Pożegnania. Ciepły baryton

Przed tygodniem w wieku 66 lat zmarł Muslim Magomajew. Był bożyszczem radzieckiej estrady, uwielbianym śpiewakiem operowym, oklaskiwanym w La Scali i paryskiej Olimpii. Kiedy zaśpiewał w 1969 roku na festiwalu w Sopocie, zachwycił publiczność, a od jury otrzymał pierwszą nagrodę. Wspaniały, silny głos, liryka, subtelność, a jednocześnie gorący temperament, odziedziczony po kaukaskich przodkach – to było połączenie wyjątkowe. Jego dziadek, również Muslim Magomajew, był azerbejdżańskim kompozytorem, założycielem bakińskiego konserwatorium i opery, rodzice związani byli z teatrem, matka była aktorką, ojciec – scenografem. W czasie pobytów w Polsce Muslim usilnie poszukiwał grobu ojca, który zginął na wojnie na dwa dni przed jej zakończeniem.

Nazywano go radzieckim Sinatrą. Był jednym z tych nielicznych, którzy nadawali zwykłej piosence, masowym przebojom rys szlachetności. Za to go uwielbiano nie tylko w ZSRR. Kiedy śpiewał „Ja tiebia lublu”, słuchacze wierzyli w to wyznanie jak nikomu innemu. I sami zaglądali w swoje serca.

Kiedy odszedł, Moskwa – miasto, w którym spędził większość życia – oddała mu ostatni hołd pięknie i wzniośle. Uroczystości pożegnalne odbyły się w słynnej Sali imienia Czajkowskiego, gdzie Magomajew 45 lat temu zadebiutował jako śpiewak i niemal z dnia na dzień stał się sławny. By dostać się do środka i pokłonić przed wystawioną na scenie trumną, ludzie z kwiatami stali na ulicy w kolejce, której końca nie było widać. Na zwykle zakorkowanej, zatłoczonej i wiecznie spieszącej się moskiewskiej ulicy na długo zatrzymano ruch. Na asfalcie, po którym miał przejść kondukt, leżały czerwone goździki. Tłumy stały i odprowadzały pełnymi wzruszenia oklaskami ukochanego artystę. Stojący w gigantycznych zatorach kierowcy tym razem nie psioczyli, jak to mają w zwyczaju, gdy ulice blokuje się z powodu przejazdu uprzywilejowanych kolumn rządowych i prezydenckich samochodów. Słuchali puszczanych przez radio przebojów zmarłego (wiele z nich napisała znakomita Aleksandra Pachmutowa). Odprowadzano Magomajewa – piosenkarza, który dostarczył ludziom pięknych wzruszeń, dawał radość. W moskiewskim metrze rozbrzmiewały tego dnia jego piosenki. W swojej karierze nagrał ich ponad sześćset, wiele z nich stało się wielkimi przebojami.

Po moskiewskim pożegnaniu było jeszcze pożegnanie w Baku – rodzinnym mieście, gdzie spoczął obok krewnych. Ze łzami w oczach żegnało go dosłownie całe miasto.

W ostatnich latach Magomajew wycofał się ze sceny, chorował na serce, stwierdził, że głos odmawia mu już posłuszeństwa. Jego środkiem komunikowania się ze słuchaczami była jego strona internetowa.

4 komentarze do “Pożegnania. Ciepły baryton

  1. poeta0@op.pl

    Pani Aneczko; nareszcie coś rozsądnego w myśleniu analitycznym z którego też wynika rusofobia że najlepszy Rosjanin to martwy Rosjanin który nie jest grożny nawet jak był aktorem.ale nie za życia lecz dopiero po śmierci.Skażony rozum nienawiścią nie będzie aniołem nawe w dniach zmarłych

    Odpowiedz
    1. ~Pi

      Nie zabieraj głosu, jeśli nie umiesz sklecić poprawnie zbudowanego zdania. W tym jednym zdaniu roi się od błędów wszelakiego rodzaju? Jakby tego było mało, to co napisałeś jest bełkotem. Może zmień sobie adres mailowy na belkot@op.pl zamiast poeta0@op.plPani Aneczko; nareszcie coś rozsądnego w myśleniu …… analitycznym z którego też wynika rusofobia że najlepszy Rosjanin to martwy Rosjanin który nie jest grożny nawet jak był aktorem.ale nie za życia lecz dopiero po …poeta0@op.pl 2008-11-02 08:51

      Odpowiedz
    2. Irena

      Dziękuję Pani Annie za porządny art. Dziękuję: poeta0@op.pl, za ciepłe słowa. Odszedł Artysta Genialny. Śpiewał, komponował, malował. Jest nieśmiertelny, wieczny bowiem żyje w naszych sercach i pamięci.
      Irena

      Odpowiedz

Skomentuj poeta0@op.pl Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *