W wieku 85 lat zmarł w Petersburgu Grigorij Romanow, pierwszy sekretarz leningradzkiego komitetu obwodowego partii komunistycznej w latach 1970-1983. Ostatnie lata spędził z daleka od życia publicznego; prezydent Jelcyn przyznał mu specjalną emeryturę „za wybitny wkład w rozwój przemysłu maszynowego i obronnego”.
Romanow był uważany za partyjną konserwę, najtwardszy ideologiczny beton. Po śmierci Jurija Andropowa był – obok Michaiła Gorbaczowa – najpoważniejszym kandydatem do objęcia najważniejszego stanowiska w Kraju Rad. Wtedy wybrano jednak jeszcze na krótki okres „dożynek” schorowanego Konstantina Czernienkę. Był gensekiem przez rok. Później nastąpiła gorbaczowowska era pierestrojki.
Romanow był przeciwieństwem innowacji. Chodziły o nim kuluarowe legendy – prasa zachodnia pisała, że wesele jego córki odbyło się w carskim pałacu Taurydzkim na carskiej zastawie, co więcej – kielichy Romanowów (nomen omen) tłuczono o posadzki na szczęście. Romanow dementował te sensacje, był raczej zwolennikiem skromnego życia zgodnego z „kodeksem ideowego leninowca”. Jego współpracownicy wspominają, że trzymał wszystko za gardło żelazną ręką. On sam w zeszłorocznym wywiadzie dla pisma „Russkaja Żyzń” tak mówił o okresie swojej pracy w Leningradzie: „Z przejawami antysowieckich nastrojów rzeczywiście walczyłem pryncypialnie. Pomagali mi w tym funkcjonariusze KGB, również osobiście Wiktor Czerkiesow (bliski przyjaciel Władimira Putina). Na niego też się skarżono, że dusi wszystko, co postępowe. Nie żadne tam postępowe, a po prostu antysowieckie – między tymi pojęciami istnieje wielka różnica”.
Ciekawy aspekt rządów Grigorija Romanowa pokazuje Siergiej Szelin w internetowej „Gazecie.ru”: „W czasach Romanowa w Leningradzie dorastali i zdobywali wyższe wykształcenie ci, którzy dziś rządzą Rosją. Dmitrij Miedwiediew już nie należy do tego pokolenia: w czasach, kiedy rządził Romanow, Miedwiediew był dzieckiem”. Mowa tu o pokoleniu Putina. Dorastało ono w czasie ostatniego stadium operacji przekształcania byłego carskiego, mocarstwowego Petersburga w sowiecki Leningrad. Operacja zaczęła się nie za czasów Romanowa, ale właśnie za jego rządów osiągnęła szczyt. „Styl późnego Leningradu – to dzikie połączenie wszechogarniającej szarości i technokracji. Z jednej strony – każda próba samodzielnego myślenia duszona była żelazną ręką, z drugiej – wszelkie myślenie na praktyczne tematy, pod kontrolą, było nawet mile widziane. To właśnie za czasów Romanowa Leningrad otrzymał ogromne inwestycje przemysłowe”. Leningrad miał znacznie mniej niż Moskwa kontaktów z zagranicą, o wiele mniej interesujących z punktu widzenia kariery posad – tu nie kształcono ani dyplomatów, ani pracowników handlu zagranicznego. Natomiast Leningrad kształcił kadry w innych dziedzinach, nawet na elitarnych uczelniach (gł. uniwersytecie) mogły pobierać nauki nie tylko dzieci partyjnych bossów czy potomkowie petersburskiej inteligencji, ale także ludzie z rodzin wojskowych (Anatolij Czubajs, Aleksiej Kudrin) czy pochodzący z „ludu”, którzy dalszą karierę związali ze służbami specjalnymi (Władimir Putin, Igor Sieczin, Siergiej Iwanow). „Leningrad Romanowa, przymusowo zdegradowane do roli prowincji megapolis, zrodził specyficznych ludzi, ludzi z ukrytymi głęboko ambicjami, z poczuciem krzywdy, często doskonale wykształconych i nastawionych na osiąganie celu. A te cele były różne. Ludzie ci świadomie rezygnowali z protestu jako formy wyrażenia niezadowolenia – kilka wybitych poprzednich pokoleń dobrze tu zapamiętano. Wysoko cenione były: sumienna praca na rzecz państwa, zdolności adaptacyjne, dyscyplina, pogarda dla moskiewskiej zaradności”. W Leningradzie Romanowa działał też artystyczny underground, który nic sobie nie robił z oficjalnego stylu. Po rozpadzie ZSRR „pitercy” zaczęli brać specyficzny odwet za tamte lata, kiedy Leningrad zepchnięty był na przegrane pozycje. Szeroką ławą zajęli miejsca we władzach centralnych (jeszcze za czasów Jelcyna). „Ludzie ci, którzy w czasach Romanowa poznali do bólu odcięcie od świata, od powietrza, od możliwości robienia kariery, nawet gdy byli wrogo do siebie nastawieni, potrafili stworzyć wspierające się wzajem klany i koterie, a potem w różnym stopniu zachorowali na społeczny daltonizm, oduczyli się rozróżniać kolory życia społecznego. Obecnie wielu z tych ludzi ma swój szczytowy moment kariery za sobą. Chciałoby się wierzyć, że podobnie jak inne rezerwy, tak i ta rezerwa kadrowa ludzi z romanowowskiego Leningradu też się kiedyś wyczerpie”.
Ale teraz, kiedy jeszcze się nie wyczerpała, warto się jej przyjrzeć i pod takim kątem.
Romanow wraz ze Stefanem Olszowskim byli współodpowiedzialni za zbrodnię na księdzu Jerzym Popiełuszce