30 września. Chcesz nauczyć kilkuletnie dziecko strzelać? Nie ma problemu: wbijasz na festiwal Rosgwardii w Moskwie „Bezpieczne miasto”, a tam specjaliści już wiedzą, jak wyedukować pociechę. Wiadomo, czym skorupka za młodu nasiąknie, tym w późniejszym wieku (roz)trąci antyrządowe demonstracje. Takie jak na przykład te odbywające się w Moskwie latem, gdy na ulice wyszły tysiące ludzi domagających się przywrócenia na listy wyborcze opozycyjnych kandydatów, skreślonych przez Centralną Komisję Wyborczą na podstawie naciąganych i jawnie sfałszowanych powodów. Podczas tych demonstracji zatrzymano setki ludzi, teraz wybiórczo niektórzy mają stanąć przed sądem pod równie naciąganymi zarzutami (np. jeden z uczestników ma być skazany za rzekome rzucenie w policjanta plastikowym kubeczkiem).
Festiwal Rosgwardii miał na celu nie tylko wyszkolenie przyszłych pokoleń w obchodzeniu się z bronią, ale przede wszystkim zademonstrowanie wyposażenia oddziałów prewencji. Wygląda na to, że miasto ma być bezpieczne przede wszystkim dla funkcjonariuszy gwardii, rozpędzających protesty. Jak pisze „Komsomolskaja Prawda” w entuzjastycznym reportażu z wydarzenia (https://www.kp.ru/daily/27035.5/4099720/), funkcjonariusze będą wyposażeni między innymi w sprzęt rejestrujący to, co się dzieje w ich bezpośredniej bliskości. Dzięki temu usprawnieniu i podłączeniu urządzeń do baz danych, gwardziści podczas nielegalnych zgromadzeń natychmiast wychwycą ludzi, którzy już kiedyś byli na takiej demonstracji. Dostaną też na wyposażenie odpowiednie pojazdy. Gazeta z niecierpliwością oczekuje wprowadzenia tych nowości, które umożliwią funkcjonariuszom zadanie bobu warchołom, łamiącym ustawę o zgromadzeniach publicznych.
Impreza odbywała się w dniu, gdy na prospekcie Sacharowa trwał wiec opozycji pod hasłem „Wypuść”. Został zorganizowany w obronie ludzi skazanych (lub oskarżanych) za udział w protestach lub za działalność opozycyjną (jak pisze Iwan Dawydow w „The New Times”, „w żadnym razie nie wolno nam zapominać o tych, którzy siedzą skazani w sfabrykowanych procesach ani o tych, którzy czekają na proces [oskarżeni o to, że] swoim bezczelnym spojrzeniem zranili funkcjonariusza Rosgwardii”). Tym razem zgromadzenie było legalne, miało pozwolenie władz. Przemawiali politycy (m.in. Aleksiej Nawalny). „My się nie boimy” – krzyczano z trybuny. Na wiec przyszło 25 tysięcy ludzi.
W obronie niesłusznie prześladowanych uczestników protestu wystąpiło 39 duchownych Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej. 18 września na portalu „Prawmir” opublikowali oni list otwarty w obronie zatrzymanych, sądzonych i skazywanych na wysokie wyroki pozbawienia wolności uczestników letnich demonstracji w Moskwie (https://www.pravmir.ru/otkrytoe-pismo-svyashhennikov-v-zashhitu-zaklyuchennyh-po-moskovskomu-delu/). Wyrażali w nim duszpasterską troskę o losy niewinnie represjonowanych. List został dostrzeżony i powitany z radością przez przedstawicieli społeczeństwa obywatelskiego. W komentarzach dominowała opinia: ci duchowni uratowali honor Cerkwi, której hierarchowie wyłącznie obsługują interesy Kremla.
Sygnatariusze listu nie konsultowali swoich działań ze zwierzchnością. Po kilku dniach pojawiły się doniesienia, że są oni wzywani przez hierarchów „na rozmowy”, po czym piszą noty wyjaśniające swoje postępowanie. Przedstawiciel Patriarchatu Moskiewskiego wystąpił z oświadczeniem, że podpisanie listu to nie działalność w obronie praw człowieka, a mieszanie się do polityki. Co, jak można wywnioskować, stoi w sprzeczności z linią hierarchii cerkiewnej (która wprawdzie do polityki miesza się nieustannie, ale po „właściwej” stronie).
Zdaję sobie sprawę, że wpis ma już kilka dni, ale czy Autorka przewiduje może w przyszłości skreślenie kilku słów na temat sytuacji Cerkwi rosyjskiej? Interesuje mnie kwestia wspomnianych dysydentów.
Szanowny Panie! dziękuję za komentarz i zainteresowanie.
Podziemna rzeka płynie, za jakiś czas będzie można podsumować, co się stało z sygnatariuszami listu.
Pozdrawiam
Anna Łabuszewska