Bracia Carnajewowie – 26-letni Tamerlan i 19-letni Dżochar – są podejrzani o dokonanie zamachu na maraton w Bostonie (15 kwietnia). Powody, dla których zdetonowali bomby na mecie biegu, będą przedmiotem drobiazgowego i zapewne długotrwałego śledztwa. Większość mediów i komentatorów już dziś nie ma jednak wątpliwości co do tego, że inspiracją dla aktu terroru była ideologia radykalnego islamizmu.
Tamerlan został zastrzelony podczas strzelaniny z policją w nocy z czwartku na piątek, ranny Dżochar – schwytany dziś przez policję. Obaj mieszkali w Stanach od kilku lat (według jednych źródeł – od dziesięciu lat, według innych – od pięciu). Pochodzili z czeczeńskiej rodziny, która od końca lat 90. mieszkała w Machaczkale (Dagestan), przedtem w Kirgizji.
Przez amerykańskich znajomych i kolegów charakteryzowani jako fajni ludzie, uczyli się, studiowali (jeden pobierał nawet stypendium), starszy uprawiał z powodzeniem boks i inne sztuki walki. Jak się okazało – otoczenie niewiele wiedziało o ich fascynacji islamizmem. Wedle słów rodziców, FBI interesowała się starszym synem, miała oko na to, czym się zajmuje, co czyta, jakie strony internetowe odwiedza. Tamerlan miał na swoim koncie epizod z policją: został zatrzymany za pobicie swojej dziewczyny.
Od braci Carnajewów odżegnały się natychmiast władze Czeczenii. Prezydent Kadyrow oznajmił: „Wszelkie próby powiązania Czeczenii i Carnajewów są skazane na niepowodzenie. Oni wyrośli w USA, ich poglądy i przekonania tam się formowały. Korzeni zła należy szukać w Ameryce”.
Co do tych korzeni, to za wcześnie, by wyrokować. Prasa powoli ujawnia szczegóły. Tamerlan w zeszłym roku wybrał się do Rosji, gdzie spędził siedem miesięcy. Co tam robił? Czy tylko odwiedził ojca w Machaczkale? Przedstawiciele rosyjskich służb specjalnych nie udostępnili amerykańskim kolegom żadnej informacji na temat jego pobytu. A o współpracę służb zaapelował w rozmowie telefonicznej z prezydentem Putinem prezydent Barack Obama.
„W 2010 roku służby USA zaczęły mówić o tym, że zagrożenie wewnętrzne [terroryzmem] jest większe niż zagrożenie z zewnątrz. Chodziło przede wszystkim o ludzi, którzy nie są związani z organizacjami terrorystycznymi, nie przechodzili szkoleń w afgańskich obozach, nie otrzymywali finansowania z zagranicy, ale inspirowali się radykalnymi ideami przez Internet” – piszą w komentarzu Andriej Sołdatow i Irina Borogan, rosyjscy dziennikarze specjalizujący się w tematyce służb specjalnych.
Amerykanie mieli się nad czym pochylić, jeśli chodzi o Tamerlana, który z upodobaniem słuchał pieśni w rodzaju „Poświęcę swoje życie dżihadowi” Timura Mucurajewa, najsłynniejszego czeczeńskiego barda. Założył na Youtube account, na którym zamieszczał ekstremistyczne treści. Wiadomo to teraz, gdy już do zamachu doszło. Dlaczego amerykańskie systemy czesania Internetu na obecność niebezpiecznych treści islamistycznych zawiodły? – pytają Borogan i Sołdatow. I wskazują na ciekawy aspekt historii z braćmi Carnajewami. „Być może [po zamachu w Bostonie] amerykańskie służby specjalne będą musiały spiesznie zmienić strategię współpracy z rosyjskimi służbami. Przez długie lata [amerykańscy] eksperci od zwalczania terroryzmu uważali, że obywatele USA nie są celami dla terrorystów na Kaukazie Północnym. W związku z tym nie było ścisłej współpracy pomiędzy FBI i FSB. […] Ponadto rosyjski MSZ w styczniu tego roku w ogóle ogłosił o zerwaniu umowy o współpracy z organami ścigania USA. Możliwe, że teraz Amerykanie będą potrzebować ponownego nawiązania współpracy. Skoro USA znajduje się na celowniku bojowników, to amerykańscy sportowcy mogą stać się celem podczas igrzysk w Soczi. Amerykanie mogą stanąć przed wyborem: albo iść w worku pokutnym na Łubiankę, albo zakazać swoim sportowcom wyjazdu na igrzyska. To na pewno nie będzie sprzyjać wypracowaniu twardego stanowiska USA w sprawie przestrzegania praw człowieka i politycznie motywowanych prześladowań w Rosji”.
Czeczeni w Bostonie
5 komentarzy