Osinowa Rzeczka gdzieś daleko stąd

Sąd rejonowy w Chabarowsku na rosyjskim Dalekim Wschodzie zasądził na rzecz czterech mieszkańców osady Osinowaja Rieczka odszkodowania za utracone kilkuhektarowe działki. Rzecz, można by rzec, codzienna, gdyby nie jedna mała okoliczność: występujący z powództwem mieszkańcy osady upomnieli się o rekompensaty za ziemie na wyspach Bolszoj Ussurijskij i Tarabarow w pobliżu Chabarowska (na pogranicznych rzekach Amur i Ussuri), które Federacja Rosyjska przekazała Chińskiej Republice Ludowej 14 października 2008 roku. Przekazanie 170 km kwadratowych ziem na wyspach nastąpiło na mocy porozumienia rosyjsko-chińskiego podpisanego cztery lata wcześniej (przez te cztery lata trwały prace demarkacyjne na granicy). Działki straciło około siedemdziesięciu farmerów, do sądu po sprawiedliwość udało się na razie czterech. W pozwie pokrzywdzeni zwracali uwagę na to, że nie dość, że nikt ich nie uprzedził o zmianie statusu państwowego ich gruntów (pewnego pięknego dnia nie zostali po prostu przepuszczeni przez pograniczników), to jeszcze nadal naliczany im jest podatek od tych „zagranicznych” gruntów.

O wyspy Bolszoj Ussurijskij i Tarabarow na granicznych rzekach Rosja i Chiny toczyły spory od co najmniej dwustu lat. W latach sześćdziesiątych na wyspach znajdowały się radzieckie „ukrieprajony” o znaczeniu strategicznym, od tego, do kogo należały wyspy, zależała żegluga na Amurze i Ussuri na tym odcinku. Spór radziecko-chiński o graniczne wyspy (ZSRR odmówił przekazania tych wysp Chinom, przez co zerwano rozmowy o uregulowaniu granicy) rozgrzał się do tego stopnia, że omal nie doszło do wojny. Poważne incydenty zbrojne miały miejsce na wyspie Damanskij. Do pierestrojki temat przynależności wysp był zamrożony. A potem zaczęła się znowu przyjaźń. Zawarty w 1991 r. układ graniczny (regulacja wschodniego odcinka o długości 4300 km) dzielił wyspy na granicznych rzekach (na Ussuri i Amurze znajduje się kilkaset wysp i wysepek różnej wielkości) – jedne miały przypaść Rosji, inne Chinom. ChRL otrzymała m.in. słynną wyspę Damanskij. Miejscowa ludność i lokalni politycy głośno protestowali wtedy przeciwko oddawaniu Chinom „rdzennie rosyjskich ziem”. W 2004 roku, kiedy Władimir Putin zawarł porozumienie o granicy z Chinami, oddające m.in. pół wyspy Bolszoj Ussurijskij i wyspę Tarabarow, było cicho jak makiem zasiał. Ratyfikacja w Dumie przeszła niezauważona, zero wątpliwości, zero dyskusji (zgodnie z maksymą przewodniczącego Dumy Borysa Gryzłowa „parlament to nie jest miejsce do dyskusji”). Chociaż nie – był jeden wyjątek. Pisze o nim Aleksandr Chramczichin, pilnie śledzący wydarzenia w stosunkach rosyjsko-chińskich (od czasu do czasu publikuje artykuły, wieszczące wojnę/napaść/ekspansję Chin na Rosję): „W całej Rosji znalazł się tylko jeden człowiek, który na drodze prawnej postanowił podważyć przekazanie Chinom rosyjskich ziem. Aleksandr Aładin z Samary zwrócił się z pozwem do Sądu Konstytucyjnego oraz z zapytaniami do MSZ i Dumy. MSZ odpowiedział Aładinowi bardzo grzecznie, opisał całą historię, jak się układała rosyjsko-chińska granica. I tylko w jednym miejscu odrobinkę odszedł od prawdy, pisząc, że wyspy Tarabarow i Bolszoj Ussurijskij zostały zajęte przez ZSRR w latach 20.-30. O protokołach z 1886 roku jakoś w MSZ zapomniano [protokoły ustanawiały rosyjską jurysdykcję nad wyspami]. Odpowiedź Sądu Konstytucyjnego brzmiała: „Sąd ma prawo rozpatrywać konstytucyjność międzynarodowych umów na podstawie zapytań instytucji/organów i osób, do których obywatele się nie zaliczają”. Zdaniem Chramczichina oddanie dwóch wysp – choćby i całkiem dużych – nie ma zasadniczego znaczenia wobec oddania połowy Rosji we władanie Chin na podstawie zawartego niedawno (październik 2009) porozumienia o realizacji programu współpracy regionalnej Syberii i Dalekiego Wschodu z przygranicznymi prowincjami Państwa Środka. Wskazuje, że program jest pomyślany tak, że w ChRL powstaną zakłady przetwarzające surowce pozyskiwane w rosyjskich prowincjach dalekowschodnich.

Temat alarmistycznych i kasandrycznych przepowiedni Aleksandra Chramczichina, przewidującego ewolucyjne pochłonięcie pustych rosyjskich przestrzeni przez sąsiada, nie został jakoś podjęty w centralnej prasie. Oficjalna propaganda serwuje lekkostrawne dania w postaci komunikatów o strategicznym partnerstwie z Chinami, które chcą kupować rosyjski gaz i ropę (służyła temu m.in. „surowcowa” wizyta premiera Putina w październiku ub.r.). Zdaniem krytyków polityki Kremla wobec Chin, Moskwa wybrała linię „potulnego, mądrego pogodzenia się z nieuniknioną chińską ekspansją na te ziemie”, po cichu, bez bicia piany w mediach i pytania kogokolwiek, czy to słuszna koncepcja. A może dla takiej koncepcji nie ma już alternatywy?

Tymczasem mieszkańcy osady Osinowaja Rieczka przygotowują kolejne pozwy. Póki co.

2 komentarze do “Osinowa Rzeczka gdzieś daleko stąd

  1. poeta0@op.pl

    Pani Aneczko;ploteczki, ploteczki,bez żadnej zawartości intelektualnej.Tak jak w tej piosence „Jedna baba drugiej babie to wsadziła w d..ę grabie.Proszę zastosować cenzurę jak za caratu.Pani to uwielbia.

    Odpowiedz
  2. Borsuk@kabelmail.de

    Chiny najludniejszy kraj na Ziemi.Kraj o najwyższym wzroście gospodarczym i największej bodajże biedzie.Nie znam proporcji miliarderów do biedoty ,ale przekracza ona wszelkie normy.Tykająca bomba socjalna.Rozbieżność między promowaną w świecie potęgą gospodarczą Chin a biedą społeczeństwa jest przeogromna.Gęstość zaludnienia , bieda społeczeństwa w połączeniu z bogactwem bogatych może doprowadzić do wybuchu niezadowolenia społecznego. Myślę ,że Rosja jest świadoma tego niebezpieczeństwa.Do tego dochodzi olbrzymia armia chińska , którą raz puszczoną w ruch , niewiadomo kto mógłby zatrzymać.Syberia , jeden z najrzadziej zaludnionych zakątków świeta ,z ogromnyni bogactwami naturalnymi , stanowi łakomy kąsek dla Chin.Wygląda na to , że Rosja będzie musiała ustępować miejsca i udzielań coraz to nowych koncesji na obszarze Syberii Chinom.

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *