23 czerwca. Australia nie chce nowej ambasady Rosji w Canberze. Nowy budynek miał zostać wzniesiony czterysta metrów od siedziby parlamentu. Władze Australii poniewczasie zorientowały się, że taka lokalizacja może sprzyjać podsłuchom i innym działaniom szpiegowskim. Kilka dni po tym, jak Australia przyjęła nowe przepisy uniemożliwiające budowę nowej rosyjskiej ambasady, na ogrodzonej działce pojawił się tajemniczy blondyn w czarnym bucie, który wprowadził się do stojącego tam kontenera. Okazało się, że to rosyjski dyplomata. Powiedział, że nie zamierza się stamtąd ruszyć, bo chroni go immunitet. Ale po kolei.
W 2008 roku Australia i Rosja zawarły umowę o dzierżawie działki, na której miał stanąć nowy budynek rosyjskiej ambasady. W umowie zawarowano, że od momentu zatwierdzenia planów budowy (co nastąpiło w 2011 r.) budynek miał powstać w ciągu trzech lat. Ale przez te wszystkie lata na działce prawie nic się nie działo. Została jedynie ogrodzona i wylano fundamenty. I może dalej nic by się tam nie działo, gdyby nie rosyjska inwazja na Ukrainę. Australijski wywiad zaczął się w ostatnich miesiącach uważniej przyglądać temu, co robią rosyjscy dyplomaci. Ktoś zwrócił też uwagę na położenie nowej ambasady: to zaledwie czterysta metrów od parlamentu w Canberze. Wywiad złapał się za głowę – z tej odległości podsłuchiwać, co się dzieje w parlamencie, może każdy amator, a cóż dopiero wprawne w tych sprawach mocarstwo. Zaczęto starania o unieważnienie umowy dzierżawnej. Rosja jednak nie wyrażała zgody na zmiany. 15 czerwca w ekspresowym tempie władze Australii przyjęły niezbędne przepisy, mające pozwolić na wywikłanie się z tej sytuacji. Jak oznajmił premier Australii Anthony Albanese, nowa ustawa (która przeszła przez parlament w trzy godziny!) pozwoli wygasić rosyjskie prawo do dzierżawy gruntu. A jest to konieczne: służby specjalne nie zostawiają wątpliwości, że takie umiejscowienie rosyjskiej ambasady zagraża bezpieczeństwu państwa. Premier przypomniał, że Australia potępia „moralnie naganną” agresję Rosji na Ukrainę. „Nie sądzimy, że Rosja może mówić o prawie międzynarodowym, skoro gwałci je swoją agresją wobec Ukrainy” – dodał.
Kreml wydał firmowe pomruki niezadowolenia, że Australia tańczy, jak jej zagrają rusofobiczni sojusznicy, wpada zupełnie niepotrzebnie i bezpodstawnie w histerię itd. Sekretarz prasowy prezydenta Pieskow zapowiedział, że Rosja weźmie pod uwagę te przykre okoliczności przy wypracowywaniu linii politycznej wobec Australii.
Na razie jedynym przejawem owej „linii politycznej wobec Australii” było pojawienie się na działce jakiegoś typa, który zainstalował się w kontenerze, służącym jako składzik na narzędzia. Został przyuważony przez policjanta i dziennikarzy, gdy palił papierosa – okularnik w średnim wieku, w wysłużonym dresie… Wiadomość o tym podała agencja Bloomberg, powołując się na lokalne media w Canberze. A następnie smakowity wątek rozpowszechniły publikatory na całym świecie.
Dziennikarze wyjaśnili, że lokator kontenera zasłania się immunitetem dyplomatycznym i głosi, że jest w związku z tym nie do ruszenia. Zamawia żarcie przez internet, które jest dostarczane pod czułym okiem australijskiej policji, i nic nie wskazuje, by zamierzał się z tego wygodnego lokum wyprowadzić.
Przedstawiciel rosyjskiej ambasady na razie odmówił komentarza. Premier Australii zapowiedział, że nawet jeśli człowiek w dresie faktycznie jest dyplomatą, to może w każdej chwili zostać ogłoszony persona non grata.