18 listopada. Sąd wydał wyrok w sprawie Aleksandry Skoczilenko z Petersburga: 7 lat łagru za kreatywną antywojenną akcję. Takie wyroki putinowskie sądownictwo feruje za zabójstwa czy gwałty. Zabójcy zyskują jednak szansę szybkiego wyjścia na wolność, jeżeli na ochotnika pojadą na ukraiński front.
Zaraz po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji na Ukrainę petersburska reżyserka, rysowniczka, malarka i akcjonistka Aleksandra (Sasza) Skoczilenko, chcąc zaprotestować przeciwko wojnie, na towarach sprzedawanych w supermarkecie umieściła kilka naklejek z antywojennymi hasłami. Zachętę do zastosowania takiej metody protestu zasugerowano na kanale w Telegramie związanym z Feministycznym Ruchem Antywojennego Oporu. Można było stamtąd pobrać gotowe wzory stickerów. Uczestniczkom akcji udzielono też rad, jak unikać identyfikacji: nie płacić kartą, wybierać miejsca, których „nie widzi” kamera monitoringu itd. Mimo tych środków ostrożności, za podobne akcje zatrzymano siedem osób. Na Saszę Skoczilenko doniosła pewna zaangażowana proputinowsko starsza kobieta. Sasza została aresztowana w kwietniu 2022 r. Postawiono jej zarzut o rozpowszechnianiu fejków o działaniach armii rosyjskiej (artykuł 207. kodeksu karnego). Na rozklejonych przez Saszę nalepkach znalazły się stwierdzenia, że Rosja wysyła do Ukrainy żołnierzy odbywających zasadnicza służbę wojskową, że Putin wielokrotnie nie dotrzymywał składanych społeczeństwu obietnic i że koniecznie trzeba zakończyć wojnę rozpętaną przez Rosję. Mowa była też o rosyjskich atakach na Mariupol. Wspomniana wyżej donosicielka Galina Baranowa była szczególnie poruszona właśnie twierdzeniem, że rosyjska armia zbombardowała szkołę w Mariupolu, gdzie czterysta osób szukało schronienia podczas ostrzałów. Emerytka uznała, że to oczernianie dzielnych rosyjskich chłopców, szlachetnie walczących w Ukrainie. Jej zeznania obciążyły Skoczilenko.
Sasza była znaną postacią w Petersburgu. I chodziło nie tylko o jej działalność artystyczną, ale głównie o akcje pomocowe przeznaczone dla osób cierpiących na depresję (artystka sama przeszła przez tę chorobę). Napisała i zilustrowała książkę-komiks o depresji z myślą o młodych ludziach, by potrafili pokonać dręczące je demony. Książeczkę przetłumaczono na kilka języków obcych. Potem było jeszcze kilka podobnych opracowań poświęconych różnym psychicznym chorobom.
Śledztwo i proces trwały ponad półtora roku. O sprawie petersburskiej artystki pisały światowe media. Opisywano kolejne etapy znęcania się aparatu przemocy nad Skoczilenko. Nie reagowano na liczne prośby i skargi jej samej i jej obrońcy (w sumie 35), dotyczące warunków przetrzymywania w areszcie, nieudzielania pomocy medycznej (Skoczilenko ma problemy z sercem, chorobę dwubiegunową i celakię). Podczas rozprawy sędzia odrzucała wnioski o przerwy w posiedzeniu na posiłek czy toaletę (ok. 20 razy). Tak niebezpieczna zbrodniarka jak Skoczilenko nie mogła liczyć na żadne pobłażanie ze strony systemu, surowo karzącego za krytykę poczynań władz i ułaskawiającego zabójców, gdy zgłaszają się wojnę (napisałam o tym w rubryce „Rosyjska ruletka” https://www.tygodnikpowszechny.pl/mordercy-ida-na-front-potem-na-wolnosc-185389).
W ostatnim słowie oskarżona Skoczilenko powiedziała m.in.: „Jakże słabą wiarą w nasze państwo i społeczeństwo wykazuje się prokurator, jeśli uważa, że nasza państwowość i bezpieczeństwo może się rozpaść z powodu pięciu naklejek. (…) Każdy wyrok to komunikat dla społeczeństwa. Jeśli mnie skażecie, to co usłyszy społeczeństwo? Że trzeba kłamać, udawać, zmieniać poglądy pod wpływem nacisku (państwa)? Że nie wolno użalać się nad naszymi żołnierzami? Że nie można domagać się spokojnego nieba nad głową? Czy naprawdę właśnie to chcecie powiedzieć naszym współobywatelom w czasach kryzysu, niestabilności, depresji i stresu? (…) Chociaż wsadziliście mnie do klatki, jestem bardziej wolna niż wy. Mogę robić, co chcę. Mogę mówić, co chcę. (…) Widocznie to nasze państwo tak strasznie się mnie boi, że trzyma mnie w klatce jak groźne zwierzę” (całość mowy tutaj https://novayagazeta.eu/articles/2023/11/16/dazhe-storonniki-svo-ne-schitaiut-chto-ia-zasluzhivaiu-tiuremnogo-sroka-za-svoe-deianie).
Wysoki wyrok za czyn, który trudno uznać nawet za wykroczenie (choć system putinowski kwalifikuje takie czyny jako zbrodnie stanu), poruszył tych, którzy jeszcze nie do końca zobojętnieli wobec niegodziwości władz. List otwarty do prezydenta wystosowało 250 lekarzy (https://docs.google.com/document/d/1g38St7BPD6MdQjAjl5DYlGMGdWRYbTaR/edit), którzy określili wyrok jako przejaw niesprawiedliwości (nazwisk pod listem systematycznie przybywa). Lekarze zwrócili się o wypuszczenie Saszy na wolność z uwagi na kiepski stan zdrowia i zagrożenie życia chorej osoby w warunkach łagru. Napisali: „Słyszy się o masowym przedterminowym wypuszczaniu na wolność osób, które dopuściły się ciężkich przestępstw, jak gwałty i zabójstwa. Na tym tle pozbawienie wolności człowieka, w którego postępowaniu trudno się dopatrzyć znamion przestępstwa czy osób poszkodowanych, wydaje się szczególnie niesprawiedliwe”. Reakcji prezydenta na razie nie znamy.