21 maja. Jurij Szewczuk, frontman zespołu DDT, nie bierze udziału w proputinowskich Z-maratonach, których uczestnicy wiwatują na cześć prezydenta i wywołanej przezeń wojny (o patriotycznym wzmożeniu czołobitnych artystów pisałam na blogu http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2022/05/16/z-maraton-z-kultury/). Podczas ostatniego koncertu w Ufie po raz kolejny dał wyraz swoim antywojennym poglądom.
„Tam – okrucieństwo. A tu – ludzie sobie siedzą w restauracjach. Niech empatia z nas nie wyparuje. W Ukrainie zabijają ludzi. Po co? Dlaczego? Nasi chłopcy tam giną. Po co? Żeby zadowolić napoleońskie plany naszego cesarza? Ojczyzna, przyjaciele, to nie d_pa prezydenta, którą trzeba stale pieścić i całować. To biedna staruszka sprzedająca kartofle na dworcu. To jest ojczyzna” – powiedział Szewczuk na koncercie w Ufie (https://www.youtube.com/watch?v=gaqop0iu6yA). Publiczność nagrodziła rockmana oklaskami i okrzykami aprobaty.
Po koncercie do garderoby artysty zawitali smutni panowie, którzy przyszli z zamiarem zatrzymania wolnomyśliciela. Przez godzinę prowadzili z nim rozmowę na tematy bieżące. Do zatrzymania jednak nie doszło. Jak piszą w mediach społecznościowych inni wolnomyśliciele „jeden zwój mózgowy we władzach na szczęście zadziałał i Szewczuka nie wyprowadzono w kajdanach”. Niemniej protokół sporządzono. Zostanie on przesłany z Ufy do dzierżyńskiego sądu rejonowego miasta Petersburga, gdzie mieszka Szewczuk. Co się stanie dalej, czas pokaże. W protokole sformułowano zarzut: dyskredytacja armii rosyjskiej. Sąd się będzie musiał nagimnastykować, aby dowieść, że miękkie miejsce prezydenta dyskredytuje rosyjską armię. Ale obecnie sądy w Rosji nie takie wygibasy prawne załatwiają.
Szewczuk oznajmił, że składać zeznań w tej absurdalnej sprawie nie zamierza. Bo czyż da się współpracować ze śledztwem pochylającym się tak nisko nad pośladkami? Ciekawe, do jakich wniosków putinowskie sokoły dojdą: że ojczyzna jest czy że nie jest tym, o czym mówił Szewczuk?
W czasach, gdy Putin był premierem, a opozycja miała jeszcze czelność protestować na ulicach, Szewczuk miał okoliczność osobistej rozmowy z właścicielem opiewanej dziś części ciała. Działo się to w roku 2010. Różnej maści opozycjoniści zbierali się wtedy 31 dnia miesiąca w centrum Moskwy, aby upomnieć się o 31 artykuł konstytucji: gwarancję swobody słowa i zgromadzeń. Jednym z ówczesnych dworskich rytuałów, mających podkreślić, że Putin – choć zajmował urząd premiera – nadal jest najważniejszą osobą na politycznym firmamencie, były jego spotkania z przedstawicielami środowisk twórczych. Na takim spotkaniu 29 maja 2010 r. w Petersburgu Szewczuk zapytał Putina, dlaczego władze zabraniają przeprowadzania „marszy niezgody”. „To sprawa władz lokalnych – odbił piłeczkę premier. A poza tym – kontynuował inteligentnie – to bardzo fajnie, jeśli opozycja protestuje, bo daje władzom do myślenia, ale z drugiej strony bardzo niefajnie, jeśli demonstracje odbywają się w pobliżu szpitali i w czasie, kiedy ludzie wracają z podmiejskich daczy, bo takie demonstracje tamują ruch na ulicach i ludzie nie mogą dojechać do domów i się denerwują. To ciekawy argument – w zatkanych korkami rosyjskich miastach każde wstrzymanie ruchu to rzeczywiście dodatkowa przeszkoda powodująca paraliż na ulicach. Ale spec-kolumny samochodów z kogutami na dachach, wożące na co dzień przedstawicieli najwyższych władz partyjnych i państwowych, nagminnie powodują wielkie niezadowolenie uczestników ruchu – i tych wracających z daczy, i tych, którzy daczy nie mają, a może chcieliby się dostać do szpitala na przykład, a stoją w korkach i klną na czym świat stoi” (http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2010/06/01/31/).
Rockman nie po raz pierwszy zaprezentował się wtedy jako wrażliwy człowiek obdarzony wolną wolą i wolną duszą. Wcześniej wielokrotnie występował przeciwko wojnom prowadzonym przez rosyjskie władze i przeciwko wojnom w ogóle. Kiedy w 1996 r. Kreml organizował cykl koncertów, mających poprzeć Borysa Jelcyna w walce wyborczej o drugą kadencję, Szewczuk odmówił udziału w lukratywnym projekcie: powiedział, że widział, jakie barbarzyństwo działo się w Czeczenii w wojnie rozpętanej przez „Dziadka” i nie będzie go popierał. Rockman był wtedy w Czeczenii, śpiewał dla rosyjskich żołnierzy, argumentował, że nie wspiera tym samym armii i jej działań, a po prostu chce być blisko z ludźmi. To, co zobaczył na froncie, na długo odebrało mu chęć pisania tekstów i śpiewania. Swój antywojenny hymn „Nie strzelaj” Szewczuk napisał w 1980 r. jako sprzeciw przeciwko „internacjonalistycznej interwencji w Afganistanie” (wtedy pieśń była ocenzurowana). Tytuł piosenki stał się też tytułem antywojennych koncertów w Moskwie i Petersburgu w 2008 r. zaraz po zakończeniu „małej zwycięskiej wojenki” w Gruzji (https://www.youtube.com/watch?v=6G-My8yVyuk).
O szybkie odnalezienie zaginionego Roberta Wójtowicza przez wstawiennictwo św. Ambrożego.