Nie minął tydzień od sensacji towarzyszących wymianie na stanowisku ministra obrony, a już nowego ministra – zasłużonego ratownika Wszech Rusi, Siergieja Szojgu – komentatorzy wpisali jednym zgodnym pociągnięciem pióra na czoło listy kandydatów do objęcia najważniejszego urzędu w państwie. To taka stara rosyjska zabawa – typowanie, kto przejmie ze słabnących rąk władcy berło i jabłko.
Zabawa towarzyszyła przez długie miesiące niepewności komentatorom i politykom pod koniec drugiej kadencji Władimira Putina w 2008 roku. Z uwagą obserwowano każde tchnienie i spojrzenie „naclidera” – ku któremu z możliwych kandydatów nakłoni swe ucho i głowę Władimir Władimirowicz, kogo wskaże, kogo namaści. Owszem, w Rosji odbywają się wybory. Ale przecież trzeba wiedzieć, kogo wybrać. Putin wybrał Miedwiediewa, który doskonale sprawdził się jako „grzejący tron” dla prawdziwego przywódcy, który w tym roku powrócił na Kreml.
Męka wyborów osłabiła politycznie Putina – zwycięstwo w marcu nie było ewidentne i niepodważalne. Protesty i kryzys u bram, gaszony przez Putina populistycznymi obietnicami stworzyły nowy porządek dnia. Początek kolejnej kadencji przyniósł wiele pytań.
Po pierwsze, jaka ma być nowa umowa społeczna w miejsce zakwestionowanej starej umowy (spokojne bytowanie społeczeństwa z dala od polityki, klasa polityczna miała za to zapewniać społeczeństwu wikt). Część społeczeństwa jednak zaznaczyła mocno, że te piękne czasy minęły i że ona też chce mieć coś do powiedzenia w polityce, a Putina ma po dziurki w nosie. Na razie odpowiedzią władz są punktowe represje wobec tych, którym się władza nie podoba.
Po drugie zaś niejasny jest nowy paradygmat współpracy w ramach putinowskiego „Biura Politycznego”. Co ma przyjść w zamian za dotychczasowe przyzwolenie na robienie interesów, powiększanie stanu posiadania, korupcję? Bo widać gołym okiem, że ta formuła życia „po poniatijam” i skutecznego arbitrażu Putina ponad konfliktami w łonie grupy trzymającej władzę z dnia na dzień coraz mocniej się kruszy. Najpierw sprawa deputowanego Gudkowa – pozbawionego mandatu Dumy za prowadzenie dochodowego biznesu ochroniarskiego. To był sygnał, że od teraz biznes polityka może stać się pretekstem wygnania go z raju (choć prawdziwym powodem jest – jak w przypadku Gudkowa czy Ludmiły Narusowej – niebłagonadiożna działalność polityczna czy poglądy odbiegające od linii). Tydzień temu w świetle kamer przeczołgano po dywanie ministra obrony Anatolija Sierdiukowa – skandal z jego udziałem miał nie tylko pikantne aspekty obyczajowe, ale także ujawnił to, co było do tej pory wstydliwie ukrywane: schematy przewał, jakich dopuszczają się ludzie na wysokich stanowiskach.
Posunięcia Putina w pierwszych miesiącach jego najnowszej kadencji wskazują na betonowanie wszystkiego, co jeszcze śmie się na scenie politycznej ruszać. Tymczasem, jak mawiał nieoceniony Ostap Bender z „Dwunastu krzeseł” Ilfa i Pietrowa, „Lod tronułsia” [Lody ruszyły]. Jak ten proces powstrzymać? Czy w ogóle się da? Na tym tle Putin daje powody do rozważań, czy jest w stanie zapanować nad tym, co się dzieje. Pogłoski o pogarszającym się stanie zdrowia powstały m.in. dlatego, że przywódca już tak często i tak chętnie się nie udziela na każdych chrzcinach i każdym weselu, jak to drzewiej bywało. Poza tym coraz częściej za niego mówi złotousty rzecznik, a nie on sam. Różne sprzeczne sygnały pogłębiają wrażenie narastającego chaosu i niepewności. Dziś jak na komendę większość mediów internetowych wrzuciła temat: czy Szojgu, nowy minister obrony, będzie następcą Putina? I większość uważa, że to dobra kandydatura. Skąd nagle taka panika na początku wydłużonej przecież do sześciu lat kadencji prezydenckiej? Przecież to jeszcze szmat czasu, zwłaszcza że teoretycznie możliwa jest jeszcze druga sześcioletnia kadencja i szczęśliwe rządy Putina do 2024 roku. Oleg Kaszyn w komentarzu na Openspace.ru daje nawet podtytuł: „Dlaczego Siergiej Szojgu nie może nie zostać prezydentem Rosji”. I dalej wywodzi: „Za Szojgu na urzędzie prezydenta Rosji w jego ministerstwie [ds. sytuacji nadzwyczajnych] wznoszono toasty jeszcze za czasów Jelcyna. Teraz jeśli nad tym w ogóle się zastanawiać, to jedynie, jak Szojgu przejmie władzę: albo Putin wyznaczy go na następcę, albo Szojgu wyznaczy się sam. […] Jeszcze nigdy w postsowieckiej Rosji na czele sił zbrojnych nie stała samodzielna polityczna figura, która nie ma zobowiązań wobec urzędującego prezydenta i która ma w swojej dyspozycji samodzielną, niezwiązaną z ministerstwem obrony strukturę siłową [Kaszyn twierdzi, że Szojgu nadal kieruje resortem ds. sytuacji nadzwyczajnych, a resort jest wobec niego – i tylko wobec niego – lojalny do ostatniej żyłki]. Wiosną utopiono projekt Szojgu powołania korporacji rozwoju Syberii I Dalekiego Wschodu, którą Szojgu sam chciał pokierować. Wtedy chodziły słuchy, że Putinowi nie spodobało się to, że Szojgu zostałby gospodarzem całej Syberii. Dziwne – kilka miesięcy temu Putin bał się Szojgu – włodarza Syberii, a teraz nie boi się Szojgu na czele całej armii. Najwidoczniej coś się przez te pół roku zmieniło”.
A kremlinożerca Andriej Piontkowski dodaje: „Szojgu jest jedynym kandydatem spośród putinowskiej hałastry, którego można przedstawić ludowi jako godnego następcę i bez specjalnych fałszerstw przeprowadzić przez wybory. […] A może „elita” zechce powtórzyć genialną kombinację z roku 1999. Wtedy jelcynowski klan postawił na czele wybranego przez siebie człowieka. Co więcej – sprzedał go ufnemu ludowi jako anty-Jelcyna. Więc dlaczegóż to dziś jelcynowsko-putinowski klan nie miałby postawić na czele „swojego chłopa”, sprzedając go ufnemu ludowi jako anty-Putina?”.
Będzie się działo?
Operacja „Następca” – reaktywacja?
Dodaj komentarz