Archiwum autora: annalabuszewska

Z życia sfer wyższych i nieco niższych

Głowa Domu Romanowów wielka księżna Maria Władimirowna w łaskawości swego majestatu wsparła ostatnio aneksję Krymu przez Rosję. Jak donosi agencja Legitimist, wielka księżna odznaczyła orderem św. Anny pełnomocnego przedstawiciela w krymskim okręgu federalnym (tak Rosja w swej nomenklaturze oznaczyła Krym) Olega Bieławiencewa, a order św. Anastazji przypięła do patriotycznej piersi pani prokurator Krymu Natalii Pokłonskiej (http://legitimist.ru/news/2014/07/polnomochnyij-predstavitel-prezidenta-rf-v-kryimskom-fo-o.e.belavencze.html). Order św. Anastazji został ustanowiony przez samowładną wielką księżnę w 2010 roku i jest przyznawany „wiernym córom Ojczyzny, które położyły wybitne zasługi na polu dobroczynności, kultury, ochrony zdrowia, pedagogiki, nauki i innych dziedzin o dużej wadze dla państwa”.

Czym zasłużyła się Natalia Pokłonska? Po ucieczce Wiktora Janukowycza z Kijowa pod koniec lutego sama uciekła z Kijowa na Krym. Tam nieoczekiwanie została dostrzeżona przez „grzecznych zielonych ludzi” i mianowana 11 marca na stanowisko prokuratora Krymu. Na zwołanej z okazji nominacji konferencji prasowej wygłosiła kilka płomiennych zapewnień o tym, jak od teraz Krym stanie się krainą prawa. A to co, stało się na Ukrainie, określiła jako bezprawny przewrót (w późniejszych wywiadach dla rosyjskich mediów Pokłonska o władzach w Kijowie mówiła z pogardą „banderowcy i faszyści”; sąd w Kijowie wydał nakaz aresztowania Pokłonskiej, pozbawiono ją prawa wykonywania zawodu prawnika). Zapis konferencji http://www.youtube.com/watch?v=tqHkGaEE7WA stał się bezapelacyjnym hitem Internetu (stan na dziś – ponad 2,5 mln odsłon).

Po opublikowaniu tego materiału oraz prywatnych zdjęć pani prokurator w wieczorowych czerwonych sukienkach i innych zalotnych strojach albo też w stroju niezbyt kompletnym zaczął się szał. Szczególnie internauci w Japonii wpadli w stan uwielbienia dla Natalii. Jej niezaprzeczalna uroda okazała się w stu procentach zgodna z kanonami piękności japońskiego stylu anime. Pod adresem Pokłonskiej posypały się w japońskim segmencie Internetu nie tylko wyznania miłosne, ale propozycje matrymonialne. Na rozlicznych stronach można znaleźć rysunkowe wizerunki Pokłonskiej a la anime. Firma Nival dołożyła nową bohaterkę do swojej gry Prime World. Bohaterka ma na imię Obwiniaszka i jest inspirowana wyglądem Natalii Pokłonskiej. Hitem rosyjskiego segmentu został klip, opracowany przez wideoblogera Enjoykina na podstawie wyżej wzmiankowanej konferencji.

http://www.youtube.com/watch?v=TBKN7_vx2xo

Jeśli poziomem klikalności można mierzyć „zasługi pieried Otieczestwom”, to pani Pokłonska w pełni zasługuje na order św. Anastazji i to niejeden. Rosyjscy blogerzy nawet się dziwią, że wielka księżna Romanowa nie przyznała jej od razu tytułu hrabiowskiego. „Hrabina Pokłonska to dobrze brzmi” – kpią.

Brzmią też nieźle inne przyznane przez Marię Władimirowną Romanową inne tytuły szlacheckie. Oto krótka lista przedstawicieli nowej szlachty z nadania wielkiej księżnej. Sekretarz Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej, wcześniej dyrektor Federalnej Służby Bezpieczeństwa Nikołaj Patruszew oraz jego małżonka Jelena i dwaj synowie: Dmitrij i Andriej. Cała rodzina otrzymała po orderze św. Mikołaja Cudotwórcy. Kilka lat temu uszlachceni zostali też m.in. prokurator generalny Jurij Czajka, znany z kampanii czeczeńskiej generał Władimir Szamanow, eksmer Moskwy Jurij Łużkow, ekssenator, wdowa po merze Petersburga Sobczaku Ludmiła Narusowa i jej córka Ksenia Sobczak. Nic na razie nie wiadomo o przyznaniu tytułu szlacheckiego Władimirowi Putinowi, no ale on chyba może konkurować z Marią Władimirowną od razu o czapkę Monomacha i tron, nie oglądając się na pomniejsze tytuły.

Słowa pieśni

Jest takie rosyjskie powiedzonko: Słów się z pieśni nie wyrzuci. To znaczy, trudno, trzeba powiedzieć, jak jest. Ale w informacyjnej wojnie, jaka toczy się obecnie pomiędzy Rosją a Ukrainą, nie takie rzeczy się wyrzucało i nie tylko z pieśni.

Dowódca batalionu „Wostok” (Wschód) walczącego pod komendą Igora Striełkowa, „ministra obrony” samozwańczej Donieckiej  Republiki Ludowej, wielce zasłużony Aleksandr Chodakowski udzielił wywiadu agencji Reuters. (Wywiadu można posłuchać na stronie Radia Swoboda: http://www.svoboda.org/content/article/25468682.html). Powiedział w nim m.in.: „wiedziałem, że zestaw Buk przybył z Ługańska, pod flagą Ługańskiej Republiki Ludowej […] Myślę, że go zawrócili, dlatego że dowiedziałem się o tym akurat w tym momencie, kiedy dowiedziałem się i o tym, że zdarzyła się ta tragedia. Najprawdopodobniej zawrócili go, żeby się pozbyć dowodów obecności”. Użycie rakiet przez separatystów zostało, wedle jego słów, sprowokowane przez intensywny ostrzał prowadzony przez ukraińskie siły rządowe. „Nawet jeśli Buk był i z niego wystrzelono, to Ukraina zrobiła wszystko, żeby samolot pasażerski został zestrzelony” – zawyrokował. Ten sposób rozumowania twórczo rozwinął w programie Sut’ wriemieni 22 lipca (http://eot.su/node/17460). Chodakowski opowiadał, że strona ukraińska miała informacje, że separatyści dysponują zestawami Buk i to już jest wystarczający dowód winy Kijowa, który wiedząc o Bukach w rękach separatystów, nie zakazał latać pasażerskim samolotom nad tym terytorium. Chodakowski zastrzegał się przy tym, że on sam nie przesądza, że separatyści faktycznie mieli zestawy, ale wina Kijowa i tak jest dowiedziona, bo oni tam w Kijowie wiedzieli, że separatyści mają Buki. Pokrętne? Nie – jest w tym żelazna logika. „Pytam ją: czyj to garnuszek, ona mi na to: Jak to czyj, wasz garnuszek. A ja jej: Jak to mój? Przecież ten jest zbity, a mój był cały. A ona do mnie: Po pierwsze zwróciłam wam cały garnuszek, po drugie jak go brałam, to już był zbity, a po trzecie, żadnego waszego garnuszka nie brałam”.

Wywiad dla Reutersa został opublikowany wczoraj, a już dziś Chodakowski w państwowych rosyjskich mediach stwierdził, że nie opowiadał agencji o zestawach Buk będących w posiadaniu separatystów. Żadnego waszego garnuszka nie brałam.

Swoją pieśń pełną słów, których nie da się wyrzucić, śpiewa też prezydent Putin. Ostatni wpis sprzed kilku dni zakończyłam znakiem zapytania nad powodami zwołania nadzwyczajnego posiedzenia Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej. Początek narady, którą Putin miał otworzyć krótkim programowym wystąpieniem, kilkakrotnie przesuwano. Powietrze gęstniało. W Internecie wrzało – jedni zapowiadali, że Putin ogłosi o wprowadzeniu wojsk na Ukrainę (hashtag #putinvvedivoiska nadal jest w grze), inni – że zapowie, jak dotkliwe sankcje wprowadzi w odpowiedzi na sankcje Zachodu. Wreszcie Putin przemówił.

Obiecał, że Rosja zrobi wszystko, aby wspomóc wyjaśnienie przyczyn katastrofy malezyjskiego samolotu. Do tego nie trzeba było zwoływać tak ostentacyjnie Rady Bezpieczeństwa. Wszyscy już wiedzą, że Rosja dołoży wszelkich starań, by wyjaśnienie było zgodne z wersją Kremla. Inna sprawa, czy się jej to uda. Ale na czasie zyskała. Zanim skrzynki zostaną rozszyfrowane…

Nie obiecał natomiast, że uszczelni granicę rosyjsko-ukraińską, przez którą napływa „bratnia pomoc” dla separatystów. Zacytujmy: „Rosji stawia się bez mała ultimata: albo pozwolicie nam część tej ludności, która i etnicznie, i kulturowo, i historycznie jest bliska Rosji, zlikwidować, albo wprowadzimy przeciwko wam jakieś sankcje”. Z ostatnich doniesień wynika, że faktycznie przez granicę nadal wszystko płynie, jak płynęło, a nawet się wzmogło. Ponadto Rosja zgromadziła większe siły przy granicy. I jeszcze dokonuje ostrzałów pozycji sił rządowych z własnego terytorium. „Przez całą noc waliliśmy po Ukrainie” – napisał w swoim profilu Vkontakte pewien szczery rosyjski żołnierz. Cytat wczoraj rozszedł się po sieci. Dzisiaj profil został już usunięty.

Podczas posiedzenia Rady Bezpieczeństwa Putin czytał z kartki, panowie towarzyszący mu przy stole mieli na twarzach wymalowane pytanie: czy to naprawdę takie ważne, czy po to zwołałeś nas tu, odrywając od przyjemnego basenu (rzeki, jeziora, morza – niepotrzebne skreślić)? „Żadnego dowcipu, żadnego bon mot, który później wszyscy powtarzają? Góra urodziła mysz” – utyskiwali komentatorzy.

Rzeczywiście bon motów nie było, styl wystąpienia przypominał „średniego” Breżniewa. Głównym przesłaniem było: Nie oddamy ani guzika, będziemy bronić integralności terytorialnej Federacji Rosyjskiej, w tym Krymu, który trzeba lepiej uzbroić. Ale zaraz Putin zastrzegł: „Bezpośredniego zagrożenia dla suwerenności Rosji nie ma”. Specjaliści między tymi wierszami przeczytali: Putin przypomina, że Rosja ma broń jądrową. No, nie wiem, czy to o to chodziło. Może temat w bardziej jasny sposób rozwinięto w tej części posiedzenia, które było już zamknięte dla prasy.

Prezydent stwierdził też, że wewnątrz kraju nie będzie „przykręcał jakichś tam śrub”. I że potrzebne mu jest społeczeństwo obywatelskie, na którym chce się oprzeć. Świetnie. I zaraz tego samego dnia podpisał kilka ustaw, które wprowadzają kolejne zaostrzenia. Jak głosi kremlowska plotka, prezydent bardziej niż zagrożenia z zewnątrz boi się zagrożenia od wewnątrz, dlatego wszelkie próby wyhodowania opozycji będą nadal wypalane żelazem. „Społeczeństwo obywatelskie” w ustach i pojęciu prezydenta Putina to skonsolidowana wokół wodza zbiorowość złożona z homo sovieticus. Takie społeczeństwo nie zorganizuje mu żadnej kolorowej rewolucji pod murami Kremla. Tych, którzy rok temu przed jego kolejną inauguracją protestowali na ulicach Moskwy, powsadzał demonstracyjnie do więzienia. Dziś sąd w Moskwie uznał za winnych kolejnych dwóch uczestników protestów z 6 maja. Kiedy piszę te słowa, wyroku jeszcze nie ogłoszono.

Dłuższy nos Pinokia

Czterdzieści minut po godzinie pierwszej w nocy prezydent Putin wystąpił z orędziem do narodu w sprawie zestrzelenia malezyjskiego samolotu nad terytorium Ukrainy kontrolowanym przez donieckich separatystów. Orędzie było krótkie, wodniste, złożone ze zdań zagmatwanych, napisane najwyraźniej na kolanie. Prezydent wyglądał na zmęczonego, zagonionego, niewyspanego. Cóż, środek nocy. Obejrzyjcie Państwo sami: http://www.youtube.com/watch?v=bA-4D6g5ys4. Wystąpienie zawierało wygłoszone już przedtem tezy: że konflikt w Donbasie jest wewnętrznym konfliktem Ukrainy, że Rosja od zarania konfliktu optuje za pokojowym uregulowaniem. I dalej: „Mogę powiedzieć z całym przekonaniem, że gdyby 28 czerwca działania bojowe na wschodzie Ukrainy nie zostały wznowione, to tej tragedii by nie było. Jednocześnie nikt nie powinien i nie ma prawa wykorzystywać tragedii do swoich wąskich politycznych celów”. Mówił opływowo o „przedstawicielach Donbasu” [kto to jest mianowicie? skąd się tam wzięli? – tego nie powiedział]. Stwierdził, że śledztwo w sprawie wyjaśnienia przyczyn tragedii powinna prowadzić ICAO.

Ani słowa o odpowiedzialności Rosji za wysłanie na wschód Ukrainy „zielonych ludzików”, a wraz z nimi sprzętu i broni, w tym zestawów rakietowych, które już zestrzeliły kilka ukraińskich samolotów i śmigłowców. Putin idzie w zaparte – nie, to nie my, to oni. My jesteśmy biali i puszyści. I domagamy się rozmów. I kochamy pokój. Jeżeli ktoś oczekiwał, że prezydent Putin weźmie na siebie przynajmniej część odpowiedzialności za katastrofę, to się srodze pomylił. Całą winę rosyjski lider zwalił na władze Ukrainy, które prowadzą operację antyterrorystyczną w Donbasie. „Nie przyznał się” – brzmi tytuł komentarza audycji Radia Swoboda.

Dlaczego orędzie prezydent wygłosił o 1.40 w nocy? Poddani spali lub hulali, w końcu są wakacje. Za to na drugiej półkuli akurat była dobra pora – prime time w telewizji. Wychodzi na to, że prezydent Rosji wygłosił orędzie do narodu amerykańskiego. Do narodu amerykańskiego przemówił chwilę później ich własny prezydent, Barack Obama, który skrytykował Rosję i prorosyjskich separatystów za mataczenie i utrudnianie rozpoczęcia śledztwa w sprawie okoliczności zestrzelenia samolotu. „Co oni chcą ukryć?” – zadał retoryczne pytanie Obama.

W audycji rozgłośni Echo Moskwy Arkadij Ostrowski, szef rosyjskiego biura czasopisma „The Economist” analizował: „Teraz strona rosyjska będzie mówić jedno i będzie powtarzać, że strona amerykańska szerzy kłamstwa. A strona amerykańska i Zachód będą mówić: mamy fakty. Oto zdjęcia, oto sygnały radarów. […] Na kogo [działania propagandowe rosyjskich mediów] oddziałują? To oddziałuje wyłącznie na rosyjskich telewidzów. Putin nadal ma wysoki ranking poparcia wyhodowany na ostrych wojennych posunięciach. Ale na Zachód to działać nie będzie. […] Czyli tam, gdzie będą podejmowane decyzje o wprowadzeniu kolejnych sankcji, o zmianie polityki wobec Rosji, o zmianie stosunku do Władimira Putina, to nie będzie miało wpływu”. Ton zachodniej prasy po katastrofie jest jednoznacznie negatywny względem Putina – większość mediów nazywa go sprawcą tragedii „nowego Lockerbie”. Politycy zachodni, którzy do tej pory zachowywali spokojny dystans do Władimira Władimirowicza, obecnie mocno zaostrzyli retorykę. A za retoryką mają pójść konkretne decyzje o sankcjach. Reagują też członkowie rodzin ofiar katastrofy. Ojciec młodej Holenderki wystosował na ręce Putina list: „Potworze, zniszczyłeś moje życie. Na pewno ma pan powody do dumy, że pozbawił pan życia moją córkę”. Czy te pełne bólu słowa zrozpaczonego ojca dotrą do serca prezydenta Putina, który jest ojcem dwóch córek. Jak wiadomo z nieoficjalnych źródeł, jedna z nich, Maria, mieszka właśnie w Holandii.  

Na jutro Putin zwołał nadzwyczajne posiedzenie Rady Bezpieczeństwa, które ma być poświęcone „integralności terytorialnej Federacji Rosyjskiej”. Wielu komentatorów sugeruje, że podczas narady zapadną ważne decyzje, być może w sprawie wprowadzenia ‘sił pokojowych’ na terytorium Donbasu. A być może chodzić będzie o odpowiedź Rosji na nowe zachodnie sankcje. Tak czy inaczej nie brzmi to optymistycznie.

Można założyć

Można założyć, że nikt nie chciał zestrzelić pasażerskiego samolotu Boeing 777, lecącego nad wschodnią Ukrainą. Można założyć, że nikt nie chciał śmierci 298 osób podróżujących na pokładzie tego samolotu. Można założyć, że mały chłopiec bawiący się zapałkami przy stogu siana nie chciał go podpalić. Ale ktoś mu dał zapałki. A teraz mówi, że odpowiedzialność za tragedię nad Donbasem ponosi stóg siana. To znaczy państwo, nad terytorium którego wydarzyła się katastrofa. To parafraza słów prezydenta Putina. Coś w niej nie pasuje, brzęczy fałszywie jak liczmany. „Tej tragedii by nie było, gdyby na tej ziemi był pokój, w każdym razie, gdyby nie zostały wznowione działania bojowe na południowym wschodzie Ukrainy. Państwo, nad terytorium którego do tego doszło, ponosi odpowiedzialność za tę straszną tragedię” (http://www.echo.msk.ru/blog/echomsk/1362006-echo/). Logika rosyjskiej propagandy łamie się jak zapałki. Katastrofy lotnicze mają konkretne przyczyny. Czy w tym, że samolot wysadzony przez libijskich terrorystów spadł na Lockerbie, winna jest Szkocja? Nie przypominam sobie też, by prezydent Putin ochoczo brał na siebie odpowiedzialność za katastrofę polskiego samolotu rządowego w 2010 roku. Kali w natarciu.

Moskwa wskazuje na Kijów jako winowajcę wypadku. A Kijów wskazuje na Moskwę, która wspierała separatystów, którzy odpalili rakietę z zestawu Buk, który otrzymali od Moskwy. Reakcje Rosji po tragedii nad Donbasem są niespójne. Rozważane były: celowa ukraińska prowokacja, zestrzelenie samolotu przez ukraińskie myśliwce, przypadkowe trafienie przez niedoświadczonych ukraińskich wojskowych. W rosyjskim chórze medialnych gadających głów zaśpiewano nawet zwrotkę o tym, że celem domniemanego ataku ukraińskich sił rządowych był… samolot wiozący prezydenta Putina, który wracał z podróży po Ameryce Południowej.

Jedno jest pewne: tragedia będzie polem zaciętej wojny informacyjnej.

Zwraca uwagę usunięcie z Twittera i vkontakte przechwałki „komendanta wojskowego Doniecka” Igora Girkina vel Striełkowa, który z triumfem informuje o trafieniu rakietą samolotu transportowego ukraińskich sił zbrojnych. „W rejonie Torezu dopiero co zestrzelono ukraińskiego An-26, wala się gdzieś w okolicy kopalni Progress. A uprzedzałem, żeby nie latali po naszym niebie” (dzisiaj rosyjskie gazety donoszą, że ta informacja była fałszywką: http://www.mk.ru/incident/2014/07/18/soobshhenie-strelkova-o-sbitom-an26-upavshem-za-terrikony-okazalos-poddelkoy.html). A to jeszcze jeden cytat z Girkina-Striełkowa, z dzisiejszych wpisów: „trupy były nieświeże”, a więc sugestia, że w samolocie przewożono nieżywych pasażerów. W głowie się nie mieści (http://www.mk.ru/social/2014/07/18/strelkov-nekotorye-lyudi-v-boinge-byli-mertvy-do-padeniya-chast-trupov-nesvezhaya.html).

Nie wiadomo jeszcze, kto będzie badał okoliczności zestrzelenia maszyny Malezyjskich Linii Lotniczych. Początkowo informowano, że czarne skrzynki odnalezione na miejscu upadku samolotu zostaną dostarczone do Moskwy i przekazane MAK. Potem MAK wydał oświadczenie, że komisja powinna być międzynarodowa. Przepychanki i bałagan decyzyjny trwa. Samolot leży na terytorium kontrolowanym przez separatystów. Kto ma do niego dostęp? Miejscowi milicjanci i strażacy.

Eksperci i politolodzy już zastanawiają się nad możliwymi konsekwencjami katastrofy. Bliski Kremlowi Wiaczesław Nikonow, deputowany Dumy Państwowej: „To będzie powód dla Zachodu, by zacieśnić współpracę wojskową z Ukrainą. Być może Zachód zacznie wywierać naciski na Kijów w celu przerwania przemocy [nawiasem mówiąc, to cel Moskwy: znowu zawieszenie broni, wykręcenie rąk Kijowowi, zamrożenie status quo – separatyści dzielą i rządzą w Donbasie]. Idziemy ku wojnie. Pokładam nadzieję w rosyjskich władzach – w tej sytuacji najlepsze, co można zrobić, to pomóc społeczności międzynarodowej znaleźć prawdę o tym, co się wydarzyło”.

Dziennikarz „Moskiewskiego Komsomolca” Michaił Rostowski w tytule pyta: „Boeing 777 spadł na Rosję. Co jeszcze nas czeka w tym strasznym 2014 roku?”.

Na dzisiejszym nadzwyczajnym posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa ONZ dyplomaci USA, Wielkiej Brytanii i Litwy oświadczyli, że odpowiedzialność za tragedię malezyjskiego samolotu ponosi Rosja i zażądali od Moskwy zaniechania prób destabilizacji sytuacji na wschodzie Ukrainy.

Dziś pod ambasadami Holandii i Malezji w Moskwie ludzie składali kwiaty. Pod jednym z bukietów ktoś zostawił kartkę z napisem „Wybaczcie nam”…

Ukrzyżowanie w Słowiańsku

„Wzięli trzyletniego chłopczyka – w spodenkach, w koszulce, jak Jezusa, przybili do tablicy ogłoszeń. Jeden przybijał, dwóch trzymało. I to na oczach mamy. Mamę trzymali. I mama patrzyła, jak dziecko krwawi. Krzyki. Jęki. Na dodatek zrobili nacięcia, żeby dziecko jeszcze bardziej się męczyło… Dziecko cierpiało półtorej godziny i umarło, a mamę przywiązali do czołgu nieprzytomną i po placu przeciągnęli trzy razy…”. To opowieść niejakiej Hałyny Pyszniak. W pierwszym programie rosyjskiej telewizji http://www.1tv.ru/news/world/262978 przedstawiono jją ako uciekinierkę ze Słowiańska. Prawdziwości słów Hałyny nikt nie potwierdził.

Fake jest chlebem powszednim wojny informacyjnej, jaka toczy się od wielu tygodni w mediach Rosji i Ukrainy. Ale tym razem przegięcie jest niesłychane.

Słowiańsk od ponad tygodnia znajduje się w rękach sił ukraińskich. Brutalna rosyjska propaganda potrzebuje opowieści pokazujących krwawe oblicze „benderowców”, by ludzie w Rosji ich przeklinali i domagali się sprawiedliwej kary.

Dociekliwi użytkownicy portali społecznościowych – w przeciwieństwie do wysoce profesjonalnych dziennikarzy państwowej telewizji – dotarli do danych osoby, która snuła opowieść o ukrzyżowanym chłopcu – informują Grani.ru. Hałyna Astapenko, mieszkanka miasta Obuchow, znajdującego się 45 kilometrów od Kijowa, przedstawiła się przed kamerą nazwiskiem męża Pyszniak; mąż był funkcjonariuszem Berkutu. Po rozpoczęciu konfliktu w Donbasie pan Pyszniak walczył po stronie separatystów. Hałyna przebywa najprawdopodobniej w Rosji w obozie dla uchodźców.

Rosyjscy opozycjoniści wzywają do pociągnięcia autorów kłamliwego materiału do odpowiedzialności. Zastanawia degradacja telewizyjnego dziennikarstwa. Wydawałoby się, że już bardziej służalczym, wazeliniarskim wobec Kremla być nie można. A jednak. „Ci, którzy mają jakieś doświadczenie bojowe i wierzą, że to, co opowiada telewizja nie może być kłamstwem, jadą do Doniecka i walczą z ‘Ukrami’, niektórzy giną. To jest właśnie cel tego niesłychanego łgarstwa. Mobilizacja naiwnych ludzi na wojnę z Ukrainą. Najważniejsze to nie dać Ukraińcom spokojnie żyć w spokoju, nie pozwolić, by się rozwijali, by osiągali sukcesy. Dla tego celu ci dranie z Kremla i pierwszego programu rosyjskiej telewizji chcą być lepsi od Goebbelsa. Już go przegonili” – napisał w blogu Borys Niemcow, jeden z liderów antykremlowskiej opozycji.

„Wbros diezy” (wrzutka dezinformacji) na temat rzekomo ukrzyżowanego przez Ukraińców wkraczających do Słowiańska chłopca wykonał jeden z najgorętszych orędowników wysłania armii rosyjskiej na terytorium Ukrainy, ideolog eurazjatyckiej koncepcji rozwoju wielkiej Rosji, Aleksandr Dugin (https://www.facebook.com/alexandr.dugin/posts/811615568848485). Tylko u Dugina chłopiec ma sześć lat, został przez żołnierzy armii ukraińskiej zawieszony na tablicy ogłoszeń i zastrzelony na oczach ojca, członka oddziałów separatystów. Dugin wzywa, by te „bestie”, które zajęły Słowiańsk „zabijać, zabijać, zabijać”. Wpis Dugina na Facebooku polubiło 130 osób, ponownie udostępniło ponad pięćset, wśród komentarzy jednak znajduje się wiele podających w wątpliwość, czy to, o czym pisze Dugin, jest prawdą. A redaktorzy stacji telewizyjnej o największej oglądalności, dostarczycielki – często jedynej – informacji o tym, co się dzieje na Ukrainie, żadnych wątpliwości nie mieli. Opowieści Hałyny Astapenko vel Pyszniak nie opatrzono żadnym komentarzem.

Sieci społecznościowe pełne są rewelacji o „czarnych transplantologach” (w porozumieniu z USA i zwyrodniałą Europą Ukraińcy pobierają organy poległym bojownikom „pospolitego ruszenia”, jak o separatystach mówią rosyjskie media) czy o tym, że społeczeństwo Ukrainy jest poddawane praniu mózgu z zastosowaniem odpowiednio spreparowanej wody pitnej (specjalistą w dziedzinie preparowania wody jest Coca Cola). No tak, widocznie bez przepranego mózgu nikt by nie chciał stowarzyszać się z Europą.

Twierdza Donieck

Donieck będzie miał swoją zaciężną armię – oznajmił samozwańczy komendant wojskowy miasta Igor Girkin-Striełkow. Pamiętacie Państwo tego oficera rosyjskich służb specjalnych miłującego rekonstrukcję historyczną, który mianował się ministrem obrony równie samozwańczej jak on Donieckiej Republiki Ludowej i głównodowodzącym jej sił zbrojnych? (http://labuszewska.blog.onet.pl/2014/05/20/sieroca-grupa-rekonstrukcyjna/) Już nie jest ministrem, tylko komendantem wojskowym. Bo na wschodzie dużo zmian.

Prezydent Petro Poroszenko ogłosił, że nie zamierza zwijać operacji antyterrorystycznej, oddziały armii ukraińskiej podeszły pod Słowiańsk. W nocy z 4 na 5 lipca separatyści na rozkaz Girkina-Striełkowa wycofali się nieoczekiwanie ze Słowiańska i Kramatorska, miast zajętych na samym początku operacji „Rosyjska Wiosna”. W pośpiechu porzucili sprzęt wojskowy, z którego nieśli mieszkańcom wschodu Ukrainy pokój i dobrobyt. Dlaczego tak nagle wyszli ze Słowiańska? Kto wydał rozkaz – samodzielnie Girkin czy Girkin po telefonie z Moskwy? Nie wiadomo. Wedle nowego planu Girkina, separatyści mają się teraz bronić w Doniecku i Ługańsku i starać utrzymać pod kontrolą szlaki komunikacyjne pomiędzy tymi miastami oraz część niestrzeżonej granicy ukraińsko-rosyjskiej. Rozpuścił wici o tym, że będzie płacił regularny żołd w wysokości około 20 tysięcy rubli (2 tys. złotych) każdemu, kto zaciągnie się do jego oddziałów w Doniecku.

Z czego będzie płacił? Zarobił na rekonstrukcjach historycznych? Wczoraj kamraci oskarżyli Girkina, że wycofując się ze Słowiańska zadbał przede wszystkim o wywiezienie pieniędzy, które otrzymał z Rosji na walkę z ukraińskimi „benderowcami” oraz dobra z rozgrabionego Słowiańska. Ile tego było, od kogo? Nikt nie powiedział. Wobec Girkina kamraci wysunęli pono ultimatum: za dwa dni forsa ma się znaleźć. To nie pierwsza pierepałka w szeregach separatystów. Dochodziło już do strzelaniny pomiędzy zwaśnionymi oddziałkami, do zamachów, do awantur. Towarzysze broni oskarżyli Girkina również o zdradę – oddanie Słowiańska tak jest przez niektórych interpretowane. Z kolei coraz częściej pobrzmiewają oskarżenia o zdradę całego „pospolitego ruszenia”, jak nazywani są przez rosyjskie media separatyści, ze strony Władimira Putina. Bo przecież miał pomagać, a nie pomógł. W każdym razie nie dość skutecznie, nie dość spektakularnie. O zdradę oskarżył Putina również Striełkow. Zdrajca na zdrajcy i zdrajcą pogania.

Kreml rzeczywiście milczy na tę okoliczność jak zaklęty. Jedynie minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow domaga się realizowania porozumienia z Berlina (3 lipca, szefowie dyplomacji Rosji, Niemiec, Ukrainy), zakładającego natychmiastowe zawieszenie broni kontrolowane przez OBWE i negocjacje z udziałem przedstawicieli separatystów. Kijów nie chce uznać separatystów za stronę do rozmów. Separatyści mają, zdaniem Kijowa, realizować plan pokojowy, czyli m.in. złożyć broń. A tego nie czynią. Poroszenko, który odwiedził odbity Słowiańsk, powiedział, że może rozmawiać z „prawdziwymi gospodarzami regionu – metalurgami, górnikami, ludźmi, którzy mają realną siłę”.

Sytuacja od momentu spotkania ministrów w Berlinie zmieniła się – separatyści przeszli od ofensywy do defensywy, będą się bronić w Doniecku i Ługańsku, a nie rozpełzać po całym Donbasie i zagrażać sąsiednim obwodom. Strona ukraińska odniosła poważny sukces, odzyskując kontrolę nad Słowiańskiem. Być może znamienne milczenie Kremla wynika z tego, że i tam – podobnie jak w gronie separatystów – nie ma jednolitej linii co do dalszego postępowania. Bo dalej postępować trzeba, cel strategiczny – utrzymanie Ukrainy w swojej wyłącznej orbicie wpływów – się nie zmienił.

Specjaliści od militariów twierdzą, że zajęcie Doniecka przez ukraińską armię może być bardzo trudne i wiązać się z (1) dużą liczbą ofiar, (2) długim oblężeniem. A dopiero oddanie Doniecka przez separatystów będzie oznaczało ostateczny krach operacji „Rosyjska Wiosna” na wschodzie Ukrainy. Słowiańsk to na razie tylko taktyczna porażka Rosji i jej psów wojny. Gra toczy się dalej.

Dzieci bezpieczeństwa państwowego

W gabinecie osobliwości to prawdziwa perła. Chór dziecięcy wykonuje na okolicznościowym koncercie z okazji Dnia Czekisty pieśń Ilji Rieznika „Dzieci bezpieczeństwa państwowego” (Dieti gosbiezopasnosti). Seans reżimowej pedofilii, której nie powstydziłby się towarzysz Kim Ir Sen. Wsłuchajmy się w refren tej pieśni: „Jesteśmy razem, jesteśmy razem i w jedności nasza siła. Jesteśmy razem, jesteśmy razem, nasza ojczyzną jest Rosja. Jesteśmy razem, my – dzieci wielkiego kraju, jesteśmy razem i razem za kraj odpowiadamy. Jesteśmy wierni służbie, w przyjaźni stanowimy jedność, jesteśmy dumnym filarem obrony kraju ”. Solistka już w pierwszych słowach wyznaje zgromadzonym w sali smutnym panom w mundurach: „Jesteśmy tu z wami, bo z wami jest nam gosbiezopasno [gosbiezopasnost’ – organy bezpieczeństwa państwowego]”. A potem chłopcy jeden przez drugiego licytują się, który będzie służył w jakiej jednostce służb bezpieczeństwa – czy lepsza będzie Federalna Służba Bezpieczeństwa, czy Federalna Służba Ochrony (odpowiednik BOR-u). W tle rozgrywa się porażający pokaz baletowy: małoletnia rezerwa organów bezpieczeństwa z rozmachem defiluje, demonstrując sprawność fizyczną, skoro umysłowej nie trzeba. Smutni panowie na widowni miny mają takie, jakby nie dowierzali, że śpiewające podlotki są w stanie pomóc im w niesieniu ciężkiego brzemienia bezpieczeństwa państwowego.

Natchnione twarzyczki młodocianych adeptów bezpieczeństwa państwowego każą jednak wierzyć, że wyrosną na dobrych funkcjonariuszy:

http://www.youtube.com/watch?v=J4jHTZmuqbc

Błyskający w teledysku jakże naturalną bielą uzębienia Ilja Rieznik jest artystą zasłużonym. W rytm jego szczypiących serce szlagierów przez dziesięciolecia na dancingach w sanatoriach i kurortach przytulały się do siebie miliony par. Rieznik napisał słowa przebojowych piosenek dla Ałły Pugaczowej, Sofii Rotaru, Walerija Leontjewa i innych gwiazd sowieckiej estrady. Jego piosenki opowiadały o miłości, życiu zwykłym i jego niezwykłych momentach.

W biografii twórczej Rieznik ma także pieśni, wykazujące szczere zaangażowanie polityczne: „Rewolucyjny marsz” („W tej prawdzie z nami Lenin, z nami cały kraj”), „Służyć Rosji” – Rieznik wykonywał tę pieśń z chórem MSW i Wojsk Wewnętrznych („Będziemy służyć Rosji, temu zadziwiającemu krajowi, gdzie nowe słońce wstaje”), hymn służby granicznej FSB „Zielona czapka garnizonowa” („Nad granicą mgły, nad granicą bezbrzeżna zaśnieżona dal, […] a ze mną mój przyjaciel, przyjaciel młodych lat – zielona czapka garnizonowa”).

http://www.youtube.com/watch?v=FAjna2Na6-8

„Zielona czapka garnizonowa” jest nie tylko hitem obrońców granic Rosji, ale także nazwą zespołu artystycznego wykonującego pieśni gatunku o odpowiednim ciężarze militarystycznym. Przy dorosłym zespole działa zespół dla dzieci (udzielają się w nim latorośle funkcjonariuszy). Tak, zgadli Państwo, jego kierownikiem artystycznym jest Ilja Rieznik. Tytuł jednej z pieśni – „Służyć Rosji” jest także nazwą projektu, w który Rieznik zaangażował się w 2005 r.  W ramach tego projektu Rieznik prowadzi konkurs dla utalentowanych dzieci (sic).

Te dzieła nie są nowe.Teraz zostały odgrzebane i nagłośnione przez blogerów w związku z ostrymi wypowiedziami Rieznika o Ukrainie (Odmówiłem napisania hymnu faszyzującej Ukrainy). W 2013 roku Rieznik został uhonorowany tytułem zasłużonego artysty Ukrainy za wybitny wkład w umacnianie przyjaźni między narodami rosyjskim i ukraińskim. Tytuł przyznano, ale Wiktor Janukowycz „nie zdążył” go wręczyć.

Mundial bez cudu

No i zostali bez premii. Prezes Rosyjskiego Związku Piłki Nożnej zapowiedział dziś, że ani piłkarze, ani trenerzy drużyny narodowej nie dostaną złamanej kopiejki za swój niefortunny występ na mistrzostwach w Brazylii. Nie wyszli z grupy – teraz mogą ssać łapę.

Rosyjska reprezentacja rzeczywiście nie błysnęła. Jedynym powodem, dla którego komentatorzy zwracali uwagę na sborną, była gigantyczna gaża trenera, niegdyś wybitnego gracza czołowych klubów piłkarskich i włoskiej drużyny narodowej Fabio Capello. Podobno zarabia 12 mln euro rocznie (według France Football). „Jednak cudu nie można kupić” – zauważył jeden z rosyjskich blogerów. Kontrakt na trenowanie sbornej Capello podpisał dwa lata temu, w styczniu tego roku przedłużył do roku 2018. Czy jednak Włoch doprowadzi reprezentację Rosji do kolejnych rozgrywek mistrzowskich? Prasa sportowa pisze, że w kontrakcie ma zawarowane, że w razie, gdyby chcieli go wylać wcześniej, to federacja piłkarska zobowiązana jest wypłacić mu 18 mln euro (według innych źródeł – nawet 30 mln).

Tymczasem pojawiają się informacje, że rozgoryczeni słabymi wynikami reprezentacji piłkarskiej deputowani chcą wezwać trenera na dywanik, przesłuchania miałyby się odbyć w październiku. Poseł z ramienia Sprawiedliwej Rosji Oleg Pachołkow zaapelował do Capello, by zachował się honorowo i zwrócił przynajmniej połowę honorarium. Zdaniem Pachołkowa, Capello ewidentnie zawinił, dobierając do drużyny piłkarzy filigranowych: „To jakiś standard Korei Południowej. Od kiedy to jesteśmy krajem sportowych karzełków?”. Rosja sportowym karzełkiem? Nigdy w życiu. Przecież rosyjska kadra wygrała olimpiadę w Soczi. A tu taka nieprzyjemnościunia, jak mówił Wiech.

Rosji zależało na dobrym wyniku, bo za cztery lata ma gościć mistrzostwa u siebie. Zatrudnienie światowej sławy trenera miałoby zapewnić odpowiedni poziom wyszkolenia. Na razie efektów brak. Pod publikacjami w internecie na temat postawy Rosjan na brazylijskim Mundialu aż kipi od emocji. Prawdziwi rosyjscy patrioci pomstują na czym świat stoi, że jakiś pożal się Boże makaroniarz dostąpił zaszczytu trenowania sbornej i zawalił sprawę: „Czy w Wielkiej Rosji nie ma ani jednego godnego trenera?”. W sieciach społecznościowych popularne było hasełko „Starczy karmić Capello” (na wzór „Starczy karmić Kaukaz”).

Reakcje w internecie po ostatnim nieudanym meczu rosyjskiej reprezentacji są dobrym materiałem do analizy stanu dusz i umysłów w dobie kryzysu ukraińskiego. Aleksandr Bobrakow-Timoszkin zebrał gorące reakcje, zostawione w sieci zaraz po ostatnim gwizdku w meczu z Algierią, zremisowanym 1:1 (co dawało awans Algierii i kazało spakować walizy Rosji; http://www.svoboda.org/contentlive/liveblog/25437169.html). „Rosyjska reprezentacja nawet nie umarła ze wstydu”; „Ukraińcy, cieszcie się. Rosyjska reprezentacja wróci jutro do domu, a Krym do was nie wróci”; „Pewnie nawet reprezentacja Noworosji gra w futbol lepiej niż reprezentacja Rosji”; „Nie trzeba było brać trenera z Gejropy”; „Takie miałem przeczucie, że w Algierii Prawy Sektor trzyma się mocno”; „Po półtoragodzinnych negocjacjach z batalionem Algieria okupanci przeszli na islam i wyjechali do Putinostanu. Chwała Afrobanderowcom”, „Za to #Krymnasz”. A #futbolnenash. „A USA weszły do jednej ósmej finału”. „W 2018 Rosji już nie będzie”.

Magia skrótów, czar obcasa

Trochę się można pogubić. Aktywność deputowanych Dumy Państwowej w zakresie regulacji wszelkich przejawów życia kraju kwitnie bujnym kwieciem. Co kilka dni obywatele dowiadują się, co im wolno, a częściej – czego nie wolno. Na przykład wczoraj weszła w życie ustawa zakazująca używania niecenzuralnych słów w mediach, filmie, literaturze i teatrze. Na ostatnim posiedzeniu Duma przyjęła w drugim czytaniu ustawę zakazującą zamieszczania reklamy w płatnych stacjach telewizyjnych (do tej kategorii zalicza się np. telewizja Dożd’, która prowadzi niezależną politykę redakcyjną). Nowelizacja kolejnej ustawy – o zapobieganiu ekstremizmowi – przewiduje kary za aktywność w sieciach społecznościowych uznanych za szerzące ekstremizm (powodem do ścigania może być nawet postawienie „lajka” lub repost; a tak na marginesie ciekawe, czy za ekstremizm zostaną uznane publicystyczne arcydzieła Aleksandra Prochanowa, który na łamach szowinistycznej gazety „Zawtra” uprawia patriotyczną grafomanię, siejącą nienawiść pomiędzy narodami). Blogerów, odnotowujących więcej niż trzy tysiące odsłon dziennie, uznano za media i objęto wszystkimi zakazami, obowiązującymi media, rozszerzono za to uprawnienia Federalnej Służby Bezpieczeństwa do zaglądania tu i ówdzie. Przygotowywane są poprawki do ustawy o zgromadzeniach, przewidujące zaostrzenie i tak bardzo restrykcyjnych kar za udział w nielegalnych demonstracjach (nowela przeszła już drugie i trzecie czytanie).

Do cennych inicjatyw należy zaliczyć arcydzieło Olega Michiejewa – deputowanego z ramienia Sprawiedliwej Rosji, który chciałby wprowadzić zakaz sprowadzania do Rosji trampek, adidasów, baletek, mokasynów, espadryli oraz szpilek, jako że obuwie na płaskiej podeszwie lub na wysokich obcasach szkodzi zdrowiu Rosjan. Przy okazji media przypomniały, że od lutego obowiązuje już zakaz wwożenia na obszar Unii Celnej Kazachstanu, Białorusi i Rosji koronkowej bielizny. Dlaczego? Bo nie spełnia ona wymogów technicznych. Kolega Michiejewa z frakcji deputowany Wiktor Szudiegow wykazał się aktywnością na polu poprawiania sytuacji w szkołach, pełnych zwyrodnialców i wystąpił z inicjatywą wprowadzenia odpowiedzialności karnej dla uczniów, którzy „publicznie upokorzyli nauczyciela”.

Za rekordzistę w zgłaszaniu nieocenionych pomysłów można uznać „najbardziej radioaktywnego” deputowanego, Andrieja Ługowoja (podejrzewany przez brytyjskie organy ścigania o zabójstwo Aleksandra Litwinienki w Londynie). Sen z powiek spędzają zasłużonemu deputowanemu wolności obywatelskie, przykłada się więc, by kontrolować możliwie dużo sfer działalności współobywateli. Weszła w życie ustawa, zgłoszona przez Ługowoja, umożliwiająca blokowanie portali i stron internetowych bez sankcji sądu. W maju Ługowoj wniósł projekt ustawy o karaniu za niedopełnienie procedury poinformowania odnośnych organów o posiadaniu drugiego obywatelstwa (ustawa przeszła już pierwsze czytanie).

W niedawnym wywiadzie dla rozgłośni radiowej Goworit Moskwa deputowany Ługowoj, jak to się mówi w Rosji, raskrył duszu. Okazuje się, że były funkcjonariusz KGB, a potem Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB) pragnie powrotu do dawnej nazwy i dawnego skrótu instytucji, która wzbudzała strach i respekt. KGB to brzmi dumnie. „Z KGB zrobiono potwora, który wspierał dyktaturę. A przecież zwalczaniem dysydentów, których notabene należało zwalczać, zajmował się tylko jeden z zarządów KGB. Wszystkie pozostałe działania tej instytucji miały na celu zapewnienie bezpieczeństwa państwa”.

Komentarze po tym wywiadzie były różne – słuchacze rozgłośni Goworit Moskwa poparli inicjatywę „Radioaktywnego”, natomiast na stronie internetowej Echa Moskwy pojawiły się komentarze w rodzaju: „Jak szaleć to szaleć – może lepiej od razu NKWD”, „Jasne, przywrócić KGB i towarzysza Stalina wykopać spod murów Kremla i z powrotem umieścić w mauzoleum”, „A mnie się podoba CzeKa – krótko i strasznie”. „FR przemianować w ZSRR”.

Ze słowami w ogóle trzeba uważać, nie tylko z tymi wulgarnymi, za których użycie można od wczoraj nieźle popłynąć. Duma idzie za ciosem. W pierwszym czytaniu rozpatrywano projekt ustawy wprowadzający kary pieniężne za stosowanie słów pochodzących z języków obcych zamiast rosyjskich odpowiedników (np. zamiast obcej sfery należy używać swojskiej dziedziny). Kończę, bo zaraz złamię nowe przepisy…

Frankenstein w Brukseli

Wiktor Janukowycz miał podpisać dokumenty o stowarzyszeniu Ukrainy z UE w Wilnie w listopadzie ubiegłego roku. Nie podpisał. Od tego czasu minęła epoka. Dziś podpis pod DCFTA z Unią Europejską złożył nowo wybrany prezydent Ukrainy Petro Poroszenko. Podpisał piórem z napisem „Wilno 2013”. Symboliczne.

Pisarz Eduard Limonow, sekundujący restauracji sowieckiego imperium, kręci się niecierpliwie na niewygodnym krześle: „Do Europy idą również Gruzja i Mołdawia, ale to nas tak znowu nie obchodzi, oni nie są nam braćmi. Natomiast to, że Ukraina odwraca się od Rosji, to nas bardzo denerwuje. Chodzi o to, że tutaj nas mają: biją w najbardziej wrażliwe miejsce”. Niektórzy rosyjscy oficjele bardzo się zdenerwowali. Doradca prezydenta Putina, Siergiej Głazjew, w wywiadzie dla BBC nazwał prezydenta Poroszenkę nazistą. A nawet nazistowskim Frankensteinem, który przerazi swych twórców – europejskich gryzipiórków – gdy zastuka do ich drzwi po podpisaniu umowy z UE. Rzecznik rosyjskiego prezydenta zaznaczył, że słowa Głazjewa nie odzwierciedlają oficjalnego stanowiska Kremla. Ale żadnej nagany Głazjew nie otrzymał (tak samo było i po wielu poprzednich wypowiedziach tego oficjalnego doradcy prezydenta, który wzywał m.in. do zakazu używania dolara w rozliczeniach handlowych itp.). Ha, po prostu nerwy człowieka poniosły, miał prawo się zdenerwować, skoro ta Ukraina – jak pisze Limonow – „nas bardzo denerwuje”.

Eksperci od gospodarki wieszczą kolejną wojnę handlową pomiędzy Rosją a Ukrainą. Rosja zapowiedziała, że po podpisaniu przez Kijów DCFTA, podejmie kroki odwetowe związane z dostępem do rosyjskiego rynku, zagroziła też, że nie będzie mogła utrzymać zerowych stawek celnych dla Ukrainy na dotychczasowych zasadach (choć w podpisanych uprzednio przez Ukrainę dokumentach o strefie wolnego handlu WNP i podpisanych dziś dokumentach z UE nie ma sprzeczności, podniesienie opłat będzie zatem kolejnym politycznym krokiem Moskwy wobec krnąbrnej Ukrainy). Broń ekonomiczna jest w grze od dawna – od sierpnia ubiegłego roku Rosja stosuje wobec Ukrainy presję na tym polu. Kolejne restrykcje są coraz bardziej dolegliwe, coraz bardziej ograniczają pole współpracy. Ale czy w dłuższej perspektywie zrywanie więzi gospodarczych opłaci się Moskwie? Każdy kij ma dwa końce. Im mniej współpracy, tym większy rozziew. Zresztą do implementacji DCFTA droga daleka. Prowadzi m.in. przez trójstronne konsultacje (UE-Rosja-Ukraina), ratyfikację przez ukraińską Radę Najwyższą i dwie tony uzgodnień.

Wojna toczy się nie tylko na froncie ekonomicznym, ogłoszone przez Poroszenkę zawieszenie broni na wschodzie Ukrainy było łamane, głównie przez separatystów. Teraz ma zostać przedłużone o kolejne trzy dni. Z jakim skutkiem?