Jak mawiał klasyk pierwszego w świecie państwa socjalistycznego, kino jest najważniejszą ze sztuk. Władze Rosji najwyraźniej też hołdują temu sloganowi. Premier Władimir Putin sam osobiście stanął na czele Rady ds. Rozwoju Rodzimej Kinematografii.
Powołane w grudniu ubiegłego roku ciało ma wspierać państwowymi pieniędzmi produkcję filmów oraz ich dystrybucję w kraju i za granicą. W skład rady weszli politycy (m.in. główny kremlowski ideolog Władisław Surkow) oraz reżyserzy i producenci filmowi i telewizyjni „zbliżeni do ciała”, jak ironicznie nazywa się ludzi lojalnych wobec najważniejszego decydenta. Między nimi – Nikita Michałkow. Niegdyś wybitny reżyser i aktor, dziś celebryta brylujący na ważniejszych imprezach z udziałem władz partyjnych i państwowych i brutalny rządca Związku Kinematografii, od miesięcy znajdujący się w ostrym sporze z częścią środowiska, de facto skutecznie dzielący to środowisko na „błagonadiożnych” i „niepewnych”. Ostatni zjazd Związku zakończył się wielkim skandalem. Przy pierwszym podejściu Związek podziękował Michałkowowi i wybrał na przewodniczącego wybitnego twórcę filmu Marlena Chucyjewa. Michałkow natychmiast zwołał alternatywny zjazd, który wybrał na przewodniczącego jego, a poprzedni zjazd, który wybrał Chucyjewa, ogłosił nieważnym, awanturniczym i nikomu niepotrzebnym.
Stronnictwo Marlena Chucyjewa, nazwane przez jednego z rosyjskich publicystów „liberalno-atlantycką dyktaturą”, może być pewne, że pan Michałkow nie będzie sprzyjał finansowaniu ich przedsięwzięć przez wszechmocną Radę ds. Rozwoju Rodzimej Kinematografii. Rada została powołana, by wspierać budujące patriotycznego ducha obrazy z historii starszej i nowszej, a nie inteligenckie rozważania nad rozlanym mlekiem w duchu „liberalno-atlantyckiej dyktatury”.
We współpracy z powołaną niedawną komisją ds. zwalczania falsyfikacji historii przy prezydencie Rada pod przewodnictwem premiera zapewne wyznaczy właściwy kierunek w rosyjskim filmie. W czasach kryzysu potrzebne jest jakieś pokrzepienie serc, również celuloidowe. Rada filmowa i komisja historyczna ręka w rękę wypracują obowiązujące stereotypy.
Czy to oznacza wprowadzenie cenzury w filmie? Nie, istnienie kina niezależnego, artystycznego, poszukującego trudnej prawdy o współczesności i historii nie zostanie zakazane. W Rosji jest kilku interesujących reżyserów, których ideologiczny plastik nie przyciągnął dotąd. Ale jest też grono, które jest w stanie produkować żenujące obrazki na odgórne zamówienie, zgodne z aktualną propagandą i zapotrzebowaniem władz (np. artystycznie nieudany, wyśmiany przez widzów „Taras Bulba” czy pokazywany również w Polsce „1612”). Na takich produkcjach można nieźle zarobić i zrobić karierę. Wraz z powstaniem Rady przyciąganie do „obozu właściwych twórców” będzie bardziej usystematyzowane.
Kiedyś, dawno, dawno temu na Kremlu siedział niewysoki człowiek w wojskowym trenczu i w małej salce projekcyjnej oglądał filmy, które miały trafić (lub nie) na ekrany radzieckich kin. Od jego uśmiechu spod czarnych wąsów czy pełnego niechęci skrzywienia warg zależał los dzieła. On czytał scenariusze, akceptował dobór aktorów, składał zamówienia na przydatne z punktu widzenia polityki kierownictwa państwa obrazy filmowe. Bo on też uważał, że kino jest najważniejszą ze sztuk. Wiedział, że po obejrzeniu filmu w głowach ludzi zostaną obrazki – takie jak trzeba. Będzie się można potem do nich odwołać i dzięki temu łatwiej będzie pomanipulować świadomością mas. W filmach, które nakręcono w epoce tego niewysokiego człowieka w wojskowym trenczu, nie ma nawet najmniejszej aluzji do masowych czystek, GUŁagu, zamordowania milionów ludzi, sojuszu z Hitlerem, pomyłek wielkich wodzów w czasie późniejszej z nim wojny, zbrodni katyńskiej, śmierci głodowej milionów chłopów czy innych wydarzeń tej epoki. Ludzie w filmach z tamtych czasów, nakręconych na zamówienie z Kremla, wierzą w ideały socjalizmu, budują, walczą z podstępnym wrogiem z Zachodu, a jak nawet po ludzku kochają, to tylko zgodnie z linią wyznaczoną przez partyjne zjazdy i osobiście towarzysza Stalina.
Pani Aniu, ten twój idiotyzm rusofobiczny powinien być leczony w jakimś zakładzie psychiatrycznym.Szkoda słów na komentarz na te wypociny.