Forbes ogłosił listę miliarderów. Na świecie jest ich 1125. W rankingu krajów, z których pochodzą miliarderzy, pierwsze miejsce zachowały Stany Zjednoczone; mogą się pochwalić 469 miliarderami. Ale drugie miejsce na podium zajęła Rosja (87 miliarderów), wyprzedzając Niemcy (59). Moskwa została „stolicą miliarderów” – jest miastem, w którym mieszka najwięcej miliarderów – 74 (dla porównania w Nowym Jorku – 71).
Ciekawa jest stawka rosyjskich bogaczy, którzy wskoczyli na listę Forbesa. Najbogatszym Rosjaninem (dziewiąte miejsce, 28 mld) jest Oleg Deripaska, potentat aluminiowy, stały bywalec kremlowskich gabinetów. W tym tego najważniejszego. Piętnasty jest Roman Abramowicz (23,5 mld). To żadne zaskoczenie. Ciekawe wydają się natomiast dwie dość odległe pozycje. Otóż, na liście zadebiutowali dwaj przyjaciele prezydenta Putina – Giennadij Timczenko (462 miejsce, 2,5 mld) i Jurij Kowalczuk (652 miejsce, 1,9 mld). O liście Forbesa i o dwóch debiutantach napisały wszystkie rosyjskie gazety.
Timczenko tłucze kasę na sprzedaży ropy. Autorzy raportu opozycji podsumowującego rządy Putina (Niemcow i Miłow) sugerują, iż firma Timczenki Gunvor cieszy się patronatem prezydenta, a niewykluczone, że robi interesy do spółki z samym Putinem.
Bankier i magnat medialny Jurij Kowalczuk (bank „Rossija”) zna prezydenta od połowy lat 90. W życiorysie Kowalczuka na stronie internetowej „Russian Business” można przeczytać o leningradzkim okresie tej znajomości. Kowalczuk długo pozostawał w cieniu. „Gazety zwróciły uwagę na Jurija Kowalczuka – czytamy w „Russian Business” – w 2004 roku po opublikowaniu listu otwartego kandydata na prezydenta Iwana Rybkina, który Kowalczuka i Timczenkę wskazał jako ludzi, którzy odpowiadają za interesy biznesowe głowy państwa”. Kreml oficjalnie nie potwierdzał tych doniesień. Natomiast Putin na ostatniej konferencji prasowej kategorycznie odciął się od informacji zachodniej prasy o przypisywanym mu 40-miliardowym majątku.
Dotychczas o panu Timczence i panu Kowalczuku było cicho jak w rodzinnym grobowcu. Zdaje się, że nie zależało im na rozgłosie. Posłuszne Kremlowi media nie nagłaśniały ich sukcesów w biznesie. Ciekawe, czy teraz, kiedy ich majątki spuchły do tego stopnia, że zauważył je i roztrąbił na cały świat Forbes, nadal będą korzystać z dźwiękoszczelnego parasola Kremla i czapki niewidki.
„Niezawisimaja Gazieta” zwraca uwagę na inny aspekt – eksponuje niebezpieczną tendencję, utrzymującą się w Rosji od paru lat: „Rekordowy przyrost liczby miliarderów w Rosji można uzasadnić wysokim tempem wzrostu gospodarczego, lansowaną przez władze konsolidacją aktywów, a także wzrostem nierówności dochodów. Rośnie nierówność i rozwarstwienie społeczeństwa. Jeśli chodzi o strukturę dochodów, Rosja szybko zbliża się do latynoamerykańskiego modelu nierówności”.
Eksperci przewidują, że w najbliższych latach fortuny rosyjskich miliarderów będą rosły jak na drożdżach. Na dobrą passę mogą liczyć ci, którzy potrafią dogadać się z władzą. Ci, którzy postawili się władzy okoniem, przestają się liczyć. Niegdyś notowany przez Forbesa Michaił Chodorkowski, dziś zamiast miliardów liczy dni, które mu pozostały do końca wyroku. Przed nim jeszcze 1325 dni. „Wszystko zgodnie z prawem” – lubi kwitować prezydent Putin wszelkie pytania dotyczące „sprawy Jukosu”.
Najważniejsze, że Kacapom podoba się taki latyno-stalinowski ustrój! Z przekonaniem głosują masowo na swojego dobrego cara i jego pomazańców – bo może wódki da…