Ostatnie dni sierpnia premier Władimir Putin spędził w niestandardowej podróży – za kierownicą żółtej jak dojrzała cytryna łady kaliny mknął po nowo zbudowanej trasie z Chabarowska do Czity. Chciał osobiście sprawdzić, czy na tym nowym super-odcinku asfalt leży jak należy, a przy okazji zademonstrować, że popiera wytwory upadającej od dwóch lat samochodowej fabryki AWTOWAZ, prowadzonej przez przyjaciela. No i że te wytwory w ogóle jeżdżą. Codziennie rosyjska telewizja pokazywała obszerne reportaże z gospodarskiej wizyty premiera na Dalekim Wschodzie Rosji. Obrazki jak zwykle były wyreżyserowane do najmniejszego szczegółu, PR-owcy premiera poszli na całość. Po pustej szosie jedzie żółciutka łada, premier w luzackim jasnym polo sam nalewa benzyny do baku samochodu, pije kawę w przydrożnym barku w niewymuszonej atmosferze rozmawiając z kierowcami TIR-ów, premier udziela wywiadu dziennikarzowi gazety „Kommiersant”, który przejeżdża z premierem 180 km trasy Chabarowsk-Czita, a następnego dnia wszystkie media żarliwie komentują wypowiedzi premiera.
PR-owska robota na medal. Ale idyllę potiomkinowskiego przejazdu popsuli niestety internauci: zamieścili w Internecie filmik nakręcony przez członków klubu kierowców „Dywersant” z Zabajkala, którzy stali na poboczu drogi, oczekując przejazdu premiera. Film trwa niecałe trzy minuty. Najpierw przed zgromadzonymi na poboczu młodymi ludźmi przejeżdża kolumna fantastycznych aut (BMW i mercedesy różnych odmian i ani jednego samochodu rosyjskiej produkcji), pomiędzy czarnymi dostojnymi samochodami z obstawą i personelem obsługującym podróż premiera pomyka niepozorna żółta łada. Zgromadzeni wiwatują. Przed nimi przejeżdża długa, oj, długa kolumna samochodów: obstawa, dziennikarze, ambulans, wszystko jak trzeba zgodnie z wymogami bezpieczeństwa dla premiera. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że wśród samochodów jedzie… jeszcze jedna łada koloru dojrzałej cytryny. Zgromadzeni wybuchają śmiechem, krzyczą jeden przez drugiego „Zapasowa, kurczę, zobaczcie…” itd. Kiedy kolumna z zapasową ładą przejeżdża, a zgromadzeni na poboczu wielbiciele dżipów, ciągle trzęsąc się od śmiechu, już mają się rozchodzić, na szosie pojawia się kolejna kolumna: autobus, kilka wypasionych mercedesów, eleganckie zagraniczne furgonetki i… kolejna żółta łada, tym razem na lawecie. Chłopcy z „Dywersanta” wpadają w szał radości. „Jeszcze jedna zapasowa, ale chyba wiozą ją na lawecie, bo się popsuła, nie wytrzymała podróży, zajeździł ją na śmierć…”.
Filmik zamieszczony na You Tube obejrzało dotąd kilkadziesiąt tysięcy użytkowników Internetu. Wśród nich byli i dziennikarze białoruskiej telewizji ONT. We wczorajszym wydaniu wieczornych wiadomości znalazł się materiał nakręcony przez członków klubu „Dywersant”, opatrzony zjadliwym acz dowcipnym komentarzem. „Akcja reklamowa rosyjskiego przemysłu samochodowego, budowniczych dróg i samego premiera prawie się udała. Ale autorzy operacji „Amur” najwidoczniej zapomnieli, że nie żyją w czasach Potiomkina i jego wiosek, a w epoce cyfrowych technologii i Internetu. […] Cztery dni pracy kremlowskich speców od PR z budżetem równym budżetowi telewizyjnego filmu zdały się psu na budę”, bo nikt nie uwierzy, że samochody z AWTOWAZ-u mogą jeździć, skoro zmontowana specjalnie dla Putina łada nie mogła o własnych siłach przejechać 350 km.
Skąd w purytańskiej, zdyscyplinowanej białoruskiej telewizji taki wybuch ironii pod adresem premiera państwa, z którym Białoruś pozostaje w jednym Państwie Związkowym? To zapewne kolejny akt ciągnącej się od paru tygodni rosyjsko-białoruskiej wojny informacyjnej. Reportaż z białoruskiej telewizji wykorzystujący filmik o kulisach przejazdu Putina nowo zbudowaną trasą to odpowiedź na kolejny film kompromitujący Łukaszenkę „Chrzestny bat’ka”, jaki w ostatnich dniach wyemitowała rosyjska telewizja NTW.
Białoruski lider śmiało sobie poczyna w tej info-wojnie z Rosją. Po incydencie z obrzuceniem rosyjskiej ambasady w Mińsku koktajlami Mołotowa stwierdził, że to dzieło rosyjskich służb specjalnych. „Jeden atak, drugi atak, trzeci atak w mediach, bezprecedensowy nacisk w gospodarce. Chcieli, by prezydent zgiął kark, ale efekt jest odwrotny. Trzeba poszukać innych metod” – poradził jowialnie kolegom z Moskwy.
Oprócz medialnych kąśliwości Łukaszence ma w wojowaniu z Rosją pomóc także program dywersyfikacji dostaw nośników energii, do realizacji którego Mińsk rzucił się teraz z siłą wodospadu. Łukaszenka chce zostać ponownie wybrany na prezydenta Białorusi. Po raz pierwszy w atmosferze niechęci, jeśli nie wrogości ze strony Moskwy. Większość prognoz politologicznych stwierdza, że nawet ten chłód wiejący od Kremla nie przeszkodzi mu jednak w utrzymaniu się na stanowisku.