29 sierpnia. Tego samego dnia, gdy „dama z pilniczkiem”, Jewgienija Wasiljewa została na mocy decyzji sądu zwolniona przedterminowo z kolonii karnej (http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2015/08/25/dama-z-pilniczkiem/), inny sąd – w Rostowie nad Donem – ogłosił wyrok w sprawie Olega Siencowa i Ołeksandra Kolczenki: 20 i 10 lat kolonii o zaostrzonym rygorze. Przypadkowa koincydencja terminów? Możliwe, ale symboliczna i wymowna. Rosyjska Temida ma dwa oblicza jak Janus – jedno dla swoich (łagodne, pełne wyrozumiałości, z opaską na oczach, pozwalającą nie widzieć złodziejstwa), drugie dla wrogów (za winy niepopełnione, za niezgodę z geniuszem prezydenta – kara, w łeb, w łeb).
Akt oskarżenia w sprawie Siencowa-Kolczenki uszyto grubymi nićmi, bezwstydnie, na polityczne zamówienie. Oskarżono ich o zorganizowanie grupy przestępczej, mającej na celu dokonanie zamachów terrorystycznych. Zarzuty ciężkie, jedne z najcięższych. Tyle że dowodów tych win w sądzie nie przedstawiono, zamachów nie było, nikt nie zginął, nikt nie ucierpiał. Sięgnięto po doświadczenia „stalinowskiego prawa” – jest człowiek, a paragraf się znajdzie. I to wystarczy, by skazać.
Siencow – mieszkaniec Krymu, reżyser, pisarz – był aktywistą Automajdanu, w czasie operacji zajmowania Krymu przez wojska rosyjskie zaopatrywał ukraińskich żołnierzy zablokowanych w bazach. Po aneksji, z którą – jak przypomniał w sądzie w słowie końcowym (całość tutaj: http://tvrain.ru/teleshow/here_and_now/ja_ne_krepostnoj_chtoby_s_zemlej_menja_peredavat_rech_ukrainskogo_rezhissera_olega_sentsova_v_sude-371693/) – kategorycznie się nie zgadza, pozostał na półwyspie. Nie uległ chorobie #Krymnasz. Kontaktów z Ukrainą nie zerwał, zachował ukraińskie obywatelstwo, udzielał się w poszukiwaniach ludzi, którzy w tajemniczych okolicznościach zniknęli podczas wydarzeń na Majdanie. Został aresztowany w maju ubiegłego roku przez Federalną Służbę Bezpieczeństwa Rosji. Najpierw postawiono mu zarzut podpalenia drzwi biura partii Jedna Rosja w Symferopolu. Zbrodnia to niesłychana. Do przyznania się nakłaniano go pogróżkami, biciem, duszeniem i innymi przyjemnymi metodami. Gdy to nic nie dało, zarzuty „wzmocniono”: na polecenie Prawego Sektora (do którego Siencow rzekomo należał), ukraińskiej organizacji, której działalność na terytorium Federacji Rosyjskiej jest zakazana, Siencow miał zorganizować grupę terrorystyczno-dywersyjną w celu dokonania zamachów.
Akt oskarżenia oparto na zeznaniach świadka, znajomego i współpracownika Siencowa, Giennadija Afanasjewa (w osobnym procesie dostał wyrok 7 lat łagru). Podczas rozprawy Afanasjew wycofał się z obciążających Siencowa zeznań. Jak powiedział – wyciśnięte z niego zeznania śledztwo uzyskało, stosując tortury. Sąd jednak okazał się bardzo przywiązany do wersji z podpaleniem i planowanym wysadzeniem w powietrze pomnika Lenina i wiecznego ognia przy memoriale Wielkiej Wojny Ojczyźnianej w Symferopolu i nie zwrócił uwagi na wycofanie zeznań, jedynej podstawy oskarżenia. Siencow stwierdził, że nie miał nic wspólnego z uszkodzeniem drzwi do siedziby rosyjskiej partii. Obrona wskazywała ponadto, że biuro partii nie jest obiektem państwowym, to jedynie siedziba organizacji społecznej, zresztą żadnych dowodów udziału Siencowa w tym epizodzie nie ma. A czy są jakieś dowody, czy wszystkie zostały nieudolnie sfabrykowane? Nie było żadnych aktów terroru, żadnych wybuchów, żadnych ofiar. Fikcja nieliteracka. Bohdan Owczaruk z Amnesty International zwrócił uwagę na to, że rosyjski wymiar sprawiedliwości złamał art. 3 europejskiej konwencji praw człowieka: „zeznania, otrzymane w wyniku tortur, nie powinny stanowić podstawy wyroku sądu. Ponadto proces nie powinien odbywać się w Rostowie nad Donem – zgodnie z prawem, obywatele Ukrainy nie mogą być wywożeni z terytorium Krymu na terytorium Federacji Rosyjskiej, jako że Krym jest terytorium okupowanym, a konwencja genewska jasno określa zasady, które państwo okupujące powinno przestrzegać. Poza tym ich nie mieli prawa sądzić według prawa rosyjskiego, a według ukraińskiego. Co do oskarżenia o terroryzm, to powinno zostać wycofane”.
„To proces pokazowy, podobnie jak w przypadku Nadii Sawczenko. Trzeba zademonstrować, że jeżeli ktoś neguje przynależność Krymu do Rosji lub zamierza na poważnie wziąć udział w działaniach wojennych nie po stronie rosyjskiej, to my tych ludzi wykradniemy i posadzimy na długie wyroki, żeby zapamiętali. Chodzi o to, żeby ludzie się bali. Komunikat jest taki: jeżeli otworzysz usta i coś powiesz przeciwko nam – pięć lat, a jak cokolwiek zrobisz – 23 lata. To typowa sadystyczna logika, żeby ludzie nie śmieli nawet nic powiedzieć” – komentował w audycji „Echa Moskwy” politolog Stanisław Biełkowski.
Polityczny charakter procesu Siencowa nie ulega wątpliwości. Za chwilę rozpocznie się proces wspomnianej przez Biełkowskiego Nadii Sawczenko. Można z dużą dozą prawdopodobieństwa założyć, że i tam zapadnie wysoki wyrok skazujący. Ci skazani będą kartą przetargową Putina w rozmowach z Ukrainą, a przede wszystkim z Zachodem.
O Siencowa upominali się w licznych listach i petycjach europejscy filmowcy. Bez skutku – nikt ich w Rosji nie usłyszał, nikt nie wysłuchał. Rosyjskie środowisko artystyczne jakoś się nie burzyło przeciwko niesprawiedliwemu wyrokowi na kolegę. Pojedynczy twórcy próbowali protestować. Aleksandr Sokurow krytykował postępowanie Rosji wobec Siencowa, wzywał do jego uwolnienia. Podobnie Aleksiej German jr., Władimir Kott, Aleksiej Fiedorczenko, Władimir Mirzojew, Paweł Bardin, Askold Kurow. Krótka lista przyzwoitości. Nikita Michałkow ze swej strony próbował wystąpić w obronie Siencowa. Nieśmiało. W rozmowie z dziennikarzami zastrzegał się: „Nie mogę podskoczyć wyżej własnej głowy. Te prośby, które wysyłaliśmy, również ja osobiście [Michałkow skierował prośbę o uwolnienie Siencowa do Putina]… Są dość poważne dokumenty, noszące prawny charakter procesowy, do których nie potrafię się odnieść, ponieważ nie jestem prawnikiem. Ty mówisz – wypuśćcie go, bo to zdolny reżyser, a tobie odpowiadają: przecież to terrorysta i przedstawiają ci fakty. Trudno z tym dyskutować”. Ciekawe, jakie to fakty przedstawiono Michałkowowi, że się uspokoił i zamilkł.
Spośród komentarzy internetowych po ogłoszeniu wyroku w procesie Siencowa-Kolczenki wyróżnił się pisarz (a właściwie były pisarz), były skandalista Eduard Limonow („Ja, Ediczka”): „Siencow dostał 20 lat. Słusznie! Człowiek, który nazwał Rosjan okupantami Krymu zasługuje na dwudziestkę, potwór! Ukraina przez 23 lata gwałciła Krym. My Krym zdobyliśmy za czasów Katarzyny II, a Ukraina go u nas wyszachrowała, wymaniła u Jelcyna pijaczyny. Niech Siencow siedzi za ukradzione rosyjskie dobro”.
A inny komentator, Anatolij Krawczenko zapytał: „Jak to? To Girkin nie jest terrorystą, a Siencow jest?”.