Archiwum miesiąca: luty 2020

Ze Stalinem i bez Stalina, część czwarta

21 lutego. Wracam do cyklu „Stalina życie po życiu”. Jesteśmy w środku Breżniewowskiej hibernacji – ostrożny, stawiający na spokój, urawniłowkę i wieczne trwanie Leonid Iljicz wypuścił kilka balonów próbnych. Sprawdzał, jak ludzie reagują na Stalina. Reagowali różnie – niektórzy entuzjastycznie, domagając się przywrócenia praktyk zatartych przez Chruszczowowską odwilż, a niektórzy pisali listy z prośbami o przyspieszenie destalinizacji. Breżniew wolał się nie narażać ani jednym, ani drugim. Wyhamował, wyciszył, zasnął.

W poprzednim wpisie (http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2020/02/19/casus-makridina/) przedstawiłam jeden z milionów przykładów straszliwych zbrodni Stalina i jego szajki – niczym niewyróżniająca się młoda kobieta została bezpodstawnie uznana za kontrrewolucjonistkę i rozstrzelana w wieku 21 lat. W 1966 roku została zrehabilitowana. A zatem Breżniew myślał o tym, by przynajmniej niektórym z tych nieszczęsnych ludzi przywrócić choćby godność, zmieloną przez stalinowską machinę. Ale to dotyczyło nielicznych.

Przyjęto też np. uchwałę o pomocy przedstawicielom „niesłusznie przesiedlonych w 1944 r.” Tatarów krymskich, zesłanych pod koniec wojny za domniemaną współpracę z okupantem hitlerowskim do Azji Centralnej. O innych przesiedlonych narodach nie wspomniano, o ich powrocie do małych ojczyzn nie było mowy (Tatarom, Czeczenom, Inguszom, Kałmukom i innym represjonowanym narodom umożliwiono opuszczenie miejsc zesłania dopiero na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych). Jak widać, rehabilitacja ofiar stalinizmu przez Breżniewa nie była pełna, odbywała się gdzieś bokiem, po cichu lub jako reakcja na demonstracje (jak w przypadku Tatarów).

Jeden z bliskich współpracowników genseka, główny ideolog epoki „dojrzałego Breżniewa” Michaił Susłow sam był stalinistą, ale podobnie jak Leonid Iljicz, wolał nikogo nie drażnić. W tamtych latach w mediach, kulturze i sztuce obowiązywała ścisła cenzura. Decyzje, o czym mówić, o czym nie mówić, podejmowane były przez odpowiednie ciała partyjne, w sprawach o szczególnej wadze – przez KC. Partia sprawowała wyjątkowo uważną pieczę nad artykułami w gazetach „Prawda” i „Izwiestia”. To, co tam drukowano, wyznaczało kierunek myślenia i postępowania nie tylko dla aktywu partyjnego, ale wszystkich obywateli. Skoro więc 21 grudnia 1969 r. „Prawda” opublikowała artykuł z okazji 90. rocznicy urodzin Stalina, w którym postać Ojca Narodów potraktowano neutralnie, to oznaczało, że tak należało patrzeć na jego postać i tak o nim mówić (jeśli w ogóle). Ot, teoretyk partii, rewolucjonista – napisano – pod jego rządami ZSRR zbudował socjalizm, wygrał wielką wojnę. Niemniej podkreślono też, że Stalin dopuścił się błędów – przede wszystkim nieuzasadnionych represji, odszedł od świętej linii Lenina, a to niewybaczalne. Tyle – taka była wykładnia: im mniej, tym lepiej. W następnych latach w partyjnych publikacjach z okazji rocznic rewolucji, utworzenia ZSRR, urodzin i śmierci Lenina – czyli przy najważniejszych świętach epoki Breżniewa – o Stalinie albo nie wspominano wcale, albo ogólnikowo, dyżurnie wymieniając jego nazwisko w szeregu innych. Wyciszanie postępowało z każdym rokiem. W latach siedemdziesiątych Stalin stawał się coraz bardziej przezroczysty, coraz bardziej nierzeczywisty.

Choć z drugiej strony, niezupełnie o nim zapomniano. W 1970 r. miało miejsce znamienne wydarzenie: na nagrobku Stalina, znajdującym się pod murem Kremla, pojawiło się kamienne popiersie według projektu Nikołaja Tomskiego. Rzeźbiarz obsługiwał zamówienia władz na pomniki rewolucjonistów; był też m.in. autorem rzeźb zdobiących słynne stalinowskie wysotki („pałace kultury”) – kwintesencję socrealizmu. Popiersie stoi do dziś, to pod nim współcześni rosyjscy komuniści po wodzą towarzysza Giennadija Ziuganowa składają w dniu urodzin Stalina góry czerwonych goździków.

W sztandarowej produkcji filmowej epoki Breżniewa – wojennej epopei „Wyzwolenie” Jurija Ozierowa, która wyznaczała kanoniczną (acz zakłamaną) wersję myślenia o historii wojny, wśród 51 postaci historycznych pojawia się również Stalin (zagrał go gruziński aktor Buchuti Zakariadze). Film pokazuje wojnę wielowarstwowo – poprzez jednostkowe losy bohaterów, wielkie bitwy toczone przez ludzkie masy pod dowództwem marszałków Pobiedy, a także poprzez gry polityczne na światowej szachownicy. Stalin pojawia się w tej trzeciej warstwie – jako uczestnik narad w Kwaterze Głównej czy konferencji jałtańskiej. Bez etosu, bez patosu.

CDN.

Casus Makridina

19 lutego. Dziś zrobię dygresję w cyklu o pośmiertnym życiu Józefa Stalina, aby pokazać istotę zbrodni totalitaryzmu. Jedną postać – jedną ofiarę bezdusznej machiny represji, służącej utrzymaniu się u władzy tyrana i grupy otaczających go zbrodniarzy. Wielka liczba ofiar to statystyka. Sucha statystyka poraża bezmiarem: tysiące, dziesiątki, setki tysięcy, miliony – obłęd. Ale dopiero wejrzenie w losy poszczególnych ofiar ukazuje wymiar ludzki, jednostkowy, opowiada o tragedii jednego człowieka, który żył, miał marzenia, aspiracje. I pewnego dnia machina wskazała go na kolejną ofiarę nieludzkiego reżimu, w zderzeniu z nią obywatel żyjący w totalitarnym państwie nie miał żadnych szans.

Portal Nieśmiertelny Barak (Бессмертный барак) kontynuuje opowieść o ofiarach stalinowskich represji. Przywracanie pamięci o ofiarach to wielkie obywatelskie dzieło Memoriału i współpracowników.

Jedną z kart katalogu ofiar jest krótka biografia Natalii Makridinej, ur. 1916 w Szacku. Została aresztowana 26 kwietnia 1937 r. Bezpartyjna, wykształcenie średnie. Przed aresztowaniem przez jakiś czas nie pracowała. Została skazana na najwyższy wymiar kary na podstawie podpisanej przez Stalina listy osób przeznaczonych do rozstrzelania jako szczególnie groźny przestępca, członkini kontrrewolucyjnej organizacji terrorystycznej. Pod listą figurują podpisy: Stalina, Mołotowa, Kaganowicza, Woroszyłowa.

Drogą służbową lista trafiała do Kolegium Wojskowego Sądu Najwyższego ZSRR. Tam polecenie zbrodniarzy z Biura Politycznego zatwierdzano po 10-minutowym posiedzeniu pro forma.

Stalin osobiście podpisał łącznie 388 takich list. Staraniem stowarzyszenia Memoriał we współpracy archiwum prezydenckim listy opublikowano w latach 2002-2003.

Makridina została rozstrzelana 16 sierpnia 1937 r., ciało przewieziono na cmentarz Doński w Moskwie, gdzie grzebano ofiary stalinowskiego terroru.

Została zrehabilitowana w 17 lutego 1966 r. Rządził wtedy Leonid Breżniew.

Bez Stalina i ze Stalinem, część trzecia

14 lutego. Trzeci odcinek opowieści „Józefa Stalina życie po życiu” zaczynam od ostatnich wysiłków następcy, Nikity Chruszczowa, aby przysypać tyrana – którego był bliskim współpracownikiem – piaskiem zapomnienia. Bo też przy okazji zasypywał ślady własnych przewin. I to mu się – по большому счету, jak mówią Rosjanie – poniekąd udało. W powszechnym odbiorze Chruszczow był patronem odwilży, carem kukurydzy i jowialnym prostaczkiem, walącym pięściami o blat ław w sali obrad Zgromadzenia Ogólnego Narodów Zjednoczonych. Wprawdzie nie rozumiał sztuki współczesnej i kazał rozjechać abstrakcjonistów, ale wysłał pierwszego człowieka w kosmos itd.

Destalinizacja w wydaniu przestraszonego byłego stalinisty była chwiejna, wewnętrznie sprzeczna, powierzchowna, omijająca węzłowe problemy.

Kilka lat temu rosyjska telewizja w ramach nostalgicznych wspomnień o latach sześćdziesiątych wyemitowała serial Walerija Todorowskiego „Odwilż” (Оттепель). Serial cieszył się dużym powodzeniem u widzów. Dla tych, którzy jeszcze pamiętali tamte czasy, był wzruszeniem. Tym , którzy z autopsji chruszczowowskich czasów nie znali, pozwolił na poczucie atmosfery odwilży. Serialowi towarzyszyła skomponowana przez Konstantina Mieładze piosenka w wykonaniu Pauliny Andriejewej „Odwilż”. W refrenie powtarzał się motyw: „Я думала – это весна, а это лишь оттепель” (myślałam, że to wiosna, a to tylko odwilż). Ten motyw doskonale oddaje ducha dokonanego przez Chruszczowa przełomu. Na prawdziwą wiosnę trzeba było bowiem jeszcze poczekać.

Do roku 1963 pozbyto się z ulic i placów miast ZSRR pomników i popiersi Józefa Wissarionowicza, z bibliotek wyrzucono albumy z jego podobiznami. Nazwisko Stalina pojawiało się w dokumentach partyjnych czy referatach na partyjnych spędach, ale nie wychylano się poza wyznaczoną na zjeździe linię. Chruszczow nie zdecydował się na przykład na publikację dokumentów z kremlowskiego archiwum dowodzących zbrodniczego charakteru rządów satrapy.

Destalinizacja – nawet ta cząstkowa, niepełna, niepewna – miała przeciwników. Znamienne: gdy obalony w 1964 r. przez młodsze pokolenie partyjniaków Chruszczow stracił władzę, wielu członków aktywu spodziewało się, że po usunięciu autora odwilży nastąpi wyczekiwana rehabilitacja Stalina. Po Moskwie szerzyły się pogłoski, że zabalsamowane ciało Stalina złożone w grobie pod murem kremlowskim, nie rozkłada się, w związku z tym można je będzie ponownie wystawić w mauzoleum na placu Czerwonym obok Lenina.

Na czele grupy, która odsunęła od władzy Chruszczowa, stał Leonid Breżniew (rocznik 1906). Jeszcze jako działacz partyjny w czasach Stalina Breżniew trafił jako delegat na XIX zjazd partii. Wódz dostrzegł młodego człowieka o szerokiej otwartej twarzy i przyciągającej wzrok aparycji. „Bardzo piękny Mołdawianin” – miał powiedzieć Stalin, gdy poinformowano go, że ten towarzysz to sekretarz Mołdawskiej Partii Komunistycznej. Za tym zainteresowaniem poszły czyny: Breżniew dostał w Moskwie mieszkanie i przydział do pracy partyjnej w stolicy – w tzw. szerokim sekretariacie KC. To był niebywały, szybki awans. Ambitny Breżniew wiedział, komu to zawdzięcza.

Po objęciu władzy Breżniew przyhamował z destalinizacją. Dała mu do myślenia między innymi reakcja aktywu podczas uroczystości 20-lecia zwycięstwa w wielkiej wojnie ojczyźnianej. W wystąpieniu na uroczystości Breżniew wspomniał imię Stalina. Zgromadzeni zareagowali rzęsistymi brawami, przechodzącymi w owację. Stropiony gensek, chcąc uciszyć oklaski, zaczął mechanicznie czytać następne zdania przemówienia. Dwa lata później w referacie z okazji 50-lecia rewolucji październikowej już Stalina nie wymieniono. Nad Ojcem Narodów zapadała ostrożna, ale wyrazista cisza.

Były też sygnały, że nie wszyscy oczekują stalinowskiego renesansu. W lutym 1966 r. do Leonida Iljicza napisali działacze kultury i naukowcy. Był to tak zwany list 25, podpisany m.in. przez Andrieja Sacharowa, Maję Plisiecką, Konstantego Paustowskiego. Autorzy domagali się zaniechania rehabilitacji Stalina i kontynuowania destalinizacji oraz ujawnienia dokumentów o zbrodniach epoki stalinowskiej.

W latach sześćdziesiątych wspomnienie krwawego tyrana było jeszcze ciepłe, żyli ludzie, którzy go pamiętali, materia była więc ciągle bardzo delikatna i Breżniew badał od czasu do czasu, na ile da się ją rozciągnąć. Tańczył przy tym „leninowskie tango”: krok do przodu, dwa kroki wstecz. Według wieloletniego współpracownika Breżniewa, Aleksandra Bowina, gensek odnosił się do Stalina z szacunkiem, nawet sympatyzował z nim; wewnętrznie nie mógł się pogodzić z tym, że Stalin został strącony z piedestału, choć tyle zrobił dla kraju, choć wygrał wielką wojnę. „Z imieniem Stalina szli na śmierć, a potem podeptali jego grób” – mówił z przejęciem.

Naczelną ideą polityki wewnętrznej epoki Breżniewa było uspokajanie sytuacji, zakręcanie kurków, z których lała się przykra prawda – miało być albo dobrze, albo wcale. Stabilizacja, stabilizacja i jeszcze raz stabilizacja. Wszystkim po równo, nie wychylać się, nie chcieć za dużo. W takich warunkach lepiej było o Stalinie zapomnieć, a w każdym razie nie mówić głośno. Teraz miało być po wielkiemu cichu.

Przejawem tego stylu myślenia było między innymi „poprawienie” filmów z lat czterdziestych, np. kultowych obrazów „O szóstej wieczorem po wojnie” i „Wesoły jarmark” Iwana Pyrjewa. Usunięto z nich – i z innych filmów zresztą także – wszelkie nawiązania do kultu Stalina.

CDN.

Ze Stalinem i bez Stalina, część druga

11 lutego. To drugi odcinek krótkiego cyklu o pośmiertnym życiu Józefa Wissarionowicza Stalina w polityce jego następców. Poprzednią część (http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2020/02/09/bez-stalina-i-ze-stalinem-czesc-pierwsza/) zakończyłam w roku 1959, kiedy Nikita Chruszczow wykonał woltę w podejściu do postaci poprzednika – po początkowej krytyce, zrobił krok wstecz i wyhamował powszechną destalinizację.

Wygłoszony przez Chruszczowa na XX zjeździe KPZR (1956) referat potępiający kult jednostki nie spotkał się z powszechną akceptacją aktywu partyjnego, destalinizacja wprawdzie postępowała, ale dość opornie. Chruszczow miał ambitne plany, w ramach deklaratywnego powrotu do pierwotnej, czystej moralności komunistycznej nawiązał do leninowskiego hasła o „doganianiu i przeganianiu [świata kapitalistycznego]” i mobilizował społeczeństwo do nowych wysiłków na rzecz zbudowania komunizmu. Wyznaczył nawet konkretną datę, kiedy ZSRR przekroczy tę magiczną linię: miało to nastąpić już w 1980. Plany planami, a tu trzeba było na bieżąco dawać sobie radę z wyzwaniami codzienności. Kukurydza, którą gensek kazał siać wszędzie i która miała uczynić kraj samowystarczalnym, jeśli chodzi o wyżywienie, w rosyjskich warunkach klimatycznych nie udawała się jak w USA. Jak w takim klimacie budować komunizm? – wzdychał car kukurydzy. W takiej sytuacji dobrze było odwrócić uwagę od „przejściowych trudności”.

Po krótkotrwałym zaniechaniu krytyki Stalina Chruszczow powrócił do idei pozbycia się jego cienia z życia publicznego. XXII zjazd partii w październiku 1961 r. poza świętowaniem podboju kosmosu, udanej próby z bombą wodorową i wyznaczeniem daty dojścia do komunizmu zajął się palącą kwestią usunięcia zabalsamowanego ciała Stalina z mauzoleum na placu Czerwonym, w którym Ojciec Narodów spoczywał obok Lenina – „świętej”, niepokalanej postaci na szczycie komunistycznego panteonu. Chruszczow sam nie wystąpił z inicjatywą. Z trybuny zjazdowej 30 października przemówiła w tej kwestii Dora Łazurkina, stara bolszewiczka, współpracowniczka Lenina, która była represjonowana przez Stalina, spędziła kilkanaście lat w łagrach i na zesłaniu za „udział w organizacjach kontrrewolucyjnych”. Powiedziała: „Wczoraj naradziłam się w Iljiczem [Leninem], którego zawsze mam w swoim sercu. Stanął koło mnie jak żywy i powiada: nieprzyjemnie mi leżeć obok Stalina, który spowodował tyle nieszczęść w życiu partii”. I jak to w bolszewickich bajkach bywa, inicjatywa Dory Abramowny spotkała się z pozytywnym przyjęciem. Cóż, skoro sam Lenin nie chce już spoczywać obok Stalina, to trzeba tego ostatniego co prędzej z mauzoleum wynieść. I uczyniono to już nazajutrz po słowach Łazurkinej.

O okolicznościach „wyniesienia” pisałam w rocznicowym wpisie w 2011 r. (http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2011/10/31/wyniesiony/): „Operacja zdemontowania sarkofagu Stalina i pochówku pod murem Kremla była przygotowana i przeprowadzona 31 października 1961 roku w ścisłej tajemnicy – władze obawiały się tumultów. Pospiesznie usunięto nazwisko Stalin znad wejścia do mauzoleum. Plac Czerwony otoczono kordonem wojska. Ale do tumultów nie doszło”. Ogłoszenie, że teraz musimy sobie radzić bez Stalina, który nie będzie już czczony w mauzoleum, tylko zostanie pochowany jak zwykły śmiertelnik, pod murem Kremla, wywołały gwałtowną reakcję ulicy tylko w Gruzji, gdzie kult rodaka był silny.

Po XXII zjeździe nastąpił trzeci etap destalinizacji. I tutaj Chruszczow nie mógł czuć się bezpiecznie – krytyka rozpoczęta na zjeździe przez szefa KGB, Aleksandra Szelepina, obejmowała nie tylko Stalina, ale także bliski krąg jego współpracowników: Mołotowa, Malenkowa, Kaganowicza, Woroszyłowa, Bułganina, Wyszyńskiego oraz Żdanowa. Szelepin wskazał ich jako winnych masowych represji wobec członków partii. W tym gronie nie wymienił Chruszczowa, choć przecież i on ponosił bezpośrednią odpowiedzialność za podejmowane przez ten klub złoczyńców decyzje. Chruszczow bał się więc nie tyle Stalina (choć zapewne nie raz Generalissimus nawiedzał go w koszmarnych snach – taka trauma nie przechodzi szybko, a może i nigdy), ile tego, że wyciągane na światło dzienne grzechy Stalina ktoś skojarzy z nim, Chruszczowem. Informacje o stalinowskich niegodziwościach były więc porcjowane, wiele z nich trafiło do pilnie strzeżonej sfery tabu.

W pracach historycznych, powstających pod okiem partii, dozwalano na krytykę Stalina i jego polityki. Nawet w podręcznikach szkolnych pojawiły się sformułowania, że Stalin dopuścił się wielu błędów, stosował represje. W jednym z publicznych wystąpień Chruszczow nazwał okres rządów Stalina wprost „królestwem topora i terroru”. Mocno.

Destalinizacja przyjmowała czasem formy hmm, osobliwe. Na przykład na lokomotywach IS inicjały Generalissimusa zamieniono na FD – Feliks Dzierżyński. Z deszczu pod rynnę? Nie szkodzi. Feliks Edmundowicz był w porzo, bo należał do leninowskiej ekipy, która teraz w trzecim etapie destalinizacji miała u partii duży plus.

Poprzednią część zakończyłam wspomnieniem o filmach fabularnych, w których postać Stalina przedstawiana była w glorii i które jeszcze przez pięć lat po XX zjeździe wyświetlane były w kinach. Po namyśle inżynierowie dusz uznali, że nadszedł czas na wycięcie Józefa Wissarionowicza. Więc wycięto go nawet z kultowego, kanonicznego filmu „W dni października”. Był Stalin i nie ma Stalina, ile to roboty. Stalin wycinał swoich odpadających od ściany towarzyszy ze wspólnych fotografii, jego zaczęto się więc też pozbywać w taki sam sposób.

O tym, jak postępował „stalinopad”, w następnej części krótkiego kursu historii „po Stalinie”.

CDN.

Bez Stalina i ze Stalinem, część pierwsza

9 lutego. Zawsze był z tym kłopot – kolejni władcy Związku Sowieckiego nie potrafili uwolnić się od cienia Stalina. Jedni dlatego, że razem z nim tworzyli zło i całe życie bali się jego samego, a potem jego zbrodniczej spuścizny, inni dlatego, że woleli przykryć epokę całunem zapomnienia i nie odpowiadać na trudne pytania o ocenę poczynań poprzednika, jeszcze inni – powierzchownie potępili, ale ostatecznego rozliczenia zaniechali. I tak jest do dziś, gdy po krótkim okresie trzeźwości w podejściu do okrutnej epoki Stalinowi znowu stawia się w rosyjskich miastach pomniki, w sondażach popularności postaci historycznych wąsaty tyran zajmuje czołowe pozycje, a ranking z roku na rok mu rośnie.

Zacznę od Nikity Siergiejewicza Chruszczowa – człowieka, który wygrał grę o tron po śmierci Stalina. Musiał stoczyć ostrą walkę. Jednego z najgroźniejszych pretendentów do objęcia schedy – Ławrientija Berię wyeliminował (ze skutkiem śmiertelnym) w sprytnej grze aparatu partyjnego, armii i służb specjalnych. Potem zadziwił partię i w efekcie także cały kraj, ogłaszając 25 lutego 1956 r. na XX zjeździe KPZR utajniony referat potępiający kult jednostki i niesłuszne działania stalinowskiej machiny represji wobec aktywu partyjnego. A zatem potraktował stalinizm wybiórczo, po łebkach.

Obalając kult jednostki poprzednika, Chruszczow chciał upiec dwie pieczenie na jednym ogniu: schronić się za nim jak za tarczą i jednocześnie pozbyć się go, aby stworzyć pole działalności dla siebie, otworzyć swój rachunek na czystej, niezamazanej krwią karcie. Ale po kolei.

Mamy początek 1956 r., a więc kraj jest jeszcze skuty lodem strachu i żalu po stracie przywódcy, bez którego wielu nie wyobraża sobie życia. Jeszcze nie przebrzmiały echa nieśmiałych pierwszych rehabilitacji ofiar systemu, amnestia i wypuszczenie z łagrów części więźniów politycznych to kropla w morzu powinności. Krytykując kult Stalina, Chruszczow stworzył sobie swego rodzaju zasłonę dymną. Przez wiele lat Nikita Siergiejewicz należał przecież do wąskiego kręgu najbliższych współpracowników Stalina, jego podpis figuruje pod decyzjami o zbrodniach, rozkazami o egzekucjach, zwalczaniu wrogów klasowych, deportacji całych narodów, rozkułaczaniu, prześladowaniach, pod wyrokami śmierci. On też – podobnie jak Beria, Mołotow czy Malenkow – wypracowywał i firmował kierunek polityki wewnętrznej i zagranicznej, znał zbrodnicze metody i je akceptował, a także wykonywał. Wygłaszając referat w 1956 r., zakrzyknął niejako: Łapaj złodzieja! To on, Stalin, jest wszystkiemu winien, to on ponosi całą odpowiedzialność za błędy i wypaczenia. A my tu teraz, towarzysze, wspólnym wysiłkiem uwolnimy się od bagażu i odnowimy zapomniane kanony prawdziwej komunistycznej moralności, teraz będzie czysto i dobrze, bez przegięć.

Referat wygłoszony został w gronie delegatów na zjazd – a zatem w grupie najbardziej zaufanych parteigenossen – i na dodatek miał status poufności, nie został opublikowany w prasie (tekst drukiem oficjalnie ukazał się dopiero w latach pierestrojki). Jego przekaz do partyjnych dołów był kontrolowany i ściśle reglamentowany. Ale tajemnicy nie udało się utrzymać, poczta pantoflowa zadziałała bardzo skutecznie. Rzucone przez Chruszczowa hasło destalinizacji nie zyskało, co ciekawe, powszechnego poparcia w partii. Staliniści nie wyginęli na komendę.

Niemniej na podstawie wytycznych partyjnej góry Stalin i jego wszędobylskie podobizny miały zniknąć z przestrzeni publicznej. Przystąpiono do zmian nazw ulic, placów, miast (np. Stalingrad stał się Wołgogradem, Stalino – Donieckiem, Stalinabad – Duszanbe) usunięto pomniki i popiersia, odebrano licznym instytucjom i obiektom nadawane wcześniej z wielką pompą imię Generalissimusa. Jego profil wyparował z wszechobecnego „czteropaku” wielkich wodzów rewolucji proletariackiej, pozostały tylko trzy profile: Marksa, Engelsa i Lenina. Nazwisko Stalina zostało wykreślone z roty przysięgi komsomolców, pionierów i członków partii. Podczas pochodów pierwszomajowych jeszcze przez pierwsze lata noszono portrety Stalina, aż wreszcie i te usunięto. Kłopot był z tekstem hymnu. Był tam bowiem fragment o tym, że Stalin był przewodnikiem narodu, który dawał natchnienie ludziom, by pracowali i osiągali sukcesy (Нас вырастил Сталин – на верность народу, На труд и на подвиги нас вдохновил!). Melodię hymnu wykonywano bez słów aż do 1977 roku. Wtedy zatwierdzono modyfikację tekstu dokonaną przez Siergieja Michałkowa.

To rozstanie z wizerunkami i stalinowską toponimiką nie nastąpiło od razu: fala ruszyła na dobre właściwie dopiero po XXII zjeździe KPZR w 1961 r. Jeszcze na XXI zjeździe w 1959 r. Chruszczow zmiękczył swoją linię odnośnie krytyki Stalina. Ogłosił wtedy, że socjalizm ostatecznie zwyciężył w ZSRR, a stało się to dzięki słusznej linii partii, na której czele przez wiele lat stał towarzysz Stalin.

Wytwórnie filmowe nadal realizowały plan kręcenia filmów, w których Józef Wissarionowicz był ukazywany w pozytywnym świetle, np. „W dni października” Siergieja Wasiljewa czy „Prawda” Wiktora Dobrowolskiego i Isaaka Szmaruka.

A potem „nasz Nikita Siergiejewicz” wykonał kolejny zwrot przez rufę. Ale o tym – w następnym odcinku.

CDN.