31 października. O wyczynie haniebnym Pawlika Morozowa, który doniósł na rodziców z pobudek ideowych, wiedzą wszyscy, którzy choć trochę interesują się historią Rosji XX wieku. Ale to nie był jedyny rodzinny dramat w ZSRR, który dokonał się na skutek totalitarnego przenicowania serc i mózgów i pchał ludzi do popełniania niegodziwości wobec najbliższych. Z okazji wczorajszego Dnia Pamięci Ofiar Represji Politycznych „Nowaja Gazieta” opisała kuriozalną historię Darii i Lubowi Rubcowych – matki i córki, związanych splątaną czerwoną wstęgą uwielbienia dla zbrodniczego reżimu i przeciwstawienia się jego krwawym zamiarom (https://www.novayagazeta.ru/articles/2017/10/27/74349-a-esli-vy-obo-vsem-etom-znaete-to-vas-samogo-nado-rasstrelyat). Wstrząsające, posłuchajcie tej opowieści.
To brzmi wręcz niewiarygodnie, ale to się wydarzyło naprawdę. W dalekim od metropolii mieście Kańsku na Jenisiejem mieszkała rodzina Rubcowów. Piętnastoletnia córka Lubow, zdrobniale nazywana Lubą, chodzi do siódmej klasy, udziela się w teatrzyku amatorskim, pisze wiersze. Pewnego dnia matka Daria podczas porządków znajduje wciśniętą pod materac paczkę napisanych ręcznie ulotek o treści kontrrewolucyjnej. Daria będąc zagorzałą bolszewiczką, natychmiast leci ze znaleziskiem do NKWD. Kilka dni później Lubę aresztowano pod zarzutem tworzenia organizacji faszystowskiej i oczerniania kierownictwa pierwszego w świecie państwa proletariatu. Śledczy postawili jej zarzuty o zorganizowanie trzyosobowej grupy, Zjednoczony Komitet Zwolenników Lenina, stawiającej sobie za cel obalenie najlepszego ustroju świata. Troje siódmoklasistów było poruszonych aresztowaniami ich nauczycieli i w ten sposób chciało zareagować na dziejącą się na ich oczach niesprawiedliwość. Domagali się czystości życia partyjnego i społecznego wedle zasad leninowskich.
Groźni wrogowie ludu mieli po 14 i 15 lat, ale zostali potraktowani przez najbardziej humanitarny sąd na świecie jak dorośli i skazani na realne wysokie wyroki.
Na wolność Luba wyjdzie osiemnaście lat później, w 1955 roku. Z łagru zostanie skierowana na przymusowe osiedlenie do kolonii. Tam ciężko zachoruje. Matka zawnioskuje o „przekazanie jej pod opiekę rodziny”, poręczy za nią jako członek partii. Na wniosku decydent napisze straszne słowo „Odmowa”. Wolność przyjdzie do Luby dopiero w czasie poststalinowskiej odwilży. Lubow Rubcowa zostanie zrehabilitowana.
Po uwolnieniu Lubow przyjedzie do Kańska. I zamieszka z matką. Lubow Rubcowa umrze w 1966 roku w wieku zaledwie 44 lat w Krasnojarsku, gdzie spędza ostatnie lata życia, pomieszkując kątem w wydawnictwie, które zdecydowało się wydać trzy tomiki jej poezji.
Matka Luby, Daria Rubcowa zostanie dyrektorem bazy Masłoprom w Kańsku, umrze w 1990 roku w podeszłym wieku. Do końca życia nie przyzna się, że swoim donosem na córkę popełniła błąd. Nie, partia nigdy się nie myli. Jedyny zarzut wobec władz Darii Rubcowej był taki, że Luba nie powinna dostać aż tak wysokiego wyroku. Aby ją sprowadzić na właściwą drogę, wystarczyłaby, zdaniem kochającej matki, krótsza odsiadka.
Jak wynika z badań przedstawionych przez Anatolija Safonowa, pod koniec lat osiemdziesiątych „podjęto decyzję, aby w trybie pilnym rehabilitować tych, którzy zostali w epoce wielkiego terroru skazani przez tzw. dwójki, trójki i trybunały. W samym Krasnojarsku mieliśmy kilkadziesiąt tysięcy takich spraw. […] Przejrzeliśmy akta. I zobaczyliśmy, jak to wszystko jest powiązane: czyjaś podłość i czyjeś czyny chwalebne. Oto przypadek jak wiele: żona chce, aby mąż nie chodził na boki, a więc pisze zgrabny donos do odpowiednich czynników z prośbą, aby go uświadomić, wychować. Dwie strony dalej znajdujemy wyrok, najwyższy wymiar kary, wyrok wykonano. Świetna metoda wychowawcza. Ta kobieta do tej pory żyje. Dzieci nie mają pojęcia, że to ona napisała donos na ich ojca. Piszą do nas: proszę nam powiedzieć, kto wydał ojca, matka wychowała nas sama, to święta kobieta, proszę nam powiedzieć prawdę, bo ona płacze. Co ja mam im odpowiedzieć? […] Ile było donosów? Cztery miliony? Mniej? Więcej? Niepodobna sprawdzić. Archiwa uchylone w latach dziewięćdziesiątych, znowu zostały na głucho zamknięte. […] Propaganda stalinowska wykorzystywała mit o powszechnym pisaniu donosów, aby spętać całe społeczeństwo udziałem w zbrodniach, w ten sposób wszyscy są umoczeni – wszyscy ci, którzy publicznie odżegnywali się od członków swoich rodzin, którzy akceptowali egzekucje”.
Ten sam mechanizm, zauważa autor materiału „Nowej Gaziety” Aleksiej Tarasow – choć skala jest zgoła inna – eksploatowany jest i przez obecne władze, które klajstrują usta członkom rodzin żołnierzy, ginących w brudnych putinowskich wojnach na Donbasie i w Syrii. Rodziny milczą zastraszone lub przekupione rekompensatą pieniężną.
Władza po dziś dzień nie chce ujawnienia prawdy, podania do publicznej wiadomości nazwisk oprawców stalinowskich. Dlatego Memoriał, który zajmuje się przywracaniem pamięci o ofiarach, ma ciągle problemy. Jurij Dmitrijew, szef regionalnego oddziału Memoriału w Karelii, który organizował ekspedycje do miejsc kaźni, odtwarzał losy rozstrzelanych w latach wielkiego terroru, został aresztowany wiele miesięcy temu pod zarzutem przygotowania pornografii dziecięcej. Aresztowano go na podstawie donosu.
Wczoraj prezydent Putin złożył wieniec i otworzył w Moskwie na prospekcie Sacharowa memoriał Ściana Bólu, poświęcony pamięci ofiar represji. Arkadij Dubnow zauważył w komentarzu: „odsłonięcie państwowego pomnika więźniów politycznych w kraju, gdzie ponownie wsadzają do więzień za politykę, to wstyd! [A trzeba jeszcze zwrócić uwagę] na hybrydową przyczynę tego wydarzenia. A mianowicie przedwyborczy kontekst. Putin w kolejnej kadencji ma wyglądać jak mąż sprawiedliwy w pokorze niosący narodowi zgodę”.