W rocznicę pięciodniowej wojny w Gruzji prezydent Dmitrij Miedwiediew wniósł poprawki do ustawy o obronie, które znacząco poszerzają możliwości użycia rosyjskich sił zbrojnych poza granicami Rosji bez wypowiedzenia wojny. Zwierzchnik rosyjskich sił zbrojnych (prezydent) może wydać rozkaz wysłania wojsk na terytorium innych państw w celu: odparcia uderzenia na rosyjskie wojska, rozmieszczone za granicą, odparcia lub zapobieżenia agresji przeciwko innemu państwu, obrony rosyjskich obywateli za granicą, walki z piractwem. Do tej pory Rosja, zgodnie z ustawą, mogła wysyłać swych żołnierzy do innych krajów na podstawie umów międzynarodowych lub w celu walki z terroryzmem.
W praktyce ostatnich lat Rosja kilkakrotnie dostosowywała zapisy tej ustawy do rzeczywistości post fatum. Np. najpierw rosyjscy agenci zabili w Katarze eksprezydenta Iczkerii Zelimchana Jandarbijewa, a dopiero potem wprowadzono zapis o walce z terroryzmem poza granicami Rosji. W zeszłym roku w Osetii walczyły rosyjskie wojska, a poprawki dogoniły praktykę rok później. A może mają się dopiero się przydać?
Dziennik „Kommiersant” zadał kilka istotnych pytań dotyczących znowelizowanych zapisów ustawy. Pozwolę sobie je przytoczyć, bo pokrywają się z moimi wątpliwościami: „Co dokładnie należy rozumieć pod pojęciem <<obrona obywateli Federacji Rosyjskiej za granicą>>? W jakich wypadkach można użyć rosyjskiej armii – po to, by wyzwolić pracujących w Nigerii rosyjskich nafciarzy z rąk porywaczy, rosyjskich marynarzy, pływających pod obcą banderą, czy po to, by rozwiązywać sporne kwestie w polityce międzynarodowej? … A przeciwko którym krajom, przygotowującym agresję wobec innego państwa, będzie walczyć rosyjska armia? Czy w obronie sojuszniczych państw WNP tworzących Organizację Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym czy jakichś innych?”
Odpowiedzi na te pytania nie znamy. A można by zadać jeszcze inne: czy taka formuła ustawy oznacza, że Rosja w dowolnym punkcie kuli ziemskiej może pod wymyślonym/wyreżyserowanym pretekstem prowadzić działania zbrojne? Termin „zapobieżenie agresji” jest bardzo pojemny. Rosja może wysłać siły zbrojne do Gruzji, bo Gruzja, zdaniem Kremla, się zbroi, a to może oznaczać przygotowania do agresji. Albo na Ukrainę, bo Ukraina zbroi Gruzję albo męczy rosyjską mniejszość na Krymie, która nie może żyć w oceanie „rosnących antyrosyjskich nastrojów”?
Rosja prowadzi coraz bardziej agresywną, konfrontacyjną politykę, szczególnie na obszarze postradzieckim. Czy można się dziwić, że jej sąsiedzi pukają do bram NATO? A Rosja się dziwi. Paradoksalnie robiąc wszystko, żeby kraje postradzieckie do NATO nie weszły, robi wszystko, by je tam zapędzić.
Rosja po prostu „obsikuje” swój teren, zaznacza go jak zwierzę. I żadne NATO się już tego terenu nie tknie, no NATO nie jest już nastawione konfrontacyjnie, tylko zachowawczo. Zmarszczy więc brwi, udzieli moralnego wsparcia, może przeszkoli milicjantów, ale już palca do pogrożenia Rosji nie podniesie. Wszyscy to oczywiście wiedzą, wie i Rosja, i zagarnia ile może. A może sporo, co świadczy być może (nie wiem) o słabości rozpadu ZSRR. Będzie agresywna przynajmniej dopóki nie podporządkuje sobie swoich dawnych części (wariant optymistyczny), albo dopóki świat nie zmieni źródeł energii (wariant realistyczny), odcinając Rosję od źródeł finansowania jej ambicji politycznych.Pytanie jest, jak ewentualnie Rosji przeszkodzić? I czy przeszkadzać w ogóle? W takim układzie sił państwa poradzieckie będą mniejszą lub większą efemerydą, albo państewkami lokalnych despotów, których nie wiadomo w jakim kierunku zdryfują ich interesy. Rosja ma prawo się tego obawiać, zwłaszcza że chodzi rzeczywiście o potencjalną wylęgarnię terrorystów. Naturalne, że wolałaby te kraje kontrolować. Nie podoba nam się to z powodów uzasadnionego lęku przed rosnącą w siłę Moskwą, i z powodu sympatii dla krajów, które także wyrwały się z jej uścisków – wcale jednak nie wiem, czy ludziom lepiej i bezpieczniej żyje się pod Putinem czy którymś z azjatyckich watażków. Stąd pytanie, czy przeszkadzać warto. Pod rosyjskim butem tendencje potencjalnie niebezpieczne w tych krajach zostaną spacyfikowane, i prawdopodobnie młodego pokolenia nie ogarnie np. islamski fanatyzm (choć by tego pokolenie to pragnęło). Zważmy przy tym, że – zdaje się – w niektórych tych krajach rozmieszczone są głowice jądrowe. Więc bezpieczeństwo może w sumie wzrosnąć. Na przeszkodzenie bowiem jest właściwie jeden tylko sposób: ponieważ Zachód NIC bezpośrednio przeciw Rosji nie zrobi, szansą byłoby skonfliktowanie Rosji z Iranem i innymi państwami regionu. Nie byłoby to łatwe, bo na razie Rosja jest z nimi w o wiele lepszych układach, niż z Zachodem. Dałoby się jednak zrobić, bo ostatecznie ich interesy są ze sobą w konflikcie – mają ten sam towar na sprzedaż i różne ideały. Drugim sposobem byłaby rezygnacja z ropy i z gazu. Ale czy warto? Nie wiem.