9 października. Kamczatka jest na drugim końcu świata. Wulkany, wiatry, niedźwiedzie, gejzery, mróz, trzęsienia ziemi, wielkie przestrzenie. Wiesław Dymny w piosence o Janie Beznogim kazał tam trzymać bohaterowi klatkę z psami: „Psy w pogardzie miał i w klatce, klatkę trzymał na Kamczatce”, a więc bardzo daleko. Kamczatka jest tak daleko, że nie wiadomo, co się tam dzieje.
To zapomniany półwysep, jak mówi dziennikarz blogujący Jurij Dud’, który niedawno zrobił o tym miejscu film. Ludność Kamczatki liczy niespełna czterysta tysięcy (z czego połowa mieszka w Pietropawłowsku Kamczackim, stolicy regionu) – a obszar to gigantyczny: 370 tys. km kwadratowych. Przeciętnemu Rosjaninowi Kamczatka kojarzy się z kawałkiem zadziwiającej dzikiej przyrody, miłośnicy sportów ekstremalnych marzą, aby tam choć raz w życiu pojechać.
Od tygodnia wieści z Kamczatki docierają do centralnych mediów z powodu katastrofy ekologicznej, do jakiej doszło w okolicach Zatoki Awaczyńskiej (tu mapa, na której zaznaczono miejsca, skąd ekolodzy pobierali próbki wody, widać, jak rozległe jest zagrożenie: https://www.kamgov.ru/pacific_ocean).
Pod koniec września na przybrzeżnych falach oceanu trenowali zawodnicy z reprezentacji narodowej surferów. Po treningu poczuli się źle – zawroty głowy, ogólna słabość, mdłości, zaczerwienienie oczu. Przyjrzeli się z bliska wodzie, wydała im się dziwna, mętna, śmierdząca. Dzień później piękna dziewicza plaża Chałaktyrska – mekka surferów – pokryła się martwymi skorupiakami, mięczakami, rybami i innymi żyjątkami z głębin, wśród pomniejszych morskich organizmów leżały zwłoki fok. Widok był przerażający. Cmentarzyska wyrzuconych przez ocean otrutych zwierząt stwierdzono jeszcze w kilku innych miejscach. Surferzy podnieśli alarm.
Początkowo lokalne władze i centralne media nie zwracały uwagi na to, co się dzieje na Kamczatce. Powiadomieni ekolodzy z organizacji pozarządowych jednak nie odpuszczali: domagali się, aby wyjaśnić, skąd w wodzie wzięła się żółta piana, dlaczego zginęły zwierzęta, dlaczego chorują ludzie. Początkowo przypuszczano, że zanieczyszczenie wód powstało na skutek wycieku chemikaliów z pobliskiego składu. Uczeni z Uniwersytetu Dalekowschodniego wykluczyli jednak tę wersję – w pobranych próbkach nie stwierdzono śladów przechowywanych tam substancji. Naukowcy dokonali też pomiarów poziomu radiacji – okazała się w normie.
Co zatem spłynęło do oceanu i zabiło wszystko, co żyje na tak dużym obszarze? To trzeba jeszcze dokładnie zbadać. Na razie Greenpeace zabiega o wszczęcie śledztwa i zbiera dowody. W pobranych próbkach stwierdzono obecność fenolu i substancji powstających w wyniku przerobu ropy naftowej. Niektórzy obserwatorzy wskazują, że toksyczny wyciek mógł być „dziełem” wojska, że to paliwo rakietowe. Wojsko zaraz zameldowało, że to na pewno nie od nich ta zaraza.
Gubernator Kamczatki Władimir Sołodow też z początku opowiadał bajki, że fenol dostał się do wody na skutek – być może – aktywności sejsmicznej, a może winne temu toksyczne wodorosty (naukowcy faktycznie potwierdzają, że takie wodorosty w oceanie występują, ale tym razem na pewno nie o nie chodzi), zaprzeczał, że plaże usłane są truposzami, nawet wrzucał jakieś fejkowe zdjęcia, przedstawiające jedną martwą ośmiornicę, co miało wszystkich przekonać, że nic się nie stało. Jednym słowem: syndrom czarnobylskiego kłamcy nadal aktualny.
Członkowie Greenpeace Russia przyjechali na Kamczatkę 5 października i zajęli się wyjaśnianiem sprawy. Jelena Sakirko w rozmowie z Deutsche Welle (https://www.dw.com/ru/grinpis-na-kamchatke-proizoshla-jekologicheskaja-katastrofa/a-55221583) mówiła, że szczątki martwych zwierząt są zamrażane i wysyłane do laboratorium w Moskwie. A zatem na drugi kraniec wielkiego kraju. Czy bliżej nie ma odpowiedniego laboratorium? Wszystko musi lecieć tysiące kilometrów do Moskwy? Od kilku lat wdrażany jest, jak słyszę od czasu do czasu w rosyjskiej telewizji, program rozwoju Dalekiego Wschodu. Czy coś się w regionie dzięki niemu rozwinęło? Czy ten zachwalany program to tylko kolejny „raspił babła”? „Raspił babła” to jedno z podstawowych pojęć putinowskiej Rosji – rozpiłowanie państwowej kasy przez wiszących jak winogrona u koryta urzędników, co pozwala im się wzbogacić, wysłać parę dolarów do rajów podatkowych na czarną godzinę, wystawić wypasioną willę, przypisaną żonie/teściowej/synkowi. A gdy ktoś pyta, dlaczego doszło do takiej czy innej katastrofy, gdzie pieniądze na rozwój, pokazują – jak gubernator Sołodow – obrobione w fotoshopie zdjęcie jednej ośmiornicy i mówią: to nie my, to wodorosty.
Program jest wdrażany i pewnie będzie jeszcze przez następne dziesiątki lat, a i tak nic się nie zmieni. Poza tym to świetna wymówka, by badania kilkukrotnie powtarzać, bo odległość jest duża i z próbkami mogą stać się różne rzeczy.
Moja „wiedza” o Rosyjskiej Federacji, ogromnym kraju i wielkiej liczbie różnych kultur jest mniej obiektywna, a bardziej intuicyjna. Jednak coś-niecoś widziałem, kiedy wolno było odbywać wycieczki do tej części świata. Cywilizacyjnie wyróżniają się duże miasta, jak Moskwa czy Leningrad. Inne miasta, nawet milionowe (bez przesady!), wyglądają jak duże wioski przypominające bardziej indyjskie aglomeracje niż europejskie miasta. Wrażenie o RF można systetycznie określić, jako kraj w gospodarczym i cywilizacyjnym upadku. To nie jest nowoczesny kraj! To jest kraj „pamiętający” XIX wiek, a co najmniej lata 50. XX wieku w Polsce. Nachodzi mnie pogląd o braku moralnej i intelektualnej refleksji o teraźniejszości i przyszłości narodów RF. Nie jest dobrze, a przy tym dokucza silne przekonanie, że też nijak nie idzie ku lepszeniu. Ta cywilizacja wydaje się trwać w głębokim uśpieniu. Zapada się. Może kiedyś się obudzi?
W takiej cywilizacji wszystko może się zdarzyć. Wszystko! Nie tylko katastrofa w elektrowni czerobylskiej. Katastrofa ta jednak niczego nie nauczyła włodarzy tego kraju. Tak samo i wydarzenia na Kamczatce niczego nie nauczą. To jest zjawisko z kategorii „rosyjska normalka”. To jest, że tak powiem, ciąg dalszy tego samego filmu. Filmu o niezwykle bogatym kraju, nieudolnie zarządzanym przez naszych braci Słowian. Słowian co-nieco statarzonych historycznie. Słowian zorganizowanych niegdyś przez Waregów. Dziś cywilizacja rosyjska więdnie… I trudno jest uwierzyć w to, że jest to stan przejściowy, że tylko chwilowo przysnęli, i że niebawem się obudzą, zobaczą co jest i podejmą działania naprawcze. Nic z tego. Oni są tak z siebie dumni, jak Polacy z indoktrynacji religijnej i pogardy dla nauki. Bracia-Słowianie… Choć ludzie z natury swej dobrzy. I Rosjanie, i Polacy. A na Kamczatce, to nie w naturze szukać przyczyn tej katastrofy ekologicznej, lecz w naturze człowieka i kulturze słowiańskiej. Tak mi się wydaje.
Super artykuł. Super blog. ja własnie jeszcze kombinuję do pracy zeby kupić pojemniki na odpady medyczne. To bardzo istotne w naszym zawodzie aby tego typu produkty były regularnie dostarczane.