12 lutego. Aleksiej Nawalny wracając do Rosji, zbudził Kreml, zmusił do działania, podyktował szybkie tempo. Władza straciła inicjatywę. Grupa trzymająca władzę musiała co prędzej zawiesić na kołku ustalony porządek politycznego dnia i co prędzej zabrać się do przegrupowania sił. A to wszystko, aby dać odpór Nawalnemu, wytrącić mu z ręki sprawnie wrzucane do przestrzeni publicznej argumenty. A w rezultacie pozbyć się utrapionego rywala w walce o tron.
Po prawie miesiącu, jaki minął od przylotu opozycjonisty z Niemiec, można stwierdzić, że Kreml już nie bawi się w subtelności. Sięgnął po wypróbowane metody siłowe. Jak napisał Igor Ejdman, w trwającej od początku prezydentury Putina walce pomiędzy skrzydłami manipulatorów (telewizja, gry dworskie, ideologiczne i in.) a siłowików zdecydowanie wygrywają teraz siłowicy. Ejdman nazywa ich „nasilnikami” (насильники, czyli dosłownie gwałciciele, ludzie używający przemocy). Choć to nie oznacza, że manipulatorzy opowiadający na co dzień rosyjskim telewidzom, co powinni myśleć i za co kochać Putina, siedzą z założonymi rękami. Wręcz przeciwnie – nadają ze wzmożona siłą. Widowisko to smutne i żałosne. Też już zarzucono subtelności jako nieprzydatne, wykład jest toporny, prymitywny i nieprzebierający w środkach.
Na przykład odpowiedzią na film Nawalnego o pałacu Putina (obejrzało go na Youtube 112 mln osób https://www.youtube.com/watch?v=ipAnwilMncI) były montowane w pośpiechu i rozpaczy reportaże z tego obiektu, który znajduje się w stanie permanentnego remontu. Autorzy tych materiałów wyskakiwali z portek, aby ukazać, że piękne wnętrza zaprezentowane w filmie Nawalnego nie istnieją (sygnalizował to i sam Nawalny, mówiąc, że ściany pałacu pokryły się pleśnią i wymagają remontu). Ponadto po trwającej długo pauzie do własności przyznał się stary druh Putina z Petersburga, Arkadij Rotenberg, beneficjent wielkich państwowych kontraktów (m.in. krymski most). Próbowano jeszcze przemycić przekaz, że obiekt ma być luksusowym hotelem, choć nic o tym nie świadczy.
Głos zabrał w tej sprawie nawet sam prezydent, który na online spotkaniu ze studentami wyparł się nieruchomości bez mrugnięcia powieką. To wystąpienie było wyjątkowym pokazem firmowej obłudy, nieprzekonującej w najmniejszym stopniu, a stanowiącej własnoręczne podkopanie majestatu: oto Putin tłumaczy się jak sztubak, plącząc się w zeznaniach. Niebywałe.
Ekipa telewizyjna została wysłana do Bawarii, gdzie Nawalny mieszkał po opuszczeniu kliniki Charite. Celem reportażu było wykazanie, że opozycjonista pławił się w niebywałych luksusach. Tymczasem jego apartament okazał się niewielki i skromny. Żeby optycznie go powiększyć, kamerzysta używał tak zwanego rybiego oka, które zakrzywia linie. Ale nawet te zabiegi nie mogły wywołać w widzach wrażenia, że oglądają przepych. (https://www.svoboda.org/a/31099588.html)
Wróćmy do wątku przemocy. Zastosowano ją masowo i dobitnie wszędzie tam, gdzie pojawiły się jakiekolwiek próby zademonstrowania poparcia dla Nawalnego. Spałowano protesty 24 stycznia, spałowano protesty 31 stycznia, spałowano spontaniczne wystąpienia 2 lutego. Tego dnia Nawalny stanął przed sądem.
Sąd przychylił się do wniosku Federalnej Służby Więziennictwa o zamianę Nawalnemu wyroku 3,5 roku w zawieszeniu na realną odsiadkę w związku z rzekomym naruszaniem przez niego procedur. Sąd wykonał polityczne zamówienie Kremla: Nawalny pozostanie do rozpatrzenia apelacji w areszcie, a potem trafi do łagru na 2 lata 8 miesięcy. W dniu rozprawy okolice sądu były obstawione przez wzmocnione oddziały prewencji, które miały nie dopuścić do gromadzenia się zwolenników Nawalnego. Wiele z zatrzymanych wtedy osób do dziś siedzi w areszcie.
Kolejna odsłona odbyła się 5 lutego – Nawalny stanął przed sądem oskarżony o zniesławienie weterana. Tę sprawę uszyto na podstawie krytyki, jaką opozycjonista wygłosił wobec osób biorących udział w materiale agitacyjnym wzywającym do głosowania na poprawki do konstytucji (dające m.in. Putinowi możliwość dalszego sprawowania urzędu). Weteran poczuł się rzekomo urażony. W prokremlowskich mediach, które do niedawna nie dostrzegały Nawalnego i nawet nie wypowiadały jego nazwiska, rozpoczęła się nagonka na „pozbawionego czci i wiary antybohatera”, obrażającego weteranów.
Rozprawa miała dziś ciąg dalszy. Napiszę o tym oddzielnie.