Kot Schrödingera w Budapeszcie i wszędzie

23 października 2025. Gdy wreszcie w Budapeszcie… Ach, nie, plan spotkania Trump-Putin w stolicy Węgier został już właśnie odłożony ad acta. Czy na zawsze? „Zawsze” trwa czasem kilka godzin, czasem kilka dni. Kot Schrödingera przechadza się po Budapeszcie i właściwie wszędzie.

Scenariusz ostatniego odcinka serialu o poszukiwaniu laurów za ustanowienie pokoju na Ukrainie i dobrych relacji Rosji z USA już znamy. Bo mniej więcej to samo działo się już w odcinkach poprzednich. W skrócie to wygląda tak: gdy zanosi się na to, że Waszyngton zwiększy presję na Moskwę (ostatnio w rolę gnębicielki Kremla wcieliła się zapowiedź dostarczenia amerykańskich Tomahawków dla ukraińskiej armii), Putin wykręca numer do amerykańskiego przyjaciela i przez dyżurne dwie godziny nawija mu tonę makaronu na uszy (np. chwali za wielkie osiągnięcie na polu niesienia światu pokoju, jak w Gazie albo w uprzejmych słowach komplementuje pierwszą damę, np. za zaangażowanie na rzecz uwalniania ukraińskich dzieci uprowadzonych przez okupantów). Pod ciężarem tego produktu uszy prezydenta USA miękną i groźba albo znika ze sceny, albo jest tylko odłożona w czasie.

Przez chwilę panuje konsternacja. W wyćwiczonym schemacie Putin znowu poszukuje kozła ofiarnego, którego może podsunąć w castingu na winowajcę wojny. Europejczycy zawsze świetnie się nadają do tej roli.

No i jeszcze można podkręcić atmosferę zapewnieniem, że Moskwa marzy jedynie o pokoju, nie chce ofiar po żadnej ze stron i proponuje przyjąć swoje warunki. O innych nie chce gadać. Na arenę wypuszczani są znani już z poprzednich odcinków kusiciele, roztaczający miraże prześwietnej współpracy gospodarczej (ten wątek rozwinę poniżej). Amerykański przyjaciel przychyla się do pomysłu, aby znów spotkać się z takim pokojowo nastawionym przywódcą Rosji osobiście.
A gdzie? A może tym razem w Budapeszcie. Kłopotliwa lokalizacja? Ależ skąd, drug Viktor na pewno zadba o bezpieczeństwo, nikt Putina w kajdany na podstawie listu gończego MTK nie zakuje. Jak tam Putin doleci? Może nad Turcją (przy asyście tureckich myśliwców), nad Serbią? No, jakoś doleci. Dobrze, w takim razie robimy szczyt w Budapeszcie. Ukraińcy nie będą zadowoleni, bo im się to skojarzy z podpisaniem memorandum budapeszteńskiego z 1994 r., które się im na nic nie przydało. Trudno. W serialu musi być przecież miejsce na nagły zwrot akcji w stronę kolejnego nieprzyjemnego dialogu Zełenski-Trump, w którym ukraiński prezydent ma się dowiedzieć, że Tomahawków nie dostanie.

Teraz kilka słów o pobocznym, ale ważnym wątku wodzenia Stanów Zjednoczonych na pokuszenie. Krótki kurs stawiania zamków na piasku Rosja ma już też przećwiczony w poprzednich odcinkach. Osobą do specjalnych poruczeń w tej dziedzinie jest Kiriłł Dmitrijew, w dobrych relacjach z córką Putina Kateriną, wykształcony na amerykańskich uniwersytetach, jak ćwierkają kremlowskie wróble, pragnący stołka premiera. Tym razem wziął udział w dwuetapowej operacji rodem z książek o KGB.

Posłuchajmy Kiriłła Martynowa (Nowa Gazeta. Europa): „Główna wielbicielka Putina w Kongresie USA Anna Paulina Luna napisała cała zachwycona, że z rosyjskiej ambasady przysłano jej osobiście sekretne dokumenty KGB o zabójstwie Kennedy’ego. 350 stronic. Plan Moskwy jest jasny: Ameryko, zróbmy coś razem, niech to będzie choćby i zbadanie okoliczności śmierci Kennedy’ego, cokolwiek, byle nie pokój dla Ukrainy. Luna publikuje te dokumenty (w istocie sygnalny egzemplarz książki [szefa Służby Wywiadu Zagranicznego Siergieja] Naryszkina o zabójstwie Kennedy’ego […] W książce znalazły się m.in. rozmowy Nikity Chruszczowa z sekretarzem stanu USA, pełne zapewnień o dążeniu do pokoju. Załącznikiem do tych rozmów jest odręczny schemat tunelu pod Cieśniną Beringa, który miałby połączyć ZSRR z Alaską, myśl jest taka, że oto ten megaprojekt połączy oba kraje i położy podwaliny pod pax aeterna”.

Co z tego wyszło? Nic. Zimna wojna trwała w najlepsze, a odręczny rysunek spoczął w archiwach KGB. Niemniej kotlet został przygrzany na okoliczność wabienia amerykańskich miłośników wielkich projektów. Bo oto dzień później na arenę wkroczył dawno niewidziany, a powyżej przywołany Kiriłł Dmitrijew. Z kapelusza wyciągnął pomysł budowy tunelu. A jeśli nie tunelu, to może mostu nad cieśniną. I na platformie X zwrócił się do Trumpa i Muska z propozycją wspólnej inwestycji wszech czasów. Za jedyne 8 mld dolarów.

„Fajnie by było zbudować taki most, a po obu jego stronach siedzieliby handlarze i sprzedawali metale ziem rzadkich” – skwitował cytowany przez Martynowa komentator.

Nie wiadomo, czy ktokolwiek wziął na poważnie 8-miliardowe mrzonki Dmitrijewa. Bo wydarzenia znowu ruszyły z kopyta: Trump oznajmił, że w najbliższym czasie nie zamierza jechać do Budapesztu, aby spotkać się z Putinem. Bo to pusta strata czasu. Kiedy temat wróci? Może na święty nigdy.

Wcześniej doszło do telefonicznej rozmowy sekretarza stanu Rubio z rosyjskim odpowiednikiem Ławrowem. I okazało się, że nie bardzo jest o czym rozmawiać, bo Moskwa wrzuca jakieś nieosiągalne wymagania, udaremniające porozumienie pokojowe (z przecieków wynikało, że Rosja nie godzi się na zawieszenie broni, domaga się Donbasu itd.).

To było wczoraj, a dzisiaj Waszyngton ogłosił wprowadzenie sankcji wobec rosyjskich koncernów Rosnieft’ i ŁUKoil oraz ich spółek córek. To mocny cios w niesłoneczny splot naftowy, który dostarcza Kremlowi petrodolary, przerabiane na broń. Putin nadął wypchane kwasem hialuronowym policzki i powiedział, że „to nic strasznego”, „na Rosję wywierany jest nacisk”, ale Rosja sobie i tak poradzi. Może i tak, ale te dwa koncerny to połowa rosyjskiego eksportu ropy. I to nie jest tunel vel most, tylko twarda waluta.

Pod wieczór przyszła jeszcze jedna wiadomość: po wprowadzeniu sankcji wobec Rosniefti i ŁUKoil chińskie państwowe przedsiębiorstwa naftowe zaprzestały kupowania rosyjskiej ropy.

Gdzieś pomiędzy kolejnymi odsłonami tej gry przechadza się kot Schrödingera i podkręca kwantowego wąsa.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *