11 października. Oficjalna sowiecka propaganda niezmordowanie głosiła, że pierwsze na świecie państwo socjalistyczne jest rajem na ziemi, ludzie żyją dostatnio, kochają przywódców, panuje równość, nie ma wyzysku klasowego, a każdy posiadacz opiewanego przez Majakowskiego paszportu Kraju Rad z uzasadnioną wyższością patrzy na zbiedzony lud gnijącej cywilizacji Zachodu. Od czasu do czasu na tafli sowieckiej szczęśliwości powstawała jednak rysa: niektórzy obywatele nie wytrzymywali takiego naporu błogości i nawiewali za granicę. Po zachodniej stronie żelaznej kurtyny opowiadali, jak naprawdę żyje się w warunkach zaostrzającej się walki klas, industrializacji, kolektywizacji itd. Najbardziej bolesne dla reżimu okazywały się ucieczki ludzi należących do grup uprzywilejowanych lub stanowiących filary reżimu. Tak było w przypadku ucieczki dwóch oficerów lotnictwa wojskowego – właśnie minęła 71. rocznica brawurowego rajdu Piotra Pirogowa i Anatolija Barsowa, o czym przypomniał na swym profilu FB „Nieśmiertelny Barak” (Бессмертный барак).
Pirogow i Barsow (prawdziwe nazwisko Borzow) w czasie wojny walczyli na froncie, dosłużyli się rangi lejtnanta i starszego lejtnanta oraz wysokich odznaczeń państwowych. Zdawać by się mogło: oto życie kłania się w pas, wojna się skończyła, przeżyli, służą w niezwyciężonej Armii Czerwonej, mają dostęp do dóbr bardziej wykwintnych niż ogół społeczeństwa. Tymczasem pewnego październikowego dnia 1948 roku podjęli zgodną decyzję o ucieczce ze Związku Sowieckiego. Na pokładzie bombowca Tu-2 dnia wylądowali na lotnisku w amerykańskiej bazie wojskowej w pobliżu Linzu w Austrii. A zaraz po wylądowaniu poprosili o azyl polityczny w USA.
Ucieczka wojskowych, tym bardziej samolotem, stała się sensacją nie lada. Pisały o tym wiele amerykańskie gazety. Uciekinierzy – szczególnie Pirogow – nie stronili od kontaktów z przedstawicielami zachodniej prasy. W rozmowach z dziennikarzami opowiadali, że zdecydowali się zwiać, aby na Zachodzie „poczuć się wolnymi ludźmi”, gdyż w kraju byli nieustannie poddawani kontroli i naciskom. Czytelnicy gazet w USA mogli się dowiedzieć, że w Armii Czerwonej panuje atmosfera strachu. Paranoidalne obawy Stalina i kręgu jego najbliższych współpracowników o to, że w wojsku szykowane są spiski na ich życie, sprawiały, że służba przypominała chodzenie po polu minowym. Każde wypowiedziane zdanie mogło stać się podstawą podejrzenia o zdradę czy udział w sprzysiężeniu mającym na celu podkopanie ustroju itd. Pirogow poddawał w swych wypowiedziach dla amerykańskiej prasy ostrej krytyce władze ZSRR, odchodzenie od ideologii komunizmu, rozchodzenie się deklaracji i rzeczywistych posunięć, błędne przeprowadzenie kolektywizacji. Na pytania dziennikarzy, dlaczego piloci wybrali jako miejsce azylu USA, odpowiadali, że wierzą, iż to wolny kraj. Skąd to wiedzą? Bo słuchają rozgłośni Głos Ameryki.
Pirogow wziął się za pisanie książki – tom wspomnień „Dlaczego uciekłem” (okres wojny, opis życia codziennego w ZSRR, przyczyny ucieczki) wyszedł na Zachodzie, stał się bestselerem, w USA i Wielkiej Brytanii ukazało się kilka wydań, książka została przetłumaczona m.in. na francuski, chiński. Pirogow opisał w niej szczegółowo stosunki panujące w wojsku. Na jeden z wielu ciekawych aspektów zwrócił uwagę w swym opracowaniu „Nieśmiertelny Barak”: Pirogow służył w 63. pułku lotnictwa wojskowego, latał na bombowcach. Pułk miał wziąć udział w defiladzie z udziałem samolotów bojowych nad placem Czerwonym w Moskwie. Za przygotowania do defilady odpowiadał SMIERSZ, wielu pilotów odsunięto od udziału, gdyż podejrzewano ich niejasno o niecne zamiary wobec zgromadzonych na trybunie honorowej stalinowskich notabli (później wielu z tych oficerów trafiło do łagrów). „Pirogow doszedł do wniosku, że te działania były świadectwem strachu członków władz i ich niewiary w lojalność wojska wobec partyjnej i państwowej wierchuszki, co również rozciągało się na brak zaufania władz do społeczeństwa, te nastroje wzmogły się jeszcze w czasie wojny i po jej zakończeniu”. Każdy w każdej chwili mógł być aresztowany pod wyimaginowanymi zarzutami. We wspomnieniach znalazły się też wątki osobiste: Pirogow, gdy już powziął postanowienie o ucieczce, rozstał się z narzeczoną. „Nie chciałem jej narażać na szykany ze strony organów bezpieczeństwa, a na pewno zostałaby wzięta w obroty, gdyby nadal była moją narzeczoną. Musiałem ją chronić” – uzasadniał.
Ta ucieczka i wypowiedzi obu pilotów były ciosem dla sowieckiej propagandy. Toteż Związek Sowiecki nie odpuszczał. Dyplomaci z ambasady sowieckiej w Waszyngtonie usiłowali co jakiś czas nawiązać kontakt z uciekinierami. Pirogow wymigiwał się od jakichkolwiek kontaktów, natomiast Barsow po pewnym czasie zmiękł. W przeciwieństwie do Pirogowa, który łatwo zaaklimatyzował się za oceanem, Barsow był osowiały, nie mógł znaleźć sobie miejsca, dużo pił, w niczym nie przypominał dawnego wesołego kompana, który wieczorami śpiewał rosyjskie romanse, akompaniując sobie na gitarze.
Jak twierdzą autorzy audycji Radia Swoboda o słynnych uciekinierach (https://www.svoboda.org/a/29542638.html), Barsow uległ namowom, gdyż sowiecki ambasador Paniuszkin obiecał mu osobiście, że po powrocie do kraju zostanie objęty amnestią i generalnie włos mu z głowy nie spadnie. „Wiesz, stęskniłem się za krajem, za moimi stronami, chcę wrócić” – wyjaśniał Barsow swoją decyzję Pirogowowi. Ten kręcił głową z dezaprobatą: „Kochaneńki, zastrzelą cię tam jak psa”.
Niestety miał rację. Barsow po powrocie spędził kilka miesięcy w obozie, a potem został rozstrzelany. Jak twierdził jeden z najbardziej znanych uciekinierów z ZSRR, kagiebesznik pułkownik Władimir Pietrow, dyplomaci, którzy namawiali Barsowa do powrotu, doskonale wiedzieli, że sowiecki wymiar sprawiedliwości skazał obu pilotów zaocznie na najwyższy wymiar kary, ale rzecz jasna zataili to przed Barsowem. Kilka lat później w Moskwie na konferencji prasowej przedstawiony został niejaki Barsow, który opowiedział, że spędził kilka lat w łagrach w Workucie i Omsku, a teraz pracuje jako elektromonter. Konferencja była ewidentną „ustawką”, mającą podważyć rozpowszechnioną przez Pietrowa na Zachodzie wersję o straceniu Barsowa, toteż nikt w nią nie uwierzył.
Pirogow skończył studia, podjął współpracę z Radio Liberty, a także pracował jako wykładowca uniwersytecki (specjalność lingwistyka). Ożenił się z Rosjanką, córką przedrewolucyjnych emigrantów. Zmarł w 1987 r. w Waszyngtonie.