„Za wszystko tobie dzięki” – tak zaczyna się najnowszy wiersz Dmitrija Bykowa z cyklu „Poeta i obywatel”. Napisany we współautorstwie z Michaiłem Lermontowem, jak zaznacza Bykow (wiersz w całości można przeczytać np. tu: http://www.proza.ru/2011/04/30/712). Wiersz, będący wolną przeróbką utworu Lermontowa „Wdzięczność”, powstał (w każdym razie został opublikowany) z okazji kolejnego spotkania premiera Putina z przedstawicielami inteligencji twórczej. W zeszłym roku podobne spotkanie, zorganizowane w Petersburgu, trafiło do mainstreamu nowości i internetowych komentarzy z powodu wymiany zdań pomiędzy Władimirem Władimirowiczem a muzykiem Jurijem Szewczukiem. Szewczuk zakłócił słodki nastrój szczerej i otwartej rozmowy na tematy różne i zadał kilka pytań, najwyraźniej nieuzgadnianych z rzecznikiem prasowym premiera: zapytał o swobodę zgromadzeń na przykład, a właściwie jej brak. Po petersburskiej herbatce w środowisku zahuczało, zaczęto dyskutować o stosunkach inteligencji i władzy, o granicach konformizmu twórców, o pożytkach i zagrożeniach płynących z blatowania się artystów z rządzącymi.
Tegoroczne spotkanie premiera z artystami (tym razem akcent został położony na teatrze) zaplanowano w Penzie. Na zlot zaproszono także literata Bykowa i znakomitego wykonawcę jego wierszy z cyklu „Poeta i obywatel” Michaiła Jefriemowa (nawiasem mówiąc, jednego z moich ulubionych rosyjskich aktorów). Cykl prezentowany był początkowo przez internetowy kanał telewizyjny Deszcz; potem (po drobnym acz zasadniczym konflikcie z dyrektorką kanału) projekt przeprowadził się do rozgłośni Echo Moskwy. Jeśli chcecie Państwo posłuchać, jak świetnie się deklamuje wiersze po rosyjsku, na dodatek wiersze zaangażowane społecznie i politycznie, wiersze aktualne i cięte, jak satyra cięta być powinna, to zachęcam – interpretacje Jefriemowa są grzechu warte.
Bykow zamiast przy samowarze tworzyć tło dla monologów władcy, napisał o nim wiersz. Dziękuje mu za odpowiednie sformatowanie Czeczenii i telewizji, za „równooddalenie” oligarchów, za Ojczyznę, która jak paralityk trzęsie główką, ale wstaje z kolan, za parlament „myślący chórem”. Bykow urywa swój wiersz, nie kończy, pozostawiając czytelnikowi pole do własnych interpretacji (u Lermontowa utwór kończy się frazą: „Spraw tylko jedno, o Panie w błękicie, abym dziękować mógł już dni niewiele”).
Jefriemow na zaproszenie odpowiedział grzecznie, że nie ma z kim zostawić swoich licznych dzieci i dlatego na spotkanie z premierem nie przyjedzie, „żona pracuje”. Bykow powiedział gazecie „Gazeta”, że zaproszenie do niego nie doszło (o tym, że Bykow został zaproszony, mówił na konferencji prasowej rzecznik premiera), a gdyby nawet doszło, to i tak by nie pojechał, bo po pierwsze jest zajęty promocją swej najnowszej książki, a po drugie mu „ten format spotkań nie odpowiada”. „Spotkania inteligencji twórczej z władzą nie są teraz potrzebne – inteligenci są ludźmi kulturalnymi, ich zachowanie łatwo można uznać za podlizywanie się”.
„Twórczy człowiek traci wolność, dobrowolnie umieszczając się w formatach medialnych i komunikacyjnych, których nie jest w stanie kontrolować” – napisał w komentarzu o spotkaniu premiera z inteligencją twórczą Stanisław Minin („Niezawisimaja Gazieta”). – Twórczy człowiek zajmujący się polityczną publicystyką (jak Dmitrij Bykow i w pewnym sensie Michaił Jefriemow) nie chodzi na herbatkę do prezydentów i premierów z dwóch powodów. Po pierwsze – format takich spotkań nie daje jemu, twórczemu człowiekowi, nic, a wiele daje im – prezydentom i premierom. Po drugie, samo zaproszenie, by „porozmawiać”, poniekąd nawet upokarza piszącego inteligenta, gdyż pokazuje, że władza lekceważy format komunikacji, jakim posługuje się pisarz czy publicysta. […] Każde publiczne spotkanie władzy z inteligencją jest zaplanowane w taki sposób, że ostatnie zdanie zawsze należy do władzy. Takie spotkanie pokazywane jest jako dyskusja, której skutkiem jest decyzja, np. o finansowaniu kultury. Goście mówią niemało, wiele z tego władza jest w stanie adaptować i bez spotkań. Ale spotkanie jest potrzebne jako sposób legitymizacji inicjatyw, choć decyzje zapadają przed, po i niezależnie od przebiegu takich zlotów. Rok za rokiem władzy udaje się przekonać publiczność, w tym również nastawioną krytycznie, że takie spotkania to jeden z niewielu formatów, dzięki którym można coś przekazać górze i mieć wpływ na jakieś procesy. Ci, którzy odmawiają udziału, w pewnym sensie dyskredytują się w oczach społeczności: ot, mieli sposobność, by wywrzeć wpływ, ale woleli siedzieć w domu, kogo teraz może interesować ich opinia. Dlatego powody odmowy trzeba dobrze uzasadnić. Organizując takie spotkanie z inteligencją władza imituje zainteresowanie jej obywatelską postawą. Ci, którzy nie przychodzą, powinni powiedzieć: – Interesujecie się naszą opinią? Cudownie, to w takim razie proszę przeczytać, co napisałem”.