Czy można kupić spokój?

Ta wiadomość na stronie internetowej gazety „Kommiersant” ma w ostatnich dniach największą liczbę odsłon. Premier Władimir Putin, przodujący w rankingach kandydatów na prezydenta Rosji, wygłosił mowę na zjeździe najbogatszych ludzi Rosji zrzeszonych w Związku Przemysłowców i Przedsiębiorców: „Rozważane są różne warianty. Trzeba to oczywiście przedyskutować ze społeczeństwem, ze środowiskiem ekspertów, ale tak, żeby rzeczywiście społeczeństwo wybrało warianty zamknięcia problemów lat dziewięćdziesiątych: nieuczciwej, powiedzmy to sobie szczerze, prywatyzacji, wszystkich przetargów. To powinna być jednorazowa wpłata albo coś innego, ale razem musimy o tym pomyśleć”. Według premiera, ten specyficzny datek/wykup pozwoli „zapewnić społeczną legalizację samej instytucji prywatnej własności, społeczne zaufanie do biznesu, bez tego nie będziemy mogli rozwijać nowoczesnej gospodarki rynkowej, a tym bardziej nie zbudujemy zdrowego społeczeństwa obywatelskiego”.

Myśl ciekawa, zwłaszcza w kampanii wyborczej – biznesie, zapłać za swój spokój, bo przecież ciągle można mieć wątpliwości do podstaw fortun ukształtowanych w Rosji. Czy pomysł pana premiera spodobał się tym, którzy zgromadzili się w sali hotelu Ritz? Trudno powiedzieć. Najbogatsi biznesmeni Rosji nabrali powietrza w płuca i na razie tak trwają. Pomysł pana premiera nie im miał się, jak sądzę, spodobać, a raczej społeczeństwu, które ma wybrać „warianty zamknięcia problemów lat dziewięćdziesiątych”. Władimirowi Władimirowiczowi potrzebne są głosy tych, którzy uważają, że ci, co są bogaci, wzbogacili się nieuczciwie.

„W tych dywagacjach [Władimira Putina] następuje zamiana pojęć – pisze na „politcom.ru” Aleksandr Iwachnik. – W wyniku ‘nieuczciwej prywatyzacji’ w Rosji pojawiły się setki tysięcy właścicieli i stało się możliwe stopniowe formowanie podstaw gospodarki rynkowej. Putin miał najwyraźniej na myśli tak zwanych oligarchów (choć tego słowa na zjeździe nie wypowiedział) – największych przedsiębiorców z lat dziewięćdziesiątych, którzy brali udział w tak zwanych ‘załogowych aukcyonach’, dotyczących około dziesięciu potencjalnie najbardziej rokujących wielkich przedsiębiorstw państwowych z branży surowcowej [‘załogowyje aukcyony’ – przeprowadzone w połowie lat 90. transakcje, na mocy których właścicielami pakietów akcji kilku kluczowych państwowych przedsiębiorstw, jak Jukos, Sibnieft’, Norylski Nikiel, stały się banki komercyjne; przetargi te były sposobem pozyskania pieniędzy do budżetu; później Izba Obrachunkowa – odpowiednik polskiej NIK – stwierdziła, że ceny sprzedanych pakietów akcji były znacząco zaniżone]. Tak na marginesie, to właśnie ci ludzie [oligarchowie, beneficjenci przetargów] byli głównym obiektem politycznego ataku prezydenta Putina na początku dekady 2000. Ale w trakcie kampanii wojennej o pozbawienie tych ludzi narzędzi wpływu politycznego, obiektem ideologicznego biczowania ze strony państwowej propagandy stał się prywatny biznes jako taki. W rezultacie w świadomości Rosjan stosunek do biznesu stał się bardziej negatywny w latach 2000., niż nawet był za Jelcyna. W efekcie zwiększyła się paternalistyczna orientacja na państwo”.

Rzucone hasło zrobienia „uczciwej ściepy” za „nieuczciwą prywatyzację” budzi rozliczne wątpliwości. Po pierwsze, kto ma płacić. Po drugie, ile. Po trzecie, na jakiej zasadzie i komu. „Wartości rynkowej aktywów, sprzedanych w połowie lat 90. podczas ‘załogowych aukcyonow’ niepodobna dziś określić – komentuje Iwachnik. – Ponadto w minionych piętnastu latach aktywa te zmieniły właścicieli, ich struktura własnościowa jest bardziej skomplikowana”.

Siergiej Aleksaszenko, rosyjski ekonomista (w drugiej połowie lat 90. był wiceprezesem Centralnego Banku Rosji), nie zostawił na inicjatywie Władimira Putina suchej nitki. W blogu na „Echu Moskwy” napisał: „Będziesz potrafił dogadać się, z kim trzeba, to będziesz społecznie użytecznym i odpowiedzialnym biznesmenem (nawet jeśli jesteś obywatelem Finlandii), a nie będziesz potrafił się dogadać – miej pretensje do samego siebie. Najsmutniejsze jest to, że rosyjski premier, chyba nie zdając sobie z tego sprawy, na cały świat oznajmił, że prawa własności w Rosji nie znaczą nic. A potem znowu włączył starą płytę o poprawie klimatu inwestycyjnego w Rosji”.

Temat oceny rezultatów prywatyzacji w Rosji wraca jak bumerang. Na początku swoich rządów Władimir Putin zapewniał, że nie podważy prywatyzacji lat 90., później było hasło „rawnoudalenija biznesu” od władz, później była sprawa Jukosu i powstawanie nowych fortun na zasadach sformułowanych przez Putina (wspominany tu powyżej jeden z obywateli Finlandii np. całkiem nieźle poradził sobie w nowych warunkach).

Ekonomiczny komentator internetowego serwisu informacyjnego „Newsru.com” Maksim Blant sceptycznie ocenia możliwe skutki inicjatywy kandydata na prezydenta: „Podając w wątpliwość legalność własności i wzmacniając system osobistej odpowiedzialności biznesmena od konkretnego urzędnika, uważającego się za uosobienie państwa, Putin (który przecież nie jest nieśmiertelny) podaje w wątpliwość tę własność, która zorientowana jest na niego osobiście i na ludzi z jego urzędniczej ekipy. Los biznesu, zorientowanego na konkretnego urzędnika wysokiej rangi, po odejściu tego urzędnika z zajmowanego stanowiska, był znakomicie uwidoczniony po dymisji wieloletniego mera Moskwy”.

Jeden komentarz do “Czy można kupić spokój?

  1. ~Marek Borsuk

    Niewiarygodne Putin po trzynastu latach bytności u szczytów władzy stwierdza nieuczciwość prywatyzacji i proponuje „ściepę” ze tę nieuczciwość.Przy czym nieuczciwi byli i ci co sprzedawali jak i ci co kupowali.Jak podzielić winę i ile komu przyłożyć?Co prawda Putin nie umie grać ani śpiewać , ale to robił publicznie , myślę że w tym popełnił błąd , on powinien występować w KABARECIE.To jest numer do kabaretu.A jeśli chodzi o tą „ćciepę” to ciekaw jestem ile przyloży sobie?P.S Jak zwykle Pani eseje na temat Rosji są doskonałe .Pozdrawiam Marek Borsuk

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *