10 maja. Przypadająca w tym roku 75. rocznica Dnia Zwycięstwa była w planach Kremla wydarzeniem, mającym pomóc we wzmocnieniu popularności prezydenta. Najpierw okazało się jednak, że zagraniczni goście, na których obecności Władimirowi Putinowi szczególnie zależało, nie mają zamiaru przyjąć zaproszenia na trybunę honorową przy placu Czerwonym i z różnych względów 9 maja nie przyjadą do Moskwy. A potem przyszło zrezygnować i z samej trybuny – epidemia koronawirusa bezpardonowo wprowadziła korektę. Z uwagi na zagrożenie epidemiczne Putin zdecydował się na odwołanie głównej defilady w Moskwie, w całym kraju zrezygnowano z masowych festynów i marszu „Nieśmiertelny pułk”.
Zamiast wielkiej pompy, która w zamierzeniach kremlowskich propagandystów miała wzmocnić ducha, wbić Rosjan w dumę ze zwycięstwa i wzniecić gasnącą miłość do przywódcy, trzeba było wymyślić środki zastępcze. Pobieda jest w putinowskiej Rosji główną „skriepą” (czymś, co łączy, czymś, co spina), jest fundamentem państwowości i to o statusie sakralnym. Obchody rocznic Pobiedy to zatem nie po prostu obchody, a obrzędy zastępczej religii z wykorzystaniem potężnej machiny propagandowej. Odgórne pompowanie entuzjazmu przy pomocy różnych aktywności i imprez nazywane jest przez krytyków „pobiedobiesjem” (wariactwo, cyrk, szaleństwo na okoliczność Pobiedy).
W tym roku Kreml wyjątkowo mocno akcentował konieczność „walki z fałszowaniem historii”, „przeciwstawiania się rewizji roli, jaką odegrał w zwycięstwie ZSRR” i tak dalej w tym duchu. W ujęciu Kremla „fałszowanie historii” to jakiekolwiek inne opinie o genezie wojny, jej przebiegu, intencji Stalina, a także skutkach wojny (okupacja krajów Europy Środkowo-Wschodniej przez ZSRR) niż te lansowane przez oficjalną Moskwę. Przez rosyjskie media, głównie telewizję, przelewa się od wielu dni fala ataków, m.in. na Polskę, którą kremlowscy wybitni myśliciele wskazują jako sojuszniczkę Hitlera i podżegacza wojennego, winnego rozpętania światowego konfliktu (Franek Dolas nerwowo pali w kącie). Nawiążę jeszcze do tego wątku w drugiej części tekstu.
Wróćmy do obrzędowości tegorocznej rocznicy Pobiedy, której show skradł podstępny koronawirus, zapędzając potencjalnych uczestników do domów. Z centralnych moskiewskich obchodów pozostał jedynie powietrzny komponent wielkiej defilady: nad miastem przemknęły klucze samolotów, ciągnących za sobą warkocze barw narodowych. Putin po miesiącu odosobnienia w rezydencji Nowo-Ogariowo pod Moskwą wyszedł z bunkra i pojawił się samotnie przy Wiecznym Ogniu w parku Aleksandrowskim, złożył bukiet kwiatów i wygłosił krótkie przemówienie.
Zamiast marszu „Nieśmiertelny pułk”, w którym ludzie niosą portrety swoich przodków – uczestników wojny, zaproponowano akcję „Okna Pobiedy”. Ludzie mieli stanąć na balkonach z portretami weteranów i zaśpiewać kultową pieśń „Dień Pobiedy”. Akcja niespecjalnie chwyciła. „Gdyby to była inicjatywa oddolna, to co innego, ale to wymyśliła góra. Poza tym Rosjanie to nie Włosi, którzy kochają operę i mogą śpiewać na balkonach w koronawirusowej izolacji. A dziś na dodatek było zimno i deszczowo, nie było wielu amatorów, żeby się przeziębić” – podsumowała komentatorka Radia Swoboda. Warto przypomnieć, że „Nieśmiertelny pułk” był właśnie inicjatywą oddolną, wymyśloną przez aktywistów w Tomsku. Władze ten pomysł zagospodarowały i odgórnie wprowadziły do ogólnego użytku w ramach „pobiedobiesja”, dodając fałszywe nuty i niwelując efekt spontanicznej społecznej imprezy. Ale – jak mówi specjalista od historii II wojny Mark Sołonin – „Nieśmiertelny pułk” jest nadal inicjatywą godną kultywowania, autentycznym wyrazem łączności pokoleń i szacunku dla weteranów.
Weteranów fetowano w warunkach epidemii po nowemu. Ponieważ seniorzy powyżej 65 roku życia nie mogą wychodzić z domu, obchody Pobiedy przyszły do weteranów. Żołnierze z miejscowych jednostek i członkowie artystycznych zespołów reprezentacyjnych podjeżdżali pod dom weterana i śpiewali mu wojenne pieśni, tańczyli lub defilowali. A staruszkowie przy orderach stali w oknach lub na balkonach i salutowali lub podśpiewywali. To był dobry tegoroczny patent. Weterani są w bardzo zaawansowanym wieku, większość z nich poważnie schorowana, udział w zwyczajowych uroczystościach na głównych placach miast, w których mieszkają, wymaga od nich nie lada wysiłku, a wysłuchanie koncertu w domowych pieleszach okazało się formą zdecydowanie bardziej dostępną.
W ubiegłych latach w ramach „pobiedobiesja” media odnotowywały zwykle kilka horrendalnych inicjatyw niestosownego karnawału „na kościach poległych”. A to marsz umundurowanych matek z wózkami z dziećmi przebranymi w mundury czasów wojny, a to tańce na rurze niezbyt szczelnie ubranych młodych kobiet, robiących szpagaty w intencji „wielkiego zwycięstwa”, a to obdarowanie weteranów zgniłym chlebem razowym. Tym razem takich wątpliwych pomysłów było niewiele. Odznaczyła się np. jedenastoletnia mieszkanka Jekaterynburga, która ubrana w mundur czasów wojny stała przez godzinę na gwoździach w intencji rocznicy. Oglądała przy tym wojenny film „Do boju idą tylko starcy” dla dodania sobie animuszu.
O filmach wojennych może jeszcze przy okazji napiszę oddzielnie, a teraz chciałabym wrócić do polskiego wątku. W przeddzień rocznicy w Twerze miało miejsce znamienne wydarzenie. Tablica upamiętniająca Polaków z obozu w Ostaszkowie, zamordowanych w budynku NKWD w Twerze (w latach wojny miasto nosiło nazwę Kalinin) oraz tablica upamiętniająca wszystkie ofiary zbrodni enkawudzistów została 8 maja zdemontowana na polecenie prokuratury. Prokuratura uznała, że tablice znajdują się pod niewłaściwym adresem. Z opinią prokuratury nie zgadzają się historycy Stowarzyszenia Memoriał.
Obecnie w gmachu byłego więzienia NKWD znajduje się Twerski Uniwersytet Medyczny, od lat trzydziestych do pięćdziesiątych mieściła się tu siedziba obwodowego oddziału NKWD. Polscy jeńcy, przetrzymywani w obozie w Ostaszkowie od września 1939 r., byli wiosną 1940 r. przywożeni do Kalinina, gdzie enkawudziści sukcesywnie realizowali polecenie Biura Politycznego z 5 marca 1940 r. o rozstrzelaniu polskich jeńców. W Ostaszkowie przetrzymywano żołnierzy Wojska Polskiego, a także funkcjonariuszy Policji Państwowej i Straży Granicznej. W Kalininie zamordowano ok. 6300 jeńców, zostali oni pochowani w bratnich mogiłach w Miednoje. Mord w Kalininie jest częścią zbrodni katyńskiej.
„Nieśmiertelny Barak” Stowarzyszenia Memoriał przypomina, że w 1991 r. administracja miasta Twer ufundowała tablicę „Pamięci zamęczonych” i umieściła ją na fasadzie budynku uniwersytetu medycznego, przypominając, że to właśnie tu od lat trzydziestych do pięćdziesiątych mieściła się siedziba NKWD i wewnętrzne więzienie tej złowrogiej instytucji. W 1992 r. z inicjatywy Rodziny Katyńskiej obok zawisła również tablica poświęcona pamięci polskich jeńców, rozstrzelanych w tym gmachu w kwietniu-maju 1940 r. W 1995 r. prokuratura obwodu twerskiego potwierdziła, że egzekucji polskich jeńców dokonywano w piwnicach gmachu.
Członkowie Memoriału zadają pytanie: Czemu demontażu dokonano akurat w przeddzień 75. rocznicy zakończenia wojny? Na dodatek bez żadnych podstaw prawnych? I do tego w czasie epidemii? Czy to dobry czas, aby zafałszować historię i zniszczyć pamięć?