zaraz włączył się do gry – zapisał się ze swą partią do putinowskiego Ogólnorosyjskiego Frontu Narodowego, oznajmił głośno: wystarczy już nam marznąć na „russkich marszach”, najwyższa pora zajmować gabinety i podejmować decyzje. I jakby był u wróżki – hokus-pokus i gabinet wicepremiera ds. przemysłu zbrojeniowego stoi przed nim otworem. Znany z krewkiego temperamentu i ciętego języka Rogozin miał okazję już wczoraj wykazać się na nowym stanowisku. Grzmiał na podwładnych za zaniedbania, jakie wypłynęły w związku z opublikowaniem w Internecie zdjęć, zrobionych na tajnym obiekcie Roskosmosu przez blogerów. Blogerzy dostali się do obiektu przez banalna dziurę w ogrodzeniu i przez nikogo nie niepokojeni zwiedzili Energomasz w podmoskiewskich Chimkach wzdłuż i wszerz.
Na koniec tego przeglądu wirujących kadr wróćmy na Kreml. Tam miejsce Surkowa zajął Wiaczesław Wołodin. Jako wiceszef prezydenckiej kancelarii ramię przy ramieniu z Siergiejem Iwanowem Wołodin będzie miał szerokie pole do popisu. Wołodin uważany jest autora pomysłu stworzenia Ogólnorosyjskiego Frontu Narodowego jako szerokiej platformy poparcia w wyborach dla Jednej Rosji i Władimira Putina. Eksperci wróżą koniec epoki koronkowych intryg – firmowego dania Surkowa. Wołodin, jak bohaterowie Mikołajka, wali fangę w nos i nie pyta o nic.
Formalnie na czele sztabu wyborczego Putina stoi reżyser Stanisław Goworuchin, jednak faktycznie szefem jest Wołodin. Jak pisze internetowa „Gazeta.ru”, „Wołodin już w najbliższym czasie ma polecić gubernatorom i sztabom wyborczym w regionach, by zapewniły bezsporne i niepodważalne zwycięstwo Putina w pierwszej turze”.
niedługo nocna zmiana POżre swój reżim !
W 2008 roku Putin nie mysłam o następcy…Miedwiediew został przedstawiony w grudniu 2007 roku…A Putin podjał decyzje o tym że miedwiediew bedzie kandydatem w 2005 roku gdy wysłam go do rządu jako wicepremiera,dał mu projekty narodowe i rozpoczęła się praca propagandowa…on nigdy by go od siebie nie odsunął jakby nie było takiej potrzeby…
Dziękuję za komentarz.Nie napisałam, że Putin łamał sobie głowę nad następcą w 2008 r., tylko że był „problem sukcesji w 2008 r.” – bo wtedy kończyła się druga kadencja prezydencka Putina i Putin szukał odpowiedniego rozwiązania, które „urządzałoby” grupę trzymającą władzę. A co do momentu decyzji, który z dwóch wicepremierów – Iwanow czy Miedwiediew – mają zostac „priejemnikiem”, to pod murami Kremla do dziś krąży taka legenda: ktoś miał powiedzieć poufnie Iwanowowi na korytarzu Kremla, że to on będzie prezydentem, Iwanow się ucieszył, wbił w dumę i zaczął zachowywać jak paw, ale tylko do chwili, gdy oficjalnie dowiedział się, że następcą będzie jednak Miedwiediew. Ta sama legenda głosi, że Iwanow omal nie zemdlał, a potem na cztery dni „uszoł w zapoj”.Życzę Szczęśliwego Nowego Roku.