24 sierpnia. Sierpień jest w najnowszej historii Rosji szczególny. Co kilka dni przypada jakaś rocznica wydarzeń ważnych, czasem tragicznych: pucz sierpniowy, interwencja wojsk Układu Warszawskiego w Czechosłowacji, podpisanie paktu Ribbentrop-Mołotow, krach w rosyjskich finansach 1998, druga wojna czeczeńska, zamachy na domy mieszkalne, tragedia Kurska, wojna z Gruzją, wojna z Ukrainą. Ten sierpień też nie był dla Rosji łaskawy.
W części pierwszej „Rosji sierpniowej” przywołam temat, który komentowałam krótko na łamach „Tygodnika Powszechnego” w pierwszych dniach sierpnia, a który nadal jest aktualny i nawet nabrał nowego wymiaru ze względu na katastrofę w Amazonii. Chodzi mianowicie o pożary syberyjskiej tajgi.
Syberyjska tajga to bez żadnej przesady zielone płuca Eurazji. Latem zdarzają się tam pożary. Nie gasi się ich, jeśli nie zagrażają infrastrukturze. Koszt akcji gaśniczej jest tak duży, że regionalne władze, na których spoczywa obowiązek gaszenia, nie podejmują wysiłku z braku funduszy. Pożary wygasają pod koniec lata po deszczach.
W tym roku jednak pożary objęły kilkanaście milionów hektarów: w sercu tajgi wypala się wielka dziura. Ogień pochłania unikatowe ekosystemy. Według szacunków Greenpeace zagładzie uległo co najmniej miliard drzew, zginęły zwierzęta, ptaki, owady. Odtworzenie tkanki biologicznej – o ile nastąpi – potrwa co najmniej 60 lat. Na dodatek płoną wielkie obszary leśne w Kanadzie i na Alasce, a nawet w Arktyce, wysuszonej ostatnimi anomalnymi upałami. Ekolodzy określają skalę pożarów jako „zatrważającą”, wskazują, że niekorzystne zmiany klimatyczne zwiększają ryzyko apokaliptycznych pożarów, a także powodzi.
W ubiegłych latach dym z pożerających tajgę pożarów wiatry niosły na wschód, gdzie jest mało ośrodków zamieszkanych przez ludzi. W tym roku dymy zniosło na wschód – dotarły do miast na Uralu, a nawet nad Powołże. Ostatnio dymem dusił się i krztusił Krasnojarsk. Ludzie siedzieli w domach, przy szczelnie zamkniętych oknach, czekając na zmianę kierunku wiatru. Takie zadymienie to poważne zagrożenie dla zdrowia i życia ludzi. Mieszkańcy zagrożonych terenów głośno zaczęli domagać się interwencji na szczeblu najwyższych władz. Pod petycją do władz „Uratujcie Syberię!” podpisało się prawie 900 tysięcy osób.
Do Władimira Putina zadzwonił w pewnym momencie Donald Trump z ofertą pomocy przy gaszeniu tajgi. Rosyjski prezydent podziękował, niemniej po tej rozmowie przystąpiono do zrzucania wody z samolotów nad płonącymi lasami, a państwowa telewizja – dotychczas pomijająca temat milczeniem – zaczęła relacjonować akcję gaśniczą i uzasadniać jej potrzebę.
Przy okazji omawiania tematu pożarów wiele mówiło się i pisało – głównie w mediach społecznościowych – o nielegalnych wyrębach lasów. Niektóre nielegalne poręby „czarni drwale” podpalają, aby ukryć wycinkę. Ekolodzy z Tomska od wielu lat monitorują wycinanie lasów na Syberii. Na Twitterze czy w innych mediach publikują zdjęcia, np. wielkich składów drewna przy linii kolejowej. Według rozeznania aktywistów społecznych, drewno jedzie do Chin. Aktywiści gdzieniegdzie podejmują walkę z nielegalnymi wyrębami. Tak było na przykład w okolicach Jeziora Teleckiego na Ałtaju, gdzie miejscowi wydali regularną wojnę „czarnym drwalom”: przegrodzili drogę, którą wywożone były ścięte drzewa, zniszczyli obozowiska. Ich zdaniem, trzeba było wziąć sprawy w swoje ręce, gdyż odwoływanie się do władz czy policji nie dawało żadnych rezultatów: wszyscy zostali przekupieni.
W tym roku Syberię – ten wielki rezerwuar karmiący Rosję – gnębią rozliczne plagi. Nie tylko pożoga tajgi, ale także powodzie. Mieszkańcy obwodu irkuckiego na południu Syberii zmagają się z kolejną falą powodziową. Zmyło – dosłownie – kilka miejscowości, np. 30-tysięczne miasto Tułun. I to nie raz, a dwa razy. Gdy już pierwsza fala opadła, nadeszła kolejna i ponownie zatopiła miejsca, do których powoli zaczęli wracać ewakuowani mieszkańcy. Zginęło kilkanaście osób. Straty materialne są ogromne.
Skala powodzi jest równie niepokojąca jak skala pożarów tajgi. Zagrożeniem jest też obserwowane odmarzanie wiecznej zmarzliny w północnej części Syberii. Na skutek pożarów do atmosfery dostają się setki milionów ton dwutlenku węgla. Jeśli nawet uda się w tym roku ugasić tragiczne pożary, to problem reagowania na nasilające się skutki fatalnych zmian klimatycznych pozostanie. Nad tajgą zawisło złowrogie pytanie, czy niewydolny rosyjski system polityczno-ekonomiczny będzie w stanie poradzić sobie z narastającym wyzwaniem.