Z próbami „zafałszowania historii, godzącymi w interesy Rosji” ma walczyć powołana właśnie przez Dmitrija Miedwiediewa specjalna komisja przy prezydencie Federacji Rosyjskiej. Na jej czele stanie szef prezydenckiej kancelarii, w jej skład wejdą przedstawiciele MSW, MSZ, Federalnej Służby Bezpieczeństwa, wywiadu, Rady Bezpieczeństwa, Dumy Państwowej, urzędnicy ministerstw kultury, jurysdykcji, Izby Społecznej przy prezydencie. Historyków będzie dwóch (na dwudziestu ośmiu członków).
Skład wskazuje, że nie będzie chodzić komisji o dyskusje w gronie fachowców, o uczciwe ustalenie historycznej prawdy na temat wydarzeń minionych (akcent położony jest na Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej), a o wypracowanie propagandowych mechanizmów w walce na froncie ideologicznym. Pracami komisji pokierują między innymi tacy wybitni znawcy tematu jak wiceminister oświaty Izaak Kalina, któremu rosyjskie szkoły zawdzięczają wprowadzenie podręcznika do historii, w którym wychwala się Józefa Stalina jako „efektywnego menedżera”.
Ciekawe, czy komisja zajmie się publikacjami na oficjalnej stronie internetowej rosyjskiego ministerstwa obrony, na której zamieszczono między innymi opracowanie pułkownika, doktora nauk historycznych Siergieja Nikołajewicza Kowalowa na temat roli ZSRR w przededniu wybuchu II wojny. Autor pisze m.in.: „Wszyscy ci, którzy bez uprzedzeń studiują zagadnienia historii II wojny, wiedzą, że wojna wybuchła dlatego, że Polska odmówiła realizacji niemieckich żądań. Mniej natomiast wiadomo, czego A.Hitler domagał się od Warszawy. Tymczasem żądania Niemiec były wielce umiarkowane: włączyć wolne miasto Gdańsk w skład Rzeszy i zezwolić na zbudowanie eksterytorialnych tras kołowych i kolejowych, które połączyłyby Prusy Wschodnie z zasadniczą częścią Niemiec. Pierwsze dwa żądania trudno nazwać pozbawionymi podstaw”. I tak dalej w tym duchu.
A może niesłusznie zakładam, że komisja zajmie się weryfikowaniem takich twierdzeń wyłożonych na oficjalnej stronie internetowej resortu obrony, może przyzna rację panu Kowalowowi i stanie w obronie dobrego imienia „wielce umiarkowanego polityka” i jego jak najsłuszniejszej polityki wobec Polski?
Pozwolę sobie zamieścić jeszcze jeden cytat. Irina Karacuba z uniwersytetu moskiewskiego tak komentuje powołanie komisji: „Fałszowanie historii Wielkiej Wojny Ojczyźnianej pochodzi od władzy, a nie od społeczeństwa. Mit o zwycięstwie w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej to jedyny mit o osiągnięciach Władimira Putina, jeśli nie liczyć cen ropy, ale ceny ropy od niego nie zależą. Kiedy Putin został prezydentem w maju 2000 roku, na Kremlu odsłonięto tablicę pamięci bohaterów wojny. Pod numerem jeden zamieszczono nazwisko Stalina. To była falsyfikacja – i pochodziła ona od władzy, a nie od społeczeństwa. Po drugie, jeśli dobrze rozumiem to, co oni teraz robią, jest to próba zamknięcia ust społeczeństwu, niezależnym ekspertom, historykom, dziennikarzom, działaczom społecznym, takim organizacjom jak Memoriał, które słusznie przypominają o przestępczym charakterze reżimu stalinowskiego w ogóle i o jego zbrodniach w czasie Wielkiej Wojny Ojczyźnianej w szczególności. W składzie tej przesławnej komisji znaleźli się ci, którzy właśnie dokładnie zajmują się zafałszowywaniem historii, np. dyrektor Instytutu Historii Rosji Rosyjskiej Akademii Nauk Andriej Nikołajewicz Sacharow, sam były funkcjonariusz KGB. I fałszowanie będzie się odbywać teraz już z Kremla. Jakie to smutne”.
Nikita Sokołow z tygodnika The New Times (tygodnik napisał m.in. o publikacjach na stronie internetowej ministerstwa obrony) zapytuje: „A co znaczy „godzącymi w interesy Rosji”? To dla mnie zagadka. Jeśli problemami rosyjskiej historii będzie się zajmować FSB i wywiad, to będzie niezła jazda”.
A ja sobie myślę, że musi się dziać naprawdę źle w państwie duńskim, skoro władza wytacza takie potężne armaty do walki o przeszłość i próbuje zmobilizować opinię publiczną do tej walki, jednym słowem, uporczywie walczy o mity, próbując schronić się jak za parawanem przed wyzwaniami trudnej teraźniejszości.
A w kontekście szacunku dla bohaterów wojny przytoczę jeszcze jeden cytat (przypomniany w internetowej gazecie Grani przez Irinę Pawłową) zaczerpnięty z dzienników reżysera Ołeksandra Dowżenki, uczestnika defilady zwycięstwa 24 czerwca 1945 roku na placu Czerwonym w Moskwie: „Przed wielkim mauzoleum stały wojska i ludzie. Mój ulubiony marszałek Żukow wygłosił uroczyste i groźne przemówienie. Kiedy wspomniał o tych, którzy padli w boju, o tym ogromie ofiar, jakiego nie znała historia, zdjąłem nakrycie z głowy. Padał deszcz. Rozejrzałem się wokół. Zobaczyłem, że nikt ze stojących obok mnie nie zdjął czapki. Nie było ani chwili pauzy, ani marsza żałobnego, ani minuty ciszy. Zostały wypowiedziane dwa zdania, może jedno. Trzydzieści, jeśli nie czterdzieści milionów ofiar i bohaterów pochłonęła ziemia i nic, a może wcale ich nie było, nie żyli. Nikt za nimi nie westchnął. Zrobiło mi się smutno i nic już więcej mnie nie interesowało. W obliczu ich ofiary, pamięci po nich, krwi i mąk plac nie ukląkł, nie zadumał się, nie zdjął czapki. A może tak trzeba. A może jednak nie? No bo dlaczego opłakiwała ich natura? Dlaczego tak płakało niebo? Może chciało coś powiedzieć w ten sposób żywym?”. Smutno.